08/12/14

ASEMIC WRITING?

Grzegorz Wróblewski

Strona cyklu

Matrix
Grzegorz Wróblewski

Ur. 1962 r. w Gdańsku, w latach 1966–1985 mieszkał w Warszawie, od 1985 r. w Kopenhadze. Artysta wizualny, autor książek poetyckich, eseistycznych, prozatorskich i dramatów; m.in. Ciamkowatość życia (1992/2002), Planety (1994), Dolina królów (1996), Symbioza (1997), Prawo serii (2000), Pomieszczenia i ogrody (2005), Hologramy (2006), Noc w obozie Corteza (2007), Nowa kolonia (2007), Hotelowe koty (2010), Pomyłka Marcina Lutra (2010), Dwie kobiety nad Atlantykiem (2011), Wanna Hansenów (2013), Gender (2013), Kosmonauci (2015), Namiestnik (2015), Choroba Morgellonów (2018). Implanty (2018), Miejsca styku (2018), Pani Sześć Gier (2019), Runy lunarne (2019), Tora! Tora! Tora! (2020), Cukinie (2021), Letnie rytuały (2022), Niebo i jointy (2023), Ra (2023), Spartakus (2024), GRZEGORZ (2024). Tłumaczony na kilkanaście języków, m.in. na język angielski, zbiory: Our Flying Objects – selected poems (2007), A Marzipan Factory – new and selected poems (2010), Kopenhaga – prose poems (2013), Let’s Go Back To The Mainland (2014), Zero Visibility (2017), Dear Beloved Humans (2023), I Really Like Lovers of Poetry (2024), Tatami in Kyoto (2024). W Bośni i Hercegowinie: Pjesme (2002), w Czechach: Hansenovic vana (2018). W Danii w ostatnich latach wybory wierszy: Digte (2015) oraz Cindys Vugge (2016), wraz z Wojtkiem Wilczykiem (foto) projekt Blue Pueblo (2021), krótkie prozy Androiden og anekdoten (2023). Udział w licznych wystawach zbiorowych i indywidualnych (malarstwo, mixed media, instalacje) w Polsce, Danii, UK i Niemczech. Książka asemic writing Shanty Town (Post-Asemic Press, USA, 2022), książka-obiekt z poezją wizualną Polowanie (Convivo, 2022), obiekt asemic Asemics (zimZalla, UK, 2024).

Od lat osiem­dzie­sią­tych wysta­wiam malar­stwo, zaj­mu­jąc się jed­no­cze­śnie lite­ra­tu­rą. Czy te media wza­jem­nie się osła­bia­ją, powo­du­jąc, że zarów­no obra­zy jak i wier­sze tra­cą na swo­jej sile, a może wręcz prze­ciw­nie? Czy moż­na rów­no­le­gle dzia­łać w róż­nych tych świa­tach? Kil­ka razy zada­wa­no mi to pyta­nie. Woj­tek Wil­czyk napi­sał w fol­de­rze towa­rzy­szą­cym wysta­wie w Muzeum Lite­ra­tu­ry w War­sza­wie:

Pisa­ne obra­zy i rysun­ki auto­ra „Kopen­ha­gi” są znów, podob­nie jak jego wier­sze czy pro­zy moc­no osa­dzo­ne w realiach tego mia­sta nad Sun­dem, miesz­ka­nia w dziel­ni­cy na wyspie Ama­ger, w loka­lu przy uli­cy Elba­ga­de. Mówią o tym nie tyl­ko tytu­ły prac (oraz widocz­ny w poprzed­nim zda­niu ciąg akwa­tycz­nych sko­ja­rzeń), ale tak­że ich egzy­sten­cjal­ny, mrocz­ny kli­mat. Nie­mal sta­le obec­nym moty­wem na tych obra­zach jest szki­co­wo potrak­to­wa­na męska gło­wa, ryso­wa­na zawsze z pro­fi­lu. Ta powra­ca­ją­ca obse­syj­nie postać, przy­wo­dzić może na myśl powta­rza­ne rów­nie seryj­nie mniej lub bar­dziej fik­cyj­ne auto­por­tre­ty w gra­fi­kach Jerze­go Pan­ka, któ­re­go twór­czość Wró­blew­ski zna i ceni. Jed­nak­że figu­ra z jego prac to wyraź­nie „obser­wa­tor” i zara­zem uczest­nik tych zapi­sów, któ­rych autor – by przy­wo­łać zacy­to­wa­ny na począt­ku tych roz­wa­żań wiersz – „odwra­ca gło­wę w prze­ciw­nym kie­run­ku”, zaś obszar, jaki tam na nie­go cze­ka – przyj­rzyj­my się np. obra­zom „Deep Blue Adven­tu­res”, „Tan­go City”, „Exo­dus from Chri­stian­shavn” czy „Spa­ce, Silen­ce” – ma cha­rak­ter świa­ta o ewi­dent­nie… pod­wod­nych wła­ści­wo­ściach.

