recenzje / ESEJE

Karnisz i ćwiczenia z aktywnej nadziei

Małgorzata Wójcik-Dudek

Recenzja Małgorzaty Wójcik-Dudek towarzysząca premierze książki Pies, który rozweselił smutki Rūty Briede w tłumaczeniu Agnieszki Smarzewskiej, wydanej w Biurze Literackim 20 maja 2024 roku.

Biuro Literackie

Wyda­je się, że na pol­skim ryn­ku wydaw­ni­czym nie bra­ku­je ksią­żek adre­so­wa­nych do naj­młod­szych, któ­re podej­mu­ją pro­ble­ma­ty­kę zwią­za­ną z emo­cja­mi. Trud­no mówić o klę­sce uro­dza­ju, ale trze­ba przy­znać, że jedy­nie w ubie­głym roku na pół­kach księ­gar­skich poja­wi­ło się nie­ma­ło „emo­cjo­nal­nych” tytu­łów, w więk­szo­ści zasłu­gu­ją­cych na uwa­gę. Dla porząd­ku wystar­czy wymie­nić choć­by trzy, któ­re upla­so­wa­ły się na wyso­kich miej­scach czy­tel­ni­czej listy prze­bo­jów. Są to: Nie­wi­dziąt­ka. Prze­wod­nik po emo­cjach i nie tyl­ko Andy’ego J. Piz­zy, Co uczu­cia robią nocą Tiny Ozie­wicz czy Hotel dla Uczuć Lidii Bran­ko­vic.

Uka­zu­ją­cy się wio­sną 2024 roku Pies, któ­ry roz­we­se­lił smut­ki Rūty Brie­de w prze­kła­dzie Agniesz­ki Sma­rzew­skiej ze zna­ko­mi­ty­mi ilu­stra­cja­mi Eli­ny Bra­sli­ny to prze­pis na gor­sze sta­ny emo­cjo­nal­ne nie tyl­ko naj­młod­szych. Książ­ki, będą­cej łotew­ską pro­po­zy­cją two­rzą­cą „Nowy Euro­pej­ski Kanon Lite­rac­ki”, trud­no nie zauwa­żyć i nie doce­nić nie tyl­ko ze wzglę­du na tema­ty­kę pod­ję­tą przez autor­kę, ale tak­że z uwa­gi na ory­gi­nal­ną sza­tę gra­ficz­ną ilu­stru­ją­cą przy­go­dy psa, zasi­la­ją­ce­go sze­re­gi czwo­ro­noż­nych hero­sów w lite­ra­tu­rze dla nie­do­ro­słych.

Wia­do­mo, że emo­cje lubią kolo­ry, a kolo­ry wywo­łu­ją emo­cje. Nie dzi­wi więc fakt, że publi­ka­cje poświę­co­ne afek­tom korzy­sta­ją z boga­tej pale­ty barw po to, aby zwi­zu­ali­zo­wać uczu­cia. Pies, któ­ry roz­we­se­lił smut­ki nie jest pod tym wzglę­dem wyjąt­kiem, choć zapro­po­no­wa­na przez pisar­kę i ilu­stra­tor­kę for­ma (aby unik­nąć geno­lo­gicz­nych wpa­dek, nazwij­my ją iko­no­tek­stem) pod­bi­ja staw­kę. Twór­czy­nie budu­ją swą histo­rię na wyraź­nym kon­tra­ście kolo­rów: opo­wieść zaczy­na się gustow­nym różem, któ­ry dość szyb­ko zni­ka pod roz­prze­strze­nia­ją­cym się dymem i war­stwą czar­ne­go pyłu – meta­fo­rą smut­ku –  aby po jakimś cza­sie znów się uka­zać, sygna­li­zu­jąc hap­py end. Ale to oczy­wi­ście nie wszyst­ko, bo prze­cież na różo­wo-czar­nej pale­cie barw słow­no-pla­stycz­ny kon­cept książ­ki się nie wyczer­pu­je.

