15/01/18

Blondie, Eva, Rzeka Wieprz

Grzegorz Wróblewski

Strona cyklu

Matrix
Grzegorz Wróblewski

Urodzony w 1962 roku w Gdańsku. Poeta, prozaik, dramatopisarz i artysta wizualny. Autor wielu książek (poezja, dramat, proza); ostatnio m.in. Miejsca styku (2018), Runy lunarne (2019), Pani Sześć Gier (2019), Tora! Tora! Tora! (2020), Cukinie (2021), Letnie rytuały (2022), Niebo i jointy (2023), książka asemic writing Shanty Town (2022), tłumaczony na kilkanaście języków, m.in. na język angielski (Our Flying Objects - selected poems (2007), A Marzipan Factory - new and selected poems (2010), Kopenhaga - prose poems(2013), Let's Go Back to the Mainland (2014), Zero Visibility (2017), Dear Beloved Humans (2023). Dwukrotnie wyróżniony w Konkursie na Brulion Poetycki (1990, 1992). Stypendysta Duńskiej Rady Literatury i Duńskiej Państwowej Fundacji Sztuki. Należy do Duńskiego Związku Pisarzy (Dansk Forfatterforening). Od 1985 roku mieszka w Kopenhadze.

Kruki/wrony. Zagajniki. Złowieszcze, znane nam już z historii, komunikaty: Naród, który nie dba o czystość krwi, skazany jest na zagładę… Osiedle Niepodległości/Króla/Jana/Piernika. Rzeka Wieprz: Spójrz, tatusiu! Tam coś chyba płynie! Ladacznica, wszystko przez nią –  rozpracować ją w sadzawce, obciąć palec i na koniec podpalić benzyną! Jak nie pójdzie na dno, to znaczy, że winna, jak pójdzie, to winna była od samego początku, czyli tym bardziej winna, kruki wiedzą, była winna/winna/niewinna/winna, a wrony to ochoczo potwierdzają… Łańcuch i do studni. Na minimum trzysta lat, żeby nie domyślił się przypadkiem nasz zezowaty Colombo! Kojarzymy chyba dobrze bullę Summis desiderantes affectibus, ten fanatyzm/zboczenie na maxa… Natomiast angielskie hasło witch dotyczy zarówno kobiet, jak i mężczyzn, żeby było „elastyczniej” – mało kto u nas(z) o tym chyba wie. Czyli wyrywanie języków, liście wilczej jagody, czarny kot i pieprzyk pod prawym okiem… Ludzie & zwierzęta, wszystko jedno, wszyscy zawsze podejrzani. Tutaj przypomina się choćby słynny proces maciory w Falaise (1386), o którym pisał w książce Średniowieczna gra symboli Michel Pastoureau. Trzeba też pamiętać, że dużo wynalazków inkwizycji przejęli też szybko protestanci, np. Jan Kalwin. Kalwin ma na sumieniu całą masę torturowanych, a następnie rozpłaszczonych kobiet. W Europie najwięcej „wiedźm” zginęło na stosach w Anglii i Niemczech, które były już wtedy krajami protestanckimi… I trwało tak do usranej śmierci. Dopiero w 1908 roku papież Pius X miał odwiedziny jakiegoś rozsądnego ducha/jaszczura albo najadł się może meksykańskiego grzyba (?) i łaskawie przekształcił Kongregację Rzymskiej i Powszechnej Inkwizycji w Kongregację Świętego Oficjum… A potem kolejny fachowiec w sukni, czyli Paweł VI, zmienił w 1965 roku ten poczciwy instytut zwalczania Baala z góry Phegor w tzw. Kongregację Nauki Wiary. I niby po ptakach, pozorna ulga i osłabienie Mordoru. Oczywiście „fatamorgana”, gdyż modliszki są słabsze & niebezpiecznie zmysłowe, zawsze zrobią uczciwego, zajmującego się handlem samochodami samca w balona, będą po cichu rządzić, nie dadzą mu, jak nie pozmywa po sobie talerzy (czy nie zafunduje im złotych jedynek). W rajach/puszczach/blokowiskach nadwiślańskich, gdzie królem był od wieków długowłosy prorok (teraz jego wyznawcy z miejsca wbiliby go na pal, jako ekologa i miłośnika owiec), mimo wciskanego bałachu o tolerancjach, nagonka była zawsze  intensywna. Przykładowo polowanie biskupa krakowskiego Zbigniewa Oleśnickiego (XV wiek) na husytów, nie zajmował się przecież tym papieski inkwizytor. Kraina, w której niby non-stop wykarmiano zabłąkanego wędrowca szynką, polaną miodem i likierami. Mamy chyba jednak widocznie we krwi to katowanie tura, wiedźmy i innowierców (nie tylko zresztą „my”, ale czy ma to oznaczać, że możemy „robić to i tamto”, bo inni, za miedzą, też „robią to i tamto”?); niech przeklęta będzie orda/wiedźma/wataha, która zapuściła się w nasze słomiane kaplice i umocnienia… I zasada naczyń połączonych – ewidentnie głupia sprawa z Pałacem Kultury. Przecież zamiast go burzyć, powinniśmy zamontować na szczycie iglicy figurkę Zagłoby! Na jej widok spadłby na ulicę Marszałkowską niejeden helikopter z arabskimi świrami, ocalilibyśmy w ten sposób stolicę od kieszonkowców, zatrutych kebabów, wiedźm i kokainowych karteli… Wolą tam jednak zapewne wstawić pomnik sterowca, pamięć o katastrofie LZ 129 musi przecież wiecznie trwać.

