utwory / premiera w sieci z Połowu

Mobbing

Maciej Filipek

Premierowy zestaw wierszy Macieja Filipka. Prezentacja w ramach projektu „Po debiucie”.

Gwoździe

Nikogo martwego we wsi.
Nie ma na czym oka zawiesić.
Wróbel śledzi mnie z gałęzi.

Gruszo czy jabłonko, chyba ci nie zrobi dużej różnicy,
jeśli wyobrażę sobie ciebie płonącą.
Kto jak kto, ale ty na pewno wytłumaczysz deficyt.

Żarząca się cząstko, która po sobie zostałaś,
bogactwo jest tutaj.

Na grzędzie kura składa jajko.
Żółtko, skrętka, białko.

Wapienna otoczko ja specjalnie
przeniosłem ten schemacik
na niebo, słońce i chmurę, żeby w tobie żyło.


Mobbing

Tkanka jest nadjedzona. Wyżarło pół twarzy
i dlatego wstydzę się za ciebie ludzki rodzaju,
bo patrzysz przez palce.

Usłyszałem, że nie posiadam żadnej wartości,
więc trzymam siebie samego za słowo i lekceważę.

Czarnowidztwo.
Z różnym natężeniem częstotliwości.

Gdyby chociaż wracał pomiar, a wskazówki
na skali nie stałyby w czerwonych polach.

Kwiaty maku a kwestia ludzi słabych.
Samobójstwa i ludzie odważni.
Jeśli to skrzyżujesz, będzie więcej żywych.


Oddział hematologii

Zwiastunku, któryś w suszku muchy
wypadł nam z dodatku do zeszłorocznej
gazety, podjętej z parapetu na szpitalnym korytarzu.
Może zostawił ciebie ktoś żywy?

Co nam chciałeś przepowiedzieć tym gestem,
bo przecież śmierć już nas minęła na noszach.
A pęknięcie glifu w przejściu na oddział
wzięliśmy za wzór mojego naczynka,
z którego się wylało pod skórą.
Niech cię ta pielęgniareczka
żywcem z tkanki wyjęta trzyma w opiece.


Pamięć

Załóżmy, że wszystko dobrze się kończy.
Nie mamy raka, więc w zapomnienie możemy
puścić tych, których zobaczyliśmy na korytarzu.
Skrętka. Stupor. Wszystko w ciałach.

Doszukiwałem się lśnienia nici,
łączącej ich z punktem wyjścia.

Całe szczęście, że tym razem możemy wyjść,
trzymając się za ręce. Wysnuć plan
rowerowej wycieczki, a przerzutki
sprawią nam tak olbrzymią radość, że więcej nie pytaj.

Powiedzmy. Te nacieki na płucach są nasze
i to nas inni puszczają w niepamięć.
Coś jak sinoniebieski dymek papierosowy,
który ukradkiem wdmuchują w otwór wentylacyjny.

Widzimy punkt wyjścia na ścianie,
przez który przeciskamy się, trzymając za ręce.
Albo ta świadomość ciała, to jedynie bańka ze śliny,
która nam się za chwilę rozpryśnie na ustach.


Nigdy już sobie nie uwierzysz

Ministerstwo stresu ma potężną władzę, ma wszechwiedzę
i ostatnie słowo. Knebluje, więc nie mówię, że w rzekę
mojej krwi wpłynął właśnie stateczek pod piracką banderą.

Z tabletki na czysty sen patrzy ślepe oko zbrojnego potencjału,
więc już wiadomo, że będzie strzelane do ministerstwa stresu.

Zastępca śle meldunki,
propozycję rozejmu podbija na bębenku.
Minister każe wywiesić flagę, słychać werble.

Chociaż przez szczelinę wysunęła się lufa,
dajesz się we mnie żołnierzyku złapać na akt wiarołomstwa.

O AUTORZE

Maciej Filipek

ur. 1982 r., poeta. Autor debiutanckiej książki Rezystory (2015). Podoficer zawodowy w 41. Bazie Lotnictwa Szkolnego w Dęblinie, tam też mieszka.

powiązania

Spłonka

utwory / premiery w sieci Maciej Filipek

Premierowy zestaw wierszy Macieja Filipka Spłonka. Prezentacja w ramach wyróżnienia w projekcie „Drugi i kolejny tom poetycki 2018”.

WIĘCEJ