27/06/16

Śpiew z kolonii (1)

Paweł Tański

Strona cyklu

Śpiew języka
Paweł Tański

Urodzony w 1974 roku w Toruniu. Historyk literatury i krytyk literacki. Autor książek o literaturze, współredaktor prac zbiorowych. Mieszka w Toruniu.

W niniejszym odcinku cyklu dokonam interpretacji tekstów utworów słowno-muzycznych zespołu Variété z płyty Piosenki kolonistów (wyd. 2-47 Records, 2013). Chcę też udowodnić tezę, iż Grzegorz Kaźmierczak – wokalista grupy oraz autor tekstów piosenek – to współczesny poeta oralny, który z pełną świadomością i konsekwencją realizuje w świecie początków XXI wieku performatywny przekaz poezji oralnej. W ten sposób dzięki jego twórczości istnieje w rzeczywistości mediów elektronicznych oraz druku ta dawna forma wypowiedzi, wcielana z powodzeniem w życie dzisiejszej kultury. Tym samym ustna literatura ma się doskonale, nowoczesne media zaś służą z powodzeniem jej utrwalaniu – płyty oraz internet są swoistym archiwum przechowującym poezję oralną. Dodać trzeba, że jest to rockowa poezja oralna, co oznacza, iż teksty funkcjonują tu z muzyką wykonywaną właśnie w tym idiomie muzycznym. Należy również dopowiedzieć, że nie są to zwykłe teksty piosenek – bowiem ze względu na oryginalną realizację językową stają się czymś więcej, niż zwykłe teksty piosenek – stają się właśnie poezją oralną.

Kaźmierczak nie tylko zamieszcza teksty utworów w książeczkach dołączonych do płyt, ale również do albumów muzycznych dodawał tomiki ze swoimi lirykami. W ten sposób słuchacz może również te teksty sobie przeczytać, ale nie zmienia to faktu, iż podstawowym kanałem przekazu pozostaje utwór wyśpiewany, a odbiorca ma przede wszystkim tych tekstów słuchać. Rockowa poezja oralna Grzegorza Kaźmierczaka to współczesny performans, charakteryzujący się transowym pulsem i melancholijnym głosem, za pomocą którego działanie języka w śpiewie oddaje werbosomatyczne sposoby bycia, słowo jest znakiem i dźwiękiem – jest, jak dźwięk, tożsame ze swoim trwaniem; wydobywa się z wnętrza człowieka i jednoczy go z dziejącym się kosmosem, performans taki to splot tradycji, praktyki i emergencji w sztuce słowa. Dynamika, ruchomość, siła oddziaływania głosu wokalisty służy mocy sprawczej tkwiącej w oralności. W ten sposób nasza uwaga kieruje się ku analizowaniu residuów i nieoczekiwanych nawrotów oralności w społeczeństwie piśmiennym i postpiśmiennym – mających znakomite realizacje w pieśniowych opowieściach Grzegorza Kaźmierczaka.

Piosenki kolonistów to siódmy album grupy Variété, wydany jesienią 2013 roku. Rok później ukazał się wybór wierszy autora Klaszczę w dłonie, zatytułowany Centra (Poznań 2014), z przedmową Rafała Skoniecznego, który tę książkę ułożył w fascynującą historię pisarstwa Kaźmierczaka. Tom udowodnił, że autor Bydgoszczy to znakomity poeta, natomiast płyta Piosenki kolonistów, zawierająca dziewięć niezwykłych wyśpiewanych tekstów, jest dziełem szczególnego rodzaju, bowiem najpełniej i najsubtelniej oddaje wartość poezji oralnej warszawskiego twórcy.

