1.
Jest moim Przyjacielem, ale nie jest moim przyjacielem, pewnie mnie nawet nie pamięta, byłem tam, w Truskawcu, Drohobyczu jednym z wielu, ale jest moim Przyjacielem (przyjaźń bywa jednostronna, podobnie miłość, ale czy są wtedy przyjaźnią lub miłością, czy obsesją albo fascynacją? Nie wiem). Poznałem go właśnie w Truskawcu, na całonocnej biesiadzie w jednej z restauracji, potem Drohobyczu widziałem koncert „Sobaków…” („Sobak…”? Czemu Ich płyty są właściwie niedostępne w Polsce, poza streamingiem…) nieopodal drohobyskiej synagogi, jeszcze w Katowicach na spotkaniu autorskim. Mocno doświadczyłem wierszy z tomu Drohobycz, dzięki uprzejmości Wiery Meniok (nie czytam po ukraińsku) poznałem jego Dzienniki wojenne, blogowe zapiski z czasów wojny, przeczytałem powieść Internat, zachwyciłem się, usiłowałem „na bieżąco” śledzić jego bloga (czy tak „to się nazywa?), w końcu widziałem spektakl Charków! Charków! w reżyserii Switłany Oleszko (nie jestem pewny pisowni, Swito wybacz…) w Teatrze Polskim w Warszawie z wielką rolą Andrzeja Seweryna. Dowiedziałem się, że Serhij przystąpił w Charkowie do jednostek frontowych… Usiłowałem wspierać starania o przyznanie Mu literackiej nagrody Nobla – wskazałem na jego powieści. Tyle. Mało, zbyt mało…
2.
Przyznam, gdy pierwszy raz dotarłem do Ukrainy, miałem poczucie takiej, chyba kolonialnej, wyższości. Nie żebym chciał Ukrainę kolonizować, ale obywatel państwa UE jednak miał jakieś (?) poczucie wyższości. Dobrze, ale co z tego nastawienia wynika? Zgoła nic. Myliłem się.
3.
Wiem, nie znając języka ukraińskiego, ufam przekładom Bohdana Zadury. Bo to gwarant uczciwości (czy to jeszcze jest jakakolwiek kwalifikacja? Wątpię, niestety).
4.
Poezja powinna „coś” mówić. O czym mówi Żadan? Trzeba się w tę poezję wsłuchać. Zrozumieć jej „ton”, styl – jakże odmienny od polskiej poezji w sytuacji zagrożenia – w miejsce, w historyczny moment, w euforię zagrożenia i nadziei… Czy Krzysztof Kamil Baczyński i jego rówieśnicy powinni pójść do Powstania?… Poszli, zginęli. nie zostawili wierszy… Żadan? Tam, w jądrze zła jest. Wiersze rozsyła, posłuchajmy ich…
5.
W Skrypnykówce są wiersze z lat 2021–2023, inwazja Rosji rozpoczęła się 22 lutego 2022, więc książka (bo to jest w pełni domyślana książka, a nie zbiór wierszy pisanych w tym czasie) powstawała w sytuacji granicznej – pomyślana i rozpoczęta przed wybuchem wojny, kończona w jej trakcie. Żadan, kończąc ją, jeszcze nie podjął decyzji o wstąpieniu do sił zbrojnych Ukrainy, chociaż od początku jest blisko frontu, jest w Charkowie. Wiersze są bez tytułów (z dwoma wyjątkami – wierszem „Bertold Brecht” i cyklem „Schulz. Psalmy” ‒ ważnymi, bo wskazującymi na poetyckie powinowactwa), zamiast nich opatrzone są datami powstania, bo – jak pisze w krótkim eseju zamykającym książkę – „Ta książka zaczęła mi się pisać wiosną 2021. Co było tamtej wiosny? Było odczucie wschodniego krajobrazu, który przygotowywał się do przyjęcia na siebie całego ciężaru światła i ciemności. Było odczucie granicy, nieuchronności i nieuniknioności tego wszystkiego, z czym przyjdzie się zmierzyć, co trzeba będzie nazwać, co tak czy inaczej wpłynie na język. Wszystko to potem pojawi się w rękopisie, który mimo wszystko nie zapowiadał się na książkę o katastrofie, który miał świadczyć tylko o śniegach, które się zbliżały, i o głosach, które wyrastały w powietrzu. […] A więc co można znaleźć w tym dzienniku? Pięćdziesiąt wierszy i jeden, pisanych przed i po wielkim wybuchu, zebranych w jeden rękopis, połączonych odczuciem języka, który znika tak boleśnie, ale potem nieuchronnie powraca. Nanizanych na nitkę głosu, uzależnionych od brzmienia. One, te wiersze, pozostają prywatną, rwaną kroniką dwóch ostatnich lat – napełnione śniegiem, śpiewem, pisownią, miłością.” [s. 52–53, 54]Cytuję te fragmenty, bo rzadko zdarza się, aby Poeta w tak bezpośredni i niepretensjonalny sposób ujawniał swoje intencje, by obnażał rozumienie roli poezji, języka i Poety w mrocznym czasie. W polskiej poezji może tylko Aleksander Wat (Ciemne świecidło), może Zbigniew Herbert (Raport z oblężonego miasta), może Czesław Miłosz (Ocalenie)… Ale nie to jest tu najważniejsze.
