12/12/22

SPACE RHAPSODY

Grzegorz Wróblewski

Strona cyklu

Matrix
Grzegorz Wróblewski

Ur. 1962 r. w Gdańsku, w latach 1966–1985 mieszkał w Warszawie, od 1985 r. w Kopenhadze. Artysta wizualny, autor książek poetyckich, eseistycznych, prozatorskich i dramatów; m.in. Ciamkowatość życia (1992/2002), Planety (1994), Dolina królów (1996), Symbioza (1997), Prawo serii (2000), Pomieszczenia i ogrody (2005), Hologramy (2006), Noc w obozie Corteza (2007), Nowa kolonia (2007), Hotelowe koty (2010), Pomyłka Marcina Lutra (2010), Dwie kobiety nad Atlantykiem (2011), Wanna Hansenów (2013), Gender (2013), Kosmonauci (2015), Namiestnik (2015), Choroba Morgellonów (2018). Implanty (2018), Miejsca styku (2018), Pani Sześć Gier (2019), Runy lunarne (2019), Tora! Tora! Tora! (2020), Cukinie (2021), Letnie rytuały (2022), Niebo i jointy (2023), Ra (2023), Spartakus (2024), GRZEGORZ (2024). Tłumaczony na kilkanaście języków, m.in. na język angielski, zbiory: Our Flying Objects – selected poems (2007), A Marzipan Factory – new and selected poems (2010), Kopenhaga – prose poems (2013), Let’s Go Back To The Mainland (2014), Zero Visibility (2017), Dear Beloved Humans (2023), I Really Like Lovers of Poetry (2024), Tatami in Kyoto (2024). W Bośni i Hercegowinie: Pjesme (2002), w Czechach: Hansenovic vana (2018). W Danii w ostatnich latach wybory wierszy: Digte (2015) oraz Cindys Vugge (2016), wraz z Wojtkiem Wilczykiem (foto) projekt Blue Pueblo (2021), krótkie prozy Androiden og anekdoten (2023). Udział w licznych wystawach zbiorowych i indywidualnych (malarstwo, mixed media, instalacje) w Polsce, Danii, UK i Niemczech. Książka asemic writing Shanty Town (Post-Asemic Press, USA, 2022), książka-obiekt z poezją wizualną Polowanie (Convivo, 2022), obiekt asemic Asemics (zimZalla, UK, 2024).

