recenzje / ESEJE

Wiersze gospodarskie Łukasza Jarosza

Jacek Łukasiewicz

Recenzja Jacka Łukasiewicza książki Pełna krew Łukasza Jarosza, wydanej w wersji elektronicznej w Biurze Literackim 22 sierpnia 2018 roku. Książka ukazuje się w ramach akcji „Poezja z nagrodami”.

Biuro Literackie

Łukasz Jarosz, urodzony w roku 1978, debiutował w wieku 26 lat tomem Soma (2006). Następnie regularnie publikował książki poetyckie: Biały tydzień (2007), Mimikra (2010, w dalszym ciągu M), Spoza (2011), Wolny ogień (2011, w dalszym ciągu WO), i Pełna krew (2012, w dalszym ciągu PK), szósty tomik poety został nominowany do Nagrody Poetyckiej im. Wisławy Szymborskiej. W jego wierszach od dawna uderzał opisywany konkret, szczegół – przedmiot czy sytuacja uobecniające, zmieniające się w obraz, który widzę, czuję, jakbym też go sobie nagle przypomniał w całej jego dosłowności i zmysłowej wyrazistości. „Pamiętam mężczyzn rozrzucających żwir na drodze”. To proste zdanie niesie taki obraz, osobny, lecz wzmocniony w utworze kontekstem – tym więc, co znajduje się bezpośrednio przed ewokowanym obrazem,  ale  i tym,  co  jest  bezpośrednio  po  nim.  Przed  cytowanym obrazem –  czytamy: „Zasypiałem w autobusach. Głowa tłukła o szybę”. Słowo „żwir” skojarzyło się więc z tymi uderzeniami głowy w szybę, z bólem odczuwanych przez sen, powtarzających się ciosów. A zarazem z trudem tych mężczyzn ujrzanych z okna zwalniającego z powodu robót drogowych autobusu. Szutrowanie drogi (takie wyrażenie wydobyły te słowa wiersza z mojej pamięci, a obce słowo „szuter” jest równie ostre jak słowo „żwir”) – wymaga wysiłku. Poruszony tym zdaniem o rozsypujących żwir mężczyznach – jakbym go nie przeczytał, ale sam nagle i wyraziście przypomniał sobie tę sytuację, przechodzę do następnego wersu (nie po kropce, która dzieli,  tylko  po  przecinku, który łączy, choć  jednocześnie  „przecina”), czytam przeto: „wiatr, który chciał mnie porwać”. A więc już jestem w innej sytuacji, nie jadę autobusem, lecz ja-czytelnik znalazłem się na zewnątrz, w tej samej przestrzeni, gdzie mężczyźni rozrzucają żwir. Robią to pod naporem silnego wiatru, wbrew niemu – rozsypywać trzeba równo, dbając jednak, by wypełniać dokładnie żwirem głębokie koleiny oraz inne zagłębienia w szutrowanej drodze. Ja jednak czuję wiatr, uderzający we mnie przyjemnie, sprawiający radość. O tym, co jest w całym wierszu Fuga mundi z tomu Mimikra, nie będę pisał. Chcę bowiem tylko  na  tym  drobnym  przykładzie  pokazać,  jak  wiersz  Łukasza Jarosza pobudza moją, i zapewne nie tylko moją, ukrytą pamięć i wyobraźnię. I jeszcze jeden cytat z tego samego zbioru wyjęty z wiersza Dom [M 42]:

[…] Skąd mnie wyjąłeś?
Gdzie mnie wyłowiłeś? Pytam siebie, wykopując chrzan w ogrodzie. Pod gruszkami,
pod ich słodkim piętnem, otworem zachłannego nieba.
(M 42)

Dwa otwory na przeciw siebie: głęboka jamka w ziemi po wykopanym chrzanie i „dziura w niebie” (ten tytuł książki Konwickiego natychmiast pojawia się w mojej głowie). Znów wysiłek. Trzeba bowiem wiedzieć, jak chrzan rośnie głęboko i jak nieraz trudno sobie z nim poradzić. Zapewne inaczej czytają ten utwór ci, którym słowo chrzan kojarzy się tylko z ostrą i kwaśną, zmieszaną z octem masą w słoiku.