Jed­ną z tych prac zamiesz­czam poni­żej, dla orien­ta­cji. Pomysł o pod­wod­nych wła­ści­wo­ściach wydał mi się nie­zwy­kle cie­ka­wy. Ale­chin­sky mówiąc kie­dyś o swo­ich tuszach, porów­nał je wła­śnie do zanu­rza­nia się w oce­anicz­nych wodach, gdzie nigdy nie wia­do­mo, co moż­na zoba­czyć, jakie pod­stęp­ne syre­ny, nie­ocze­ki­wa­ne prze­strze­nie się tam nagle odkry­je… Moje obra­zy czę­sto wyko­ny­wa­ne są tech­ni­ką far­by akry­lo­wej, w połą­cze­niu z wodo­od­por­ny­mi tusza­mi. Widać w nich wyraź­nie ele­ment kali­gra­ficz­ny. Są więc rodza­jem zapi­su na płót­nie? Gło­wa, o któ­rej wspo­mi­na Woj­tek jest robio­na zazwy­czaj tuszem, towa­rzy­szą temu czę­sto frag­men­ty pisma, zapi­sy… O tych pra­cach nie­kie­dy mówio­no, że są jed­ną z odmian ase­mic wri­ting. W sie­ci moż­na zna­leźć defi­ni­cję:

Ase­mic wri­ting is a wor­dless open seman­tic form of wri­ting. The word ase­mic means „having no spe­ci­fic seman­tic con­tent”. With the non­spe­ci­fi­ci­ty of ase­mic wri­ting the­re comes a vacu­um of meaning which is left for the reader to fill in and inter­pret. All of this is simi­lar to the way one would dedu­ce meaning from an abs­tract work of art. The open natu­re of ase­mic works allows for meaning to occur trans-lin­gu­isti­cal­ly; an ase­mic text may be „read” in a simi­lar fashion regar­dless of the reade­r’s natu­ral lan­gu­age. Mul­ti­ple meanings for the same sym­bo­lism are ano­ther possi­bi­li­ty for an ase­mic work.