6.
Jednak nie historyczny dramat Ukrainy i Charkowa są głównymi bohaterami tych wierszy. Są nimi język, język i poezja… Sygnalizuje to Żadan już tytułem tomu – Skrypnykówka – to tyle, co: „Pisownia charkowska, pisownia hołoskiewicza, pisownia skrypnyk lub skrypnykiwka to pisownia języka ukraińskiego, przyjęta w 1928 roku przez Prezydium Komisji Ortografii po dyskusji na Ogólnoukraińskiej Konferencji Ortograficznej, która odbyła się w 1927 roku w Charkowie, ówczesnej stolicy Ukraińskiej SRR, z udziałem przedstawicieli ziem ukraińskich, które wówczas wchodziły w skład różnych Państw.” [Pisownia charkowska – Wikipedia, wolna encyklopedia, dostęp 2 listopada 2024 r.] I jeszcze wiara w język, że pozwoli wbrew napierającej rzeczywistości (rosyjska inwazja trwa już prawie osiem miesięcy), przeżyć, zachować tożsamość, kochać, w języku/poezji jest nadzieja:
Nie bój się, język cię nie zdradzi.
kiedy zechcesz wyjaśnić,
dlaczego ja i ty nie mamy szans,
nie bój się, język wyjaśni, czemu chodzimy w ciemności,
nie mogąc się oderwać jedno od drugiego,
czemu nas trwoży nasza wzajemna zależność,
czemu nas złości nasze wzajemne oddalenie.
Czarne bestie miłości rwą się ze smyczy na głos dzieci.
Kto spróbuje rzucić wyzwanie uległości i równowadze?
Walcz, gałązko na wietrze, śpiewaj przeciw nocy, która następuje,
Język potrzebuje tych,
którzy mówią cicho
i milczą przekonująco.
[19.10.22, s. 29–30]
Ślad, bardzo wyraźny, powrotu do korzeni ukraińskiej drogi/powrotu do tożsamości i samodzielności. Romantyczna postawa? Tak. Przypomina Polaków przez cały dziewiętnasty wiek trwających przy ojczystym/swoim języku i swoich poetach. Ale jest przecież dwudziesty pierwszy wiek!… Maurycy Mochnacki, Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, których idee później umacniało wielu pisarzy i intelektualistów, a polemikę z nimi podjęło dwóch właściwie pisarzy następnego stulecia (Czesław Miłosz i Witold Gombrowicz).
Nie, Żadan nie jest anachroniczny, nie ignoruje historycznych ran i blizn, one są i krwawić będą, i krwawią, a jednak w romantycznej konwencji pyta o istotę bycia, którą są drobiazgi – somatyczne, zapachowe, które słyszeć można, które po prostu SĄ. Nie przejmuje tradycji poezji tyrtejskiej, nie rozpamiętuje elegijnych strat. Upływ czasu – nie historia – to drugi obok języka bohater tych wierszy. Przed inwazją jest niepokój, poczucie zagrożenia, przeczucie klęski, jest też praca pamięci Miasta, jego przestrzeni, mieszkańców, jego historii:
Tysiąclecia, co minęło, osad stary.
Miasto, w którym śnią się koszmary.
Czas, co jak dźwięk echem odbija się potem.
Pamięć jak szkic dokładnie przepisany.
Wszystko mówiło się i zaczynało
od nocnego kolejowego stukotu.
Duchy wolności i ubóstwa.
Poranne targi, fabryki puste.
Długa smutna tramwajowa marszruta.