Tytułowy Dom z cytowanego wyżej wiersza jest w całej poezji Jarosza domem wiejskim – nie letniskowym, ale gospodarskim, także gdy gospodarze pracują w innych niż rolnictwo zawodach, uczestniczą wciąż jednak w gospodarskim obrządku. Jest to dom realny, jego symboliczne znaczenia nie wysuwają się na pierwszy plan, choć stale są w tej poezji obecne. Dom ten wciąż bowiem poddany jest rytmowi pracy w gospodarstwie, rytmowi pór roku. W dalszej części tego utworu mowa jest o Bogu, będącym integralną częścią domu lub przenikającym go elementem. „Mieści się” on w konkrecie, w szczególe albo staje przed nami wielopostaciowy, w zależności od którego ze znajdujących się w tym wierszu obrazów zaczniemy o Nim mówić. Oto:

Sekretem jest litera, ból, Bóg, co wymyślił cement.
Jest wydrążony w korze sosny, ma usta jak dziobek dzbanka. Jest wygięty w słodkim kręgosłupie rabarbaru.

Słowo „Bóg” kojarzy się tu – poprzez rabarbar – z kręgosłupem, inaczej zwanym kością pacierzową. Właśnie rabarbarem-kręgosłupem zgiętym, jakby dolegliwym, bolącym – taki obraz pojawia się – czy jest sugerowany – w wielu wierszach Jarosza, także jako analogia do słów „Zgięty krzyż” – puenty Pieśni głodu i urodzaju w tomie Wolny ogień. Tak, Bóg jest w tym świecie na pewno, ale czy ten świat jest w Bogu? – o tym trudno wyrokować. Często profanum, jak ów zacytowany „dziobek dzbanka”, narusza powagę oraz status ontyczny sakralności. Wprowadza (delikatny) cudzysłów, odcień zwątpienia, czy też podawanie siebie próbie.

Ten dom jest budowany z realiów, doświadczanych konkretów, lecz jako dom poetycki nie jest koniecznie opisem rzeczywistego domu, przeciwnie, różni się od niego – powstaje bowiem też w innym poetycko materiale jako dom-świat:

Stuk, stuk, buduję świat.
Widzialny z nadkola traktora, baku motoru,
Nad krzakami borowiny, przy zmurszałej płycie, zburzonym domu, wzdłuż szyn.
(WO 6)

Ten świat widziany „z nadkola traktora” jest taką perspektywą uwarunkowany, ale nie oznacza to deskrypcji wykonywanej czynności gospodarskiej czy dookolnego pejzażu. Budowany przez podmiot-poetę świat jest substancjalnie inny:

[…] jest kwartą Bożego Ciała, kruchym krokiem matki na schodach.
Bogiem przeciskającym się przez wiązadła głosowe. Nagryzmoloną chatką, z obłokiem, oknem, przepaścią błękitu.
(Świat, M 6)

„Kwarta Bożego Ciała” to może być jeden z czterech ołtarzy, przy  których odprawiane jest nabożeństwo podczas procesji w to święto, może to być też rodzaj interwału między dwoma dźwiękami (słownik podaje to znaczenie na pierwszym miejscu, pamiętać przy tym należy, że autor-poeta jest również muzykiem) – może to być jednak także dawna miara objętości, jedna czwarta garnca, gospodarski archaizm. (Sam pamiętam garniec wydrążony w jednym kawałku drewna, lśniący i gładki, którym wolno było mierzyć tylko ziarna zbóż). Takie są konotacje określenia „Kwarta Bożego Ciała”. Schematyczny domek rysowany przez dziecko, gdy „dziura w niebie” staje się odwróconą „przepaścią błękitu”.