Niewielka liczba utworów na krążku oraz krótki czas trwania muzyki (ok. 34 minuty) charakteryzuje również sposób myślenia o świecie i sobie jako autorze tekstów piosenek przez Kaźmierczaka – minimalizm i lapidarność to cechy ważne w jego życiopisaniu. Celność frazy, poetycka miniatura, oszczędność słowa – te walory artystycznej wypowiedzi autora Zielonookiego radia Romans przykuwają uwagę odbiorcy i każą zatrzymać się nad buddyjskim niemal zapisem i głosowym performansem uważności, zastanowić się nad rolą języka, śpiewu, ciała w kosmosie wrażeń, fenomenów, doświadczeń oraz rozmyślań człowieka. Antropologiczny wymiar rockowej poezji oralnej Grzegorza Kaźmierczaka przejawia się w tym, iż narrator jego tekstów snuje opowieści o niekończącym się procesie tworzenia ludzkiej tożsamości, przedzierania się przez obszary znaczeń, mowy, sensów, wartości, praktyk, by wypowiedzieć próby porządkowania człowieczych losów i zmagań z nieobjętą ziemią naszych egzystencjalnych przygód, doli i niedoli.

Pora przystąpić do analizy i interpretacji tekstów autora Zapachu wyjścia z interesującej nas płyty. Tytuł albumu wprowadza nas w krąg tematyczny zawartości krążka – Piosenki kolonistów to metafora autotematyzmu, namysłu nad tym, kim jestem jako śpiewak, jakie jest moje miejsce w kulturze, co chcę wyrazić i w jaki sposób w mojej twórczości, drugi zaś człon tego tytułu (a złożony jest on z metafory dopełniaczowej, czyli takiej, której oba człony są rzeczownikami, z czego pierwszy to rzeczownik liczby mnogiej słowa „piosenka”, drugi to dopełniacz liczby mnogiej wyrazu „kolonista”) – to metafora o nacechowaniu ironicznym, autoironicznym, pełnym humoru, komizmu, żartu. Słowo oznaczające młode osoby (dzieci, młodzież) przebywające na wakacjach, na koloniach – nabiera w poezji Kaźmierczaka znaczenia takiego, że oto człowiek to ktoś mający wiele swobody, dążący do wolności – czas wakacji jest metaforą owej aury wolnego czasu, wyraz ten w ogóle odnosi się do doświadczenia czasu. Budując taką metaforę, autor Punktu przeciwstawia się upływowi czasu, tytuł jest przekorą, buntem wobec przemijania i kruchości ludzkiego losu. Życie to czas wolności, ale trzeba ją sobie wywalczyć – zdaje się powiadać Kaźmierczak poprzez takie ukształtowanie tytułu płyty. Ale słowo „koloniści”, użyte przez poetę, ma również nacechowanie melancholijne – jesteśmy zaledwie kolonistami we wszechświecie, nasz pobyt na „koloniach” – w tym życiu – to jedynie pobyt krótkotrwały, trzeba po nim wrócić – tylko gdzie? Takie metafizyczne pytania prześwitują przez tę metaforę. W tym znaczeniu – ludziom pozostaje jedynie śpiewać, na przekór śmierci, mamy nic nieznaczącą broń – piosenki, by wyrazić ten gniew wobec krótkości naszych istnień. Piosenki kolonistów to zatem metafora oznaczająca twórczość tych, którzy zdając sobie sprawę z wszechpotęgi przemijania, dążą nieprzerwanie ku wolności, będąc w duchu młodymi – jedynie witalizm, aktywność, uważność w zdobywaniu świata i szukaniu sensu pomagają przezwyciężyć ból świadomości tanatycznej konieczności. Oczywiście znać tu aurę filozofii egzystencjalizmu – z mitem Syzyfa na czele oraz koncepcję człowieka jako homo viator, co zresztą wpisuje się w kontekst twórczości Grzegorza Kaźmierczaka – w jego wierszach bowiem i w rockowej poezji oralnej pojawia się motyw człowieka w drodze, wiecznego wędrowca, niestrudzenie podróżującego i poznającego wiele miejsc. Już sam tytuł tomu liryków: Bydgoszcz-Nowy Jork, o tym informuje. Książeczka ta dołączona została do płyty Zapach wyjścia (2008), która jest opowieścią o podróży do Nowego Jorku, pojawia się w utworach słowno-muzycznych z tego albumu wiele motywów związanych z tą metropolią (na przykład tytuł jednej z piosenek – Manhattan). Chciałbym w tym miejscu dodać myśl, iż ten wymiar twórczości autora Pociągów na wietrze przynosi analogię ze światem pisarstwa Edwarda Stachury, nie ma tu miejsca na dokładniejszą interpretację tej problematyki, ale warto zasygnalizować, że dałoby się znaleźć podobieństwa poezji Kaźmierczaka do dzieła autora Całej jaskrawości na poziomie postrzegania, rozumienia, odczuwania, doświadczania świata oraz refleksji autotematycznych. Podsumowując tę część naszych rozważań, możemy zatem stwierdzić, iż Piosenki kolonistów to dziewięć opowieści o człowieku w drodze, będącym podmiotem afirmującym byt, zagarniającym świat w geście rozpaczliwej wiary w sens istnienia i dążącym z nadzieją do niepodległości bycia i głosu, doświadczającym boleśnie i dotkliwie czasu, który miażdży naszą egzystencję, a któremu trzcina-człowiek przeciwstawia się poprzez miłość do rzeczywistości i bycia oraz poprzez nieustające wyśpiewywanie zarówno cierpienia, spowodowanego świadomością kruchości życia, jak i zachwytu pięknem Dasein oraz kosmosu.