Miała szczęście Eva Braun, że zakończyła swoją podróż w wiadomym bunkrze. Uniknęła w ten sposób plastycznych operacji, łamania na kole czy innej klatki w moskiewskim Zoo… O ile wierzymy oczywiście w eskapady człowieka na Księżyc, a Adolf nie zabawiał się z nią po wojnie w argentyńskich kurortach. Legenda głosi, że Wódz zabronił jej jakichkolwiek dywagacji dotyczących wojny i polityki. Miała wyłącznie chodzić do (aryjskiego) jubilera, rozweselać elitarnych gości w mundurach „Black” i wypoczywać wraz z rodzicami na włoskich plażach (z palmami). Bawić się z wilczurzycą Blondie w rezydencji Berghof. Tylko taka była ponoć jej funkcja i aktywności. Dwa razy (1932, 1935) targnęła się jednak na życie. Najpierw pistolet, a potem środki nasenne. Przeżyła. Inaczej niż Geli Raubal. Mrok… Do końca nie wiadomo, czy to przypadkiem Adolf nie zastrzelił swojej siostrzenicy. Kobiety szaleńców, dyktatorów… Często przez nich kompletnie zdominowane, zastraszone. Ale także i takie, które dość świadomie wciągnęły się w koszmar i chciały w nim pozostać, aż do samego (smutnego) końca. Miłość, manipulacje? Magda Goebbels! Fanatyczna nazistka. Uważana za „pierwszą damę III Rzeszy”. Tutaj grana by jednak była „Kołyska Judasza”, opuszczanie (kroczem) na ostrą piramidę. Sowieci pewnie by jej nigdy nie wybaczyli. Ale zabieranie ze sobą do piekła sześciorga dzieci, otumanienie ich morfiną, a następnie otrucie cyjankiem? Jazda na całość. Tak, tak – the human mind can be altered or controlled by certain psychological techniques… Ssak nieźle miał, ma (i będzie miał) pod sufitem. Magda już od młodości obracała się zresztą wśród bardzo „konkretnych” panów. Jej pierwszym mężem był Günther Quandt, bardzo nadziany kolega, który posiadał solidne udziały w takich przedsiębiorstwach, jak np. BMW czy Daimler-Benz. Ich syn Harald Quandt, jedyne dziecko Magdy, które przeżyło wojnę, był porucznikiem Luftwaffe i walczył na froncie… Rodzina Quandtów robiła na potężną skalę interesy z hitlerowcami, oczywiście często kosztem wywłaszczonych żydowskich przemysłowców. Przykładowo zarządzana przez Quandtów firma Petrix GmbH była filią firmy AFA zatrudniającej więźniarki z Auschwitz. Obecnie ich „dynastia” trzęsie światową gospodarką. Szwajcaria uratowała/przetrzymała im kasę. Logistyka, przemysł farmaceutyczny, nawet karty chipowe – Quandtowie są teraz dosłownie wszędzie… I chętnie sponsorują oczywiście artystów! Super alibi/reklama. Artyści to prostytutki, jak słusznie zauważył Kazik. Więc nasza Magda i jej demoniczny, ostatni z wybrańców, minister propagandy Joseph. Podobnie jak za faraonów czy w Lesie Teutoburskim, jeśli się umoczyło, to tylko honorowa zbiorówka – sztylet lub fiolka, w sumie bez znaczenia… Typowe rozwiązanie przestrzenne. Wzloty i niesprawne technicznie spadochrony. Zero „spokojnej starości”. Benzyna, obcęgi nowych zdobywców. Coś za coś. Natomiast upadek Reichu przeżyła jakoś siostra Evy Braun, Gretl. Dotarły razem z wybranką Wodza do berlińskiego bunkra 19 stycznia 1945 roku, sytuacja była już tam wiadoma. 9 lutego zdecydowały się stamtąd wyjechać. Eva jednak powróciła. 23 kwietnia wysłała do Gretl ostatni list. Prosiła w nim o zniszczenie dokumentów, korespondencji etc. A potem stało się to, co się miało stać… Gretl była w tym czasie w ciąży z Hermannem Fegeleinem. Fegelein, SS-Gruppenführer, osobisty przedstawiciel Himmlera, oficer Waffen-SS przy Głównej Kwaterze Hitlera, chciał koniecznie nawiać z oblężonej stolicy. 25 kwietnia po cichu opuścił bunkier, a dwa dni potem złapano go kompletnie zaprawionego, miał przy sobie fałszywe papiery, masę kasy, torby z klejnotami. Marzyła mu się zapewne Nowa Szwabia… Chciał wydostać się z kotła. Sowieci z miejsca wycięliby mu… etc. Himmler popadł już wtedy w totalną niełaskę Wodza (za swoje konszachty z aliantami), wiadomo więc było, że Fegelein dostanie czapę. Poczekali jak przetrzeźwieje i nocą z 28 na 29 kwietnia 1945 roku zastrzelono go w ogrodach Kancelarii Rzeszy. Gretl została wdową. Wdową w zaawansowanej ciąży. W kilka dni później, 5 maja 1945 roku, urodziła w Berghofie (tam gdzie niegdyś balowała z Evą, Blondie i Fegeleinem) córkę. Uczciła pamięć siostry, nadając jej imię Eva. Dziewczyna oddychała na Ziemi tylko do 1971 roku. Popełniła samobójstwo, po tym, jak zginął w wypadku samochodowym jej chłopak. A sama Gretl osiedliła się w Bawarii (dla niej chyba najbardziej optymalne, jedyne miejsce, oprócz może Paragwaju), zmarła 10 października 1987 roku w Steingarden, w wieku 72 lat. Wiele wskazuje na to, że jej ślub z SS-Gruppenführerem Fegeleinem był perfekcyjnie zaplanowaną akcją Wodza, że nie chodziło tam o „miłość”. Tak przynajmniej twierdzili potem ludzie (sekretarki, personel Berghofu), którzy byli świadkami wydarzeń. Jej siostrę, Evę, najwyraźniej łączyło coś z Fegeleinem, Adolf nie mógł przecież na to pozwolić. Wcisnął mu więc siostrę Evy. Sytuacja identyczna jak w tekstach Swetoniusza. Kobiety Nerona & Tyberiusza, Kaligula i Neron, Klaudiusz, Neron, Kaligula. Wpadki/zapadki/trucizna/aksamit. Trup ściele się gęsto… Anna Boleyn. Sześć żon i kochanki Henryka VIII. Z kolei towarzyszka życia Carla Gambino była skromną osobą, zawsze częstowała jego kapitanów ciastem (własnej roboty) i podawała im kawę. Zapamiętano ją jako „bardzo ciepłą kobietę”. Podobnie jak żonę Toto Riiny, bossa bossów Cosa Nostry, który jak wiadomo przejdzie do historii m.in. z powodu likwidacji słynnych sędziów, Giovanniego Falcone i Paolo Borsellino. Też była ponoć sympatyczną i serdeczną, sycylijską gospodynią. Zawsze uważała, że aresztowanie jej męża to jakieś wielkie nieporozumienie. Spisek wrogich klanów. Czyli partnerstwo i solidarność do końca. Bóg raczy wiedzieć… Nikt nic nie wie. Powszechna amnezja. Omerta.

