utwory / premiery w sieci

Iluminacje

Paulina Cedlerska

Premierowy zestaw wierszy Pauliny Cedlerskiej.

Znów szkli się zima po któ­rej przyj­dzie wio­sna
Tak jak to kie­dyś usta­lo­no i trwa
W tej nie­na­tu­ral­nej har­mo­nii to cze­go od daw­na mia­ło nie być
Roz­ra­sta się błą­dzi mię­dzy krwin­ka­mi odda­la tyl­ko po to
Żeby za chwi­lę pły­nąć wstecz
Jak lip­co­we rze­ki w two­ich uro­je­niach peł­ne lata i mchu
Coraz czę­ściej budzi­my się z zim­ny­mi usta­mi bli­żej sie­bie
Jak­by rów­na­nie ja przez cie­bie zabie­ra­ło nam życie
Spły­ca­ło oddech sen
Gdy­by moż­na było dotknąć wszyst­kie­go co ma swo­ją nazwę
Łatwiej było­by nam być a póź­niej umie­rać
Ze świa­do­mo­ścią że wszyst­ko mia­ło struk­tu­rę i kształt
A ty był­byś czę­ścią moich pal­ców zanim
Jakaś siła zaskle­pi oczy ze śli­ny wytrą­ci rtęć


Widokówka z Młyńskiej

Zaba­wa w zim­no cie­pło nie przy­no­si snu ani znu­że­nia
Ze stra­chem patrzy­my za sie­bie, żeby
Od nowa prze­ży­wać tę samą radość
Tak jak­by lep­sze mia­ło nie nadejść
Ugrzę­znąć w marze­niach na złe albo gor­sze
Zgrzy­ta­ją już tory zaraz opusz­czą szla­ba­ny
Jest za póź­no żeby być tu na sta­łe
Mia­sto jest ciche i zim­ne
Młyń­ska sku­ta grud­niem odbi­ja się w szy­bach
Cia­sne bal­ko­ny zawie­szo­ne bli­żej nie­ba
Dają złu­dze­nie cudu na któ­ry cze­ka­my od lat
Czas gło­śno pły­nie nam w żyłach
Noc w koń­cu zelże­je prze­krwa­wi się w dzień


Znów jestem w Peters­bur­gu
Pył wże­ra się w źre­ni­ce, noz­drza, krtań
Wszyst­ko jest pyłem
Może dzię­ki temu mogli­by­śmy stać się od nowa
Ule­pić na kształt tego czym zawsze chcia­łaś żeby­śmy byli
Pta­ki są mar­twe w drze­wach bul­go­cze cisza
Roz­sa­dza je
Jest wąska ulicz­ka do któ­rej przy­warł kurz
I nie ma nic poza
Od cze­go moż­na by zacząć
Na czym moż­na by skoń­czyć


plankton

mamy do sie­bie coraz bli­żej
jesz­cze dwie uli­ce temu było cał­kiem nie­zno­śnie
teraz cie­nie prze­chod­niów mają two­ją syl­wet­kę
kro­ki dud­nią w cha­rak­te­ry­stycz­ny spo­sób
to duże i małe mia­sto jed­no­cze­śnie
przy­stan­ki są odra­pa­ne wyglą­da­ją jak­by
ska­wa­lo­ne skraw­ki nie­ba co jakiś czas
wkłu­wa­ły im się w dachy – nie moż­na się stąd wydo­stać
więc cze­ka­my – kolej­ne popo­łu­dnia zale­ga­ją mię­dzy futry­na­mi
okna skrzy­pią coraz bar­dziej – może cię w koń­cu zoba­czę
a może nie ma żad­ne­go cie­bie – obra­zu kształ­tu ani czło­wie­ka
może to jest tyl­ko to samo uro­je­nie któ­re­go uży­wa
się żeby stwo­rzyć czas
jezio­ra są duże i zim­ne star­cy z pod­wi­nię­ty­mi spodnia­mi
moczą w nich sto­py prze­chy­trza­ją śmierć
od mie­sią­ca jest albo tak cicho albo tak gło­śno
że sły­chać tyl­ko brzę­cze­nie w oko­li­cach uszu
sąsiad­ka z góry twier­dzi że nie mamy już uszu rąk ani nóg
że tutaj nie ma nicze­go poza cze­ka­niem
kie­dy już nie będzie żad­ne­go cza­su i nie będzie już żad­ne­go uro­je­nia
będzie­my cichut­ko umie­rać


sku­piam się na wie­trze draż­nią­cym powie­ki
pró­bu­ję wyeli­mi­no­wać poczu­cie bra­ku
bul­go­czą­ce w oko­li­cy most­ka
jest par­no słoń­ce wywi­ja cia­ła owa­dów
ze spę­ka­nych ust odkle­ja­ją się płat­ki zaschnię­tej krwi
z per­spek­ty­wy kil­ku­na­stu pię­ter
pierw­szy raz to cho­ler­ne mia­sto wyda­je się ład­ne
świat wier­ci się pod noga­mi
pyk
uno­si mnie

O autorze

Paulina Cedlerska

Urodzona w 1991 roku, mieszka na Mazurach. Absolwentka Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Pisze niemal od zawsze.