W 2008 roku zali­czy­łem w Tate Modern w Lon­dy­nie wysta­wę, o któ­rej zawsze dłu­go marzy­łem. Jeden z moich głów­nych boha­te­rów sztu­ki współ­cze­snej – Cy Twom­bly! Była dosko­na­le przy­go­to­wa­na, sze­ro­ko rekla­mo­wa­na i słusz­nie: „Tate Modern pre­sents a major exhi­bi­tion of works by Cy Twom­bly, one of the most high­ly regar­ded pain­ters wor­king today and a fore­most figu­re among the gene­ra­tion of Ame­ri­can arti­sts that inc­lu­des Jasper JohnsRobert Rau­schen­berg and Andy War­hol. Twom­bly rose to pro­mi­nen­ce thro­ugh a distinc­ti­ve sty­le cha­rac­te­ri­sed by scrib­bles and vibran­tly dau­bed paint. This is his first solo retro­spec­ti­ve in fifte­en years, and pro­vi­des an ove­rview of his work from the 1950s to now”[1]. Arty­sta, któ­re­go zawsze będę szcze­gó­ło­wo badał i podzi­wiał. Dzia­ła na mnie podob­nie moc­no jak Pier­re Ale­chin­sky z jego spiralami/znakami/kaligrafiami. Jed­na rzecz wyda­ła mi się nie­zwy­kle cie­ka­wa. Twom­bly, mimo całej jego skom­pli­ko­wa­nej dro­gi twór­czej, cią­głe­go eks­pe­ry­men­tu, był nie­zwy­kle kon­se­kwen­ty! To cią­gi, serie prac, dobrze ze sobą powią­za­nych, obse­syj­nie się uzu­peł­nia­ją­cych. To dia­log mię­dzy obra­za­mi, szki­ca­mi, pul­sa­cja­mi. Cięż­ko tam wła­ści­wie o tzw. rodzyn­ki, poje­dyn­cze eks­plo­zje. W gło­wie pozo­sta­je za to jeden wiel­ki i wspa­nia­ły szum znaków/płaszczyzn, oce­an suge­stii, potę­ga ase­mic wri­ting. Podob­nie mam zresz­tą z reje­stra­mi poetyc­ki­mi. W przy­pad­ku trzy­dzie­stu kil­ku dosko­na­łych wier­szy Andrze­ja Bur­sy moż­na mówić o mono­li­cie, o genial­nie tra­fio­nej este­ty­ce, ostrości/definitywności jego lite­rac­kiej tra­sy. Każ­dy z wier­szy Bur­sy wspa­nia­le drą­ży nam gło­wę. Z kolei Rezni­koff to dla mnie trzy pierw­sze zbio­ry. A w set­kach wier­szy Wil­lia­ma C. Wil­liam­sa nie­ustan­ne wzloty/latarnie, zasko­ki, zdu­mie­wa­ją­co bli­skie mi for­mal­nie & psy­chicz­nie sekwen­cje. Tak samo Cre­eley i Zuko­fsky. Albo Lever­tov, Dornal, do któ­rych ostat­nio inten­syw­nie powra­cam. Szu­ka­nie punk­tów prze­ło­mo­wych, miejsc fun­da­men­tal­nych, dro­go­wska­zów w podró­ży na Andro­me­dę. I jed­nym z takich fascy­nu­ją­cych obiek­tów, porad­ni­ków dla ziem­skie­go pasa­że­ra, oka­za­ło się dla mnie płót­no Kari­ny Oba­ry Spa­ce Rhap­so­dy.

Kari­na Oba­ra, Spa­ce Rhap­so­dy, tech­ni­ka mie­sza­na na płót­nie, 50 x 60 cm, 2022.

Autor­ka poka­za­ła ten obraz w mediach spo­łecz­no­ścio­wych. Zamie­ści­ła przy nim notę: „Pismo, licz­by, zna­ki, kolo­ry. Sta­le poru­sza­ją­ce się w prze­strze­ni. Pra­daw­ne przy­wo­ła­nia, czu­cie teraz, obraz cza­su, któ­ry moż­na skró­cić i roz­cią­gnąć”. Mia­łem to szczę­ście pra­co­wać z Kari­ną przy oka­zji moich pol­skich work-sho­pów arty­stycz­nych w latach 2021–2022. Mogłem na żywo zaob­ser­wo­wać jej prze­róż­ne fazy for­mal­ne, falo­wa­nia. Od moty­wów figu­ra­tyw­nych, ase­mic wri­ting, aż po kon­cep­tu­al­ne mixed media, koja­rzą­ce się z beto­no­wą fazą Tàpie­sa. I nie było w tych aktyw­no­ściach żad­nych dyso­nan­sów, jaz­dy bez trzy­man­ki, wszyst­ko ukła­da­ło się płyn­nie (mimo że hybry­dycz­nie), na zasa­dzie przejść/połączeń, w sty­lu zde­cy­do­wa­nie osob­nym, nie­pod­ra­bial­nym. Zapre­zen­to­wa­łem na Face­bo­oku kil­ka przy­kła­dów tych prac, gdzie napi­sa­łem: „Gre­at acry­lic and mixed media pain­tings by Kari­na Oba­ra. In recent years I have had the oppor­tu­ni­ty to coope­ra­te with her. They were very impor­tant art ses­sions for me. We have explo­red dif­fe­rent forms expres­sion in the visu­al art. The­se were expe­ri­ments with con­cep­tu­al and cal­li­gra­phic works, ase­mic wri­ting as well as canvas with the use of natu­ral mate­rials, such as sand, grass scraps etc”. Płót­no Spa­ce Rhap­so­dy z miej­sca zwró­ci­ło moją uwa­gę. Nie dało rady od nie­go uciec, wyco­fać się – im dłu­żej o nim myśla­łem i je ana­li­zo­wa­łem, tym coraz wię­cej mia­łem prze­my­śleń, prób usta­le­nia, co takie­go powo­du­je, że jest tak cał­ko­wi­te, zro­zu­mia­łe i zara­zem kom­plet­nie magicz­ne, for­mal­nie czy­ste, a z dru­giej stro­ny bar­dzo jed­nak skom­pli­ko­wa­ne. Jaki zawie­ra komu­ni­kat. Dla­cze­go jest zarów­no eklek­tycz­ne, jak i nie­pro­ste w inter­pre­ta­cji, jak­by zablo­ko­wa­ne dla zewnętrz­no­ści, odpo­wied­nio her­me­tycz­ne. „Pra­daw­ne przy­wo­ła­nia, czu­cie teraz, obraz cza­su, któ­ry moż­na skró­cić i roz­cią­gnąć”. Tak, to był na pew­no trop, któ­rym podą­ża­łem. Obraz zde­cy­do­wa­nie z czymś mi się koja­rzył, z czymś, co zna­łem z dłu­go­let­nich prze­my­śleń nad isto­tą cza­su, nad pró­bą jego uchwy­ce­nia, odda­nia kli­ma­tów danej epo­ki czy tyl­ko może chwili/zdarzenia w sztu­ce, lite­ra­tu­rze, naukach ści­słych i huma­ni­stycz­nych. Aso­cja­cji mia­łem chy­ba zbyt wie­le. Powo­li zaczą­łem je sobie sys­te­ma­ty­zo­wać. Jed­no­cze­śnie wpa­da­łem na ten obraz non stop, był przy mnie fizycz­nie, patrząc w jego prze­strzeń, wcho­dzi­łem głę­bo­ko w ekran płót­na. Zapra­szał mnie do podró­ży, nie zapo­da­jąc celu & kon­se­kwen­cji tego prze­ni­ka­nia, tych naszych spo­tkań trze­cie­go stop­nia. W ten spo­sób odwie­dzi­łem bli­skie i odle­głe mi szla­ki, tery­to­ria wcze­śniej zna­ne. Do koń­ca jed­nak prze­ze mnie nie roz­pra­co­wa­ne.