Dom poetycki w dwóch ostatnich tomikach jest też inaczej budowany niż był wcześniej, na przykład w Białym tygodniu (prócz zawartych tam niektórych wierszy szpitalnych) czy w Mimikrze. Tam był konkretny, przypomniany i uobecniony szczegół, nie fabuła; przeważały wiersze złożone z luźnych obrazów, wprawdzie z wyczuwalnymi odniesieniami do realnych zdarzeń, ale oba ich końce były utopione w wodzie. Tutaj wiemy, o co chodzi. Wiemy, że w wierszu Lód (WO 7) chodzi o katastrofę w Czarnobylu, wtedy to dzieci dostawały w szkole roztwór jodu, „by uodpornić się na daleki wybuch reaktora”, a wcześniej była ostra zima, kiedy okradziono szkołę, i chłopiec (bo są to wspomnienia z dzieciństwa) szedł po zamarzniętych, pokrytych lodem koleinach. Wspomnienia te zaś wywołane zostają, gdy „ostatnio”, na krótko przed napisaniem wiersza „ciągnęliśmy z bratem/na sankach worek ziemniaków,/ a wiatr ciął nasze suche twarze” (Lód). Wiemy, że w wierszu Sanatorium (PK 13) zawarte zostało wspomnienie dziecięcej inicjacji, w wierszu Składnia (WO 8) mowa o dawnej lekcji religii, o grubej katechetce, przed którą pewna dziewczynka schowała się w śmieciach na cmentarzu. I w tej sytuacji następuje uobecnienie tamtego czasu, klimat gwałtownego przypomnienia zmieszanego z poczuciem przemijania: „Tak zwija się świat: pająk-nartnik trąca/ strunę tafli, zapach pisaków i wilgoć/ wynajętej salki na parterze// tak zwijam się ja”. Wiemy, choć to nazwisko nie pada, że krótki wiersz Poeta (WO 16) jest o Bohdanie Zadurze. Wiemy, że pod Leśmianowskim tytułem Napój cienisty czytamy zapis snu o wejściu w życie pozagrobowe. I po hierofaniach, niejasnych teofaniach, objawieniach Boga w przedmiotach, niejasnych odczuciach i przeczuciach – w tym utworze pojawia się Bóg, który zachowuje się jak gospodarz w domostwie, także w domostwie wiersza:

Naokoło Bóg
otwarty na oścież. Usypia niezaspokojonych niewolników słów. Przyszpilone owady. Chodzi wśród zdań jak między pokojami, mruży oczy. Patrzy, jak jeden wiersz wpada w drugi.
(Soczewka, WO 14)

Bóg w wierszach Jarosza na pewno nie wynika z języka. Jest ponad słowami, ponad składnią i ponad genologią. Ale opiekuje się rzeczywistością, którą wyraża (wyrazić pragnie) język poety. Tę rzeczywistość trzeba respektować. Bardzo częste są w tej poezji wieloznaczne metafory, natomiast zero „lingwizmu”, gier słowami czy frazeologizmami. „Chcieliśmy kopać dołki, a powstawały doły” z wiersza Suburbia (WO 22) – to wyjątek.

Wiersze Łukasza Jarosza pisane są prawie zawsze w pierwszej osobie rodzaju męskiego, należą do podmiotu autobiograficznego. Ale już w Wolnym ogniu oddawany jest głos innemu. W dwóch utworach (Bezpył i Niepamięć) mówi tam kobieta, czy może raczej kobiety: jedna z nich znalazła się przy zwłokach zabitego mężczyzny (poległego? samobójcy?). Druga to stara kobieta, która straciła pamięć albo już umarła. Mówi teraz o momencie utraty pamięci lub życia. Nie wiem. Potem, w dalszych wierszach odzywają się psychicznie chorzy. I otwiera się Krtań historii. A jest to historia II wojny światowej, jej uczestnicy, świadkowie żyją i – przez tę historię uformowani – są teraz przez nią trapieni. Ich tutaj się wysłuchuje. Historia ta – po pierwsze – wchodzi jako element w budowę świata poetyckiego. Po drugie – jej świadkowie-uczestnicy stają w nim jakby przed trybunałem. Opowiada były łagiernik:

Najpierw mówi tak: Bóg nas szkolił, wywoził w goły step, między krótkie drzewa.
Byliśmy malutcy, skurczeni pełzaliśmy
po oblodzonych kamieniach. Jedliśmy proch tam, gdzie nawet śmierć zamarza.

