utwory / premiery w sieci

Roszczenia regresowe

Paweł Nowakowski

Premierowy zestaw wierszy Pawła Nowakowskiego.

Roszczenia regresowe

zwią­zek przy­czy­no­wy nie stoi na prze­szko­dzie ani w prze­ci­wień­stwie,
nie defi­ni­tyw­nie, jak sądzę, do skła­du, któ­re­go zaląż­kiem jest trwa­łość
tego same­go zda­nia, jego cechy doda­nej bez poda­nia nomi­nal­nej stra­ty
i nie na miej­scu bio­rąc pod uwa­gę zamiesz­ka­nie w rze­czy­wi­stej ska­li.
w zaprze­cze­niu nie znaj­du­ję żad­nej winy, ponie­waż nie­da­le­ko pada

odpo­wiedź od pyta­nia, a innym razem, jako stan wyż­szej koniecz­no­ści,
muszę się obejść sma­kiem na grun­cie, na poczet; krót­ko, choć płyn­nie
zara­zem wystę­pu­je ryzy­ko sprze­ci­wu kształ­tu­ją­ce nie­po­kój lub sto­su­nek
do nie­go, by zapo­bie­ga­jąc sytu­acji opar­tej na pew­nych zało­że­niach dać
spo­dzie­wa­ną przez nas ruty­nę, na któ­rej wbrew (z)byciu nie moż­na pole­gać.

tym samym nie ozna­cza dzia­łań zbyt kom­pul­syw­nych, by trzeć i docie­rać,
bez wzglę­du na swo­ją inten­cjo­nal­ność sytu­ować myśli poza wyklu­cze­niem,
czy osią­gać odwrot­ność w momen­tach prze­trwa­nia, co do tej pory, w dal­szym
cią­gu, spro­wa­dza do nigdy; nie mam już siły na zakli­na­nie w mię­dzy­cza­sie:
w osta­tecz­no­ści to nie­wska­za­ne zamy­kać prze­wód, któ­re­go brze­mię wyga­sa.


Akt

sta­no­wio­ne przez nas nie­na­ru­szal­ne miste­rium, wła­ści­we dla obra­zu,
w któ­rym się znaj­du­je, nie pozba­wio­ne rów­no­rzęd­no­ści w naj­lep­szym
zaspo­ko­je­niu, jed­no­cze­śnie przy naj­peł­niej­szym dąże­niu w opo­zy­cji do
świa­ta przed­sta­wio­ne­go, nie zosta­je ani zwró­co­ne, ani wyda­ne w czę­ści
roz­po­czy­na­ją­cej się od dnia nastę­pu­ją­ce­go po dniu i jesz­cze dalej, a my
nawet nie zda­je­my sobie z tego spra­wy, z prze­ko­na­niem korzy­sta­jąc

ze sta­wia­ne­go opo­ru; idąc tym tro­pem, odstę­pu­je­my od prze­cho­wa­nia
gałę­zi, popio­łu i wło­sów w ich tra­dy­cyj­nej, nie­mal rosną­cej donio­sło­ści,
co w sze­ro­kim rozu­mie­niu prze­kła­da się na oso­by, któ­rych nie doty­ka
dłu­go­ter­mi­no­wy kry­zys jak odset­ki za zwło­kę, choć jed­na to za mało,
gdy wokół licz­ba ciał i sto­pień ich raże­nia prze­kra­cza narzu­co­ną nor­mę.

aby móc czas prze­li­czyć na war­tość, nic na siłę, poświę­ca­my nasze sło­wa,
sta­ły cha­rak­ter pro­wi­zo­rium kon­cen­tru­je­my wokół praw­do­po­do­bień­stwa,
pyłu i roz­to­pów, gdzie zmia­na ist­nie­ją­ce­go dłu­gu nastę­pu­je po walo­ry­za­cji
doty­ku gro­ma­dzo­ne­go na dłu­go przed tym, co przy­ję­li­śmy jako powo­ła­nie.


Ryt

zacho­wa­nie wła­ści­wo­ści miej­sco­wej ani dziel­ni­co­wej nie może być
mia­ro­daj­ne czy suwe­ren­ne w przy­pad­ku doryw­czej, ale pla­no­wa­nej
proś­by o skrom­ny udział, w któ­rej zawie­ra­ją się inne dzie­dzi­ny roz­łą­ki;
wie­lo­stron­ny prze­dział cza­so­wy ma cze­muś słu­żyć, nie zużyć się po

prze­kro­cze­niu masy kry­tycz­nej, wyra­że­niu się za nisko bez zwią­za­nia
z żad­ną z posta­ci wystę­pu­ją­cych o doko­na­nie płyn­no­ści naka­za­nej dosyć
jasnym dosyć. niby od daw­na, a jed­nak pro­sta demar­ka­cja jako wynik
docie­kań tra­ci korze­nie pod noga­mi, co za tym stoi trud­no opi­sać z góry.

cho­dzi o to, by zastą­pić oczy­wi­stość zni­ko­mą inge­ren­cją i wszech­obec­ną
cie­śni­ną, w któ­rej cichy sprze­ciw nicze­mu nie dowo­dzi, za to wyma­ga zbyt
wie­le; może dla­te­go wyra­żam jasno sta­ra­nia według nie­do­sy­tu, w spo­sób
nie­uchwyt­ny przej­mu­ję ini­cja­ty­wę, czy jak gdzie indziej sku­piam wypa­dek

w defen­sy­wie, w domy­śle.