Jaski­nia Chau­ve­ta, a może Alta­mi­ra? Sau­tu­ola: Bre­ves apun­tes sobre algu­nos obje­tos pre­hi­stó­ri­cos de la pro­vin­cia de San­tan­der. Zna­ki punk­to­we i film Herzo­ga Jaski­nia zapo­mnia­nych snów… Jed­no ze wstęp­nych, auto­ma­tycz­nych sko­ja­rzeń. Bar­dzo moż­li­we, że spo­wo­do­wa­nych uży­ciem przez autor­kę okre­ślo­nych pig­men­tów pod­kła­do­wych, mię­dzy inny­mi brą­zu. Wśród nanie­sio­nych, wyry­tych w mokrym akry­lu zna­ków, mamy też do czy­nie­nia z sym­bo­lem ryby (widocz­nym zresz­tą w wie­lu innych pra­cach Kari­ny). Echo pale­oli­tu, kul­tu­ra mag­da­leń­ska, oś cza­su. Oświe­tle­nie natu­ral­ne (płyt­kie schro­ni­sko) czy oświe­tle­nie sztucz­ne (głę­bo­kość)? Magia & począ­tek nauki, pismo naszych wło­cha­tych bra­ci i sióstr. Tajem­ni­cze, geo­me­trycz­ne cią­gi, komunikat/świadectwo. Kre­ski w pio­no­wych i pozio­mych ukła­dach (prze­kaz dla nas i dla tych, któ­rzy potem lub bar­dzo dłu­go potem…). Świt świa­ta i moc­ne przy­spie­sze­nia, sko­ki w przy­szłość (?). Czło­wiek szan­se­landz­ki zmie­nia nam się szyb­ko w dużo póź­niej­sze­go miesz­kań­ca Nini­wy. Zna­my prze­cież dobrze kolek­cję Kir­ko­ra Minas­sia­na i pismo kli­no­we Sume­rów, zna­ki odci­ska­ne na gli­nia­nych tablicz­kach za pomo­cą kawał­ków trzci­ny. Zna­my tak­że podob­ne reje­stry z cza­sów Seleu­cy­dów. Spa­ce Rhap­so­dyspra­wia wra­że­nie obiek­tu wie­lo­wy­mia­ro­we­go. Zanim ujrza­łem to płót­no life, myśla­łem, że mam do czy­nie­nia z relie­fem. War­stwy, świet­ne opa­no­wa­nie mate­ria­łu, sztu­ka ilu­zji. Fani Chri­stia­na Gobrech­ta, gra­vu­re numi­sma­ti­que, z pew­no­ścią mogli­by się na ten temat zawo­do­wo wypo­wie­dzieć.