Ktoś, kto chciał­by zain­te­re­so­wać się tema­tem, musiał­by zająć się z miej­sca kali­gra­fią. Zba­dać jej histo­rię. Wang Xizhi… Wschód! Ale nie tyl­ko. Szyb­ko natra­fił­by tak­że na kon­kret­ne śla­dy w sztu­ce współ­cze­snej, zachod­niej (taszyzm itd.), zetknął­by się np. z takim arty­stą jak Cy Twom­bly. Oso­ba­mi, któ­re inten­syw­nie pro­mu­ją ase­mic wri­ting są obec­nie Tim Gaze oraz Micha­el Jacob­son. Wie­lo­krot­nie publi­ko­wa­li na swo­ich stro­nach moje rze­czy, uzna­jąc, ze jestem wła­śnie w jakiś spo­sób zwią­za­ny z tym nur­tem. Jed­na z moich prac, któ­rą poka­zu­ję obec­nie w Kato­wi­cach ma tytuł: Ase­mic wri­ting. Red. Jest tam zako­do­wa­ne pew­ne hasło, zda­nie. Zro­bi­łem to w odpo­wied­ni spo­sób… Raczej nie moż­na go odczy­tać. Te sło­wa zmie­ni­ły mi kie­dyś oddy­cha­nie i chcia­łem je w jakiś spo­sób utrwa­lić, zro­bi­łem to czer­wo­nym tuszem, potem pokry­łem całość akry­la­mi, a w trze­ciej powierzch­ni poja­wi­ły się kolej­ne ornamenty/figury, wyko­na­ne tym razem tuszem kolo­ru czar­ne­go. Jest to więc hybry­da. Rodzaj pra­cy eks­pre­syj­nej, typo­wej też dla ase­mic wri­ting, czy wier­sza zapi­sa­ne­go na płót­nie. Ase­mic wri­ting to świat w zasa­dzie niczym nie­ogra­ni­czo­ny. Mogą nim być foto­gra­ficz­ne sekwen­cje z natu­ry (układ fal, chmur, śla­dy na pla­żach), kom­pu­te­ro­we wykre­sy, zapi­sy tuszem, bar­dziej tra­dy­cyj­nie potrak­to­wa­ne obra­zy etc. Nie ma tutaj żad­nych barier. Nie wiem, czy mogę w ten spo­sób do koń­ca zde­fi­nio­wać moje pra­ce. Raczej nie jest to moż­li­we. Co zro­bić z histo­ria­mi czy­sto kon­cep­tu­al­ny­mi, z mixed media, któ­ry­mi się prze­cież rów­nie czę­sto zaj­mu­ję? Nigdy nie ilu­stro­wa­łem wier­szy, były to naj­wy­żej komen­ta­rze, ew. rodzaj dia­lo­gu z poezją. Na ostat­nich wysta­wach poka­zu­je m.in. osiem obra­zów, któ­re mają te same tytu­ły, co kon­kret­ne utwo­ry lite­rac­kie. Nie mogąc z róż­nych przy­czyn kon­ty­nu­ować pra­cy nad zapi­sa­mi, malo­wa­łem. Potem wra­ca­łem do wier­szy i nie myśla­łem o płót­nach. Rodzaj akcyj­no­ści. A naj­czę­ściej docho­dzi­łem do wnio­sku, że mój mózg pra­cu­je prze­cież w oby­dwu przy­pad­kach nad tym samym, nad roz­wią­za­niem zagad­ki cia­ła, del­fi­nów, kosmo­su, na któ­rą nie ma i tak nigdy żad­nej wyczer­pu­ją­cej odpo­wie­dzi. Wysta­wa w Cen­trum Kul­tu­ry Kato­wi­ce mia­ła być moją ostat­nią w Pol­sce. Taki był plan. Tym­cza­sem będzie kon­ty­nu­acja. W mie­ście, z któ­re­go pocho­dzę, gdzie na cmen­ta­rzu Sre­brzy­sku są pocho­wa­ni moi przod­ko­wie. W Gdań­skiej Gale­rii Gun­te­ra Gras­sa.

Acha, jesz­cze taki rodzy­nek. W Pol­sce dzia­ła obec­nie w sztu­ce młod­sza ode mnie oso­ba, któ­ra tak­że nazy­wa się Grze­gorz Wró­blew­ski. Zda­je mi się, że ten czło­wiek pra­cu­je bar­dziej w tech­ni­ce sza­blo­no­wej. I w koń­cu doszło do nie­po­ro­zu­mie­nia. Rita Baum w ostat­nim nume­rze pisma wypu­ści­ła jego rze­czy, myśląc, że cho­dzi o mnie! Rysun­ki są tego inne­go Grze­go­rza W., ale nota, któ­rą zamie­ści­li doty­czy mojej oso­by… Mam nadzie­ję, że nastą­pi jakieś spro­sto­wa­nie, bo tak prze­cież nie może być. Nie­ste­ty, nazy­wam się, jak się nazy­wam. W sie­ci moż­na natknąć się na masę ludzi, któ­rzy są Grze­go­rza­mi Wró­blew­ski­mi. Jacyś hodow­cy pie­cza­rek, pił­ka­rze, praw­ni­cy etc. Nie daj­cie się więc przy­pad­kiem nabrać!

Grze­gorz Wró­blew­ski, Exo­dus from Chri­stian­shavn, 30 x 30 cm, akryl i tusz na płót­nie