Blondie. Eva. Rzeka Wieprz. Proces maciory. Gretl i SS-Gruppenführer Hermann Fegelein, Klaudiusz, Neron, Kaligula… W tym układzie jakieś niezdrowe przewidywanie przyszłości. Robaczywe wizje, np. że świat podzielono na degeneratów i na miłośników joggingu. Seksmisja? Od razu rodzaj „ośrodka zamkniętego”… Psycho. Spójrz, tatusiu! Tam coś chyba płynie! Ciężko byłoby uprawiać gimnastykę artystyczną lub shotokan, otrzymując 1200 mg seroquelu na dobę (takie „modelowe” zapodanie). Mimo szczerych chęci. Jedynym towarzystwem byłyby wtedy słabo naoliwione roboty. Pierdolone, nieruchome roboty. I co z tego, że przestrzegały nas niewidome mumie-prababcie, że przejęty listonosz szeptał: „Nożyce zostaną wkrótce wyjęte z szuflady, wraz z nożem i obcążkami”. To wszystko bullshit! Czujemy intensywny zapach tanich perfum naszej utraconej (na zawsze) kobiety, gdzie nie spojrzymy, tylko jej piękne, pretensjonalnie ufarbowane włosy; koszmar/upadek/koszmar. Budzimy się nagle (logiczne!) wśród rasistowskich higienistów, eksterminatorów, osobników o ewidentnie perwersyjnych skłonnościach. Ale podobno nadal żyjemy. Palec boży, predestynacja? Mamy za to pod umywalką sąsiadkę, która przypomina nam egzotycznego, włochatego pająka:

– Coś mi tu nie pasuje…
– To firma koedukacyjna…
– Wyjdź z toalety, bo mam ciśnienie.
– Istnieją różnice w budowie mózgu osobnika płci męskiej i żeńskiej.
– Sterylizacja mischlingów?
– Długo nie będziesz mógł podskakiwać…
– Co jest grane?
– Najpierw będzie wędzony węgorz, a potem piguła zapoda złoty środek na wszystko…
– Można skołować tu towar?
– Zamiast towaru jebną ci seroquel.
– Niebezpieczeństwo związane z obsługą maszyn?
– Robotyka już po dwóch dniach. Będziesz wyglądał jak prosiak… Hipotonia ortostatyczna, sranie, rzyganie, napady padaczki…
– Wow! Damy chyba radę…
– Właśnie, typowy błąd debiutantów…
– Ale ktoś musi mieć tu przecież towar!
– Odzwyczaisz się szybko od kontaktów ze światem, dopiero po miesiącu zezwolą ci oglądać filmy o życiu kotów. Ujednolicenie metodyki nauczania dla obu płci w klasie koedukacyjnej wymusza konieczność narzucenia wzorca zachowań jednej płci całej grupie… Tak to właśnie w skrócie wygląda.
– Wikipedia?
– Nadciśnienie.
– Wychodź więc szybko z kibla.
– Pędzel nasączony herbicydem…
– To zwykłe selekcje w rewirach.
– Masz tymczasem wiadomość od boga, po angielsku!
– You will find peace?
– O wiele lepszą! You are safe with me.
– Z nim, czy z tobą?
– You will smile again, wszystko jedno… Idź teraz na węgorza.