Pierwszy wiersz na płycie – Kim (czas trwania: 4’35’’, jest to najdłuższa piosenka na krążku) składa się z trzech strofoid, liczących łącznie jedenaście wersów: w pierwszej – cztery, w drugiej – dwa, w trzeciej – pięć. Podczas namysłu nad tymi tekstami będę podawał najpierw zapis tekstu z książeczki dodanej do albumu, a następnie – zapis w wersji wyśpiewanej, bowiem te dwa sposoby istnienia tekstu różnią się od siebie, wersja śpiewana jest zawsze inna, ponieważ Kaźmierczak stosuje powtórzenia, tak charakterystyczne dla poezji oralnej.

żadnego znaczenia
nie będzie miało nic
jeśli kim jestem
się nie dowiem

nawet jeśli to że życie ma sens
to tylko mit piękny jak kosmos

nie ma ze mnie dziś pożytku
umiem tylko śpiewać
a moje piosenki
nie służą nikomu
i niczemu

Na płycie utwór ten rozpoczyna się od śpiewu kobiecego – swojego głosu użyczyła wokalistka Magda Powalisz. To bardzo ciekawy zabieg artystyczny, estetyczny i nadestetyczny – męski głos Kaźmierczaka uzupełniony zostaje na albumie (dzięki obecności w tej otwierającej krążek piosence) o głos kobiecy, w ten sposób tekst oddaje pełnię i bogactwo świata, pierwiastek męski rzeczywistości zostaje uzupełniony o pierwiastek żeński, jest to również metafora życia – to kobieta wydaje na świat człowieka, daje mu istnienie, myślę też, że to metafora Matki-Ziemi, rodzącej życie. W ten sposób utwór ten zyskuje wymiar afirmatywny, jest hymnem na cześć kobiecości i bycia, to dodatkowy aspekt tej piosenki, łączący się z podstawowym tematem tego wiersza, będącym refleksją nad tym, kim jestem jako śpiewak i co chcę powiedzieć poprzez swój śpiew.