Oczy­wi­ście, mamy tu do czy­nie­nia z sze­ro­ko poję­tym nur­tem ase­mic wri­ting. Z jego róż­ny­mi wariantami/odnogami. Kie­ru­nek ten bar­dzo w ostat­nim cza­sie ewo­lu­ował. Nie są to obec­nie tyl­ko odnie­sie­nia do Ręko­pi­su Woj­ni­cza. Sko­ja­rze­nia z arty­sta­mi, taki­mi jak wła­śnie Twom­bly, Pol­lock (action pain­ting), czy współ­cze­śnie dzia­ła­ją­cy­mi Domi­ni­que Evrard, Mami Kawa­sa­ki, Kit Kelen są w przy­pad­ku Kari­ny Oba­ry moc­no uza­sad­nio­ne. Oglą­da­jąc Spa­ce Rhap­so­dy, nale­ży też pomy­śleć o dzia­łal­no­ści Mor­ri­sa Gra­ve­sa. Szko­ła Pacy­fi­ku! Szko­ła zain­spi­ro­wa­na z kolei chiń­ską, sta­ro­żyt­ną kali­gra­fią. Kari­na Oba­ra dobrze musia­ła te świa­ty roz­po­znać, wycią­gnąć z nich opty­mal­ne wnio­ski. Nie może­my więc pomi­nąć Mar­ka Tobey. U naszej autor­ki mamy jed­nak do czy­nie­nia ze zja­wi­skiem roz­pro­szo­nej gęsto­ści. Był­by to więc taszyzm, ale pod mikro­sko­pem. Pla­my i kreski/znaki są na Spa­ce Rhap­so­dy mini­mal­nie od sie­bie odda­lo­ne. Coś podob­ne­go pró­bo­wał zro­bić kie­dyś Pol­lock, ale wte­dy poległ na pla­cu boju. Spraw­dzał się w odda­lo­nej paję­czy­nie nacho­dzą­cych na sie­bie ele­men­tów (był w tym oczy­wi­ście genial­ny), nato­miast zbli­że­nia, ich mini­mal­na cho­ciaż­by niezależność/izolacja powo­do­wa­ły, że jego ary­lo­we ścież­ki z miej­sca tra­ci­ły moc. Podob­nie moż­na powie­dzieć o zbit­kach w wyko­na­niu innych ludzi z krę­gu taszy­zmu, ich kosmicz­ne tra­sy to triumf nacho­dzą­cych na sie­bie roz­le­wa­nych kolo­rów (w prze­ci­wień­stwie do płót­na Kari­ny, gdzie orna­ment został stwo­rzo­ny na bazie okre­ślo­ne­go pod­kła­du, nie na zasa­dzie nakła­da­nia roz­cień­czo­nych pig­men­tów, ale na wyżło­bie­niu go w mokrym jesz­cze akry­lu), mro­wi­sko plam. Wols, Har­tung, Mathieu, a tak­że J.-P. Rio­pel­le. U Kari­ny Oba­ry mamy do czy­nie­nia z sąsia­du­ją­cy­mi ze sobą mały­mi zna­ka­mi, pik­to­gra­ma­mi, zapi­sa­mi jak­by mne­mo­tech­nicz­ny­mi (?). W zależ­no­ści od oświe­tle­nia obra­zu potra­fią one zle­wać się w całość, two­rzyć skon­so­li­do­wa­ną mgła­wi­cę albo wręcz prze­ciw­nie, nie­za­leż­ne bastio­ny, obszary/ośrodki, oce­an osob­nych raf. Ich pul­sa­cja nie była­by moż­li­wa, gdy­by nie dosko­na­le pomyślana/zrealizowana powierzch­nia pod­kła­do­wa. Tutaj duże zasko­cze­nie. Nie jest to kon­tra­sto­wy do jasne­go zna­ku (czar­ny) mono­lit, ale osob­ny obraz. Świat posia­da­ją­cy wła­sną dyna­mi­kę i głę­bię. Two­rzy kolej­ny wymiar. Moją pierw­szą i chy­ba jed­nak naj­traf­niej­szą reak­cją było porów­na­nie go do póź­nych obra­zów Tur­ne­ra. Przy­po­mnia­łem sobie Sta­tek nie­wol­ni­czy, a potem Ostat­nią dro­gę Temeraire’a. Kolej­ne zakłó­ce­nie na osi cza­su. Z jed­nej stro­ny infor­mel, a z dru­giej wyła­nia­ją­cy się z dru­gie­go pla­nu syn peru­ka­rza z Covent Gar­den, pre­kur­sor impre­sjo­ni­zmu, Tur­ner. Nie wiem, jak to moż­li­we, a jed­nak „sło­wo cia­łem się sta­ło”. Prze­pły­wy nie są siło­we i sztucz­nie wykon­cy­po­wa­ne. W tune­lach cza­su, świa­tach rów­no­le­głych, na Zie­mi jało­wej i zapę­tlo­nej spraw­dza się hasło Gary­’e­go Sny­de­ra: „True afflu­en­ce is not needing any­thing”. Trze­ba jed­nak wpierw zasma­ko­wać podró­ży w nie­zna­ne, zoba­czyć świt/mrok cza­su i wró­cić do punk­tu wyj­ścia, w sie­bie, w tak zwa­ne TU I TERAZ.

