utwory / premiery w sieci

Depresjonizm

Marcin Królikowski

Premierowy zestaw wierszy Marcina Królikowskiego Depresjonizm. Prezentacja w ramach projektu „Druga i kolejna książka 2018”.

Autoportret w jesionce

Hłaskowieją mi oczy, grochowaceją ręce,
jestem praskim grabem
i rosnę w głąb liter.
Przepisuję się z wierszy na prozę,
trawię ruchliwość warszawskich gołębi,
bezrobotnych poetów
kręcących z głodu ósemki.

Post.
Posprzątałem już w sobie,
zakręciłem się w słoje, obrosłem siatką ulic,
pogmatwałem kornikom sęki,
niech się naszukają, niech mnie żrą powoli.

Deszcz.
Przylatuje dzięcioł,
twarz mi puchnie z radości,
chyba chce się osiedlić,
drąży dziuplę, wydziobuje wersy.
Odwdzięczę się, będę delikatniał,
schowam pisklęta w powiekach,
zapuszczę korzenie.
Owocuję do wewnątrz.


Jasnonienawidzenie Anarchanioła M.

M. zdziczał do reszty i dotkliwie pogryzł
własne ręce, bo chciały go karmić
przez kraty w koszuli,
nie dał sobie pomóc,
wlazł w dziurki mankietów,
zawinął w nogawki,
krzyczy przez rozporek i ostrzy
długie zęby nutrii w kolorycie marchwi
o ciemny kineskop, w którym mu odbija.
Mówi, że na wizji, że nie wolno gasić,
chociaż nie opłacił, odkąd go wylali
za błędy w tarocie, niepomyślne znaki.

Rano wydłubuje iskry spod paznokci,
w nocy jego dusza wędruje do gwiazd
po święty pył planet, po szpik ze wzorcowni,
która go zrodziła, ma jego prototyp.
Teraz tylko ziemia ciąży mu u nóg.

Jasnonienawidzi odkąd wykrył Wi-Fi
i chytrze dołączył do sieci sąsiadów,
żeby pić bioprądy,
znów jest uwięziony przez kraty hasztagów,
jest mesjaszem, niesie hasztagowy krzyż.
Już czternasta
stacja, nie warto przedłużać.
Zaraz będą wstrząsy i sam się wyłączy.


Piękno

Nosimy je co dzień, prawie na wierzchu,
płyciutko pod skórką, wystarczy zadrapać,
żeby z nas wypełzło gibką żmijką krwinek,
obić się o kant biurka w pisarskim natchnieniu
(dlatego kochamy kantować), w zamian

wybrzuszy się czerwoną pręgą, zacznie tyć,
mienić odcieniami jak plama benzyny,
ciemniejsza smuga śniegu nad cieplną rurą.
Piekło jest w nas wszyte już od pierwszej kropli,
płyciutko pod skórką, wystarczy zadrapać.


Depresjonizm

Bezwzględne reformy jesieni nie chciały przejść w zimę.
Ślągwa wymazała kraj z map, przeniosła się w mleczny bar
Małopolska. Po bezwzględnych reformach chłodu wygnano
artystów ze Śląska. W pustych salach złorzeczył Matejko.

Na końcu zostaliśmy sami. Ja i wielki ekran strachu. Tu kończy się
miasto. Siedzę w nieogrzewanym ciele. W żebrach coś stuka żeliwnie.
Ile można tak siedzieć, ile o sobie nie wiedzieć? Sine usta, dziurka od
klucza, jedyne wejście za ekran, w mrok zaplecza.

Za nimi wolno kołujące myśli. Wystarczy. Zmieniłem tylko jedną
literę w nazwie, tylko jedną, nie da się wrócić, odwilż rozpuściła ślady.
Lasy są dekoracją z filmów – czyste przerażenie! Pod rzekę, pod rwącą
kołdrę Wisły. Zamknę drzwi. Zakręcę krany. Przełamię się krą jak opłatkiem.