Najpierw słyszymy głos Magdy Powalisz:

żadnego znaczenia nie będzie miało nic
jeśli kim jestem się nie dowiem

nawet jeśli to że życie ma sens
to tylko mit piękny jak kosmos

Po tych słowach dołącza swój śpiew Kaźmierczak i słyszymy duet:

żadnego znaczenia nie będzie miało nic
jeśli kim jestem się nie dowiem

nawet jeśli to że życie ma sens
to tylko mit piękny jak kosmos

żadnego znaczenia nie będzie miało nic
jeśli kim jestem się nie dowiem

nawet jeśli to że życie ma sens
to tylko mit piękny jak kosmos

Następnie duet kontynuuje śpiew:

nie ma ze mnie
dziś pożytku

umiem tylko śpiewać
umiem tylko śpiewać

a piosenki
moje piosenki

nie służą nikomu i
niczemu

Znów słyszymy głos wokalistki:

żadnego znaczenia nie będzie miało nic
jeśli kim jestem się nie dowiem

nawet jeśli to że życie ma sens
to tylko mit piękny jak kosmos

Ponownie duet:

żadnego znaczenia nie będzie miało nic
jeśli kim jestem się nie dowiem

nawet jeśli to że życie ma sens
to tylko mit piękny jak kosmos

żadnego znaczenia nie będzie miało nic
jeśli kim jestem się nie dowiem

nawet jeśli to że życie ma sens
to tylko mit piękny jak kosmos

nie ma ze mnie
dziś pożytku

umiem tylko śpiewać
umiem tylko śpiewać

a piosenki
moje piosenki

nie służą nikomu i
niczemu

Pierwsza strofoida przynosi refleksję na temat tożsamości podmiotu, najważniejsze staje się zagadnienie: kim jestem? To dążenie do samoświadomości splecione zostaje z afirmacją wszechświata w cząstce drugiej tekstu, w której pojawia się również problem sensu życia. Widać tu pytanie metafizyczne, rozmyślanie na temat sensowności istnienia. Kolejna, trzecia, strofoida liryku przynosi zagadnienie autotematyzmu, bohater utworu określa siebie jako tego, który śpiewa, a zatem poprzez tę czynność samookreśla swój ontologiczny statut. Poznaje siebie, kondycję człowieka i świat poprzez głos, który wydobywa w performatywnych aktach śpiewania sensy tekstów, będących sposobem doświadczania bytu. Ukazał tu również autor Wieczoru przy balustradzie bezinteresowność aktów twórczych, rolę i funkcję artysty w społeczeństwie cywilizacji współczesnej – to ktoś, z kogo „nie ma pożytku”, bowiem jego „piosenki nie służą nikomu i niczemu”. Dodać możemy, że nam – odbiorcom i słuchaczom tych utworów słowno-muzycznych – z pewnością służą te piosenki, jest z nich pożytek, ponieważ nie tylko przynoszą przyjemność estetyczną, ale również radość poznawczą – namysł nad ich znaczeniami, interpretacja ich sensów przynoszą korzyść w postaci rozmyślań o człowieku i świecie. Ale chciał w ten sposób Kaźmierczak