utwory / premiery w sieci

Chronos

Jonathan Scovil

Fragment powieści Chronos Jonathana Scovila. Prezentacja w ramach projektu „Opowiadania i powieści 2018”.

Remigiusz Kalka był urzędnikiem sądowym, który miał nieszczęście zetknąć się w pracy z prawniczką Agatą. Gdy tylko wymienili kilka pierwszych, służbowych zdań, krople potu zalśniły na płaskim czole Remigiusza – pod koniec rozmowy był już rozpaczliwie zakochany. Na kolejne spotkanie przystroił się w swoją najlepszą, dwurzędową marynarkę, przy pomocy aż sześciu złotych guzików opinającą jego wystający brzuch. Wręczył Agacie krwistoczerwoną różę i obwieścił, że, co prawda, onieśmielają go „kaskady złotych włosów” oraz „Bajkały ocząt miłej pani”, ale chciałby Agacie, za przeproszeniem, zaproponować małe rendez-vous.

Zaskoczenie Agaty było całkowite i choć pozostawała z Kazimierzem w związku zarówno partnerskim, jak i fajnym, to nie miała najmniejszej ochoty zdradzać go z kimś pokroju Remigiusza Kalki. Kiedy odmówiła mu grzecznie, napomykając o swoim chłopaku, Remigiusz szybko odgadł, że Agata dostrzegła nad jego lewym okiem czyrak, który tak długo usiłował skryć pod grubą warstwą fluidu. Efekt był natychmiastowy – zupełnie jakby urwało się wszystkie sześć guzików spinających poły marynarki na jego pękatym brzuszku, a cały skoncentrowany i skondensowany dotąd Remigiusz rozlał się po posadzce jej gabinetu. Schwyciwszy Agatę za nadgarstek, wytłumaczył się najpierw obficie ze swojego czyraka, by zaraz potem przejść do opowieści o swoim dzieciństwie („że było łatwe, o nie, tego nie można powiedzieć”), co krok przepraszając swoją ukochaną za to i za tamto, zapewniając przy tym gorąco, że chciałby być „choćby, za przeproszeniem, podnóżkiem łaskawej pani, wałkiem pod śliczną głowę…” – krótko mówiąc, wyłożył karty na stół. Kiedy Agacie udało się wreszcie uciec od natręta, nie czuła do niego nic, poza najwyższym obrzydzeniem.

Kilka kolejnych służbowych spotkań było jednak nieuniknionych. Wbrew obawom Agaty, po pierwszej spektakularnej katastrofie, w której miłość jego życia odrzuciła go razem z jego czerwoną różą i całym dzieciństwem, Remigiusz zapadł w stan trwożliwej nieśmiałości i ogólnego zacukania. Zmienił konsystencję na bardziej galaretowatą – trząsł się tylko delikatnie i stał się przezroczysty, ale nic już z niego nie ciekło. Załatwienie z nim jakiejkolwiek sprawy trwało teraz dwa razy dłużej, bo na wszystkie pytania Agaty odpowiadał półgębkiem, wbiwszy wzrok w paproć na parapecie. Odraza i irytacja, z jakimi patrzyła na niego z początku Agata, szybko przerodziły się we współczucie. Agata nie należała do mądrych kobiet, ale miała dobre serce i właśnie dlatego zaproponowała Remigiuszowi coś płynącego z jak najlepszych chęci, a przy tym niemożliwie głupiego. Doradziła mu mianowicie „terapię” u Chronosa, do którego sama w tamtym okresie uczęszczała.