Mariaż sło­wa i obra­zu ma bowiem prze­ko­nać, że świat zanu­rzo­ny w smo­gu smut­ku i roz­pa­czy, uty­tła­ny w czar­nym pyle tra­ci swe kon­tu­ry, utrud­nia­jąc roz­po­zna­nie nie tyl­ko kształ­tów, ale i słów. Słów? Zga­dza się. War­to wska­zać inte­re­su­ją­cy zabieg pole­ga­ją­cy na tym, że tekst opo­wie­ści wmon­to­wa­ny w tło − zaczer­nio­ne stro­ny − nie nale­ży do naj­czy­tel­niej­szych, co nie jest oczy­wi­ście skut­kiem sła­be­go opra­co­wa­nia gra­ficz­ne­go. Prze­ciw­nie, tego rodza­ju efekt został zapla­no­wa­ny, wszak w doj­mu­ją­cym smut­ku, zasy­gna­li­zo­wa­nym poczer­nio­ny­mi stro­na­mi, język tra­ci swo­ją siłę, poję­cia bled­ną, zacie­ra­ją się syl­we­ty tych, któ­rzy chcą się z nami sko­mu­ni­ko­wać.

Ale po kolei. Boha­te­rem książ­ki jest pies. Nar­ra­to­rem książ­ki jest pies. Ten sam. Pies nie ma imie­nia, może dla­te­go żyje w mia­stecz­ku bez nazwy zamiesz­ki­wa­nym przez ludzi oraz zwie­rzo­kształt­ne posta­ci. Bio­róż­no­rod­ność zatem kwit­nie, podob­nie jak różo­we (znów ten kolor) róże namięt­nie hodo­wa­ne przez czwo­ro­noż­ne­go, choć poru­sza­ją­ce­go się na dwóch łapach boha­te­ra.

Sie­lan­ka zosta­je bru­tal­nie prze­rwa­na przez dym, któ­ry nagle poja­wia się w mia­stecz­ku. Jego źró­dło jest trud­ne do usta­le­nia. Wydo­by­wa się wpraw­dzie z rur, komi­nów oraz innych zaska­ku­ją­cych miejsc, ale jego ogrom każe myśleć, że pocho­dzi z inne­go, nie ziem­skie­go, nie „swoj­skie­go” porząd­ku. Dym dusi, obez­wład­nia, męczy zapa­chem, prze­kształ­ca nie tyl­ko świat, odbie­ra­jąc mu kolo­ry i kon­tu­ry, ale co gor­sze, para­li­żu­je i zara­ża mara­zmem. „Nic nie da się zro­bić” – powta­rza­ją jak man­trę miesz­kań­cy mia­stecz­ka. „Nic nie da się zro­bić” – powta­rza pies. Ale do cza­su. Prze­kro­cze­nie mara­zmu i włą­cze­nie try­bu „dzia­ła­nie” są moż­li­we, jeśli wyty­czy się jasny cel oraz podej­mie­my kro­ki, aby go osią­gnąć. I choć brzmi to jak pora­da z kore­spon­den­cyj­ne­go kur­su coachin­go­we­go, to pies speł­nia te warun­ki. Posta­na­wia dzia­łać, aby ochro­nić swe róże. Posta­na­wia wspiąć się do nie­ba i zba­dać potęż­ną chmu­rę, któ­ra być może odpo­wia­da za zmia­ny, jakie zacho­dzą w mia­stecz­ku. Zada­nie oka­zu­je się trud­niej­sze od misji Małe­go Księ­cia, bo ten, aby pomóc uko­cha­nym rośli­nom, musiał tyl­ko sys­te­ma­tycz­nie wyry­wać siew­ki baoba­bów. Pies nato­miast wdra­pu­je się wyso­ko na chmu­rę, korzy­sta­jąc przy reali­za­cji tego kar­ko­łom­ne­go zada­nia jedy­nie z pro­za­icz­ne­go kar­ni­sza, wyrwa­ne­go wraz z firan­ką, jesz­cze nie­daw­no zdo­bią­cą okno spo­koj­ne­go domo­stwa nasze­go boha­te­ra. Choć napo­wietrz­na akcja z powo­du nie­atrak­cyj­ne­go narzę­dzia słu­żą­ce­go jako nie­do­sko­na­ła dra­bi­na nie wyglą­da na spek­ta­ku­lar­ną, to oka­zu­je się zadzi­wia­ją­co sku­tecz­na i koń­czy się suk­ce­sem.