A potem: Pytasz, jaki byłem ja?
Pytasz o moje serce? Jak ja za nimi tęskniłem. Kojarzysz tę malutką kulkę wewnątrz gwizdka poruszaną oddechem mocnych płuc?
(Zona, WO 30)

Bóg występuje tu w podwójnej roli (jeśli słowo „rola” jest tu odpowiednie): jako Stwórca, który doświadcza swoje stworzenie. Ale też jako egzekutor tożsamy z pilnującym strażnikiem. Kulka „wewnątrz gwizdka” może oznaczać skurczone serce tego  zeka, poruszane „oddechem mocnych płuc”, ale może to być też kulka w gwizdku wartownika, jej sygnały są ostateczne i bezapelacyjne, nie ma odwołania od nich nawet do  Najwyższego, gdyż to On, Bóg wcielił się w „kulkę wewnątrz tego gwizdka”.

Zwieńczeniem tych „cudzych głosów” jest cykl „opowiadań starego sąsiada” z tomu Pełna krew. Ów człowiek przeżył wojnę, głęboko demoralizującą: kampanię 1939, potem wydał kogoś (może Żyda), kto się u niego ukrywał („Kopał mojego psa, wyjadał mu z miski./ Musiałem go wydać”). Wojna ujawnia sadyzm (z ukrycia przez lufcik „Patrzyliśmy, jak ich biją/ i oblizywaliśmy usta”). W Opowiadaniu IV (PK 30) umieranie odchodzących towarzyszy niedoli porównana zostaje do dziecinnej zabawy w chowanego. Wreszcie w Opowiadaniu V (PK 31) ujawnia się pośmiertna perspektywa opowiadającego:

niosłem w dłoniach wyciekający przez palce piach dni przedzierałem się przez zaspy czasu teraz leżę w gęstej ziemi
czekając na przypływ.

Czekam tak na ten „przypływ” (nie na Sąd), przypływ, który poniesie mnie dalej, wciąż sądzącego, iż „religie chciały zwabić i zbawić”.

Oddawanie głosu innym – wymusza dystans. Opowiadanie czyjeś to już jest czyjaś interpretacja, którą ja poddaję reinterpretacji, wcielając w mój wiersz. Co innego, gdy wiersz jest pierwszoosobowy. Wtedy jednak też dokonywać można różnych operacji na obrazie siebie-mówiącego.  Jedną  z  nich  jest  zmiana  dystansu.  W  wierszu  Jutrznia  (PK 10) zimą „Wynoszę popiół z kominka i rozrzucam po polach”. Mówię tak o sobie, a więc czytelnik widzi z bliska mnie wykonującego tę czynność. Lecz zaraz dystans się zmienia i powstaje całkiem inny obraz: widzę siebie z daleka, z perspektywy innego: „Śnieg jak twarda łuska, na nim ja – ledwie widoczna/ postać z węglarką w ręce”. I potem znów zmiana perspektywy: „Wiatr wstrzymuje pieśń,/ tłucze się w mojej szklanej głowie. Spala kolędę”. To jest nieredukowalna metafora, niejasna pewnie i dla samego poety.

Widzenie siebie z zewnątrz powtarza się też w innych wierszach, których pierwszoosobowy bohater bierze udział zwykłych wiejskich czynnościach: „las, a w nim nasze schylone grzbiety –/ przybliżamy twarze ku ziemi. każdy nad/ swoim drobnym krzakiem czarnej jagody” (Bukolika, PK 11). Jeszcze pojawiają się w Pełnej krwi ewokujące przypomnienie obrazy, jak „wczepiony w eternit sopel/ sześciany styropianu na ciężarówce”, ale ważniejsze są teraz sensy całości, którym te wyizolowane obrazy (zobaczone, jak się okazuje, we śnie-przypomnieniu) są podporządkowane. Tak jest i w wierszu Fresk (PK 17), który się kończy słowami:

Obudzili mnie Ci, którzy mnie kochają. Myjemy ręce, zasiadamy do stołu.
Cierpliwie i uparcie odrywamy mięso od kości.