Post

już pra­wie po wszyst­kim, spi­su­je­my na stra­ty nie więk­sze niż zwy­kle
przy­ję­tą linię obro­ny i utra­co­ne pozy­cje, któ­re odzy­skać mogli­śmy tak
daw­no i poza miej­scem natu­ral­ne­go wystę­po­wa­nia, z przy­zwy­cza­je­nia
nie mogąc dotrzeć z powro­tem, klę­cząc i przy­pi­su­jąc defi­cyt do war­to­ści

nomi­nal­nej, a to słusz­ne i zna­mien­ne błą­dzić, nie dostrze­gać na sku­tek
pla­nów, ich wej­ścia w życie, zupeł­nie jak nasze wyj­ście skie­ro­wa­ne z tych
samych wzglę­dów tyl­ko w jed­ną stro­nę (prze­sta­je ist­nieć na sku­tek łącze­nia),
co moż­na przy­jąć, nie­ko­niecz­nie z podo­bień­stwem do lat poprzed­nich, kie­dy

zasłu­gi­wa­li­śmy na wię­cej, ale tak to wyglą­da w prak­ty­ce, zupeł­nie jak­by nic
się nie sta­ło, dodat­ko­wo w czę­ści zawie­ra­ją­cej rosną­ce, odno­szą­ce się z rezer­wą
do wcze­śniej przy­bli­żo­nych syno­ni­mów napię­cie w zależ­no­ści od cał­ko­wi­te­go
daru roz­ło­żo­ne­go na raty, bo poko­na­li­śmy samych sie­bie i naresz­cie coś daje­my.


Stany nagłe

Nie­kie­dy wcho­dzi­my do tej samej rze­ki nawet kil­ka razy, łowiąc pod­tek­sty,
w rze­czy samej będą­ce zale­d­wie pre­tek­sta­mi do obec­nych w dowol­nej for­mie
skru­pu­łów i kosz­tów ponie­sio­nych w związ­ku z naj­czę­ściej spo­ty­ka­nym
sche­ma­tem, roz­ło­żo­nym w cza­sie, choć tym razem zupeł­nie wyjąt­ko­wo
wystę­pu­ją­cym po obu stro­nach kry­te­rium roz­sąd­ku, któ­re zawie­ra defi­ni­cje
uży­wa­nych w niej pojęć jak osią­gnię­ty lub zamie­rzo­ny rezul­tat, co wyda­je się
zbyt pochop­ne, gdy wszyst­ko na nic, a wyjść za sie­bie moż­na wyłącz­nie tu i teraz;
czę­ścio­wo stąd wyni­ka prze­ko­na­nie o nie­zdol­no­ści do pla­no­wa­nia z datą przy­szłą,
ponie­waż trud­no wyja­śnić gło­sy, kie­dy z jed­nej stro­ny łączą się w jed­no, a z dru­giej
mówią o sobie w licz­bie poje­dyn­czej, współ­od­czu­wa­jąc po raz ostat­ni, tak po pro­stu.

Następ­nie pyta­ją w nie­skoń­czo­ność, aby nie być zbyt suro­wym w oce­nie pierw­szych
kro­ków nad roz­la­nym mle­kiem, pro­wa­dzą tam, gdzie wszyst­ko jed­no, gdzie nie ma
żad­nej pew­no­ści co do kom­plet­no­ści przy­go­to­wań, a spływ jest tym, cze­go wię­cej nie
chcesz sły­szeć, ele­men­tem zasko­cze­nia dale­ko wykra­cza­ją­cym poza jakie­kol­wiek
pla­ny, co prze­cież nie idzie w parze z nowym porząd­kiem o czym za chwi­lę mie­li­śmy
się prze­ko­nać, leżąc w gru­zach, odpo­wied­nio do udzia­łów w razie (czę­ścio­wej) poraż­ki.

Szcze­rze? To wie­le zna­czy, kie­dy tra­ci­my pano­wa­nie nad sytu­acją, w prze­ciw­nym wypad­ku
nie­wie­le pozo­sta­je ze słów, któ­re z upo­rem tak czę­sto wzno­si­my, by we wła­ści­wym cza­sie,
z zacho­wa­niem bilan­su zysków i strat, pro­por­cjo­nal­nie do ponie­sio­nych nakła­dów, natu­ral­nie
pogo­dzić się z tym, że nie zosta­ło już nic, poza myśle­niem życze­nio­wym i wyni­ka­ją­cej z nie­go
odpo­wie­dzial­no­ści, ze strzę­pów siły zwa­nej potocz­nie wyż­szą; tak czy ina­czej to nie do przy­ję­cia,
kie­dy od począt­ku raz jesz­cze przej­mu­je­my miej­sca na uży­tek roz­mów, na wierzch i nad czym
nie moż­na się pochy­lić, co widać gołym okiem mię­dzy bowiem a praw­dą – prze­sad­nie, prze­sąd­nie.

O autorze

Paweł Nowakowski

Poeta, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Opolskiego. Laureat m.in. OKP im. R. Wojaczka (2014), jeden z finalistów projektu Połów 2015 organizowanego przez Biuro Literackie, nominowany również do nagrody głównej w OKP im. J. Bierezina (2015) oraz w II Konkursie im. Tymoteusza Karpowicza (2016). Wiersze publikował na łamach „Arterii”, „Opcji” oraz „Wakatu”. Obecnie mieszka w Poznaniu.