Kie­dy nasz boha­ter zro­bi już uży­tek z kar­ni­sza, tra­fia do wnę­trza ogrom­nej chmu­ry, wypeł­nio­nej set­ka­mi małych i więk­szych smut­ków zale­wa­ją­cych się rzew­ny­mi łza­mi. To one są źró­dłem wszyst­kich pro­ble­mów, z któ­ry­mi muszą się mie­rzyć miesz­kań­cy mia­stecz­ka, to one odpo­wia­da­ją za zanik kolo­rów i obez­wład­nia­ją­ce wszyst­kich poczu­cie bez­sil­no­ści.  Pies posta­na­wia roz­we­se­lić smut­ki. Zaczy­na grać na har­mo­nij­ce, a one, choć na począt­ku nie reagu­ją na muzy­kę, to potem z zacie­ka­wie­niem zaczy­na­ją słu­chać weso­łych dźwię­ków, aby po chwi­li skocz­nie i bez­tro­sko przy nich plą­sać.

Jak łatwo się domy­ślić, chmu­ra oraz mia­stecz­ko sta­no­wią sys­tem naczyń połą­czo­nych. Dobry humor smut­ków uwol­nio­nych z chmu­ry przez psa prze­kła­da się na zmia­ny zacho­dzą­ce na zie­mi: miesz­kań­cy mia­sta znów odczu­wa­ją radość życia, a co naj­waż­niej­sze, uko­cha­ne kwia­ty głów­ne­go boha­te­ra odzy­sku­ją swój natu­ral­ny różo­wy kolor. Jed­nym sło­wem, roz­pa­da­ją­cy się na naszych oczach świat zosta­je ura­to­wa­ny, a kata­stro­fa, choć bli­ska, nie nastę­pu­je. Dość powie­dzieć, że natu­ral­nie bia­ła sierść psa do tej pory pobru­dzo­na cuch­ną­cym dymem odzy­sku­je jasną bar­wę. Świat, któ­ry wyszedł z for­my, wła­śnie wra­ca do nor­my.

O czym jest ta książ­ka? Może być o emo­cjach, sta­nach lęko­wych czy nawet depre­sji. Ta ostat­nia pro­po­zy­cja odczy­ta­nia tek­stu (naj­pew­niej kie­ro­wa­na do doro­słych towa­rzy­szą­cych dzie­ciom pod­czas lek­tu­ry) jest jed­nak naj­bar­dziej ryzy­kow­na i prze­zna­czo­na dla tych, któ­rzy nie wie­rzą, że depre­sję moż­na zabie­gać jog­gin­giem po par­ku czy zajeść loda­mi. Z tego, co wia­do­mo, nie pomo­że też har­mo­nij­ka ust­na, wspi­nacz­ka po kar­ni­szu też raczej w tej kwe­stii nie da rady. Niech będzie więc, że książ­ka trak­tu­je o emo­cjach, z któ­ry­mi trze­ba się zmie­rzyć, roz­po­znać, aby sobie pomóc, nie­ko­niecz­nie korzy­sta­jąc z muzy­ko­te­ra­pii, choć pies wybie­ra wła­śnie tę for­mę, przy­gry­wa­jąc smut­kom na har­mo­nij­ce. Wejść w chmu­rę to zanu­rzyć się w sobie, zary­zy­ko­wać uważ­ność i wró­cić, ale już zupeł­nie odmie­nio­nym. Łatwe to nie jest, choć brzmi jak łatwi­zna, może dla­te­go, że kyno­lo­gicz­na opo­wieść Brie­de rzą­dzi się regu­ła­mi baśni: od prze­kro­cze­nia pro­gu domu, do zabi­cia smo­ka, poślu­bie­nia kró­lew­ny dzie­je się wie­le, ale baśnio­wy boha­ter rzad­ko ocie­ra pot z czo­ła. Bez­i­mien­ny pies nawet nie szczek­nął, ratu­jąc świat.