Kie­dy stu­diu­je­my Spa­ce Rhap­so­dy Kari­ny Oba­ry, uru­cha­mia­ją nam się w gło­wach filmy/ciągi/sekwencje ze świa­ta sztu­ki fil­mo­wej. Płót­no zasu­ge­ro­wa­ło mi dwa takie dzie­ła. Wia­do­mo, że Kubrick zare­ago­wał moc­no na opo­wia­da­nia Clar­ke­’a, np. „Z koleb­ki – na wiecz­ne orbi­to­wa­nie” (Out of the Cra­dle, Endles­sly Orbi­ting…). Z tego musia­ło powstać to, co powsta­ło, nie miał prze­cież inne­go wyj­ścia. Inte­rak­cja małp z mono­li­tem… Począ­tek i koniec ludz­kie­go barasz­ko­wa­nia, kości zosta­ły kie­dyś rzu­co­ne, czy­li Świt ludz­ko­ści (The Dawn of Man). Ody­se­ja… HAL 9000 i jego (samo)świadomość! Defekt albo apo­geum moż­li­wo­ści nadaw­czych maszyn­ki. Jej roz­ma­rze­nie. Czy zna­ki Kari­ny Oba­ry, w zaska­ku­ją­cy spo­sób roz­ło­żo­ne na nie­du­żym prze­cież płót­nie, zale­d­wie 50 x 60, są prze­ka­zem ze świa­ta rów­no­le­głe­go, rodza­jem sygna­łu ostrze­gaw­cze­go? A jego wyko­naw­czy­ni medium A.D. 2022, oso­bą wybra­ną do prze­ka­za­nia nam praw­dy o natu­rze czło­wie­ka, jego przegranych/wygranych moż­li­wo­ściach zro­zu­mie­nia Obce­go, nad­isto­ty bez­sku­tecz­nie krą­żą­cej wokół nas, cze­goś co jest już bli­sko, ale nasze recep­to­ry są jed­nak zbyt pry­mi­tyw­ne, nie­wy­dol­ne, żeby ją zauwa­żyć? Gda­ka­nie kury, nic z tego nie potra­fi­my zała­pać. Nato­miast zwłasz­cza gór­ne par­tie obra­zu, w czę­ści środ­ko­wej Spa­ce Rhap­so­dy, to rów­nie dobrze sce­ne­rie z fil­mu Inter­stel­lar Chri­sto­phe­ra Nola­na. Myśli się wte­dy z miej­sca o cza­so­prze­strzen­nym tune­lu i apo­ka­lip­tycz­nych, zaku­rzo­nych polach kuku­ry­dzy, o nad­cią­ga­ją­cym koń­cu koń­ców, a tak­że o moż­li­wo­ści unik­nię­cia kosmicz­nej pułap­ki. Kari­na Oba­ra może ponad­to zna­leźć fanów wśród osób zain­te­re­so­wa­nych pale­oastro­nau­ty­ką. Znaj­dą w nie­okre­ślo­nym, tajem­ni­czym prze­ka­zie Spa­ce Rhap­so­dy echo słów Eze­chie­la, czy Epo­su o Gil­ga­me­szu. Moż­na i tak prze­strzen­nie żeglo­wać. W stro­nę pusty­ni Nazca albo wima­nów ze sta­ro­żyt­nej Maha­bha­ra­ty.

