07/02/16

Anitki

Adam Poprawa

Strona cyklu

Niepogubione afekty
Adam Poprawa

(ur. 1959) – filolog, krytyk literacki i muzyczny, edytor, pisarz. Wydał m.in. monografię Kultura i egzystencja w poezji Jarosława Marka Rymkiewicza (Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 1999), zbiór szkiców Formy i afirmacje (Universitas, Kraków 2003), tomy prozatorskie Walce wolne, walce szybkie (WBPiCAK, Poznań 2009), Kobyłka apokalipsy (WBPiCAK, Poznań 2014), zbiór Szykista. Felietony po kulturze (WBPiCAK, Poznań 2020). Przetłumaczył Epifanie Jamesa Joyce’a (Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2016). Przygotował poprawioną (odcenzurowaną i uzupełnioną) edycję Pamiętnika z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego (PIW, Warszawa 2014). Opracował poszerzone wydanie Języka poetyckiego Mirona Białoszewskiego (Ossolineum, Wrocław 2016) oraz tom Odbiorca ubezwłasnowolniony. Teksty o kulturze masowej i popularnej Stanisława Barańczaka (Ossolineum, Wrocław 2017). Jest felietonistą „Nowych Książek”.

W ponie­dzia­łek, 25 wrze­śnia 2006 roku, z przy­jem­no­ścią oglą­da­łem w teatrze tele­wi­zji Dzi­ku­skę Jana Strę­kow­skie­go, reży­se­ro­wał Łukasz Wylę­ża­łek. Dzien­ni­ka­rze „Histo­rii praw­dzi­wych”, pisem­ka dla nie­wy­ma­ga­ją­cych pań, wpa­da­ją coś wypić i prze­ką­sić do knajp­ki. Bar­man­ką jest tam od nie­daw­na Ani­ta, któ­ra czy­tu­je z prze­ję­ciem ich cza­so­pi­smo; pew­ne­go dnia zaczy­na o nim roz­ma­wiać z naczel­nym. Gdy­by redak­tor znał teo­rię lite­ra­tu­ry, powie­dzieć by mógł, że wła­śnie zma­te­ria­li­zo­wa­ła mu się odbior­czy­ni wir­tu­al­na w sta­nie kli­nicz­nie czy­stym. Owszem, zda­je sobie spra­wę, że dla kogoś takie­go robią pismo. Dotąd jed­nak celo­wa­li w odbior­cę wyobra­ża­ne­go, i tra­fie­nia były róż­ne. Ale tak już nie będzie: jeśli tekst prze­ko­na Ani­tę, jeśli zosta­nie przez nią w peł­ni zaak­cep­to­wa­ny, to i wszyst­kie podob­ne podob­nie przyj­mą publi­ka­cję. Ani­ta zosta­je tedy, z wyso­ką pen­sją, zatrud­nio­na w redak­cji jako pierw­sza lek­tor­ka. Zada­nia pro­ste: pod­kre­ślać nie­zro­zu­mia­łe wyra­zy, mówić, czy arty­kuł się podo­ba. Jej opi­nia dzia­ła defi­ni­tyw­nie. Resz­tę intry­gi pomi­jam, idzie mi tu o sam pomysł na recen­zo­wa­nie.

Ani­ty zatrud­nia­ne są bowiem nie tyl­ko w „Histo­riach praw­dzi­wych”: wiem, bo sam, nie­ca­ły rok po spek­ta­klu, padłem ofia­rą jakiejś Ani­ty czy jakie­goś Ani­ta wyna­ję­tych przez Wydaw­nic­two W.A.B.

