recenzje / ESEJE

Sztuka tracenia

Agata Pyzik

Recenzja Agaty Pyzik z książki Przed snem Piotra Sommera.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Piotr Som­mer napi­sał dwa­dzie­ścia kil­ka wier­szy dla dzie­ci, zebra­nych teraz w prze­pięk­nie ilu­stro­wa­nym tomi­ku Przed snem. Pomysł ten począt­ko­wo mnie zanie­po­ko­ił – czy tak kapry­śny w sumie, idio­syn­kra­tycz­ny i osob­ny poeta jak Som­mer będzie miał ocho­tę „dopa­so­wać się” do języ­ka, któ­ry prze­mó­wi do dzie­ci? Jed­ną z cech Som­me­ro­wej dyk­cji jest na pew­no nie­zwy­kłe wyczu­le­nie na niu­ans języ­ka mówio­ne­go, na wszyst­ko to, co w nim lokal­ne, kolo­kwial­ne, przy­god­ne. I wła­śnie dźwięk (i idą­cy za tym spe­cy­ficz­ny wdzięk) jest u Som­me­ra nie do pod­ro­bie­nia, nie do oszu­ka­nia, czy­sty jak łza i napię­ty jak stru­na, auten­tycz­ny.

Spró­buj­my nie powta­rzać fra­ze­sów o rym, że pisać dla dzie­ci jest ponie­kąd trud­niej niż dla doro­słych. Cho­dzi przede wszyst­kim o spe­cy­ficz­ność: moż­na na dzie­ciach testo­wać jakiejś wiel­ce eks­pe­ry­men­tal­nej dyk­cji, bo naba­wią się kosz­ma­rów i zaczną, tak jesz­cze mówić w szko­le. Oczy­wi­ście zaraz mam ocho­tę sobie zaprze­czyć, bo są prze­cież arcy­dzie­ła takie jak Wypra­wa na Żmir­ła­cza Lewi­sa Car­rol­la oraz Ali­cja tegoż, a tak­że nie­zrów­na­ny Dong, co ma świe­cą­cy nos Edwar­da Leara, nie­po­wta­rzal­ne utwo­ry poetyc­kie, któ­re zmu­si­ły język angiel­ski, żeby wszedł w jakieś cał­kiem nie­zna­ne reje­stry, otwie­ra­jąc przy­sło­wio­wy inny świat po dru­giej stro­nie sza­fy języ­ka. Czy­li może wła­śnie trze­ba eks­pe­ry­men­to­wać, bo czym sko­rup­ka nasiąk­nie za mło­du etc.? Spo­dzie­wa­łam się więc mak­sy­mal­ne­go wyczu­le­nia na język mówio­ny. I tu zasko­cze­nie, bo Som­mer a la manie­rę enfant dał się w znacz­nym stop­niu obła­ska­wić. Bez obaw jed­nak – owszem, poszedł młod­szym czy­tel­ni­kom na rękę i podą­żył ich ścież­ka­mi, ale zacho­wał wszyst­kie swo­je ulu­bio­ne moty­wy. Opo­wia­da naj­czę­ściej o tych ele­men­tach świa­ta, któ­re prze­waż­nie nur­tu­ją świe­żą per­cep­cję dzie­ci: skąd się bie­rze coś tak dziw­ne­go jak cień – nasz sta­ły towa­rzysz? Dla­cze­go księ­życ i słoń­ce prze­miesz­cza­ją się razem z nami, nawet kie­dy odej­dzie­my cał­kiem dale­ko? Dla­cze­go kie­dy rusza pociąg, wyda­je się, jak­by las dostał nóg i odjeż­dżał w prze­ciw­nym kie­run­ku? Jak to się dzie­je, że zapa­da zmrok i dzień zasnu­wa się czar­ną pokry­wą, albo nie­po­strze­że­nie zmie­nia­ją się pory roku? Dla­cze­go czas mija i dla­cze­go nic przez to nigdy już nie jest takie samo?