 

Nie­któ­re zna­ki, podob­ne do tych ze Spa­ce Rhap­so­dy, poja­wia­ją się tak­że na innych płót­nach Kari­ny. Czyż­by był to więc rodzaj opra­co­wa­ne­go sys­te­mu, pozor­nie (celo­wo) tyl­ko pod­świa­do­me­go i bezznaczeniowego/asemiotycznego stru­mie­nia nadaw­cze­go? Rybę może­my roz­pra­co­wać, gorzej już z pozo­sta­ły­mi sekwen­cja­mi. Każ­dy dobrze pamię­ta tabli­ce ze wzo­ra­mi mate­ma­tycz­ny­mi, nanie­sio­ny­mi kre­dą (w daw­nych cza­sach pocho­dzi­ła ona z Zakła­dów Kre­do­wych w Kor­ni­cy, słyn­ny WAPNIAK KORNICKI – śro­dek wap­nu­ją­cy WE G1.5a, typ: kre­da-stan­dar­do­wa), z takim wąt­kiem mamy też do czy­nie­nia na fil­mie Inter­stel­lar. Tutaj jed­nak nie pomo­że nam wie­dza i swo­bod­ne poru­sza­nie się w świe­cie LaTeX-owe­go modu­łu Math. Ale coś w tym jest. Mate­ma­ty­cy pokło­nią się nad naszą zagad­ką, będą na pew­no w swo­im żywio­le. Zoba­czą jakieś dale­kie podo­bień­stwa do swo­ich nie­zro­zu­mia­łych dla prze­cięt­ne­go zja­da­cza chle­ba ser­pen­tyn. Roz­cią­gnię­te, wie­lo­pię­tro­we wzo­ry… Tak napraw­dę nie wie­my, w jakim kie­run­ku zmie­rza­my i co wła­ści­wie tutaj bada­my. Ewen­tu­al­ny szyfr jest o wie­le bar­dziej skom­pli­ko­wa­ny, niż ten opi­sa­ny w powie­ści Cryp­to­no­mi­con Neala Ste­phen­so­na. Musi opie­rać się na kom­plet­nie innych zasa­dach. Teo­ria strun/grawitacja pętlo­wa? Prze­strzeń punk­to­wa i bez­punk­to­wa. Jeste­śmy bli­sko, ponie­waż bar­dzo dale­ko. Na lodzie, w sawan­nach i buszu. „Bez instruk­cji od Pana”.