Na ogół karzeł starał się zostać zarówno przyjacielem, jak i mentorem dla bohaterów swojej prozy. Agata była szczególnym przypadkiem, ponieważ przed Chronosem miała już do czynienia z wieloma mentorami. Szybko odnalazła w karle nowego przewodnika, ale ani przez chwilę nie uznawała go za swojego przyjaciela – przypominał jej raczej starego psychoterapeutę, z którym miała do czynienia dwa lata wcześniej. Właśnie dlatego Agata nie dostrzegała niczego niestosownego w wysłaniu do karła Remigiusza, jako jego nowego pacjenta. Chronos był nieco zdziwiony, gdy w jego służbowym gabinecie pojawił się Kalka, który wyłuszczył mu, na czym polega jego problem psychiczny (bo czymże innym miałaby być miłość?), a także zapytał, ile karzeł „bierze” za „sesję”. Postanowił jednak zagrać w tę grę, choć wcale nie dlatego, że zależało mu na uzdrowieniu Remigiusza. Wręcz przeciwnie – wątek romansu Agaty z Remigiuszem wydał mu się atrakcyjny dramaturgicznie i wiązał z nim nadzieję na ubarwienie monotonnej fabuły życia Agaty.

Chronos szybko zorientował się z jak słabym materiałem na kochanka ma do czynienia. Remigiusz Kalka był szalenie uprzejmym nudziarzem i poczciwym safandułą, niezdolnym do postawienia na swoim nawet w salonie fryzjerskim, który notorycznie opuszczał z jakąś modną nowinką na głowie. Jedynymi jego cechami charakterystycznymi zdawały się być zapiekły rasizm i homofobia. Na pierwszych kilku spotkaniach, które rzeczywiście przybrały formę sesji terapeutycznych, karzeł i jego pacjent doszli wspólnym wysiłkiem do wniosku, że osobowość Remigiusza jest po prostu niedorzeczna. Po chwili zastanowienia i próbie protestu („No dobrze, ale niech pan weźmie choćby pod uwagę tę moją… tę moją ujmującą…”), Remigiusz nie mógł się z tą diagnozą nie zgodzić.

Karzeł dostrzegał tylko jeden sposób na naprawę życia Remigiusza i ewentualne zdobycie Agaty – za jego radą Kalka zapisał się do szkoły teatralnej. W założeniu Chronosa, posiadłszy odpowiednie umiejętności, Remigiusz mógł rozpocząć tzw. ustawiczną grę aktorską. Odgrywając kolejne role i przebierając się za rozmaite postaci, miał do końca życia nie dopuścić choćby na chwilę do tej straszliwej niedorzeczności, jaką w beznadziejnym przypadku Remigiusza Kalki było bycie sobą samym. „Nigdy nie bądź sobą” – powtarzał mu Chronos jak mantrę, a Remigiusz z właściwym sobie zapałem i świeżością przystąpił do działania.

Okazało się, że Remigiusz Kalka był naprawdę fatalnym aktorem. Czego by nie grał, zawsze zachowywał się dokładnie tak samo. Kolejne próby uwiedzenia Agaty, najpierw jako „macho” („Pani Agato, otóż ja pani nigdy nie prosiłem, żeby pani przestała być kobietą, więc niech pani, za przeproszeniem…!”), potem jako „romantyk”, a wreszcie jako „player” (widowiskowa porażka) spełzały na niczym. Agata zaczęła w końcu zarzucać Chronosowi, że jego terapia jest, jak się wyraziła, „kontrskuteczna”. Karzeł umiejętnie zasłonił się rzekomą „tajemnicą lekarską”, ale natychmiast wyczuł ryzyko osłabienia swojego autorytetu i utraty kontroli nad prawniczką. Niedługo potem ostatecznie porzucił swój projekt związania urzędnika z Agatą. Z dnia na dzień Remigiusz, tracąc jedyną możliwość stania się dla Chronosa ciekawym, stał się dlań bezużyteczny.

