debaty / KSIĄŻKI I AUTORZY

We własnej osobie

Monika Brągiel

Głos Moniki Brągiel w debacie "Męska, żeńska, nieobojętna".

strona debaty

Żeńska, męska, nieobojętna

 

mów
nie zatrzymuj się
(nie zatrzymuj siebie)
Krystyna Miłobędzka

Mówię do ciebie tak cicho
jak ty do mnie
Rafał Wojaczek

Jest

Na pozór proste stwierdzenie faktu obecności literatury na polu dyskusji o istotnych współcześnie kwestiach społecznych, politycznych i medialnych, którym celowo otwieram swój esej, jest w rzeczywistości zagadnieniem ze wszech miar problematycznym i niejednoznacznym. Literatura stanowi bowiem wyjątkową przestrzeń dla współistnienia różnorodnych głosów oraz stanowisk. Jest miejscem wspólnym, ale także miejscem własnym, umożliwia dialog, rozmowę, podkreślając przy tym indywidualność języka czy postawy. W sposobie czytania i mówienia o literaturze znajdują odzwierciedlenie procesy wpływające na to, jak każdy z nas rozumie świat i siebie w roli odbiorcy. Tekst, choć wyrasta z pewnego społecznego oraz estetycznego kontekstu, jest czymś zarazem znanym i wyobcowanym, zdystansowanym wobec instrumentalizujących gestów i estetycznych przyzwyczajeń. Literackość w swej jednostkowości, jak pisał Derek Attridge, jest projektem otwartym, zdarzeniem podatnym na kontaminacje. Kulturowe sprzeczności i napięcia, obszary marginalizacji i uprzywilejowania wykorzystywane przez twórców, ujawniają się niejednokrotnie jako sfery rzeczywistości, których odkrycie może być przyczynkiem do rozważań nad stabilnością kształtu kultury. Z otwarciem się na uśpione dotąd kierunki rozwoju wiąże się możliwość podważenia tej stabilności, niezgody na zastyganie w ramach wyznaczonych norm, a co za tym idzie – niepoddawanie się mechanizmom dominacji i wykluczenia.

Literatura jest według mnie rzeczniczką nieobjętych ziem przedstawiania i rozumienia rzeczywistości, indywidualności oraz międzyludzkich relacji. Motywuje do stawiania kolejnych pytań, chociażby o to, czy mając świadomość dźwigania bagażu przesądów, potrafię je odkrywczo odtwarzać, uważnie przyglądać się możliwościom rozumienia, szukając przy tym szerszej czytelniczej i egzystencjalnej perspektywy. Jest nieobojętna, czyli wrażliwa na zachodzące wokół niej społeczne procesy, kulturowe impulsy, ale też swoista, symptomatyczna i dzięki temu warta uwagi. Jej funkcja zawiera się w różnicy, którą wprowadza w obszar kultury, w inności, która domaga się odpowiedzi.

Jest (2)

Kończąc swoją wypowiedź zatytułowaną Polka nie istnieje w debacie o Pol(s)ce i literaturze, Anna Marchewka wyraża zdecydowany oraz rozwarstwiający się na kilka problemów pogląd: „Jesteśmy różne i jesteśmy różni. Nie jesteśmy równe, nie jesteśmy równi”. Obok różnic biologicznych, płciowych, czy raczej w ich obrębie, istnieją różnice kolejne: klasowe, ekonomiczne, mentalne, dlatego trzeba unikać prostych porządkowań, kategoryzacji, warto z kolei zauważać szczegóły konkretnych historii, by móc rozważać ich przyszłe kształty. Jesteśmy różne i różni, zatem literatura tworzona jest ze świadomością tej różnicy, przez kobiety i przez mężczyzn, przemawia głosem kobiety i głosem mężczyzny, przedstawia osobne punkty widzenia, czasami przeciwstawne, czasami dopełniające się. Opisując te relacje, trzeba jednak cały czas zachowywać ostrożność, by nie wpaść w pułapkę prostych opozycji i oswojonych kategorii. Metafora „ciążenia”, którą posłużyła się w tej samej debacie Anita Jarzyna, oddając swój stosunek do wyrażenia „literatura kobieca”, jest istotna i pokrywa się w dużej mierze z moimi obawami. Formuła ta obrosła już w wiele mitów, zaczęła funkcjonować jako odrębna dziedzina twórczości właściwa kobietom, oddająca ich specyficzny styl, światopogląd, językowy obraz świata. Jednocześnie zaczęła się kojarzyć z literaturą niższych lotów, przeznaczoną tylko dla czytelniczek, bowiem niedostępną pod wieloma względami dla mężczyzn, nierozumiejących czy niezainteresowanych prezentowanymi przez nią tematami. Tak zredukowana formuła utrudnia dążenie do szerokiego oglądu spraw, którymi zajmują się autorki tworzące niezwykle zróżnicowane pod wieloma względami teksty.

