teksty / Esej

Jakżeby zostać

Piotr Janicki

Recenzja Piotra Janickiego, towarzysząca premierze książki Wyrazy współczucia Julii Szychowiak, wydanej w Biurze Literackim 9 września 2025 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Ponę­ta, żeby w sztu­ce oży­wiać to, co powszech­nie jawi się jako nie­ży­we, i w ogó­le żeby za pomo­cą sztu­ki upra­wiać oso­bli­wość „mar­twej natu­ry”, wciąż się do nas uśmie­cha. W tym roku miał swój pomysł np. Jakub Gut­kow­ski w wier­szu „mar­twa natu­ra z Kon­ra­dem” (live­stre­am, wyd. KONTENT), ma go też Julia Szy­cho­wiak na otwar­cie Wyrazów współ­czu­cia. Jed­nak jak Gut­kow­skie­mu natu­ra wraz z wid­nie­niem dnia bled­nie­je („nie­bo […] jak gum­ka do ście­ra­nia”, „zetrzeć świt”), tak Szy­cho­wiak w „[Mar­twej natu­rze]” zasta­na­wia samo zja­wi­sko i jego miej­sce w wymia­rze sztu­ki.

Wiersz zaczy­na stro­fa:

Mar­twa natu­ra
nie ist­nie­je
tyl­ko na płót­nie

i budzi ona moje podej­rze­nia. Nor­mal­nie o tej porze prze­czy­tał­bym, że mar­twa natu­ra ist­nie­je nie tyl­ko na płót­nie. Czy dobrze rozu­miem, że wypo­wiedź Szy­cho­wiak sprze­ci­wia się powszech­ne­mu mnie­ma­niu: mar­twa natu­ra ist­nie­je wszę­dzie, tyl­ko nie na płót­nie?

Mar­twa natu­ra
nie ist­nie­je
tyl­ko na płót­nie,

dla­te­go kolej­ny
raz roz­pię­łam je
mię­dzy drze­wa­mi.

I co, żeby oży­wić natu­rę, Szy­cho­wiak roz­pi­na płót­no tam, gdzie ją oglą­da? Uży­wa kul­tu­ro­twór­cze­go moty­wu dla podbicia/ wagi życia// w jego goliźnie/ i któż jej liź­nie?

Zgnę­bio­ny docie­ram do trze­ciej stro­fy i ta mnie nastra­ja ufniej. Płót­no zawi­sa na wyso­ko­ści oczu zwie­rząt. Może tyl­ko nie wiem, o jakie cho­dzi zwie­rzę­ta, to zna­czy na jakiej wyso­ko­ści zawi­sło płót­no. Ale że jestem zacię­ty, wyso­kość poj­mu­ję jako war­tość mie­rzo­ną głęb­szym zna­cze­niem tego sło­wa. To mar­twa natu­ra przy­pa­tru­je się nam; / mniam!

(Pro­blem za kil­ka wier­szy (1.) zja­wi się jesz­cze raz w węż­szej kiec­ce, na ramiącz­kach…)

Jeśli natu­ra nam się przy­pa­tru­je, to nie tyl­ko może nam współ­czuć – miej­my za sobą jak naj­szyb­ciej uza­sad­nie­nie tytu­łu książ­ki Szy­cho­wiak – ale i moż­li­we, że temu przy­pa­try­wa­niu się towa­rzy­szą jakieś uczu­cia? Powiedz­my, że rze­ka bywa „obo­la­ła”, że cze­goś „szu­ka”. Suge­ro­wa­nie świa­tu uczu­cio­we­go prze­ży­wa­nia doznań to w ogó­le coś, co wie­le dla czło­wie­ka zna­czy­ło, może nawet wię­cej, bo dłu­żej, niż umar­twia­nie się nad samą natu­rą. I skłon­ni byli­śmy to nazy­wać raz głę­bo­kim huma­ni­zmem, a innym razem postem od huma­ni­zmu, wstrzy­ma­niem się od huma­ni­zmu, ogra­ni­cza­niem jego swo­bo­dy w świe­cie, szcze­gól­nie że zaczął być ten świat roz­le­głym kosmo­sem, co się w dodat­ku wsy­sa i wyła­nia. Dla­te­go więc pod­miot­ka powie zaraz, że wypeł­za na wol­ność i jest czymś na kształt wrót: zja­da śnieg, a ten sta­je się wodą.

