21/05/18

Czytając „Trawers” Sosnowskiego…

Michał Domagalski

Strona cyklu

Re:cyklizacje
Michał Domagalski

Urodził się w Ostrzeszowie w 1982. Publicysta i krytyk. Redaktor prowadzący portalu Wywrota  w latach 2015-2016. Debiutował w almanachu Połów. Poetyckie debiuty 2014-2015, w 2018 roku ukazała się jego pierwsza książka poetycka - Poza sezonem. Mieszka w Poznaniu.

… myślę o czy­tel­ni­kach. Cho­ciaż, jak wspo­mniał sam Andrzej Sosnow­ski w wywia­dzie z Micha­łem Pięt­nie­wi­czem, „wier­szy nie pisze się dla czy­tel­ni­ka”. Mimo wszyst­ko, śle­dząc kolej­ne stro­ny Tra­wer­su, nie potra­fię zapo­mnieć o oso­bie znaj­du­ją­cej się po dru­giej stro­nie komu­ni­ka­tu. Prze­cież jeże­li wier­szy się nie pisze, a nawet nie wyda­je z myślą o odbior­cy, to już na pew­no mu się je sprze­da­je. Z myślą o jakim czy­tel­ni­ku (klien­cie?) przy­go­to­wa­na (co lepiej pasu­je niż napi­sa­na) zosta­ła dwu­dzie­sta książ­ka poetyc­ka Sosnow­skie­go?

Czyż­by Tra­wers był skie­ro­wa­ny do dwóch rodza­jów odbior­ców? Tego zna­ją­ce­go dobrze wcze­śniej­szą twór­czość Andrze­ja Sosnow­skie­go i tego, któ­ry dotych­czas z nią się nie spo­tkał lub zer­kał do niej zale­d­wie, czy­tał pobież­nie. Oczy­wi­ście pomię­dzy wska­za­ny­mi bie­gu­na­mi jest spo­ro miej­sca na wszel­kie inne odcie­nie czy­tel­ni­cze­go doświad­cze­nia; a i poza tymi – zda­wa­ło­by się skraj­ny­mi – przy­pad­ka­mi rów­nież moż­na zna­leźć sobie przy­stań. Lub lepiej: moż­li­wość podró­ży. Są w koń­cu tacy, któ­rzy nie tyl­ko naczy­ta­li się Sosnow­skie­go, ale zna­ją rów­nież wszel­ki lite­rac­ki i poza­li­te­rac­ki kon­tekst oraz tacy, któ­rzy zupeł­nie nie potra­fią się w nim odna­leźć. I choć tych dru­gich z Tra­wer­sem w dło­ni trud­no sobie wyobra­zić, to moż­na taki obra­zek zało­żyć. I moż­na zało­żyć, że się bie­da­czy­sko pogu­bi.

Arthur Rim­baud, z któ­re­go prze­kła­dy zago­ści­ły w Tra­wer­sie, zda się naj­ła­twiej­szym do ozna­cze­nia punk­tem na mapie odnie­sień. Tkwią na niej rów­nież Wil­liam Sha­ke­spe­are, Hegel czy też Guy Debord. Lista się tutaj nie zamy­ka. Może nawet się jesz­cze nie otwie­ra. Te poroz­rzu­ca­ne (choć ade­kwat­niej­sze zda się poroz­kła­da­ne) śla­dy cze­ka­ją aż czuj­ny czy­tel­nik odnaj­dzie kolej­ne, potem zaś sprzę­że je ze sobą. To sprzę­że­nie przy lek­tu­rze Tra­wer­su objąć musi tak­że same­go Andrze­ja Sosnow­skie­go. Wcze­śniej­sze­go Sosnow­skie­go czy też wcze­śniej­szych Sosnow­skich, któ­rzy przy­wo­ła­ni zosta­ją nie na zasa­dzie The Best Of, ale…

Dokoń­cze­nie tego zda­nia sta­je się czę­ścią inter­pre­ta­cji Tra­wer­su. Jak czy­tać dr cali­ga­ri rese­tu­je świat wło­żo­ne mię­dzy tłu­ma­cze­nia z Rim­bau­da? Czym sta­ło się po nie­wiel­kich zmia­nach Gdzie koniec tęczy nie doty­ka zie­mi? Jakie zna­cze­nie ma fakt, że dwa nowe tek­sty to te, któ­re otwie­ra­ją i zamy­ka­ją tom? I czy wresz­cie – w kon­tek­ście tego całe­go prze­pi­sy­wa­nia, tej recy­kli­za­cji – moż­na je uznać za nowe, sko­ro opu­bli­ko­wa­ne zosta­ły wcze­śniej w cza­so­pi­smach?

Tra­wers sta­je się więc czę­ścią. Kłą­czem, któ­re powią­za­ne jest z inny­mi kłą­cza­mi.  Tyl­ko ze świa­do­mo­ścią ich obec­no­ści moż­li­wym do odczy­ta­nia. Jed­no­cze­śnie sta­no­wi – tro­chę para­dok­sal­nie – zamknię­tą całość. Prze­cież wyłącz­nie w poda­nym przez Sosnow­skie­go kształ­cie, z wkom­po­no­wa­nym przez Wojt­ka Świer­dzew­skie­go hasz­ta­giem na okład­ce, sta­no­wi okre­ślo­ny komu­ni­kat. I choć tyle w Tra­wer­sie cyta­tów, to komu­ni­kat wyda­je się nowy.