Kazimiera Szczuka pisała niegdyś, że rewolucja jest kobietą. Owszem, o ile uogólnimy, uśrednimy zakres znaczeniowy słowa „kobieta” i potraktujemy je jako oznaczenie określonej płciowo zbiorowości walczącej o wspólną sprawę. Rewolucja wszakże musi mieć twarz grupy. Tymczasem literatura pisana przez kobiety we współczesnej Polsce jawi mi się pod postaciami konkretnych autorek, ma wiele twarzy, mówi różnymi idiomami, obraca się w kręgu prywatnych spraw, osobistych i osobliwych sposobów patrzenia, a także tematów jak najbardziej uniwersalnych, ogólnoludzkich. Literatura wychodząca spod pióra kobiet ukazuje szerokie gatunkowo, wielowątkowe spektrum, by wymienić kryminały Gai Grzegorzewskiej, uwzględniające różne role kobiety w życiu osobistym, rodzinnym i społecznym eseistykę oraz lingwistyczną poezję Joanny Mueller, macierzyństwo i codzienność kobiecości w prozie czy wierszach Justyna Bargielskiej, oswajanie języka wstydu związanego z chorobą lub obsesją w powieściach Kai Malanowskiej. Jednostkowość pisarskich projektów jest jednym z czynników, dzięki którym ta „strona” pisarskiej sceny jest coraz lepiej słyszalna, częściej omawiana i doceniana. Jest w ruchu, zmienia się, konstruuje własne tożsamości. Ważną rolę w jej promowaniu odgrywają festiwale takie jak Festiwal Literatury Kobiet „Gryfia” czy Festiwal Literatury Kobiecej „Pióro&Pazur”.

Gdzie

Podsumowując debatę o płci i literaturze w Pol(s)ce, Przemysław Rojek pisze o ważkości sytuacji społecznej i kulturowej w wypowiedziach poszczególnych dyskutantek. Obecne w tej sferze napięcia, wynikające z podrzędnego ciągle w wielu dziedzinach statusu kobiety, są faktem. Zachodzące na naszych oczach przemiany kulturowe, rzeczywisty wpływ kobiet na kształt społeczeństwa to zagadnienia o szerokim zasięgu, wymagające bieżących wyjaśnień. Interpretacja ról społecznych, podziałów, przeciwdziałanie nierówności są koniecznym elementem publicznej debaty. Literatura jako jedna ze sfer kultury może swoiście reagować albo wyraźnie odmawiać uczestnictwa, kreując własne światy i języki, by w taki właśnie sposób odpowiadać na próbujące ją w różnym stopniu zawłaszczać dyskursy. Moje myślenie o kobiecie, literaturze i Polsce zbliża się więc do tego, co Anita Jarzyna, cytując Krystynę Miłobędzką, nazwała „wycinką na jej”. I prowokuje pytania.