Wszystko to działo się, kiedy karzeł pisał już swoją powieść o Jimie i nie miał dla Remigiusza zbyt wiele czasu. Gdy zaczął go od siebie stopniowo odsuwać, unikając z nim kontaktu, tak jak w parę miesięcy później unikał Jima, Remigiusz niespodziewanie objawił nową cechę charakteru: zawziętość. Pojawiał się na Koziej codziennie i stał pod drzwiami karlego gabinetu tak długo, aż nie zostawał wpuszczony. Idea „aktorstwa nieustającego”, sformułowana przez Chronosa, owładnęła biednym Remigiuszem. Dostrzegł w niej szansę na ucieczkę z samego siebie, o czym zawsze skrycie marzył. Od karła nie domagał się już terapeutycznych analiz, ale propozycji konkretnych ról, które mógłby odgrywać w najbliższym tygodniu.

Codzienne życie nabrało kolorów, gdy stało się sceną. Dawniej Remigiusza stresowały awantury, jakie w pracy urządzał mu zwierzchnik – teraz patrzył na niego przez maskę powagi i tylko oczy mu się śmiały: „Myślisz, że na mnie tak krzyczysz, a to nie ja! Nie ja, tylko ktoś całkiem inny, kogo gram. A ty nic a nic o tym nie wiesz!” – myślał sobie i napawał się swoją przebiegłością. Gdy wychodził popołudniu z sądu miał czasem wrażenie, że całą ulicę robi w konia. Patrzył naokoło i choć nie dawał tego po sobie nijak poznać, w głębi ducha myślał: „Ty świecie jesteś, jaki jesteś. A ja: raz tak, raz tak…” Mimo codziennej praktyki Remigiusz nie stawał się ani trochę lepszym aktorem. Nabierał jednak coraz większego poczucia przewagi nad wszystkimi ludźmi dookoła, którym zdawało się, że widzą go takim, jaki jest. Bardzo szybko uzależnił się od tego ciągłego poczucia szalbierstwa, bo dawało mu ono pewność siebie, jakiej nigdy wcześniej nie zaznał.

Tymczasem Chronos zorientował się, że choć Remigiusz nie nadawał się na bohatera najdrobniejszej nawet noweli, to przez swoje posłuszeństwo w odgrywaniu wyznaczonych mu ról mógł się okazać bardzo użytecznym narzędziem. Karzeł nie chciał osobiście wręczać Jimowi pieniędzy na wyprawę do ojca, a nie mógł tego uczynić ani Eros, ani tym bardziej Tanatos. Mógł to za to z powodzeniem uczynić Remigiusz Kalka.

Plan był prosty. Kiedy na początku listopada Krystyna Kardasiuk umierała w szpitalu na Szaserów, Chronos siedział przy jej łóżku. Poprosiwszy lekarza o kilka minut samotnej zadumy nad ciałem zmarłej, przyjrzał się kartce, leżącej na szafce obok kroplówki, która zwróciła jego uwagę, gdy tylko wszedł do sali. Był to testament Krystyny Kardasiuk, pomimo długiej choroby spisany dopiero na łożu śmierci. Podróżniczka przepisywała w nim cały swój dobytek oraz tantiemy z książek na Jima, trudno powiedzieć – ze szczerej wdzięczności za dość drobną przysługę, czy po prostu dla kaprysu. Rzeczywiście nie miała już w tamtym okresie żadnych bliskich, którym miałaby ochotę sprawić podobny prezent. Tak czy owak, jej testament nie stał się nigdy wiążącym aktem prawnym, bo Chronos włożył go do swojej kieszeni, a następnie opuścił budynek szpitala.

W zaciszu tajemnej pracowni sporządził nowy testament, podrabiając chwiejne pismo umierającej (nadmierna, być może, ostrożność), w którym zmienił głównie ilość pieniędzy, jaką miał otrzymać Jim. Uznał, że nagłe i przesadne wzbogacenie się (chora Kardasiuk dysponowała wcale niemałym majątkiem, sięgającym pół miliona złotych), mogłoby uniezależnić protagonistę od jego wpływu. Falsyfikat dokumentu wręczył następnie Remigiuszowi. Kalka miał tym razem zagrać urzędnika skarbowego, który w odpowiednim momencie rozmowy karła z Jimem wparaduje do mieszkania z testamentem w garści. Jego rola posiadała fundamentalne znaczenie dla procesu decyzyjnego, przez jaki Chronos zamierzał przeprowadzić swojego bohatera.