Stół jest znaczącą synekdochą domu. Jemy mięso, odrywamy je od kości „cierpliwie i uparcie”. Dwuznaczność moralna tych słów nie narusza jednak wartościowego porządku, w którym zwierzęta hodowane w gospodarstwie służą do jedzenia. Podtrzymują go drobne „codzienne obrzędy”, takie jak: łuskanie bobu (Elekcje, PK 22), „noszenie drewna, mieszanie zupy, […] rano oskrobuję żerdzie, zbieram w kosze ich lepkie skóry”. Wysterylizowany kot nie chce łapać myszy, one „Do późna szamocą się przy starych felgach, / tłuką koło garażu” (Konstrukcja, PK 20). Następny jednak wiersz *** [jeszcze chwilę czekają…] (PK 21) jest inny – tajemniczy, wizyjny, może on o wilkach, a może…?

Tak więc rzeczywistość domu jest podstawowa, ale świat poezji nie mieści się cały w konstrukcji jawy i akceptacji. W świecie poetyckim śmierć raczej przeraża, pozbawia mnie domu, a nie otwiera w niebie przepaści błękitu. Wyrywa mnie podobnie, jak niegdyś wyrwać chciałem chrzan. Inaczej: śmierć to pożerające mnie usta (Pozostali, PK 24).

Gospodarski porządek jest tu naturalny, rządzi konkretem jawy. I nie z niego wynikają niepokoje, nie ewokuje też fantastycznych, opartych na wiejskich mitach wizji (jakie niegdyś były w wierszach Tadeusza Nowaka). Inne czasy, choć tam i tu jest „wiejskość” z pochodzenia i wiejskość z wyboru. Otwarta na tutejsze głosy, na wspomnienia dalekiego Łucka („ciemne postacie owiązują nogi szmatami / z siekierami zbliżają się do gospodarstw” – Długa podróż, PK 33) – i jakby zza grobu docierające usprawiedliwienia starego sąsiada, o których była mowa. Wiersz Epitafium (PK 32) czytać zatem można jako gest samoobrony podmiotu przed odzywającym się w nim tamtym zbrodniczym głosem: „to nie ja/ to nie  byłem ja/ tak krzyczał wołał/ a jego głos/ łączył się z innymi głosami/ i wybrzmiewał/ w pustych pokojach kaplicach/ nad rzekami popiołów/ w oku samotnego Boga/ w ciszy posępnych skał”.

„Jestem jedynym wieśniakiem nominowanym do tej nagrody” – „śmieje się Łukasz Jarosz” na internetowej stronie „Olkusz nasze miasto” – „poeta, perkusista, polonista i piwowar” – nauczyciel ze wsi Żurada.


Recenzja pierwotnie ukazała się na w „Nowej Dekadzie Krakowskiej” 2013, nr 4–5. Dziękujemy Redakcji i Autorowi za zgodę na przedruk.

O AUTORZE

Jacek Łukasiewicz

Urodzony 21 czerwca 1934 roku we Lwowie. Poeta, krytyk literacki, eseista, historyk literatury, profesor Uniwersytetu Wrocławskiego. Autor tomów poetyckich i licznych prac krytyczno- i historycznoliterackich. Debiutował w prasie w 1952 roku. Obecnie publikuje w pismach: „Odra”, „Tygodnik Powszechny”, „Akcent”. Jest laureatem Nagrody Literackiej PEN Clubu i Nagrody im. Kazimierza Wyki za całokształt twórczości krytycznej i eseistycznej. Jest też członkiem kapituły Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. Mieszka we Wrocławiu.

powiązania

Poeci: Jacek ŁUKASIEWICZ

nagrania / Między wierszami Jacek Łukasiewicz

Nowy program literacki „Poeci”, w którym Justyna Sobolewska rozmawia z Jackiem Łukasiewiczem.