Doro­sły czy­tel­nik może dzię­ki tym wier­szom się­gnąć w głąb naj­prze­past­niej­szych zmy­sło­wych wspo­mnień, kie­dy świat był wiel­ki i prze­ra­ża­ją­cy: kie­dy pod­niósł z zie­mi pokie­re­szo­wa­ny, prze­zro­czy­sty jak paję­czy­na jesien­ny liść i zdał sobie spra­wę, że jesz­cze dwa mie­sią­ce temu był pięk­ny i zie­lo­ny. To nie­zwy­kłe, ale wła­ści­wie każ­dy z tych wier­szy jest o prze­mi­ja­niu, o gubie­niu, utra­cie i umie­jęt­no­ści tra­ce­nia. O sze­le­ście, jaki wyda­je prze­mi­ja­ją­cy czas. Dla­te­go za naj­pięk­niej­szy uwa­żam wiersz „Biu­ro rze­czy zna­le­zio­nych”, w któ­rym wpierw mówi się o zgu­bio­nym sza­li­ku, port­mo­net­ce i o dziw­nie dziu­ra­wych kie­sze­niach, aby stwier­dzić: Nie cho­dzi o dziu­ry, ale o tę lek­kość / luź­no zwią­za­ną z port­mo­net­ką / ina­czej mówiąc, o życie i o mie­nie / Dla­te­go daję takie ogło­sze­nie. Życie i mie­nie, mieć czy być, a może i mieć, i być? W tym wie­ku wszyst­ko jest prze­cież moż­li­we. The art of losing isn’t hard to master – jak pisa­ła Eli­za­beth Bishop w słyn­nej via­nel­li One Art – tutaj natu­ral­nym punk­cie odnie­sie­nia. Oczy­wi­ście trud­no o bar­dziej iro­nicz­ne stwier­dze­nie. Poet­ka mówi tam o prze­róż­nych rodza­jach utra­ty: zegar­ka mat­ki, dwóch miast, rzek w koń­cu całe­go kon­ty­nen­tu.

Nawet gdy stra­cę cie­bie (ten gest, śmiech chro­pa­wy,
któ­ry kocham), nie będzie w tym kłam­stwa. Tak, w sztu­ce

tra­ce­nia nie jest wca­le trud­no dojść do wpra­wy;
tak, stra­ty to nie takie znów (Pisz!) strasz­ne spra­wy,

(tłum. S. Barań­czak)

W taką wła­śnie nie­ba­nal­ną zupeł­nie pro­ble­ma­ty­kę wpro­wa­dza dzie­ci pan Som­mer. Pięk­nie wypa­da­ją tutaj puen­ty: świat co praw­da się posta­rzał / lecz nie­znacz­nie, odro­bi­nę. / Co pora­bia? Sie­dzi w kinie / kapry­śne­go kalen­da­rza. Pięk­nie dzie­ją się rymy i prze­rzut­nie, może nie­któ­rzy zda­dzą sobie spra­wę, do cze­go słu­żą – na pięk­nych rymach i prze­rzut­niach Tuwi­ma w koń­cu wycho­wu­ją się i uczą (albo i nie), jak uży­wać języ­ka pol­skie­go kolej­ne poko­le­nia. Jak było­by pięk­nie, gdy­by następ­ne oprócz kano­nu otrzy­ma­ły tak­że wspa­nia­le skon­stru­owa­ne, mądre i przej­mu­ją­ce wier­sze Som­me­ra?


Tekst opu­bli­ko­wa­ny na łamach cza­so­pi­sma „Lam­pa”. Dzię­ku­je­my za udo­stęp­nie­nie mate­ria­łu.

Powiązania

O „Spóźnionym śpiewaku”

recenzje / ESEJE Agata Pyzik

Recen­zja Aga­ty Pyzik książ­ki Spóź­nio­ny śpie­wak Wil­lia­ma Car­lo­sa Wil­liam­sa w prze­kła­dzie Julii Har­twig, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim w 5 stycz­nia 2009 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 10 kwiet­nia 2019 roku.

Więcej

Lata walki

recenzje / ESEJE Agata Pyzik

Recen­zja Aga­ty Pyzik z książ­ki Po debiu­cie. Dzien­nik kry­ty­ka Karo­la Mali­szew­skie­go, któ­ra uka­za­ła się w mie­sięcz­ni­ku „Lam­pa”.

Więcej