Ustawiony po przeciwległej stronie Radnej, Kalka obserwował siwą głowę karła stojącego przy oknie mieszkania. Gdy Chronos przekonał już niemal Jima do wyjazdu, a między protagonistą a Bezkresami stała już tylko przeszkoda finansowa, karzeł zdjął kapelusz (był to umówiony znak), a Remigiusz wkroczył do akcji. Przerwał ich rozmowę, zaprezentował Jimowi testament i na miejscu wypłacił mu należną sumę (pieniądze należały rzecz jasna do karła, a kwota była dokładnie odliczoną równowartością ceny bezpośredniego biletu na Bezkresy, kupowanego w ostatniej chwili), niby mimochodem żartując, że tak wielka podróżniczka, jak Krystyna Kardasiuk, z pewnością życzyłaby sobie, aby Jim wydał przekazane mu oszczędności na jakąś daleką podróż. Należy wspomnieć, że Remigiusz Kalka odczuwał ogromną tremę przed tym występem, obawiał się bowiem, czy jako urzędnik sądowy będzie w stanie przekonująco zagrać urzędnika skarbowego. Ostatecznie wykonał swoje zadanie przyzwoicie, odczuwając przy tym jak zwykle satysfakcję i tylko nieświadomie nadając nowy kierunek życiu Jima. Znacznie wcześniej, gdy w wielkiej głowie formowały się dopiero zręby powieści o Jimie, Chronos wysłał Tanatosa na przeszpiegi do Rosji. By móc stworzyć dobrą fabułę, karzeł musiał poznać choćby zarys charakteru Fiodora Talapina, postaci, która miała odegrać ważną rolę w jego dziele. Dlatego Tanatos wybrał się najpierw do polskiego wydawcy książek pisarza i przysiadł ciężko na jego parapecie. Schwyciwszy go następnie za wątły kark, podsunął mu pod nos kartkę z pytaniem o adres zamieszkania Fiodora (od Jima Chronos dowiedział się jedynie, że ojciec mieszka „gdzieś pod Petersburgiem”). Potwór nie umiał mówić, ale jego mowa ciała była na tyle wymowna, że wydawca w mig spełnił jego polecenie, zapisując na odwrocie kartki pożądaną odpowiedź. Wtedy właśnie okazało się, że Fiodor Talapin mieszka zupełnie nie tam, gdzie go umiejscawiał jego syn.

O tym, że ojciec mieszka pod Petersburgiem, Jim słyszał od matki. Karzeł bez trudu domyślił się, jak się rzecz miała: Fiodor zapewne podał byłej żonie fałszywy adres, by ta nie mogła go nękać irytującymi listami lub prośbami o wyższe alimenty. Z tego faktu można było również wywnioskować, że pisarz nie miał raczej ochoty dowiadywać się, co słychać u jego polskiego syna, a tym bardziej nie życzyłby sobie jego odwiedzin. Karzeł postanowił to przed Jimem zataić, by nie zniechęcać go do wyjazdu. Kiedy już zapadła decyzja o podjęciu wyprawy, sam zajął się jej organizacją, dzięki czemu to on kupił Jimowi bilet (za pieniądze z rzekomego „spadku”). Polecił swojemu bohaterowi, by ten wysiadł na stacji „Bezkresy” – taka sama nazwa widniała na bilecie. Jim był na tyle nieprzytomny, by nie zorientować się, że jedzie gdzieś indziej niż na przedmieścia Petersburga. Karzeł liczył się oczywiście z tym, że tajemnica musi w końcu wyjść na jaw, ale wiedział, że jeśli wyjdzie na jaw raczej później, niż wcześniej, to nie będzie to miało większego znaczenia.