Jest rze­czą natu­ral­ną, oczy­wi­stą, że Kari­na Oba­ra musia­ła być dosko­na­le zorien­to­wa­na w dzie­le Mar­ce­la Pro­usta À la recher­che du temps per­du. To samo doty­czyć musi tech­ni­ki stru­mie­nia świa­do­mo­ści, z któ­rą mamy do czy­nie­nia w Ulis­se­sie Jame­sa Joyce’a. Przej­ścia, odle­gło­ści mię­dzy zna­ka­mi i pod­kła­do­wym kosmosem/pejzażem Spa­ce Rhap­so­dyprzy­po­mi­na­ją kon­fi­gu­ra­cje, zda­rze­nia, nie­po­ko­je Leoplo­da Blo­oma, Bla­ze­sa Boy­la­na, Mol­ly etc. Od razu myśli się o domu publicz­nym Bel­li Cohen! Dla mnie były­by to rów­nież cam­po­we kli­ma­ty powie­ści Jane Bow­les. Dziw­ne, ale Dwie poważ­ne damy, jakaś potęż­na zupa eks­cen­trycz­no­ści, fala dziw­nych zacho­wań, regu­lar­ność cze­goś pospo­li­te­go, ale jed­nak odpo­wied­nio skrzy­wio­ne­go, są dla mnie kolej­nym klu­czem do analizy/odczytania tajem­nic obra­zu Kari­ny.

Spra­wą pryn­cy­pial­ną są tu (needless to say) pre­dys­po­zy­cje psy­cho­lo­gicz­ne odbior­cy, pora dnia/nocy, meta­bo­lizm i kon­cen­tra­cja w trak­cie spo­tka­nia ze Spa­ce Rhap­so­dy. Obraz jest dzie­łem pul­su­ją­cym, jak każ­de wybit­ne dzie­ło sztu­ki, ewi­dent­nie inte­rak­cyj­nym. W moim przy­pad­ku wywo­łu­je prze­róż­ne (zwal­cza­ją­ce się) sta­ny wewnętrz­ne. Nie są to histo­rie łatwe do zde­fi­nio­wa­nia. Na pew­no nie cho­dzi­ło­by o pej­zaż line­ar­ny. W grę nie wcho­dzi utra­ta zdol­no­ści odczu­wa­nia przy­jem­no­ści zmy­sło­wej & cie­le­snej, jakiś para­liż emocjonalny/intelektualny czy inny ducho­wy szok. Obcu­jąc z tym płót­nem, nie trze­ba zaży­wać tzw. selek­tyw­nych inhi­bi­to­rów wychwy­tu zwrot­ne­go sero­to­ni­ny, palić na oślep haszu czy jed­no­czyć się z nim za pomo­cą grzy­bów psy­lo­cy­bi­no­wych. Obraz ma tak sil­ne pro­mie­nio­wa­nie, że wszel­kie wspo­ma­ga­cze nie mają prze­cież sen­su. Wystar­czy się na nim skon­cen­tro­wać przez kil­ka minut. I wte­dy z miej­sca zmie­nia się nam gra­wi­ta­cyj­ne przy­spie­sze­nie, nasta­je abso­lut­na jasność/ciemność, Syriusz zbli­ża się podej­rza­nie bli­sko do Alfy Cen­tau­ri. Zaczy­na­my oddy­chać dale­ko poza Ramie­niem Orio­na.

Cha­rak­te­ry­stycz­na spra­wa. Pisząc ten szkic o Spa­ce Rhap­so­dy, naj­le­piej słu­cha­ło mi się Mozar­ta & Bacha (Mozart napi­sał kie­dyś o Bachu w liście do swo­je­go ojca: „I love him, as you know, with all my heart and hold him in the gre­atest este­em”) w wyko­na­niu Ars Redi­vi­va Ensem­ble z Pra­gi na zmia­nę z kawał­ka­mi Cla­sha: „Brand New Cadil­lac”, „Jim­my Jazz”, „Spa­nish Bombs”, „Clamp­down”. Kosmicz­na róż­no­rod­ność, czy­li Wszech­świat nie­kie­dy prze­wi­dy­wal­ny, a jed­nak naj­czę­ściej kom­plet­nie zaska­ku­ją­cy. I w ścia­nach poko­ju krą­żył mi nie­ustan­nie poemat Krzysz­to­fa Jawor­skie­go, utwór „Chmu­ry”, pocho­dzą­cy z książ­ki Jesień na Mar­sie (1997):

CHMURY
Są.


Przy­pi­sy:
[1] Za: https://www.tate.org.uk/whats-on/tate-modern/cy-twombly, dostęp: 17.11.2022 r.