debaty / KSIĄŻKI I AUTORZY

Migawki literackiej przygody

Justyna Radomińska

Głos Justyny Radomińskiej w debacie „Czytam naturalnie”.

strona debaty

Czytam naturalnie

Czytam – naturalnie. Naturalnie, że czytam. Odkąd pamiętam. Albo właściwie inaczej – nie pamiętam, bym nie czytała. Czytanie więc jest dla mnie czynnością równie organiczną jak oddychanie. Można żyć bez powietrza?

Tak rozumiem naturalność czytania, więc nie wymaga ono specjalnej oprawy ni wyjątkowego rytuału. Nie fetyszyzuję książek, nie mam ulubionego fotela ni kocyka. Zasypiam równie dobrze z książką jak i bez. Choć gdy mnie dobra literatura wciągnie, niemal z książką się budzę.

Gromadzę książki, naturalnie. One określają moją tożsamość, więc są w moim otoczeniu. Liczę na to, że moje dzieci również powiedzą, że czytanie jest dla nich naturalne. Właściwie chyba tak już jest.

Czytanie jest więc dla mnie sposobem przeżywania i doświadczania rzeczywistości. Tak jakby ona była do zaakceptowania wtedy, gdy przez literaturę zostanie przefiltrowana. Czytanie to sposób na poznawanie świata i człowieka. Tak, temu – naturalnie – służy czytanie.

Nie oznacza to, oczywiście, że pochłaniam wszystko i w każdej formie. Choć literatura to naturalna dla mnie pożywka, nie chcę karmić się tym, co bezwartościowe.

Recenzuję książki dla portalu lubimyczytac.pl, dlatego od kilku lat czytam przede wszystkim nowości i głównie prozę, którą jednak starannie selekcjonuję. Poezję wolę migawkowo, bardziej jako odbicie fascynacji innych niż efekt własnych poszukiwań.

Co poleciłabym do literackiego przeżycia? Wybór jest mocno stronniczy i subiektywny.

Od lat niezmiennie szczególną pozycję w moim literackim panteonie zajmuje bohater III części Dziadów Adama Mickiewicza – Konrad. Wielka Improwizacja to literacka klasa sama w sobie, i formalnie, i treściowo. Takiego wybuchu pychy twórczej nigdzie dotąd nie znalazłam. Konrad w tym manifeście indywidualizmu jest po prostu wspaniały. Uwielbiam jego przekonanie o własnej wyższości, bezwzględność w ocenie świata i pragnienia ponad ludzką miarę. Wierzę mu bezkrytycznie, choć zgodzić się na jego działania i rząd dusz – byłoby chyba szaleństwem. Mam wrażenie, że przez doświadczenie Konrada trzeba przejść: „ja Mistrz” zakrzyknąć, by w końcu paść pod naporem własnych emocji, nauczyć się pokory w stosunku do tego, co od nas silniejsze, co właśnie ponad.  Z Konradem obcuję rok w rok z racji zawodu i nie mam go dość nigdy. Ani Mickiewicza.

Jedną z moich ulubionych powieści jest Łuk triumfalny Ericha Remarque’a – historia niemieckiego lekarza, emigranta, przebywającego w Paryżu na kilka miesięcy przed wybuchem II wojny światowej.  Fascynuje specyficzny klimat miasta, ale przede wszystkim bohater – z jego sposobem przeżywania rzeczywistości, miłości i zemstą. Jest doskonały. Od pewnie już dwudziestu lat żyję przekonana, że nie można nie kochać się w doktorze Raviku po przeczytaniu Łuku…. I nieważne, że im jestem starsza, tym styl narracji wydaje mi się coraz bardziej naiwny,  a niekiedy może nawet i trąci banałem.

Warto sięgnąć również po Wyznaję katalońskiego pisarza Jaume Cabré. To literatura bestsellerowa, zaskakująca dobra. Jej sukces tkwi zapewne w specjalnej konstrukcji świata przedstawionego, którą można by porównać do pająka z dziecięcego placu zabaw. Wchodzi się do wnętrza tej ażurowej konstrukcji, od którejkolwiek bądź strony, i jedno wie się bezsprzecznie: to na pewno nie jest jej początek. Tak jest z Wyznaję. W powieść wkracza się frapującymi słowami Adriana Ardevola i Boscha: „Dopiero wczoraj wieczorem, idąc zmoczonymi deszczem ulicami Vallcarki, zrozumiałem, że przyjście na świat w tej rodzinie było niewybaczalnym błędem”. I odtąd będzie się  uczestniczyć w jego spowiedzi. Ale nie poprowadzi on prostą ścieżką. Będzie tak jak we wspomnianym pajączku: punkt, od którego zaczyna się wędrówkę, wcale nie będzie tym początkowym. Narracja przeskakuje z jednego poziomu na inny, krąży wokół jądra historii i od niego się oddala. Bo – jak zagadkowo stwierdza Adrian – „Naprawdę wszystko zaczęło się ponad pięćset lat temu, kiedy tamten udręczony mężczyzna postanowił wstąpić do klasztoru Sant Pere del Burgal.”

Opowieść Adriana to rekonstrukcja własnej tożsamości. A odkrywanie prawdy o sobie samym to także mierzenie się z prawdą o własnej rodzinie. Dlatego w narracji Adriana pojawiać się będą różni bohaterowie, którym on odda głos, albo pozwoli o nich opowiedzieć narratorowi: inkwizytorzy, lutnicy, handlarze instrumentów muzycznych, rodzina brakarzy, mnisi, Żydzi, których los naznaczyły nazistowskie Niemcy i sami naziści… Jedni żyją w XIV, XV czy XVII wieku, inni w XX. Sam Adrian także stanie się przedmiotem opowieści.

Fascynujące, że losy wszystkich postaci zawsze się jakoś splatają, jak liny w pajączku na placu zabaw. Pojawienie się tych bohaterów w historii Adriana wiąże się z jej wielkim tematem – z krzywdą ludzką, ze złem. Nikt w tej opowieści nie jest czysty, nikt nie pozostaje nieskażony, zło raz wymierzone upomina się o swoją daninę. Rodzą się więc pytania: o jego wymiar, kształt, siłę oddziaływania, o odpowiedzialność, możliwość odkupienia, zadośćuczynienia, zneutralizowania zła uczynionego. Także o alternatywy: piękno, sztukę, miłość, przyjaźń. Czy one są w stanie uchronić przed złem?

Ostatni zaś mój literacki zachwyt to Silva rerum, powieść litewskiej pisarki Kristiny Sabaliauskaitė, opisująca losy rodziny Narwojszów ze Żmudzi. Najciekawsze postacie to seniorzy rodu: Jan Maciej Narwojsz, niezwykły szlachcic erudyta, mądry i oczytany, choć ogarnięty idée fixe – specyficzną pasją tworzenia, którą realizuje w ogrodzie, oraz jego żona Elżbieta. Ona zainteresowała mnie najbardziej, znalazłam w niej portret kobiety, która ma silną potrzebę uznania własnej niezależności i podmiotowości, którą w powieściowym siedemnastowiecznym świecie realizuje. Samą w sobie powieść można czytać jako historię przygodowo-awanturniczą (choć jest, oczywiście, czymś więcej), napisaną wyjątkowo sprawnym językiem.

Wybrane tytuły to jedynie migawki literackiej przygody, jaką – naturalnie – jest czytanie.