Tanatos spędził część września i niemal cały październik na Bezkresach, przysiadając po zmroku na parapetach dworku Talapinów i skrywając się w ciemnych lasach za dnia. W listopadzie Chronos dysponował już doskonałym wglądem w dusze i obyczaje mieszkańców rezydencji. Wiedział, że obsesyjny stosunek Fiodora do Fanty pozostawał wciąż żywy, a jego żywiołowe uczucie dla małego Ławriuszki było w istocie raczej miłością własną, niż rodzicielską, ponieważ pisarz uważał swego syna za małego siebie. Spotkanie Jima z ojcem stanowiło w karlej powieści kluczowy etap w drodze protagonisty do niezależności. Chronosowi zależało na możliwie najbardziej dramatycznej konfrontacji i miał pomysł, jak do niej doprowadzić.

Jim wyruszył w głąb Rosji w piątek rano, nie zdając sobie sprawy ani z tego dokąd jedzie, ani z tego, że tym samym pociągiem jedzie Tanatos (ukrywał się w toaletach, co kilka godzin przebiegając po dachach składu do innego wagonu, by nie wzbudzić niczyich podejrzeń). Dzień tygodnia nie był przypadkowy. Chronos dobrze znał zwyczaje Talapinów i wiedział, że w każdą sobotę z samego rana Fiodor wraz z Ławriuszką wyjeżdżają na polowania, które kończą się dopiero następnego dnia o świcie. Jim miał dojechać na Bezkresy właśnie wtedy, gdy pan domu był nieobecny w rezydencji. Przyjąłby go wówczas Andrij, który z pewnością słyszał o polskim synu swego pana i zaoferowałby mu nocleg w dworku, by ten mógł oczekiwać powrotu ojca w komfortowych warunkach. Po nocy spędzonej wśród wygód rezydencji, Jim spotkałby się z Fiodorem, a ten najprawdopodobniej wyrzuciłby go z hukiem ze swojego domu. W ten sposób doszłoby między ojcem a synem do niezwykle atrakcyjnej dramaturgicznie konfrontacji. Gdyby Jim odwiedził Bezkresy w innym dniu tygodnia, scena mogłaby się okazać znacznie mniej widowiskowa – Fiodor po prostu nie wpuściłby go do siebie, być może nie racząc nawet pokazać się swojemu synowi na oczy. Tak to obmyślił Chronos.

Niestety wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, a to za sprawą absurdalnej pomyłki Jima, której doprawdy nie można było przewidzieć. Chłopak wysiadł z pociągu o stację za wcześnie, z czego Tanatos, a za jego pośrednictwem karzeł (w swojej pracowni Chronos mógł oglądać na rzutniku obrazy przetwarzane przez oczy monstrum, a także wydawać mu zdalnie polecenia) zdał sobie sprawę dopiero na następnej stacji. Protagonista znalazł się pośrodku mroźnej pustki Bezkresów i zaczął po niej błądzić. Chronos musiał improwizować – a bardzo tego nie lubił. Tanatos popędził wzdłuż torów do poprzedniej stacji, gdzie szybko odnalazł w śniegu głębokie ślady wędrującego Jima. Odnalezienie niesfornego bohatera stanowiło jednak najwyżej połowę sukcesu, bo Tanatos nie mógł przecież tak po prostu do niego podejść i wskazać mu drogi ciemną łapą.

Szczęśliwie stacja, przy której wysiadł Jim, znajdowała się nieopodal terenów łowczych Talapinów – to w tych rejonach poszukiwali zazwyczaj stad reniferów. Wyposażony przez Chronosa w doskonały słuch, Tanatos namierzył wkrótce zaprzęg Fiodora i Ławrientija, porykiwania pisarza niosły się na całe kilometry przez mroźną ciszę Bezkresów. Jim zdążył już stracić przytomność, kiedy Tanatos celowo ukazał się w polu widzenia myśliwych. Po pierwszych strzałach zaczął uciekać na czterech łapach, udając niedźwiedzia. Tak jak na to liczył karzeł, Fiodor i Ławriuszka popędzili swoim zaprzęgiem za umykającą zwierzyną. Dzięki temu, monstrum doprowadziło myśliwych do zakopanego w śniegu Jima, cudem uchodząc przy tym ze swoim sztucznym życiem.

