utwory / premiery w sieci

Sowie rytuały

Jacek Mączka

Premierowy zestaw wierszy Jacka Mączki Sowie rytuały. Prezentacja w ramach projektu „Druga i kolejna książka 2018”.

pomiędzy

w Międzybrodziu pomiędzy jednym
a drugim brzegiem rzeki tak sobie
siedzimy na pieńku z matką
której szumi i wiruje w głowie

jest całkiem blisko drugiego brzegu
z czarną asfaltową wstęgą –
dopytuje się o kapliczkę której nigdy
tu nie było ale może widzi więcej

i ona ta kapliczka na drugim brzegu
stoi i jest tak jak na tym – żółte kaczeńce
i niebieska łódka napomykam
o tym bez specjalnego uzasadnienia

bo chyba nie o zasadność w tym wszystkim chodzi


sowie rytuały

śnieg na zboczu Słonnych odprawia
sowie rytuały z dachu zmrożone hałdy
z chrzęstem aż pod okna prawie
myśl już nie koziołkuje się pokłada

kartofle w plasterki z solą na blasze
skwierczą schludna jest biała żałoba
Dorotka lepi bałwana przyniosłem dziurawy garnek
zniknęły grabowe żywopłoty lipa unosi ciężki zadek

świat jest bryłowaty
można nieśpiesznie odchrząknąć
nie ma to jak luźny
postronek mogą śnić

się niewydane wiersze
Stevensa w zaspach rozkłada się
ryzyko rzeczy dzieją się nieśpiesznie
odzyskiwanie ciemności

ze znajomością rzeczy
miękkie są ściany ścielą się nielegalnie
bez zbędnych metafor odsunięty –
zuchwale zwlekasz słyszalna staje

się przydrożna muzyka niespodziewane
odbicia i upojne spustoszenie
cała polowa kuchnia – tylko dla mnie
jest tak cicho że słyszę skrzypienie

szronu pod butami gdy Wiesiek wraca z nocnej
zmiany w cegielni
smaruję grubą pajdę smalcem ze skwarkami
palę i nie mówię nic

gardziel połyka drobnostki wsuwam się pod koc
studnia bezlitośnie bieleje
rękawice na ganku – jak kora sztywne
zanurzam cynkowane

wiadro – czule tu nie ma miejsca dla nasienia
kostki palców są zziębnięte
świecą zimnym odblaskiem
rozdziawione w studni na dnie

kołysze księżycem
tępy stukot kropel o cembrowinę nadciąga lodowiec
tracę zmarszczki paznokcie


wielka noc

farba nie schodzi z twoich oczu przyparty
do muru stajesz w obliczu nocy
która nie jest całkiem jasna zatem śnisz
oszczędnie żeby nie wypaść

z torów w zielonym flakoniku bazie
i baranek ze złoconym napisem „Alleluja” – jak wzruszenie
ramion młoda kobieta z bardzo wąskimi
nogawkami spodni och z jakim nadludzkim

wysiłkiem musi je ściągać którą mijałeś obok
fresh marketu nie patrzyła ci w oczy
mówiła że na wiosnę trzeba odsłaniać się oszczędnie
odwrócona niekoniecznie

jak karta dwunasta z wielkich arkanów tarota kaloryfery grzeją
coraz słabiej i prowadzisz matkę pod ramię
do roentgena gdzie elektryczny grzejnik na cały regulator
bo suszy się pokrzywa


bez powodu

drogą przez las w stronę
Końskiego i kiedy tak idę drogą
z Mrzygłodu przez las po lewej stronie
po lewej ręce ciemności – miejsce kości

nieboszczyka Leiba Scheka
syna Jakuba Noego i Sary lat 54 rolnika
i innych których bez powodu nie wspomnę
ale to chyba nie to samo jakbym ich rozstrzelał powtórnie

może jeszcze nadmienię
że miejsce nie posiada znaków szczególnych i czuję
się ciut nieswojo bez powodu zupełnie


Kopysno

pozwól że nie napiszę wiersza
z Kopysna w którym się znalazłem
bo schodzenie z drogi mam we krwi
mijam kalwarię – niedziela

umyte auta smukli motocykliści
w czarnych skórach trzyletni
brzdąc pcha na patyku wehikuł
w kolorze fluorescencyjnej zieleni –

przypomina się drewniany motyl
na kijku klaszczący skrzydłami
pod domem pielgrzyma w jadłodajni –
brzydkie dziewczyny o ziemniaczanej

cerze dziobią spalone schaboszczaki
znalazłem się w Kopysnie
miejscu po miejscu smutny
mężczyzna rzuca na traktor pniaki olchy

gdybyś miał wątpliwości – zawsze w tekście są
jakieś szczeliny które mogą okazać się spławną rzeką
tylko trzeba być w komitywie zatem – idź kup pęczek
lichych marchewek od kobiet – ustawiły niedaleko krawężnika

na chodniku kilka skrzynek


nakastlik

w korzeniach czarnego bzu
przysypana ziemią szybka
koniczyna i płatki stokrotek
urządzaliśmy „sekrety”

wierząc że mandala jest na zawsze
a potem uciekaliśmy
co sił w nogach z ogrodu dwóch wiedźm
które krzyczały że nam nogi z dupy

powyrywają i nie zmieniło się nic –
zawsze przypadkiem znajdujemy nieżywe
ptaki więc proszę wybacz mi ten krem
odżywczo-pielęgnujący ukryty w szufladce nakastlika


słowackie baseny

na Słowacji są piękne baseny tańsze
niż w Chorwacji – poinformowało radio
zanurzamy się z rzadka i niechętnie
nie wiem nawet czy mgła dotyka

nas wszystkich i jak głęboko
chciałbym przerzucić jakiś trap
świat jest chybotliwy widzę tylko
pierwszy plan wystarcza mi

ściubienie maciupkich chwil
wybrałbym się na manifestację
ale poleguję w trawie i źdźbłem
dłubię w zębie i na tym polegam

w zupełności – wymyślam słowa
bo nie trzeba wyprzedzać żeby
pokazać co się ma pod maską –
mgła biała bielusieńka mgła

O AUTORZE

Jacek Mączka

  poeta, literaturoznawca, nauczyciel licealny i akademicki.  Autor siedmiu zbiorów wierszy oraz wydanej przez "Księgarnię Akademicką" w Krakowie monografii Powidła dla Tejrezjasza. W 2016 roku ukazała się w wydawnictwie Teatru Małego w Tychach jego książka poetycka Brudy prać oraz dwujęzyczny polsko-angielski wybór wierszy – Kawałek uważnie A Piece Mindfully („Miniatura”, Kraków). Publikował, między innymi, w "Gazecie Wyborczej", "Tygodniku Powszechnym", "Rzeczypospolitej", "Więzi", "Studium". Laureat Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina i Tyskiej Zimy Poetyckiej. Mieszka w Sanoku.

powiązania

Ręce i psy. O przywracaniu ciała w poezji Romana Honeta

recenzje / ESEJE Jacek Mączka

Recenzja Jacka Mączki z książki piąte królestwo Romana Honeta, która ukazała się w 2011 roku w kwartalniku „Fraza”.

WIĘCEJ