A było tak: wysła­łem tam Wal­ce wol­ne, wal­ce szyb­kie. Nie powiem, w mia­rę szyb­ko przy­szła odpo­wiedź, że są zain­te­re­so­wa­ni, mam dla nich tę książ­kę trzy­mać, i ode­zwą się po waka­cjach. Grejt kana­da. Lato koń­czy­ło się cicho, więc zapy­ta­łem. „Nie­ste­ty nie zde­cy­do­wa­li­śmy się umie­ścić jej [pro­po­zy­cji] w naszym pla­nie wydaw­ni­czym”. Wkrót­ce wró­cił wydruk, i tak pozna­łem Ani­tę lub Ani­ta z W.A.B. Mówiąc dokład­niej, nie tyle pozna­łem, ile dane mi było zapo­znać się z prze­le­wa­mi myśli Ano­nim­ki lub Ano­ni­ma – na mar­gi­ne­so­wych uwa­gach ołów­kiem zabra­kło autor­skiej sygna­tu­ry. Ale to na pew­no Ani­tek lub Anit­ka. Już w jed­nym z począt­ko­wych zapi­sów wyraz „zaocz­ka” zazna­czo­ny i opa­trzo­ny pytaj­ni­kiem. Widać nie­zro­zu­mia­ły. Na tej samej stro­nie wydru­ku na dole pyta­nie: „Dla kogo to?” Na następ­nej, przy innym kawał­ku, inne nie­po­ko­ją­ce pyta­nie: „Jaki tu cel, sens i puen­ta”. Może reto­rycz­ne, bo nie ma pytaj­ni­ka. Nie­co wyżej – przy tytu­le Jed­ną ręką prze­strzeń dałem, dru­gą ręką dałem czas – inne nie­po­ko­je: „Poetyc­kie?” Dru­gie­go sło­wa, też z pytaj­ni­kiem, nie umiem odczy­tać. A trze­cie to kon­sta­ta­cja: „potknię­cia”. No cóż, mój tytuł jest kryp­to­cy­ta­tem z Nor­wi­da, któ­re­go anit­ko­wy recen­zent nie musi prze­cież znać. Idź­my dalej. U mnie zda­nie: „I reto­ru­ję przy dużych obia­do­wych buł­kach”. Reto­rycz­nie + pero­ru­ję = reto­ru­ję. Ołó­wek Ani­ty pod­kre­ślił „reto­ru­ję” i dopi­sał na mar­gi­ne­sie: „skład­nia”, a pod tym „sło­wa”. Stro­nę dalej jest pro­za z wypo­wie­dzią por­tie­ra z uczel­ni zapy­ta­ne­go o klucz do jed­nej z sal: „Dziś nikt go nie brał, mówiąc szcze­rze”. Z tek­stu jasno wyni­ka, że „mówiąc szcze­rze” sta­no­wi rów­nież, być może mimo­wol­nie wypo­wie­dzia­ną, opi­nię por­tie­ra o roz­luź­nie­niu pra­cy w oko­li­cach świąt majo­wych. A co Anit czy Ani­ta? A jak­że: „nie­zro­zu­mia­łe” i duży wykrzyk­nik. Na tej­że stro­nie – przy­znaj­my uczci­wie, że wciąż jeste­śmy na począt­ku książ­ki – do Ani­ty lub Ani­ta coś zaczy­na docho­dzić: „głów­nym boha­te­rem jest AP – jak gwiaz­da [,] o któ­rej wszy­scy CHCĄ wie­dzieć. Tyl­ko kto chce”. I pytaj­nik prze­cho­dzą­cy w wykrzyk­nik: taki znak inter­punk­cyj­ny ma chy­ba ozna­czać, że jak Ani­ta lub Anit pyta­ją, to lepiej się scho­wać. A zało­ży­łem sobie, że sko­ro Wal­ce są para­dzien­ni­kiem, to boha­ter powi­nien być auto­bio­gra­ficz­ny. Ale żeby zaraz „jak gwiaz­da”? Anit­kom boha­ter lite­rac­ki musi się mylić z gwiaz­da­mi, za prze­pro­sze­niem, mediów.

I nagle, na s. 13 wydru­ku, zosta­łem zde­ma­sko­wa­ny, ołó­wek oświad­czył bez­a­pe­la­cyj­nie: „Już wiem: ten facet wca­le nie ma boga­te­go i inte­re­su­ją­ce­go życia – pomi­mo, że wyda­je mu się, że ma…” Po prze­cze­niu powin­no być nie „i”, lecz „ani”, Ani­to, prze­ci­nek zaś w tym wypad­ku nie jest przed pierw­szym „że” potrzeb­ny. Pas­sons! Przy­kro mi tyl­ko, że nie zdo­ła­łem swo­je­go życia ubo­ga­cić.

Ale Ani­ta ze spek­ta­klu trosz­kę się w trak­cie inte­lek­tu­al­nie prze­bu­dzi­ła.