debaty / ANKIETY I PODSUMOWANIA

Ballada dla performatyków

Paweł Tański

Głos Pawła Tańskiego w debacie "Jak zapodawać poezję".

strona debaty

Jak zapodawać poezję

Od zawsze byłem miłośnikiem umuzycznionych wierszy, marzył mi się i marzy świat, w którym skomponowano by muzykę do jak największej liczby  utworów lirycznych,  by jak najwięcej wierszy było wyśpiewanych. Dlatego uważam, że muzyka towarzysząca wierszom jest jak powietrze nad jeziorem i dobrze jest, że współcześnie prezentuje się teksty poetyckie z towarzyszeniem muzyki. W tym widzę siłę dzisiejszych występów poetów – jeśli czytają oni swoje wiersze przed publicznością z siostrą muzyką. Podam świetny przykład – od kilku lat odbywają się w moim mieście, Toruniu, akcje pod hasłem „Odczyt dźwięku”, organizowane przez niezmordowanego poetę, gitarzystę i wokalistę zespołu Jesień, Szymona Szwarca, wespół ze Stowarzyszeniem Kulturalno-Artystycznym Megafon. Spotkania te polegają na tym, że poeci czytają swoje wiersze, a zaproszony muzyk lub muzycy improwizują, w ten sposób artyści słowa oraz artyści muzyki wzajem się inspirują, dialogują, nakręcają. W ciągu kilku lat odbyło się już dwadzieścia „Odczytów dźwięku” i za każdym razem są to wspaniałe koncertowieczory. Muzyk słucha wierszy i na żywo tworzy, a poeta poddaje się nastrojowi kompozycji muzycznych i nastraja się odpowiednio do głosowej prezentacji swoich tekstów. To droga, którą warto iść, w takiej formie widzę przyszłość „podawania” czytelnikom poezji.

O tym, jaką siłę ma muzyka ze słowem liryki, wiedział dobrze już Edward Stachura. Piszę te słowa w dzień po urodzinach tego znakomitego artysty, słucham jego piosenek – grał na gitarze i śpiewał swoje wiersze. W pewnym momencie doszedł do wniosku, że taki sposób dotarcia do publiczności książkowej jest najbardziej nośny i mimo że pisał w swoim dzienniku, iż gra i śpiewa swoje piosenki, by było na chleb i wino, to ja widzę w tym coś znacznie większego. Widzę pierwotną potrzebę głosu, antropologii głosu, śpiewu – a śpiew to piękne doświadczenie, zarówno śpiewanie, jak i słuchanie śpiewania. I nie ma znaczenia, że,  jak sądzą niektórzy, Sted grał na gitarze amatorsko i śpiewał mało profesjonalnie. Dla mnie jego głos i jego gra są przejmujące, wzruszają mnie i rozczulają – by posłużyć się jednym z jego ulubionych słów – nieopisanie. Podobnie jak kompozycje Starego Dobrego Małżeństwa do wierszy autora Całej jaskrawości. Niech mówią, co chcą, mnie te pieśni są potrzebne, to nic, że dziwna nazwa „poezja śpiewana” ruszyła w świat i się panoszy, ja ją omijam i porzucam, zostaje tylko słowo Poety i muzyka. A to jest najważniejsze. I dlatego cieszę się, że po wiersze tego utalentowanego człowieka sięgają coraz to nowi artyści sztuki muzycznej, ostatnio zachwycił mnie Tomasz Organek – gitarzysta i wokalista, który wyśpiewał dwa liryki Stachury i uczynił to znakomicie.

Dlatego też z radością powitałem płytę wydaną przez Biuro Literackie, która jest efektem konkursu „Poezja do śpiewania”, zorganizowanego przez oficynę niezmordowanego Artura Burszty. Album, na którym znajdziemy piosenki do wierszy różnych poetów, to wspaniałe wydarzenie w Polsce, marzy mi się, by w przyszłości wyszło więcej tego rodzaju płyt. Chciałbym też, by było jak najwięcej teledysków do umuzycznionych liryków, w ten sposób cieszyłoby się nie tylko nasze ucho, ale również oko.

Dobrze współczesnej kulturze przysłużył się tak zwany „zwrot performatywny” – otóż wydaje mi się, że dziś poezja potrzebuje wsparcia ze strony performansów, to znaczy poeta współcześnie to ktoś, kto czyta na głos swoje wiersze, ale to nie wystarcza. Ktoś musi ułożyć muzykę do jego wierszy, ktoś zrobić teledysk, wreszcie ktoś dbać o jego występy – potrzebny jest realizator dźwięku, by muzycy, którzy grają z poetą, mieli świetne nagłośnienie, potrzebny jest artysta sztuk wizualnych, by ozdobić performans poety wizualizacjami. Cóż, nie oszukujmy się, poecie współczesnemu potrzebny dziś zespół muzyków oraz profesjonalny menadżer, dbający o jego „trasy koncertowe”. Tak, tak, dlaczego poeci mają się wstydzić tego, że chcą żyć ze swoich „koncertów”? Dlaczego mają być gorsi od zespołów rockowych?

Niechaj poeci zapraszani będą na interesujące festiwale sztuki performansu, niechaj grają koncerty. Muszę tu przypomnieć zdania Simona Fritha, wybitnego badacza muzyki popularnej: „Podstawowa jest tu przyjemność, której źródłem jest głos, głos jako ciało, głos jako osoba. Kluczowy gest – zaśpiewana nuta – opiera się na tym samym napięciu między tym, co wewnętrzne i zewnętrzne, co sztuka performanceu”. Dlatego sądzę, że kiedy słuchamy głosów poetów czytających swoje wiersze, a którym towarzyszy muzyka, odczuwamy tego rodzaju przyjemność: kluczowy gest – wyczytany na głos wiersz tworzy siatkę napięć, jak w sztukach performatywnych, głos poety splata się z jego tekstami, daje nam, słuchaczom, przyjemność. Przypomina się również to, co pisał Roland Barthes o „pisaniu głosem”: „Gdyby można było wyobrazić sobie estetykę przyjemności tekstualnej, trzeba by do niej włączyć pisanie na głos”. W ostatnim paragrafie Przyjemności tekstu Rolanda Barthes’a pada określenie, które zawsze mi się przypomina, ilekroć myślę o „pisaniu na głos”: „Tym, ku czemu zmierza (w perspektywie rozkoszy) [pisanie na głos], są ulotne popędy, jest język wyścielony skórą, tekst, w którym możemy usłyszeć nasienie gardła, patynę spółgłosek, lubieżność samogłosek, stereofonię z głębi ciała i systemu językowego, a nie sensu i języka. Sztuka melodii mogłaby dać pojęcie o tym wokalnym piśmie”.

Czekać będę na performansy poetów, ich koncertowe występy, gdzie słowo, muzyka i obraz wspierają się wzajemnie i uwydatniają wokalne pismo.