Dziwne słowa, jakie złość wypowiada.
Ósma i dziewiąta dekada.
Pamięć, która zaczynała się tutaj.
Kronika, w której zbrodnia mieszka.
Anioły charkowskich komunalnych mieszkań.
Męczennicy podwórek przejściowych,
Kruche płuca gruźlicą rzeźbione.
Zbyt pokorne, zbyt wykształcone.
Radość, po której byłeś chory.
[09.05.21, s. 6–7]
Gdy inwazja stanie się rzeczywistością, codziennością?… O tym później…
7.
Czytam (słucham?)… – nie, Żadan nie sięga po wzorce, odnajduje swoją ścieżkę. Bardziej, być może, wsłuchuje się w brzmienie traw, w dźwięki nieba (a jeśli go nie ma, to co tam jest?), w zapachy. Żadan domaga się, by go słuchano/słyszano, do kogo? Do umarłych (?):
Posłuchajcie mnie,
wy – pozbawieni słodkich receptorów śpiewu.
Posłuchajcie mnie teraz,
usłyszcie mój szept,
zniekształcony akustyką nicości.
Posłuchajcie mnie,
wy – za życia męczeni dialektami jak bliznami,
wy – w których gardła od dzieciństwa wchodziła
rozpalona igła alfabetu,
wy – chórzyści, którzy potrafiliście odtworzyć ptasi krzyk.
[21.04.21, s. 4]
Tak, do umarłych, bo:
Jakby naprawdę można było składać zdania
zdolne do przebicia się przez radioeter śmierci.
[21.04.21, s. 4]
8.
Polska poezja reagowała (i znakomicie!) na klęski, ukształtowała dwie konwencje – tyrtejską wzywającą do oporu i elegijną rozpamiętującą klęskę. Żadan klęskę przeczuwa, klęski doświadcza, potrafi o niej opowiedzieć… Może chce opowiedzieć? Opowiadać klęskę, pomór, trudniej, ale czy to możliwe? Powracam do języka – czy język „uniesie” ten ciężar? Może nie, ale czy warto z niego (języka) rezygnować? Nie. Bo nie ma innej możliwości porozumienia, nie ma innej możliwości powiadomienia świata o dziejącej się tragedii, o trwającym cierpieniu, o śmierci.
9.
Rozpoczyna się rosyjska inwazja, jest luty 2022 roku. Jak dalej pisać dalej kronikę udręczonego historią i ukochanego Miasta? Przytoczę w całości pierwszy wiersz Skrypnykówki, pierwszy wiersz napisany po rozpoczęciu „pełnoskalowej wojny” (nie lubię tego eufemizmu):
M o ż e w ł a ś n i e t e r a z w a r t o b y ł o b y z a c z ą ć.
I ile byś siebie nie przekonywał, że to nie czas,
że nie należy na oślep wypowiadać słów,
nieprzeznaczonych do mówienia na głos,
których nie ma w książkach z minionego życia,
ile byś się nie zachłystywał pustym, bezsłownym
powietrzem tej wiosny, piekącym, niemym
powietrzem lata,
wychodzi, że język silniejszy jest od strachu milczenia.
Ma wypełniać sobą kieszenie na piersiach życia,
ma otaczać miejsca, gdzie zbierają się ludzie,
gdzie oni potrzebują mówić o sobie tak,
żeby od teraz zawsze
poznawano ich po głosie.
Wychodzi na to, że język jak marcowe przeziębienie siedział
nam na płucach, ciążąc im, jak ubranie uciekinierom,
pokonującym wpław oblodzoną rzekę.
Prawdopodobnie także pozbawieni głosu nie stajemy się
uczciwsi wobec siebie w swoim milczeniu.
Tak jakbyśmy odmawiali sobie prawa śpiewania we wspólnym chórze,
bojąc się sfałszować, bojąc się upaść.
I stoi cisza za nami, jak nieobsiane pole.
I stoi niemota jak zasypane kamieniami studnie.
Może właśnie to — nasz strach, nasze zwątpienie
wyjaśniają też to niesamowite milczenie naocznych świadków,
którzy widzieli wszystko, którzy powinni dawać świadectwo,
śpiewem ukazując zabójców,
głosem wyzywając prawo.
Musi się dziać siew północnego głosu,
musi się tworzyć miraż porannego śpiewu.
We wszystkim tym jest trwoga.