Nie ucieknę, obrosłem muralem, krakelury zamieniły ciało w ruchomą
mozaikę. Gładzę czaszkę, wyschnięte jezioro, przez zmarszczki prześwituje
dno, poświata głębinowych ryb, układam wszechświat w takie dni, układam
puzzle na pamięć, rozbite lustro, z którego nie chce zejść bezdomne odbicie.

dEpresjonizm, jeszcze dwa kroki i położę się w poprzek kraju
– żądam szacunku! – i długo nie wstanę, teraz moje ciało jest odrębnym
państwem. Zarządzam przewrót, nową konstytucję – dEpresjonizm!
– Ustalam ostateczny trend w sztuce. Z depresji nie da się uciec.

Miasto się kończy olbrzymim ekranem. Nade mną szklana geometria chmur.
Ławice jesiotrów czasem zniżą śliski brzuch, trą się w oczach, wiją gniazda,
czytają mi z ust. Płaczę ikrą. Zarybiam wyobraźnię.
Polska – biały prostokąt po zdjętym obrazie.


Fiolet Wyspiańskiego

Cały dzień wpatrywania się w odpływ wanny, bo jakiś dźwięk z niej szedł.
Nadzieja, że wreszcie nakarmi się strachem do syta i zapcha wyobraźnią miasto.
Cały dzień świadomość przesypująca się z pustego w prozę, tylko narracja zmienia się, formuje, żeby wreszcie zdeformować kościsty pojemnik ciała, pamięci, ciężkie noce,
dni, dekoracje, które latami przesuwa się jak krzesła Wyspiańskiego,
zmazuje jak fiolet z oczu, od szóstej rano do siódmej bez rezultatu,
wreszcie puder na to, puder na to, żeby móc wejść godnie,
najpierw do tramwaju i w szybach utonąć jak w żywych
witrażach, potem ostatecznie w tafli monitora.

I tak do usranej, albo fioletowej w stężeniu,
bo taka przychodzi, garbuje nosy na kwintę,
oczy na fiolety, potem w czerń,
ale co my z tej czerni wiemy,
skoro zaraz zakopiemy,
albo rozsypiemy ostatnie
piksele.

(Trzeci stycznia czterdziestego piątego podpisano dekret o odbudowie stolicy,
babki i dziadka nigdy nie udało się odbudować, tonęli w gruzie do końca
życia, gruzem posypali dzieciństwo ojca, jego trzech sióstr, a każda z innego,
i moje, i tak do usranej, cukier po szafkach chrzęścił pod nogami po ich śmierci,
skóra zapisana wątrobowymi plamami, a miał być testament, odziedziczyłem długi,
stół z wytartym blatem i zdjęcia w szufladzie, na jednym z nich tatuaż z inicjałem
miłości pierwszych lat w milicji obywatelskiej, trupi fiolet z klatki piersiowej, pozował
bez koszuli, z pepeszą i w czapce, to zdjęcie powiększyłem, oprawiłem, powiesiłem w przedpokoju).

Fiolet, wrastają paznokcie,
ultrafiolet,
kości pamięci
przekarmione
szpikiem.

Pozlepiany z różnych kawałków własnego cienia,
z okresów przejściowych pomiędzy dzieckiem, a dorosłym,
najkrótszą nocą, a najdłuższym dniem, kiedy cień się mną żywił
jak czarna materia z bajki Oskara Wilde,
teraz odkrojony od ciała leży cień,
wyświetla się kładka porozumienia
wypuszczona z ust. Para na mrozie, zalążek przyszłego wiersza.

Nakarmię go zwitkiem papieru, napiszę ładne życzenia, zgniotę w kulkę
i wsadzę mu w usta, niech ma paliwo, wie co go napędza, będę z fioletu
hodował Golema, ciężką dekorację, w nadziei, że wreszcie nakarmi się
strachem i zapcha wyobraźnią miasto, pełne witraży, mebli i odcieni,
po syfilityku, którego pochłonęła ziemia, pozostała listopadowa noc.

O AUTORZE

Marcin Królikowski

ur. w 1974 r. w Warszawie. Poeta, prozaik. Wyróżniony w konkursie im. Kazimiery Iłłakowiczówny 2018 za debiut Opowieść Dwunastopiętrowa. Grozy poetyckie. Laureat wielu konkursów i turniejów jednego wiersza. Publikował m.in. w „Toposie”, „Frazie”, „Nowej Dekadzie Krakowskiej”. Pracuje w sektorze bankowym, mieszka w Warszawie.  

powiązania