I faktycznie! Be happy. Be yourself. Węgorz, czyli nafaszerowany trucizną tasiemiec. Od razu zaczął wychodzić uchem. Zbyt łatwo można zostać wyrzuconym poza nawias… Poza nawias czego? A kto jest właściwie w nawiasie?
– Eliminacja szkodliwych osobników? Ludzkość?
– Społeczny darwinizm. Cywilizacja…
– Zaczyna się?
– Zaraz wpadnie tu lagerartz.
– Myślałem, że będę palił trawę, goił rany, wypoczywał…
– Wypoczniesz, ale w inny sposób.
– Stracę osobowość, której nigdy nie posiadałem?
– Hipotonia ortostatyczna. I co, miałam rację?
– Na to wychodzi.
– Kopulacja przestała być w końcu istotna?
– Czuję w bebechach i mózgu tylko węgorza…
– Ale nie wszczepiają nam prątków Kocha.
– To Kopenhaga, nie Flossenburg.
– To iluzja. Mają instrukcje.
– Nigdy się w nas nie zakochują?
– Nigdy.

Faktycznie. Gdyby pociągnąć dalej ten „wątpliwy film”, to grana byłaby z pewnością poranna gimnastyka. Co oni ode mnie chcą? Przysiady mają pobudzić krążenie krwi. Przysiady mają pobudzić krążenie krwi. Blondie. Eva. Rzeka Wieprz. Przysiady mają pobudzić krążenie krwi.
– Może wiesz coś na ten temat, ostatecznie siedzisz tu całe życie…
– Tylko pół życia. O co ci chodzi?
– Czy ta terapeutka od gimnastyki nadaje zawsze te same dźwięki? Można dostać kurwicy.
– Jak tu trafiłam puszczali nam tylko „Bay City Rollers”, więc się nie wzruszaj… Jajogłowi mają wszystko opracowane.
– Już tak długo? W mordę, siedzisz tu od czasów Reagana…
– Ale na koedukacyjnym, na początku były lata w kaftanie.
– Nieźle nawywijałaś.
– Ronald Wilson forever! Opowiem jak się lepiej poznamy.
– Rozumiem, musiały być grane trupy…
– Dlatego ciesz się, że leci Mozart. To ich najnowszy wynalazek. Łagodzi depresję i większość odmian psychozy.
– Brakuje mi tutaj hip-hopu… Chińszczyzny, brałna…
– A mi Barcenolety.
– Zajebali mi tam kiedyś butelkę wina i ręcznik. Gaudi uruchamia wspomnienia. Właśnie wtedy przestaliśmy się walić.
– Poznałeś już Jensa?
– Tego co służył w Afganistanie?
– Tak, tego zboka z dziurami po kulach. Trzyma towar, gdyby co…
– Thanx.
– Sam byś to szybko załapał.