Ponieważ we wszystkim tym jest waga.
[15.06.22, s. 24–25, wyróżn. – J.O.]
„Może właśnie teraz warto byłoby zacząć.” – „tamten” (sprzed rosyjskiej inwazji) świat przestał istnieć, tam już tylko duchy przeszłości, starannie przechowywane w pamięci i poezji. Chociaż pierwszą „niewojenną” część tomu rozpoczął Żadan od retorycznego pytania: „Może zacznę teraz?” [8.12.21, s. 1].
Niezmiennie trwają drzewa, ptaki, liście, trawy, niezmiennie powolnym nurtem płynie rzeka. Miasto, jak Troja, skazane na nieistnienie, tułają się po nim dzieci, którymi opiekuje się „Biedny Mesjasz dzieci” (aluzje do Odysei, Iliady i Historii Świętej pojawiają się w wielu utworach tego tomu-kroniki). „Mesjasz dzieci”, to w ostatecznym rozrachunku przecież figura nadziei, ocalenia, przetrwania, chociaż też i niesprawiedliwego cierpienia…:
Biedny mesjasz dzieci,
nierozważny jak ptak przy czereśni,
który sławi krwawy sok i słodkie słońce.
Biedny mesjasz dzieci, który wlecze rozpacz niewyspania,
echo czytanych całą noc wiadomości.
Troskliwy mesjasz, który karmi chlebem
psy na piaszczystych wzgórzach.
[4.06.21, s. 8]
10.
Jest wojna. Zagrożenie się nasila. Co z Poezją i Poetami? Co z Poetami, skoro trwa:
Sezonowa trauma literatury, którą wyrzucano
z miast jak największe zagrożenie.
Wyłapywano pisarzy z redakcji
jak pstrągi z potoków,
pozostawiając wśród toni
kręgi sieroctwa i niewypowiedzenia.
[27.11.22, s. 33]
A także:
Tak jasny ranek. Przejrzysty niemal.
W s e t k a c h m i a s t e c z e k ż y c i e w o j s k o w e.
Przełamuje się na pół zima,
powietrze nagrzewa się powoli.
[15.01.23, s. 34–35, wyróżn. – J.O.]
„Cóż po poecie w czasie marnym?” – pytał Martin Heidegger, analizując wiersze Rainera Marii Rilkego. Czy Żadan swoimi wierszami powtarza to pytanie? Czy udziela odpowiedzi? Rilke, obok Brechta i Schulza też uobecniony jest w wierszach Żadana:
Co ci wtedy czytałem?
Druga duinejska Rilkego jak słownik
zdezorientowanych, ale upartych. Jak możliwość
pokazania na przykładzie aniołów i biesów
mechanizmu narodzin miłości, struktury
jej pojawienia się, logiki jej powstania w powietrzu.
[…]
Chemia dotyków, niewyjaśniona przez poetów.
Dotknięcie do skóry, jak dotknięcie do sztandaru -
odwaga napełnia tych, którzy nie boją sie zetknąć z przeponą,
odwaga i pokora, ponieważ niczego nie wyjaśniono,
niczego nie zrozumiano, ale z ziarna zakochania
oni też wyrastają przez zbroję.
Odważna próba – uznać poezję za uniwersalny
język, za system obwieszczeń dla tych, którzy
próbują nazywać powietrze powietrzem a oddech oddechem.
Poezja jak śpiew w domu, który płonie.
Nawet jeśli nie potrafimy zatrzymać ognia -
ogień też nie potrafi zatrzymać nas.
I anioły Rilkego – nocni pasażerowie,
pełni wątpliwości i obaw –
obejmują się czule, zanim na zawsze
ruszą w podróż.
[18.03.23, 44–45]
11.
Nie potrafię pisać o tych wierszach. Brakuje dystansu, zbyt ta tragedia bliska. Dzieje się tuż obok. Pewnie lepiej czasem wzorem Czesława Miłosza piszącego esej po śmierci starszego przyjaciela Aleksandra Wata oddać głos, pozwolić mówić wierszom Poety. W nich nadzieja? W nich wiara w Poezję, jak w najpiękniejszym moim zdaniem wierszu Skrypnykówce:
I trzeba pamiętać, że te oto głosy,
które dalej będą rozbrzmiewać, które wypełnią sobą
obwód przyszłości,
to będą głosy tych, którzy ocaleli.
Właśnie tych, którzy ocaleli.