Interesuje mnie, co widzi, co opisuje, za czym tęskni literacka Pol(s)ka? Czy widzi Polskę, czy wiosnę oraz czy w jej oglądzie jedno wyklucza drugie? Interesuje mnie ewolucja, jaką przeszła literatura i jej twórcy po transformacji. Czy „w tym kraju”, w którym w latach dziewięćdziesiątych „wciąż wzorcem mężczyzny jest ksiądz albo cinkciarz”, „w którym znów nie wiosnę, lecz Polskę zobaczą”, a bohaterowi śnią się natrętne idee, działacze, obowiązki i poczucie skruchy, o czym czytam w nieśmiertelnym Pogo Marcina Świetlickiego, bunt się ustatecznił? Zdominowana przez męskie kreacje kulturowa rewolucja czasów przełomu musiała okrzepnąć, by zrobić miejsce innym postawom i głosom. ”Zimne kraje” czy „Akslop” stopniowo przecież ewaluowały. „Państwo P” z wierszy Dariusza Sośnickiego to jeden z etapów, na którym brak złudzeń co do rzeczywistości w postkomunistycznym państwie, bo życie mieszkańców jest przytłaczająco zwyczajne, toczy się między snem w wygodnym łóżku a pracą. W którym egzystencja góruje nad esencją, bo takie są warunki, a Państwo P. rozmawiają o tym, co domaga się przekroczenia:

Wnętrza także nie ma. Tego ludzkiego, w którym można się było schować przed wrogami, a także wysłuchać odpowiedzi na najważniejsze pytania, formułowane głosem krystalicznie czystym, choć nieco studziennym. Zarzut wypowiedzi nie na temat wracał jak bumerang, lecz jakimś cudem zawsze lądował pod dywanem.
Nie ma wielu innych rzeczy, o których myśleliśmy, że są. Jesteśmy my. Skazani na myślenie, rozmowę i pracę.

Po 1989 roku na scenie literackiej pojawiły się również rozpoznawalne nazwiska pisarek, wśród nich między innymi: Olga Tokarczuk, Magdalena Tulli, Manuela Gretkowska, Izabela Filipiak, Kinga Dunin. Filipiak stwierdziła po latach, że „babski przełom” zapowiadany w ówczesnych recenzjach okazał się zmarnowaną szansą. Przemysław Czapliński skrytykował między innymi Tokarczuk i Grocholę za eskapizm i marazm, brak rozpoznań odnoszących się do rzeczywistości. O miejscu kobiet w historii i narodowej narracji, o mentalnej i ekonomicznej kondycji współczesnej Polski wypowiadały się i czynią to nadal autorki takie jak choćby Bożena Keff w Sztuce o Matce i Ojczyźnie czy Dorota Masłowska w Między nami dobrze jest, Sylwia Chutnik w Kieszonkowym atlasie kobiet, Dzidzi oraz Cwaniarach stworzyła katalog kobiecych postaci, od walczących rebeliantek, bojowniczek, figur niewygodnej historycznie prawdy, po rewolucjonistki z alternatywnej wizji Warszawy, szarpiące się z codziennością i rozpędzonym światem. Joanna Bator w Ciemno, prawie noc poruszyła z kolei kwestię postrzegania Polski jako kraju wykluczającego niepożądanych członków, obcych, jak również języka nienawiści, innej ważkiej społecznie i politycznie sprawy. W sugestywnie zatytułowanym debiutanckim tomie poetyckim Język korzyści, Kira Pietrek demaskowała język władzy przebijający zza niewinnych na pierwszy rzut oka metafor i zwrotów. Pokazała i wykpiła obraz bycia częścią korporacyjnej machiny współczesności, na przykład w wersach: „mogłabym strajkować ale za dużo mi płacą/ chociaż mam dopiero dwadzieścia pięć lat/ znajdzie się ktoś młodszy/ i mniej doświadczony na moje miejsce/ nie gniewam się bo mam co jeść/ istny poród życia”. Ton tomu spełnia warunki niezbędne do reprezentowania tzw. poezji zaangażowanej, o którą upominali się niektórzy krytycy i komentatorzy, sytuując się w jednej linii z męskimi przedstawicielami nurtu, Szczepanem Kopytem czy Konradem Górą. Jest też pełen ironii oraz sprzecznych postaw, miejscami wulgarny, innym razem niemal koturnowy, wyrazisty.