Sytuacja została więc chwilowo opanowana, ale nie ulegało wątpliwości, że niedorzeczna pomyłka protagonisty wpłynie na kształt całej fabuły – Chronos wyrywał i kreślił kartki swojego zeszytu z niezadowoleniem. Wkrótce miało się okazać, jak radykalne zmiany czekały jego powieść. Fiodor Talapin ugościł swojego syna w dworku, a w dodatku bardzo się z nim zaprzyjaźnił. Wszystko to było możliwe dzięki nieprawdopodobnej okoliczności, jaką stanowił fakt, iż Jim nie musiał ujawniać przed ojcem swojej tożsamości. Karłowi nie pozostawało nic innego jak czekać, podsłuchiwać domowników gorylim uchem i obmyślać nowe scenariusze wydarzeń, możliwe do zrealizowania w zmienionych warunkach.

Z początku spoglądając z nieufnością na narastającą zażyłość pomiędzy Jimem i Fiodorem, Chronos szybko zrozumiał, jak niezwykły potencjał dramaturgiczny może się w niej kryć. Konfrontacja protagonisty z ojcem miała szansę stać się nieporównanie bardziej tragiczna, niż przewidywał. Nowy plan, jaki zrodził się w szerokiej czaszce, mógł zostać wprowadzony w życie dopiero, gdy Jim wyjawi Fiodorowi swoje imię – karzeł nie wątpił jednak, że prędzej czy później to nastąpi.

Gdy rzeczywiście do tego doszło, ojciec natychmiast kazał synowi opuścić swój dom. Aby konfrontacja stała się jeszcze bardziej dramatyczna, potrzebny był dodatkowy bodziec, w odpowiedni sposób rozbudzający przyczajoną manię Fiodora. Chronos rozumiał, że należy uderzyć w Ławriuszkę. Choć Tanatos celowo otarł się brunatnym cielskiem o okno Jima przed atakiem (karzeł liczył na to, że protagonista popędzi na miejsce zbrodni), to nawet gdyby Jim nie zjawił się pod pokojem Ławriuszki tamtej nocy, podejrzenie wzburzonego ojca w naturalny sposób padłoby na odtrąconego syna – paranoicy jego pokroju tłumią na ogół poczucie winy w stosunku do osób, które krzywdzą, jednocześnie spodziewając się po nich jak najohydniejszej zemsty. Tym razem wszystko poszło wspaniale. Chronos spodziewał się rękoczynów, ale pojedynek na szable między ojcem i synem przerósł jego najśmielsze sny. Choć od dawna już czuł się większy od wszystkich śmiertelnych pisarzy, tamtej nocy utwierdził się w przekonaniu, że prześcignął samego Szekspira.

Karzeł miał zaledwie jedną noc na przygotowanie do pojedynku. Gdyby tak Jim zamordował własnego ojca w walce! Cóż za diabelska dramaturgia, jakże do bólu symboliczna byłaby taka scena! Chronos postanowił dać Jimowi okazję do zadania śmiertelnego ciosu, licząc że strach i wściekłość wystarczą, by skorzystał z nadarzającej się sposobności. Śmierć samego Jima całkowicie go nie pociągała. Dlatego właśnie Tanatos zakradł się w nocy do pokoiku sekundanta ojca, po cichu wykradł jego broń, w drewnianej pracowni stępił szable na kawałku cegły, a wreszcie podpiłował obie klingi tuż przy jelcu (tak by wcięcie nie było widoczne na pierwszy rzut oka). Po wszystkim odłożył kruche ostrza na miejsce.

