teksty / Esej

Nic nieznacząca historia

Bartłomiej Bielas

Recenzja Bartłomieja Bielasa, towarzysząca premierze książki Dom, wojna, umarli Endre Kukorellyego w tłumaczeniu Elżbiety Sobolewskiej, wydanej w Biurze Literackim 19 maja 2025 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Gdy­by poku­sić się o wska­za­nie domi­nu­ją­cej figu­ry, któ­ra naj­peł­niej odda­ła­by cha­rak­ter powie­ści Dom, woj­na, umar­li Endre Kuko­rel­ly­ego, z pew­no­ścią była­by nią enu­me­ra­cja. Enu­me­ra­cja zda­rzeń, momen­tów i miejsc, rwą­cych i nakła­da­ją­cych się na sie­bie, wyzna­cza­ją­cych rytm nar­ra­cji poprzez czas. Inten­syw­ny stru­mień wspo­mnień zespa­la teraź­niej­szość z prze­szło­ścią, wypra­co­wu­jąc pul­su­ją­cą, nie­li­ne­ar­ną mate­rię pamię­ci.

(Poli­ty­ka, 1964)(Fizyka, 1936)(Miejskie życie, 2000)(Miłość, 1964)(Historia, 2000)(Polityka, 1936)(Miejskie życie, miłość 1964)(Polityka, miłość, 1964, 1936)(Historia, poezja, 1964) (Histo­ria, 1936)(Historia, 1964)(Wojna, 1964)(Polityka, histo­ria, 1956)(Historia, 1936)(Fizyka, miej­skie życie, poli­ty­ka, 1964)(Miejskie życie, 1914)(Dom, 2000)(Historia, 1936) (Poezja, miłość, 0000)(Wojna, 1956)(Dom, poli­ty­ka, 2000)(Historia, 1936)(Historia, poli­ty­ka, 1964, 2000)(Umarły, 1914)(Wojna, poezja, poli­ty­ka, 1956)(Fizyka, poezja, 1988)(Miejskie życie, 1988)(Umarły, 1914)(Umarły, 1956)(Miłość, 1988)(Umarły, 1914)(Miejskie życie, 1988)(Umarły, 1914)(Dom, 1914)(Umarły, 1956)(Miejskie życie, 1914, 1988)(Wojna, 2000, 1944)(Umarły, 1988)(Fizyka, miłość, 1914)(Polityka, 1956)(Miłość, 1988)(Dom, fizy­ka, 2000)(Fizyka, 1964) )(Histo­ria, 1936)

Ścia­na pod­pi­sów męczy swo­ją kon­kret­no­ścią i buchal­te­rią, lecz to jedy­nie fasa­da. Za nią kry­je się świat wymy­ka­ją­cy się insty­tu­cjo­nal­nym ramom, intym­ny, nie­oczy­wi­sty i naszpi­ko­wa­ny nie­jed­no­znacz­no­ścia­mi. Kuko­rel­ly spor­tre­to­wał Węgry — domo­we, wojen­ne, umar­łe; łagod­ne i sub­tel­ne, lecz tak­że dra­ma­tycz­ne i bez­li­to­sne, ale przede wszyst­kim te, któ­re bez­pow­rot­nie znik­nę­ły. Dom, woj­na, umar­li to opo­wieść o całej serii przy­pad­ko­wych epi­zo­dów — pry­wat­nych, poli­tycz­nych i z pozo­ru nie­istot­nych — dopro­wa­dza­ją­cych, w jakiś sza­lo­ny spo­sób, do tego wła­śnie momen­tu: do tu i teraz boha­te­ra o wdzięcz­nym pseu­do­ni­mie (K). Para­le­le z tym kaf­kow­skim pozo­sta­wiam już czy­tel­ni­kom, ale za to wspo­mnę, że (K) prze­glą­da koper­ty peł­ne sta­rych foto­gra­fii. To waż­ne, ponie­waż Dom, woj­na, umar­li ma coś w sobie tak­że z enu­me­ra­cyj­ne­go cha­rak­te­ru albu­mu z pod­pi­sa­ny­mi i blak­ną­cy­mi zdję­cia­mi.

Kuko­rel­ly podej­mu­je pró­bę trans­kryp­cji zapo­mnia­nych kadrów na język lite­rac­ki w geście sprze­ci­wu wobec prze­mi­ja­nia, bowiem wszyst­ko kie­dyś prze­mi­ja, a ludzie umie­ra­ją, a wraz z nimi ich mikro­hi­sto­rie. Być może to tru­izm, ale ten gest, choć zda­je się naiw­no­ścią, jest jedy­nym ratun­kiem w obli­czu pano­szą­cej się śmier­ci. Śmierć na kar­tach powie­ści zaczy­na wrzy­nać się w czy­tel­ni­ka i powo­li, acz wyraź­nie doj­mu­ją­co doskwie­rać. To zna­ko­mi­cie, że tak się dzie­je; musi się wrzy­nać i musi doskwie­rać, nie ma innej dro­gi, by zacho­wać histo­rie przod­ków (K), a zatem rów­nież jego wła­sną; ich tysią­ce nie­zna­czą­cych decy­zji i ich indy­wi­du­al­ne tra­ge­die. Kie­dy zamro­żo­ny w foto­gra­fii czas zaczy­na top­nieć, oca­le­niem sta­je się ich prze­pi­sa­nie, któ­re, zmie­nia­jąc medium, wskrze­sza pamięć i wyobraź­nię, odsła­nia­jąc tak­że to, cze­go zdję­cie nie zdo­ła­ło uchwy­cić. Powie­ka migaw­ki zasła­nia o wie­le wię­cej, niż mogło­by się wyda­wać. Wybierz­my więc na chy­bił tra­fił jeden z tych obra­zów:

(Fizy­ka, 1964) (K) sie­dzi na klat­ce scho­do­wej. Klat­ka śmier­dzi kota­mi. Zawsze jak ją dozor­ca umy­je, przez kil­ka godzin śmier­dzi chlo­rem, a potem zno­wu kota­mi. To smród kocich szczyn, prze­ni­kli­wy odór kocich sam­ców. Wsta­je z kamie­nia, bo zim­no mu w tyłek. Zazwy­czaj jest mu zim­no. Mar­z­ną mu ręce. Sia­da z powro­tem.

Sia­da, wsta­je. Nogi też mu mar­z­ną.

Dokład­nie pamię­ta, jakie zim­ne są kamien­ne scho­dy. Jak gdy­byś sie­dział na kawał­ku lodu. Kamień zawsze jest zim­ny, w lecie i w zimie, nie top­nie­je. Nie wziął ze sobą klu­czy.

Wycią­gnął pod­ręcz­nik do geo­gra­fii i na nim usiadł.

Czy­ta pod­ręcz­nik do geo­gra­fii, ale cie­ka­wy, jest o pań­stwach w Afry­ce!

Kant-Lapla­ce.

Nic nie­zna­czą­cy frag­ment? Drob­nost­ka o kocich szczy­nach i pod­ręcz­ni­ku geo­gra­fii; jakiś loso­wy, powsze­dni dzień z życia (K). Ale banal­ność codzien­no­ści jest wyłącz­nie złu­dze­niem, bowiem to wła­śnie ona zako­rze­nia nas w świe­cie. W tych małych momen­tach kry­je się isto­ta doświad­cze­nia, kształ­tu­ją­ca rze­czy­wi­stość. Kuko­rel­ly z pew­ną czu­łą obse­syj­no­ścią zasta­na­wia się nad tym, jak wie­le zwy­kłych wyda­rzeń, drob­nych decy­zji, spoj­rzeń czy słów, ufun­do­wa­ło teraź­niej­szość; jak pew­ne bła­he wybo­ry oka­za­ły się wła­śnie tymi naj­waż­niej­szy­mi w życiu.

Ostat­nia już reflek­sja. Powieść otwie­ra cytat z szek­spi­row­skie­go Mak­be­ta gło­szą­cy, że jest to nic nie­zna­czą­ca opo­wieść, wygło­szo­na przez idio­tę peł­ne­go wrza­sku i furii. Rodzi się pyta­nie, skąd taki wybór? Szcząt­ko­wą odpo­wiedź mogę pod­su­nąć; ponie­waż to powieść tak­że spo­łecz­nie zaan­ga­żo­wa­na, o bru­tal­nej i miaż­dżą­cej poli­ty­ce, o dwóch woj­nach świa­to­wych, anty­se­mi­ty­zmie, anty­rom­sko­ści, o wysie­dle­niach, cierp­kich cza­sach powo­jen­ne­go komu­ni­zmu, o stra­chu i cier­pie­niu, któ­re wkra­da­ły się w codzien­ność i ją tra­to­wa­ły. Jak wobec tego nie odczu­wać furii, jak pozbyć się wrza­sku? Jak nie być idio­tą, mają­cym nadzie­ję, że sło­wa coś zmie­nią? Na szczę­ście Kuko­rel­ly zde­cy­do­wał się na napi­sa­nie tej nic nie­zna­czą­cej opo­wie­ści i wykrzy­czał umy­ka­ją­cą histo­rię; histo­rie po pro­stu o ludziach i o tym, że jakimś cudem żyli. Być może to nie­wie­le, być może to wszyst­ko, co da się zro­bić.

Endre Kuko­rel­ly po raz pierw­szy w cało­ści został prze­tłu­ma­czo­ny na nasz rodzi­my język. Dom, woj­na, umar­li przy­no­si czy­tel­ni­kom pano­ra­mę węgier­skie­go świa­ta, roz­cią­ga­ją­cą się na prze­strze­ni ponad stu lat. Myślę, że ten świat oka­że się zaska­ku­ją­co bli­ski pol­skim odbior­com.

O autorze

Bartłomiej Bielas

Urodzony w 1992 roku. Doktorant w Instytucie Literaturoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego. Naukowo zajmuje się polską prozą pacyfistyczną w dwudziestoleciu międzywojennym. Mieszka w Tychach.

Powiązania