Dalej będzie muzyka. Będą pisały się wiersze.
Wiele wierszy będzie o niemożliwości
poezji po komorach gazowych, o niedorzeczności
literatury w salach posiedzeń sądu.
Ale dalej będzie muzyka i będzie literatura.
Będą pisali ją ci, którzy ocaleli.
I będą czytali ci, którzy ocaleli,
Ci, którzy otrzymają możliwość kochania.
Czy nie kochania.
O śmierci trudno jest mówić,
kiedy siedzisz z nią na sąsiednich
półkach wagonu. Przeszkadza zapach
spalonej skóry. Przeszkadza brak
w niej oddechu.
Dlatego naprawdę mówić o niej
zaczną po tym, jak ona wysiądzie na nocnej
bezimiennej stacji.
Będą mówili różnie.
Ponieważ też różnie od niej słyszeli.
Pamięć będzie nas prowadziła jak wiedźma
we mgle, rzucała nas w doły i wyrwy,
czyniła nas bezradnymi w naszym pragnieniu
mówienia w imieniu tych, którzy pozostali, aby żyć.
Wstyd sprawi, że nasze głosy będą wysokie,
niedokładne, niezrozumiałe.
Gniew przeszkodzi nam słuchać
anielskich głosów w porze wiosny.
Ale w najsmutniejsze dni
krąż nade mną,
ptaku zaufania.
I w najgłuchsze czasy,
wśród hałasu i odrętwienia,
bądź ze mną, mowo -
mowo wątpliwości,
mowo pocieszenia,
mowo dziękczynienia.
[10.04.23, s. 45–46]
12.
Kto kiedykolwiek spacerował jesiennym wieczorem po Drohobyczu, zapewne spotkał Bruno Schulza, jestem tego pewny, zdarzyło mi się to wielokrotnie. Bez Schulza Drohobycz byłby inny. Nigdy nie byłem w Charkowie, ale dzięki wierszom Żadana to już jest jedno z „moich” miast. Przydarza mi się to, co Buhumilowi Hrabalowi, który wyznał, że zamieszkał w wyobraźniowym Mieście Schulza. Nie wiem, czy to Miasto przetrwa rosyjską inwazję. Ale Charków już przetrwał, trwa i trwać będzie w poezji, wierszach, słowach, w Żadanie. Jemu i Ukrainie – Sława!
13. (Być może niepotrzebny, zbyt osobisty, „nieprofesjonalny”…)
Napisałem w drugiej części, że, jadąc (wtedy jeszcze „na”) do Ukrainy nie wierzyłem w Ukrainę, jej kulturę, literaturę, ludzi… Nie, nie Żadan, Żadan i jego literatura, sprawiły, iż patrzę Tam inaczej. Z wiarą, z nadzieją, z miłością (konotacje religijne są tu nieuprawnione). Ale Żadan (i jego literatura) się do tej przemiany przyczyniły. Czy może być większa atencja dla Poezji i Poety? Pewnie tak. Też gdzieś pisałem, że poezja powinna być o „czymś”, nie tylko jej powinnością są awangardowe „fiki-miki”. One w wierszach Skrypnykówki są – doceniam te wyrastające z tradycji wielkich awangard modernizmu tropy i retoryczne figury. Ale tu jest więcej. Owo „więcej” decyduje o mojej fascynacji tymi wierszami. Fascynacji? Czy tylko „fascynacji”?
Pisze do mnie bliski mi człowiek – polski poeta z kanadyjskiego Vancouver – że zna te wiersze Żadana z angielskiego przekładu, że szuka w nich homeryckich wątków (może dlatego, że właśnie studiuje polskie przekłady Odysei? Poleciłem mu uważną lekturę przekładu (niedokładnego, ignorującego homerycką sekstynę, ostatniego) Józefa Wittlina. To tutaj nieistotne, ale trop Odyseusza – tak. Być może Odys, niczym pan Bloom w Ulissesie biednego Jamesa Joyce’a po Dublinie, łaził po zrujnowanej Troi, być może tęsknił do rodzinnego domu, ale powrót do niej był trudny, jeśli nie niemożliwy… Tyle, że Bloom wędrował jedną dobę, Odys wieczność prawie… A przecież Żadan (jego podmiot?) w mieście rozpaczy – Charkowie – jest. Czym jest Jego dom? Odyseuszowym błądzeniem? Dokąd zmierza? Gdzie (kiedy)? To się skończy?