podkreślić rolę artysty w czasach, kiedy wszystko podporządkowywane jest pragmatycznym celom, to wyraz gniewu i buntu wobec rzeczywistości „wyścigów szczurów”, gonitwy za utylitarnymi efektami ludzkich działań. W ten sposób piosenka otwierająca płytę jest nie tylko autotematycznym namysłem nad wybraną przez siebie drogą życiową kogoś, kto śpiewa, ale jest również głosem sprzeciwu wobec narzucanym człowiekowi współcześnie priorytetom i stylom życia. Przenika zatem wiersz Kim tematyka wolności i niepodległości, również głosu, który służy „niesłużeniu” oraz śpiewu, który jest bronią wobec zawłaszczania przestrzeni ludzkich swobód. Krótki tytuł tej piosenki oddaje refleksję nie tylko nad tym, kim jestem, ale również kim byłem i kim będę, jak siebie zbuduję. Kim jestem jako człowiek i kim jestem jako śpiewak, jako artysta piszący wiersze i śpiewający je? Powtórzenia fraz i zdań, przeplatanie głosów: kobiecego i męskiego, śpiew w duecie – te zabiegi służą podkreśleniu problematyki tożsamości, autotematyzmu, afirmacji, poszukiwań prawd życiowych, wartości, znaczeń, kształtowania świadomości. Lapidarność tekstu (w zapisie w książeczce: 3 cząstki, 11 linijek, 42 wyrazy) uwypukla to, co najistotniejsze – pytanie o siebie, rytm zaś (cztero-. pięcio-, sześcio-, ośmio-, dziewięcio-, dziesięciozgłoskowce – w wersji zapisanej oraz trzy-, cztero-, pięcio- sześcio-, siedmio-, dziewięcio-, dziesięcio-, dwunastozgłoskowce – w wersji wyśpiewanej) pozwala uchwycić transowość wypowiedzi lirycznej i oddaje ruch i płynność oddechu, który pełni również funkcję sensotwórczą – informuje bowiem o aspekcie performatywnym aktu śpiewania: oddech wszakże służy głosowi, który z kolei służy śpiewakowi. Warto jeszcze wspomnieć o roli rymów w tym tekście – o ile piosenka jako gatunek właściwie karmi się rymami, to w tym utworze występują zaledwie dwa, ale są użyte świetnie: „jestem – dowiem” w pierwszej strofoidzie (linijki: 3, 4) oraz „sens – kosmos” w cząstce drugiej (dystych). W tym drugim przypadku mamy właściwie tylko spółgłoskę „s” na końcu wyrazów, która spaja rymotwórczo te dwa rzeczowniki, ale jest to o tyle ważne, iż właściwie te dwa wyrazy są najistotniejsze semantycznie w tym wierszu, określają bowiem to, o czym jest liryk Kim – o poszukiwaniu sensu życia i świata oraz o pięknie kosmosu, o którym wokalista śpiewa i poprzez głos wydobywa strukturę znaczeń jego doświadczania. Nawet w obliczu nicości staje się zasadne pytanie o tożsamość – autor Jak srebro stawia w tym utworze pytania z zakresu antropologii filozoficznej.

