Gdyby pokusić się o wskazanie dominującej figury, która najpełniej oddałaby charakter powieści Dom, wojna, umarli Endre Kukorellyego, z pewnością byłaby nią enumeracja. Enumeracja zdarzeń, momentów i miejsc, rwących i nakładających się na siebie, wyznaczających rytm narracji poprzez czas. Intensywny strumień wspomnień zespala teraźniejszość z przeszłością, wypracowując pulsującą, nielinearną materię pamięci.
(Polityka, 1964)(Fizyka, 1936)(Miejskie życie, 2000)(Miłość, 1964)(Historia, 2000)(Polityka, 1936)(Miejskie życie, miłość 1964)(Polityka, miłość, 1964, 1936)(Historia, poezja, 1964) (Historia, 1936)(Historia, 1964)(Wojna, 1964)(Polityka, historia, 1956)(Historia, 1936)(Fizyka, miejskie życie, polityka, 1964)(Miejskie życie, 1914)(Dom, 2000)(Historia, 1936) (Poezja, miłość, 0000)(Wojna, 1956)(Dom, polityka, 2000)(Historia, 1936)(Historia, polityka, 1964, 2000)(Umarły, 1914)(Wojna, poezja, polityka, 1956)(Fizyka, poezja, 1988)(Miejskie życie, 1988)(Umarły, 1914)(Umarły, 1956)(Miłość, 1988)(Umarły, 1914)(Miejskie życie, 1988)(Umarły, 1914)(Dom, 1914)(Umarły, 1956)(Miejskie życie, 1914, 1988)(Wojna, 2000, 1944)(Umarły, 1988)(Fizyka, miłość, 1914)(Polityka, 1956)(Miłość, 1988)(Dom, fizyka, 2000)(Fizyka, 1964) )(Historia, 1936)
Ściana podpisów męczy swoją konkretnością i buchalterią, lecz to jedynie fasada. Za nią kryje się świat wymykający się instytucjonalnym ramom, intymny, nieoczywisty i naszpikowany niejednoznacznościami. Kukorelly sportretował Węgry — domowe, wojenne, umarłe; łagodne i subtelne, lecz także dramatyczne i bezlitosne, ale przede wszystkim te, które bezpowrotnie zniknęły. Dom, wojna, umarli to opowieść o całej serii przypadkowych epizodów — prywatnych, politycznych i z pozoru nieistotnych — doprowadzających, w jakiś szalony sposób, do tego właśnie momentu: do tu i teraz bohatera o wdzięcznym pseudonimie (K). Paralele z tym kafkowskim pozostawiam już czytelnikom, ale za to wspomnę, że (K) przegląda koperty pełne starych fotografii. To ważne, ponieważ Dom, wojna, umarli ma coś w sobie także z enumeracyjnego charakteru albumu z podpisanymi i blaknącymi zdjęciami.
Kukorelly podejmuje próbę transkrypcji zapomnianych kadrów na język literacki w geście sprzeciwu wobec przemijania, bowiem wszystko kiedyś przemija, a ludzie umierają, a wraz z nimi ich mikrohistorie. Być może to truizm, ale ten gest, choć zdaje się naiwnością, jest jedynym ratunkiem w obliczu panoszącej się śmierci. Śmierć na kartach powieści zaczyna wrzynać się w czytelnika i powoli, acz wyraźnie dojmująco doskwierać. To znakomicie, że tak się dzieje; musi się wrzynać i musi doskwierać, nie ma innej drogi, by zachować historie przodków (K), a zatem również jego własną; ich tysiące nieznaczących decyzji i ich indywidualne tragedie. Kiedy zamrożony w fotografii czas zaczyna topnieć, ocaleniem staje się ich przepisanie, które, zmieniając medium, wskrzesza pamięć i wyobraźnię, odsłaniając także to, czego zdjęcie nie zdołało uchwycić. Powieka migawki zasłania o wiele więcej, niż mogłoby się wydawać. Wybierzmy więc na chybił trafił jeden z tych obrazów:
(Fizyka, 1964) (K) siedzi na klatce schodowej. Klatka śmierdzi kotami. Zawsze jak ją dozorca umyje, przez kilka godzin śmierdzi chlorem, a potem znowu kotami. To smród kocich szczyn, przenikliwy odór kocich samców. Wstaje z kamienia, bo zimno mu w tyłek. Zazwyczaj jest mu zimno. Marzną mu ręce. Siada z powrotem.
Siada, wstaje. Nogi też mu marzną.
Dokładnie pamięta, jakie zimne są kamienne schody. Jak gdybyś siedział na kawałku lodu. Kamień zawsze jest zimny, w lecie i w zimie, nie topnieje. Nie wziął ze sobą kluczy.
Wyciągnął podręcznik do geografii i na nim usiadł.
Czyta podręcznik do geografii, ale ciekawy, jest o państwach w Afryce!
Kant-Laplace.
Nic nieznaczący fragment? Drobnostka o kocich szczynach i podręczniku geografii; jakiś losowy, powszedni dzień z życia (K). Ale banalność codzienności jest wyłącznie złudzeniem, bowiem to właśnie ona zakorzenia nas w świecie. W tych małych momentach kryje się istota doświadczenia, kształtująca rzeczywistość. Kukorelly z pewną czułą obsesyjnością zastanawia się nad tym, jak wiele zwykłych wydarzeń, drobnych decyzji, spojrzeń czy słów, ufundowało teraźniejszość; jak pewne błahe wybory okazały się właśnie tymi najważniejszymi w życiu.
Ostatnia już refleksja. Powieść otwiera cytat z szekspirowskiego Makbeta głoszący, że jest to nic nieznacząca opowieść, wygłoszona przez idiotę pełnego wrzasku i furii. Rodzi się pytanie, skąd taki wybór? Szczątkową odpowiedź mogę podsunąć; ponieważ to powieść także społecznie zaangażowana, o brutalnej i miażdżącej polityce, o dwóch wojnach światowych, antysemityzmie, antyromskości, o wysiedleniach, cierpkich czasach powojennego komunizmu, o strachu i cierpieniu, które wkradały się w codzienność i ją tratowały. Jak wobec tego nie odczuwać furii, jak pozbyć się wrzasku? Jak nie być idiotą, mającym nadzieję, że słowa coś zmienią? Na szczęście Kukorelly zdecydował się na napisanie tej nic nieznaczącej opowieści i wykrzyczał umykającą historię; historie po prostu o ludziach i o tym, że jakimś cudem żyli. Być może to niewiele, być może to wszystko, co da się zrobić.
Endre Kukorelly po raz pierwszy w całości został przetłumaczony na nasz rodzimy język. Dom, wojna, umarli przynosi czytelnikom panoramę węgierskiego świata, rozciągającą się na przestrzeni ponad stu lat. Myślę, że ten świat okaże się zaskakująco bliski polskim odbiorcom.