Sytuację, w której różnorodne dykcje, koncepcje i prądy myślowe składają się na wizerunek oraz pozycję Pol(s)ki, świetnie podsumowuje wypowiedź Joanny Mueller. Przytoczone przez poetkę wizerunki kreowane przez najnowszą kulturę mające „odkłamać kobiecość w polskości i polskość w kobiecości”, ilustrują siłę gestów współczesnych kobiet stanowiących w każdym przypadku reprezentację „jednej z możliwych Polsk”. Jej głos współgra z cytowanym w debatowym Nie pytaj mnie o Polskę fragmentem wiersza dwudziestotrzyletniego poety, Seweryna Górczaka, autora frazy: „Polska żyje i ma się dobrze. Kazała was pozdrowić”. W jego tekście Polska jest kobietą, robi zakupy i planuje tygodniowy budżet, martwi się i troszczy, informując jednocześnie o tym, że ciągle, w pełnym znaczeniu tego słowa, jest.

Znaki szczególne

„Jestem sama niebem/ tak jak szklisty strop./ Jestem sama ziemią/ tak jak rodna gleba”. Zuzanna Ginczanka, urodzona w Kijowie, w żydowskiej rodzinie mieszczańskiej, jedna z najzdolniejszych poetek epoki międzywojennego dwudziestolecia. Przywołuję fragment jej wiersza, by zwrócić uwagę na wytężoną pracę, jaką musiała podjąć, by z wykluczenia konstruować własną tożsamość. Krystyna Kłosińska pisze w tym kontekście o sytuacji rozszczepienia piszącej kobiety, o jej buncie i pragnieniu samounicestwienia, współobecności konkurujących ze sobą zmysłów i duchowości, racjonalizmie i zwrocie ku cielesności. Ginczanka jako autorka świadoma swojej obcości wynikającej z pochodzenia, podkreślała ją, eksponując jednocześnie warunki życia i doświadczenie kobiety oraz Żydówki w Polsce pierwszej połowy XX wieku. Jej bezkompromisowość połączona z egzystencjalnym niepokojem pozwalają dziś z zaciekawieniem poznawać pozostawioną twórczość.

Czym zaś charakteryzuje się twórczość współczesnych kobiet? Jaka jest tworzona przez nie literatura? Moja próba odpowiedzi, ze względu na wielowątkowość tej twórczości i ograniczoną ilość znaków, musi być fragmentaryczna i niedokończona, choć z pewnością zasługuje na szersze omówienie. Na pewno nie jest sama w swoim zmaganiu się z życiem, potrzebą pisania i nie jest słaba, ale pewna swego, nawet jeśli wciąż szuka. Dobrze zna odcienie zachwytu i rozpaczy. Charakteryzuje ją samoświadomość, odwaga, otwartość na innego, na interakcję, odmienne sposoby postrzegania i style bycia. Nie stroni od dialogu ani od walki, tej najbardziej osobnej, o siebie samą, o bycie obecną, słyszaną. „Walczę w kisielu odkąd zaczęłam publikować” – wyznaje Justyna Bargielska, przytaczając krytyczne opinie na temat swojego pisania jako nazbyt „kobiecego”. Postaci kobiet, matek z jej tekstów są kreacjami wyrazistymi, mówiącymi własnym językiem o własnych sprawach. Konstruują swoją tożsamość z odgrywanych ról i rytmu przeżyć, myśli, niepokojów. Zaangażowanie Bargielskiej, jej bohaterek, w rzeczywistość, ich problemy, są w tym charakterystycznym literackim projekcie ściśle związane z pisaniem jako dziedziną aktywności, w której kobieta również się realizuje. Nie bez znaczenia, szczególnie w wierszach z ostatniego tomu poetki, jest relacja z mężczyzną, z którym pisze się wspólne, niekoniecznie piękne i łatwe życie:

Zgodziliśmy się co do tego, że powinniśmy ze sobą mieszkać,
ale nie, że powinniśmy zamieszkać razem. Język
uratował nas przed życiem, inni kochankowie
nie mają tyle szczęścia. Teraz każde z nas może napisać
czterdziestą pierwszą czarną książkę
składającą się z tysiąca powtórzeń i tylko.