Jak byłem mały, mama nas z sio­strą odro­ba­cza­ła. Powie­dział­bym, że w „[Odkąd wypeł­złam]” zacho­dzi odwrot­ność mami­nej tera­pii, bo pod­miot­ka urze­cza­wia się i jako rzecz zaży­wa żywio­łów. Ale co tam, zaży­wa. Szy­cho­wiak jest posia­dacz­ką innych sta­nów, wyła­nia obraz „wra­ku jezio­ra” i jest nawet czymś pomię­dzy rzeczą/zjawiskiem a jego doświad­cza­niem. Widzi drzwi bez domu, widzi doors, a w nich jele­nia. Ach, wszyst­ko takie jasne! Szy­cho­wiak prze­zwy­cię­ża onto­lo­gię zbu­do­wa­ną na prze­ciw­sta­wie­niu ja i nie-ja. Nie-ja robi nie tyl­ko to, co robi w tajem­ni­cy przed pod­mio­tem, ale i to, co robi pod­miot, ludz­kie ja.

A czy nawie­dza Szy­cho­wiak otrzeź­wie­nie? Czy czu­je zacisk kafta­na okru­cień­stwa? Táak. W wier­szu „[Dali­ście rze­ce zwło­ki świń]” mamy obraz ska­za­nej na życie poza obiet­ni­cą, że zie­mia bez czło­wie­ka, zie­mia po_nim, da sobie radę, bo da radę tak, jak ludz­kie ja i jak nie-ja.

Czy przy­ziem­na tro­ska zamy­ka drzwi per­cep­cji? Nie zamy­ka. Otóż ciem­ną nocą coś ma moż­li­wość, by być gorą­ce i bły­skać, tyl­ko nocy moż­na o pew­ne rze­czy pytać, liczyć cia­ła tych, któ­rzy w nocy widzą miej­sce na śmierć, śnić psy groź­ne dla zie­mi, maja­czyć do słoń­ca i w słoń­cu jesz­cze raz pogo­dzić się ze sobą – cór­ką mro­ku, dosko­na­le samot­ną, z wła­sną dro­gą przez mgłę do domu, świa­do­mą, że myśle­nie czło­wie­kiem jest myśle­niem za póź­no, no chy­ba żeby posta­wić jesz­cze raz mar­twą natu­rę (1.), kon­te­ner, „Rozszarpany/ przez/ morze” albo dwie mar­twe natu­ry, kon­te­ner i uchodź­czy­nię albo trzy czy czte­ry, co sta­wia­ją wię­cej pytań, niż jest ich samych. Zro­bi się gorz­ko. „Jak odejść/ żeby zostać”, umrze ci poet­ka, z żywio­łów wybie­rzesz wodę, a przy­naj­mniej znów o niej wspo­mnisz, genial­nie zresz­tą zesta­wia­jąc tytuł wier­sza „Cofa­nie się cza­su” z roz­po­czy­na­ją­cych go dys­ty­chem:

Nie chce­my
wra­cać.

A czy Szy­cho­wiak w jakiś spo­sób przy­go­to­wa­ła nas we wcze­śniej­szych książ­kach do tego, co wypra­wia w Wyra­zach współ­czu­cia? No prze­cież! Jej debiut nazy­wa się, uwa­ga, Po sobie i tak idzie w wybra­nych frag­men­tach:

Wyj­dę jak będę goto­wa.

Jestem widocz­na, póki sen mną kasz­le […]

Jak­bym w ogó­le nie mia­ła języ­ka […]

Nie prze­szka­dzaj mi wcho­dzić w obcy świat […]

PS A co mówi życie Jul­ki? Nie wiem za wie­le; widzie­li­śmy się z nią na wio­snę w gdań­skich Taj­nych Kom­ple­tach. Nie wiem też, jak doga­da­li­śmy się, że napi­szę kil­ka słów o jej książ­ce, bo pra­wie się nie odzy­wa­ła (wspo­mnia­ła Księ­ży­ce), wła­ści­wie pra­wie wyłącz­nie śmie­li­śmy się, a na piwo wie­czo­rem w ogó­le nie przy­szła. Przy­szli: Bara­now­ski, Boros i Sko­niecz­ny.

O autorze

Piotr  Janicki

Urodził się w 1974 roku XX wieku jako drugie dziecko geodetów: Bogusława i Krystyny. Imię Piotr mogło być mu nadane od postaci Piotra Apostoła, który w sztukach plastycznych często patrzy do góry, ale mogło być mu nadane od postaci z baletu Strawińskiego pt. Pietruszka, nieważne. Jedyny przedstawiciel dwudziestopierwszowiecznej wielopostaciowości zdania. Mieszka w Supraślu.