I wtedy mogłaby rozpocząć się era węgorza. Blondie. Eva. Rzeka Wieprz. Długie dni i długie noce. Mam nadzieję, że nigdy się nie rozpocznie. Dookoła głodny ssak. To znaczy słabo naoliwione roboty. Tomahawki. Blondie. Eva. Rzeka Wieprz. Proces maciory. Gretl i SS-Gruppenführer Hermann Fegelein. Klaudiusz, Neron, Kaligula…
– Masz przynajmniej jakieś jej zdjęcie?
– Na kwadracie trzymam nawet majtki i spodnie…
– Jak przyznasz się do obiektów nieożywionych, od razu zwiększą ci dawkę.
– Nie staje mi od nich. Nie wkładam sobie tego na głowę…
– To po co to trzymasz? Nie mogłeś spalić albo odesłać?
– Nie mogłem.
– Dlaczego? Zabawy w voodoo? Baron Samedi? To w sumie niezła zabawa… W Haiti na cmentarzach śpiewa się erotyczne pieśni.
– W końcu do mnie dotarło, że przeszłość już nigdy nie powróci. Ale codziennie starałem się do niej mówić. Materializacje, wspomnienia…
– I coraz więcej brałna?
– Czeluść… Robaki.
– Ja wszystko spaliłam.
– Ulżyło?
– Nawet nie masz pojęcia w co się wtedy wpakowałam.
– Każdy ma swoją drogę. Nie chcę wypytywać.
– W odpowiedniej chwili się dowiesz. Wcześniej czy później i tak ktoś przykapuje. Albo sama ci w końcu powiem…
– Jasne, jak w Zenie. Do one thing at a time!
– U mnie to mordercze… Do it slowly and deliberately…
– Do it completely. Tak jest jednak chyba nalepiej.

One more time… Blondie. Eva. Rzeka Wieprz.
– To się chyba nie powtórzy?
The human mind can be altered or controlled by certain psychological techniques…
– Oczywiście, że nastąpi powtórka. Głupki na to są przygotowane.
– Dlaczego? Zabawy w voodoo? Baron Samedi?
– Pędzel nasączony herbicydem…

Blondie. Eva. Rzeka Wieprz. Przestrzegały nas niewidome mumie-prababcie. Przestrzegały nas niewidome mumie-prababcie!!! Pamięć o katastrofie LZ 129 musi przecież wiecznie trwać! Społeczny darwinizm. Cywilizacja… Ale nie wszczepiają nam prątków Kocha…
– To Sosnowiec, nad rzeką Wieprz/Tamizą, a nie Flossenburg.

Ujednolicenie metodyki nauczania dla obu płci w klasie koedukacyjnej wymusza konieczność narzucenia wzorca zachowań jednej płci całej grupie… Blondie. Eva. Rzeka Wieprz. Blondie. Eva. Rzeka Wieprz. Blondie. Eva. Rzeka Wieprz. Modliszki są słabsze & niebezpiecznie zmysłowe, zawsze zrobią uczciwego, zajmującego się handlem samochodami samca w balona, będą po cichu rządzić, nie dadzą mu, jak nie pozmywa po sobie talerzy (czy nie zafunduje im złotych jedynek). I dlatego nie można dać się do końca zatopić. Piękny, jesienny dzień. Sztorm na wyspie Zelandii. Krąży spojówka. Elsa von Freytag-Loringhoven. Urodzona w Świnoujściu, królowa dada („The Mama of Dada”)! Pośmiertne, genialne wydanie jej wierszy: „Body Sweats: The Uncensored Writings of Elsa von Freytag Loringhoven” (Cambridge, MA: MIT Press, USA 2011). Jak słusznie napisała w „New York Times” Roberta Smith: „The baroness (1874–1927) was one of the outstanding lifestyle radicals of the early Dada era, or of any era, really; I’m not sure even a hard-core punk collective would have known quite what to make of her. In addition to being an artist and a personage, she was a furiously witty and aggressively erotic experimental writer, as this first published collection of her poetry demonstrates”.

Warto cofnąć się o te 100 lat świetlnych, w czasy Elsy. Przysiady mają pobudzić krążenie krwi. Jak tu trafiłem puszczali nam tylko „Bay City Rollers”, więc się zbytnio nie wzruszajcie… Blondie. Eva. Rzeka Wieprz…