Inna poetka, krytyczka, matka – Joanna Mueller daje wyraz swoim niepokojom oraz społecznym, kulturowym i literackim rozpoznaniom na kartach kolejnych tomików, a przede wszystkim w najnowszej książce krytycznej zatytułowanej Powlekać rosnące. Opowiada siebie, rozwijając historię literackich i kulturowych wędrówek przez kobiece świadectwa zmagań z ciałem, nowym życiem, porodem i macierzyństwem, ambicjami i uczuciami. Jej szkice są subtelne i precyzyjne, momentami liryczne, innym razem przedstawiają wnikliwą interpretację twórczości między innymi: Bianki Rolando, Lidii Amejko czy Krystyny Miłobędzkiej. Jest w nich czułość połączona z dociekliwością, erudycja i uważność. Jest jej postać, mocno obecna, przemierzająca szlaki dzieciństwa i współczesnego miasta, która na horyzoncie zarysowuje jego, Epifanesa, dyskretnego współtowarzysza. Można więc mówić o zaangażowaniu twórczości Mueller w jedno z najbardziej prywatnych doświadczeń kobiety, macierzyństwo, i takim na kartach jej książki pozostającym, a jednocześnie nieustannie obecne w publicznym dyskursie, politycznych utarczkach i debatach.

Interesującym dopełnieniem tego portretu wielokrotnego, a także możliwością interakcji, z której można wyczytać nowe znaczenia i nowe relacje oraz reakcje, są wybory wierszy znanych poetek dokonywane przez poetów, jak choćby utwory Anny Świrszczyńskiej złożone przez Konrada Górę w zbiór Kona ostatni człowiek czy Wniebowstąpienie Ziemi Zuzanny Ginaczanki w wyborze Tadeusza Dąbrowskiego. Góra w swoim posłowiu pisze o języku Świrszczyńskiej jako „języku jakichś prorokiń zanurzonych w naszej bydlęcej przeszłości”, niemal przedludzkim, w którym groza ginącego narodu staje się niepokojąco naoczna, dotkliwa, nakierowana na każdego z osobna. Krzyk, ogień i niewiarygodna wrażliwość na świat, oto cały czas mocna i współczesna poetka.

Dodam jeszcze jeden warty uwagi przypadek poetyckiej damsko-męskiej relacji w postaci wierszy pisanych przez mężczyzn, posługujących się głosem kobiecego podmiotu. Wymienię tylko dwóch autorów, obecnego od dawna na literackiej scenie, nieżyjącego już i legendarnego Rafała Wojaczka oraz niedawnego debiutanta Szymona Słomczyńskiego. Obaj w pojedynczych tekstach posługują się rodzajem żeńskim, drążą nieswój idiom – jak Wojaczek w Nigdy zgoda: „Ja mogłabym powiedzieć: ta delikatność jest/ Tchórzostwem Lecz wiem: też wiesz i wierzysz, że nie powiem/ Zyskiem wzajemna wdzięczność Może to jest miłość”, czy Słomczyński w wierszu Przynęta: „Nie, nie wpadłam w szał, łapiesz? Tylko, proszę,/ zmień szampon. Łupież przypomina ciepłą/ wódkę na łódce, nie śnieg. Ścieg w bluzce? Zaszyłam. Ciepła? Mdli w szkwał. A kiedy ty się/ Zaszyjesz?”. Czy czegoś szukają? Czy tylko odpowiedzi? I dlaczego męsko-żeńskie i żeńsko-męskie podszywanie się pod siebie, bo i takie poddaje poezja, ukazuje nowe pole do interpretacji, mimo różnic, dzięki różnicom? Literackie odpowiedzi na kobiecą, męską inność, zawsze przekazują pewną bardzo zindywidualizowaną wizję zmieniających się przecież form ob(e)c(n)ości w świecie. Są twórczymi odpowiedziami związanymi z osobistymi lub szerzej pojętymi rozpoznaniami, problemami i niepokojami.

O AUTORZE

Monika Brągiel

Urodzona w 1991 roku, dorastała na Opolszczyźnie. Autorka debiutanckiej książki poetyckiej Kim się nie jest (Łódź 2012). Obecnie studiuje Krytykę Literacką na Wydziale Polonistyki UJ w Krakowie.