WIĘCEJ

Komentarz do wiersza "Lampa"

recenzje / KOMENTARZE Jacek Łukasiewicz

Komentarz Jacka Łukasiewicza do wiersza “Lampa” z tomu Rytmy jesienne, który ukazał się nakładem Biura Literackiego 21 lipca 2014 roku. 

WIĘCEJ

Nasze szare wrony

wywiady / O KSIĄŻCE Jacek Łukasiewicz Kamil Nolbert

Rozmowa z Jackiem Łukasiewiczem o jego nowej książce Rytmy jesienne, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 21 lipca 2014 roku. 

WIĘCEJ

Śnieżna zima

recenzje / KOMENTARZE Jacek Łukasiewicz

Autorski komentarz Jacka Łukasiewicza do wiersza „Śnieżna zima” z książki Stojąca na ruinie wydanej nakładem Biura Literackiego 3 listopada 2011 roku.

WIĘCEJ

Bycie sobą jeszcze inaczej

recenzje / ESEJE Jacek Łukasiewicz

Recenzja Jacka Łukasiewicza z książki Fuga Urszuli Kozioł.

WIĘCEJ

O Wojaczku wielokrotnym

recenzje / NOTKI I OPINIE Bogusław Kierc Jacek Gutorow Jacek Łukasiewicz

Komentarze Bogusława Kierca, Jacka Gutorowa, Jacka Łukasiewicza, Andrzeja Zawady.

WIĘCEJ

Poezja z nagrodami: Pełna krew

recenzje / KOMENTARZE Łukasz Jarosz

Łukasz Jarosz odpowiada na pytania w ankiecie dotyczącej książki Pełna krew, wydanej w wersji elektronicznej w Biurze Literackim 22 sierpnia 2018 roku. Książka ukazuje się w ramach akcji „Poezja z nagrodami”.

WIĘCEJ

Jacek Łukasiewicz Rytmy jesienne

recenzje / ESEJE Przemysław Koniuszy

Recenzja Przemysława Koniuszego z książki Rytmy jesienne Eugeniusza Jacka Łukasiewicza, która ukazała się 25 grudnia 2014 roku na stronie Biblioteka Młodego Człowieka.

WIĘCEJ

Poeta uczony

recenzje / IMPRESJE Joanna Orska

Szkic Joanny Orskiej towarzyszący premierze książki Rytmy jesienne Jacka Łukasiewicza, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 21 lipca 2014 roku. 

WIĘCEJ

Bliżej Rytmów jesiennych

recenzje / IMPRESJE Paweł Mackiewicz

Esej Pawła Mackiewicza towarzyszący premierze książki Rytmy jesienne Jacka Łukasiewicza, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 21 lipca 2014 roku. 

WIĘCEJ

W lekkim powiewie

recenzje / ESEJE Paweł Mackiewicz

Recenzja Pawła Mackiewicza z książki Stojąca na ruinie Jacka Łukasiewicza.

WIĘCEJ

Poeta vs. krytyk

recenzje / ESEJE Justyna Tabaszewska

Recenzja Justyny Tabaszewskiej z książki Stojąca na ruinie Jacka Łukasiewicza.

WIĘCEJ

Dalej, dalej!

recenzje / ESEJE Paweł Bernacki

Recenzja Pawła Bernackiego z książki Stojąca na ruinie Jacka Łukasiewicza.

WIĘCEJ

Biały ton, szary czas

recenzje / ESEJE Marian Stala

Recenzja Mariana Stali z książki Stojąca na ruinie Jacka Łukasiewicza.

WIĘCEJ

Było lato

recenzje / ESEJE Jan Stolarczyk

Recenzja Jana Stolarczyka z książki Stojąca na ruinie Jacka Łukasiewicza.

WIĘCEJ