O czym jesz­cze jest ta książ­ka? Może o tym, że zawsze kie­dy sły­szy­my, że nic nie da się zro­bić, poja­wia się ktoś, kto wła­śnie to robi? A jeśli się nawet nie poja­wia, to trze­ba takie­go kto­sia wymy­ślić. Niech będzie psem, a świat, w któ­ry go wrzu­ci­my − meto­ni­mią współ­cze­snych kry­zy­sów. Zbież­ność czar­ne­go, gry­zą­ce­go dymu wci­ska­ją­ce­go się do domów i płuc ze smo­giem wyda­je się nie­przy­pad­ko­wa. Mia­stecz­ko powo­ła­ne przez Brie­de to być może minia­tu­ro­wy model współ­cze­sne­go świa­ta w cza­sach antro­po­ce­nu, epo­ki czło­wie­ka, prze­kształ­ca­ją­ce­go swą dzia­łal­no­ścią na tyle ziem­skie eko­sys­te­my, że pro­wa­dzi to nie tyl­ko do nie­od­wra­cal­nych zmian, ale tak­że wywo­łu­je eko­pa­ra­liż − antro­po­ceń­ską jed­nost­kę cho­ro­bo­wą naszych cza­sów, wyra­żo­ną w zda­niu „Nic nie da się zro­bić”. Ewa Biń­czyk, autor­ka książ­ki Epo­ka czło­wie­ka. Reto­ry­ka i marazm antro­po­ce­nu, postu­lu­jąc pil­ną potrze­bę zmie­rze­nia się z bier­no­ścią oraz bez­wła­dem wywo­ła­ny­mi bez­sil­no­ścią wobec ogro­mu zmian kli­ma­tycz­nych, ape­lu­je o aktyw­ność i pie­lę­gno­wa­nie nadziei.

Wyda­je się, że kate­go­ria nadziei, wzmoc­nio­na o przy­miot­nik „aktyw­na”, jest szcze­gól­nie bli­ska wymo­wie książ­ki Pies, któ­ry roz­we­se­lił smut­ki. Mam wra­że­nie, że wygłos opo­wie­ści jest pochwa­łą anga­żo­wa­nia się w pro­ces reali­za­cji naszych pra­gnień tak, aby sta­ły się bar­dziej praw­do­po­dob­ne. Prze­ci­wień­stwem apro­bo­wa­nej posta­wy jest nadzie­ja pasyw­na, spro­wa­dzo­na do cze­ka­nia na jakieś bli­żej nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­ne siły, któ­re spra­wią, że sta­nie się to, cze­go pożą­da­my albo potrze­bu­je­my.

Cze­go może­my nauczyć się z opo­wie­ści o psie, któ­ry poko­nał smut­ki? Mię­dzy inny­mi poczu­cia spraw­czo­ści, na któ­re skła­da się słusz­ny cel, upór, odpo­wie­dzial­ność i odwa­ga.

Przy­da­je się też kar­nisz w łapie.

 

belka_2

O autorze

Małgorzata  Wójcik-Dudek

Literaturoznawczyni, polonistka. Pracuje na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Zajmuje się literaturą dla dzieci i młodzieży, edukacją klimatyczno-środowiskową i dydaktyką literatury. Jest redaktorką elektronicznego czasopisma „Paidia i Literatura”, poświęconego literaturze dla niedorosłych. Autorka książek: (Prze)Trwać w okolicach mitu. Funkcje mityzacji w poezji Tadeusza Nowaka (Katowice 2007), W(y)czytać Zagładę. Praktyki postpamięci w polskiej literaturze XXI wieku dla dzieci i młodzieży (Katowice 2016), Po lekcjach (Katowice 2021).

Powiązania

Książek nie trzeba ograniczać

wywiady / o książce Agnieszka Smarzewska Rūta Briede

Roz­mo­wa Agniesz­ki Sma­rzew­skiej z Rūtą Brie­de, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Pies, któ­ry roz­we­se­lił smut­ki Rūty Brie­de w tłu­ma­cze­niu Agniesz­ki Sma­rzew­skiej, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 20 maja 2024 roku.

Więcej