Monstrum oglądało pojedynek z dachu rezydencji, przyczajone za kominem i gotowe w każdej chwili interweniować, gdyby mimo wszystko protagonista przegrywał. Choć szable pękły dwukrotnie i dwukrotnie ojciec był wystawiony na gładkie cięcie syna, Jim nie zadał mu choćby najdrobniejszej rany. Chronos zastanawiał się nad tym wielokrotnie, ale nigdy nie pojął natury owej dziwnej miłości, która wstrzymała wówczas ramię jego bohatera. Gdy Fiodor, wolny od podobnych skrupułów, zabierał się już do poderżnięcia gardła przeciwnikowi, Tanatos zaatakował. Było to wyjście awaryjne, plan nawet nie B, ale D. Cała dramaturgia starcia ojca z synem prysnęła, kiedy na scenę wparadował wielki goryl.

Chronos sądził, że gorzej już być nie może. A jednak: gdy Jim niemal przepołowił Tanatosa szablą, ratując Fiodora, którego powinien był nienawidzić, karłowi opadły ręce. Przeczuwał to od jakiegoś czasu, ale teraz już wiedział – Jim okazał się być pomyłką i przez swoją głupotę nigdy nie mógł stać się protagonistą jego opus magnum.

Niespełna trzy tygodnie zajęło porwanemu Tanatosowi doczołganie się do swojego stwórcy. Chronos nie opuszczał w tym czasie pracowni i zawiesił niemal całą zawodową i literacką działalność, obawiając się czynić cokolwiek bez pomocy swej prawej ręki. Zamknięty w czterech ścianach, boleśnie przeżywał kryzys twórczy. Nie mógł pisać, rzeczywistość wydawała mu się zbyt kapryśna. Pewien już tylko głupoty swoich bohaterów, postanowił doprowadzić do końca chociaż wątek ciężarnej Agaty. Polecił jej telefonicznie, by odnalazła Jima. Bez większego wysiłku przekonał ją, że musi wychowywać swoje dziecko z jego „prawdziwym” ojcem.

Agata była w ciąży od dwóch miesięcy, kiedy rozprawiała z karłem o tym, czy zajść w nią, czy nie, a jeśli tak, to z kim. Biologicznym ojcem był rzecz jasna Kazimierz. Prawniczka należała do nielicznej grupy kobiet, u których w pierwszym trymestrze ciąży występuje jeszcze miesiączka. Dlatego bystre oko Chronosa mogło dostrzec, co dzieje się w jej brzuchu, na długo przed nią samą. Karzeł postanowił wykorzystać tą wiedzę. Po balu u Lodovico wmówił Agacie, że to Jim ją zapłodnił (teoria trzymała się kupy, bo Chronos zorganizował bal w jej płodne dni), a rosnący szybko brzuch przekonał ją o jego słuszności. Oczywiście brzuch rósł zdecydowanie za szybko, jak na pierwsze miesiące ciąży, ale Agata była nie za mądra i szalenie naiwna – słowa jej aktualnego guru zawsze wydawały się jej prawdziwsze od rzeczywistości, a dawno już przestała korzystać z usług zwykłych lekarzy. Chronos spodziewał się, że Jim tym łatwiej da się nabrać na podstęp.

To był ostatni z pomysłów karła. Stan niemocy twórczej, z którego nie mógł się wydobyć od czasu pojedynku na Bezkresach, przerodził się w zobojętnienie i coś w rodzaju apatii – Chronos przestał w końcu dbać nawet o takie rzeczy, jak zamknięcie drzwiczek do własnej tajemnej pracowni.

O AUTORZE

Jonathan Scovil

ur. 1991, prozaik, debiutant. Doktorant w Instytucie Socjologii UW. Urodził się w Toronto, mieszka w Warszawie.