Drugi wiersz na płycie nosi tytuł Piosenka kolonistów (4’06”), złożony jest również z trzech strofoid, zawierających łącznie dziewięć wersów (pierwszy – pięć, drugi – dwa, trzeci – dwa). Jak widzimy, tytuł utworu nawiązuje do tytułu płyty, z tym że tu mamy rzeczownik liczby pojedynczej – „piosenka”. Człowiek w tym liryku został ukazany jako „kolonista”, a więc ktoś, kto korzysta z dobrodziejstw czasu wolnego, cieszy się ze swobody i duchowej młodości. Ale równocześnie wyraz ten nabiera innego sensu – odsyła do znaczenia „kolonistów” jako „mieszkańców kolonii”, a zatem bohater tego tekstu to również ktoś, kto zamieszkuje „kolonię” – planetę Ziemię, daną na krótki czas życia/wakacji. Zauważmy jednak, że w tytule mamy „kolonistów”, nie zaś „kolonistę” (Piosenka kolonistów, nie – Piosenka kolonisty), a więc podmiot liryczny wypowiada się w imieniu zbiorowości, nas wszystkich, ludzi, połączonych wspólnotą mieszkania w tym, a nie innym, punkcie wszechświata.

Sytuacja liryczna tego wiersza określona została w pierwszej cząstce tekstu, z której dowiadujemy się, że bohater utworu jest podróżnym na pokładzie – łodzi? statku? żaglówki?, obserwującym niebo w nocy, kolejne fragmenty piosenki to: zapis cielesności człowieka i poczucia witalizmu (druga strofoida) oraz zdziwienia, płynącego z zachwytu nad kosmiczną harmonią (trzecia). Piosenka kolonistów to wiersz o byciu w drodze i byciu we wszechświecie, o wędrówce po wodnych obszarach i zamyśleniu nad ziemskim oraz pozaziemskim pięknie, ważna jest tu opozycja: zewnątrz – wewnątrz, to, co zewnętrzne wobec człowieka i to, co wewnętrzne, w nim; to, co „wewnątrz” naszej planety, czyli tu, na ziemi oraz to, co na zewnątrz niej – cały kosmos. Szczególnie interesujące są dwie metafory, kończące tekst. Pierwsza określa właśnie cielesność człowieka – „nasienie” to symbol życia
i mocy, mamy tu świetną metaforę: „z białą gwiazdą na dnie”, zauważmy – „gwiazda” to wszak wyraz odnoszący się do wszechświata, tu został rewelacyjnie wykorzystany jako składnik budujący metaforę ciała – kosmosu człowieka. Druga natomiast oznacza siłę sprawczą wszechświata, Wielkiego Poruszyciela? Boga? – i tu mamy metaforę Absolutu jako Artysty – Malarza, zdolnego jednym ruchem stworzyć kosmos:

Chodzę po pokładzie
i patrzę w nocne niebo
tam gdzie wzrok
się nigdy nie zatrzyma
łodzie płyną

Czuję nasienie w sobie
z białą gwiazdą na dnie

Ktoś namalował galaktykę
jednym ruchem pędzla

Spójrzmy teraz, jak ten utwór jest wyśpiewany:

Chodzę po pokładzie
i patrzę w nocne niebo
tam gdzie wzrok się nigdy nie zatrzyma
a łodzie płyną

Ktoś namalował galaktykę
jednym ruchem pędzla

Ktoś namalował galaktykę
jednym ruchem pędzla

Czuję nasienie w sobie
z białą gwiazdą na dnie

Czuję nasienie w sobie
z białą gwiazdą na dnie

Ktoś namalował galaktykę
jednym ruchem pędzla

Ktoś namalował galaktykę
jednym ruchem pędzla

Chodzę po pokładzie
i patrzę w nocne niebo
tam gdzie wzrok się nigdy nie zatrzyma
a łodzie płyną

Zauważmy różnicę w wersji drukowanej i śpiewanej – ta pierwsza ma następujący przebieg: obserwacja nocnego nieba (na zewnątrz) – ciało człowieka (wnętrze) –  zdziwienie kosmosem (na zewnątrz), druga zaś: obserwacja nieba (na zewnątrz) – zdziwienie kosmosem (na zewnątrz) – ciało człowieka (wnętrze) – obserwacja nocnego nieba (na zewnątrz). Obie mają kompozycję „kulistą”, przypominającą okrąg, ale pierwsza kończy się zdziwieniem podmiotu, druga zaś – powrotem do punktu wyjścia, do kontemplacji. Tekst drukowany pointuje rzeczownik oznaczający narzędzie pracy Artysty, natomiast wyśpiewany utwór – czasownik informujący o ruchu łodzi – „płyną”, dzięki temu słowu piosenka nabiera charakteru dynamicznego, zamknięcie wiersza otwiera horyzont bohaterowi oglądającemu świat. Ciekawa jest również gra ze słynnym stwierdzeniem Kanta: „niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie”, w liryku Kaźmierczaka pierwszy człon tego zdania jest identyczny, natomiast drugi to zamiana etyki na antropologię, z pola aksjologii moralności przechodzimy na pole aksjologii antropologii ciała. Niebagatelną rolę odgrywa tu także somaestetyka, która pozwala podmiotowi wiersza doświadczać świat. Ale i w tym tekście pozostajemy w kręgu antropologii filozoficznej, podobnie jak to było w poprzednim interpretowanym utworze.


Inna wersja tego tekstu ukazała się w tomie Unisono w wielogłosie (6), red. R. Marcinkiewicz, Opole 2015.