30/05/16

Afekt efektu (2)

Paweł Tański

Strona cyklu

Śpiew języka
Paweł Tański

Urodzony w 1974 roku w Toruniu. Historyk literatury i krytyk literacki. Autor książek o literaturze, współredaktor prac zbiorowych. Mieszka w Toruniu.

Wróć­my jesz­cze do naj­waż­niej­sze­go krę­gu zagad­nień poru­sza­nych w tek­stach Jaro­sła­wa Mar­ci­szew­skie­go, to zna­czy – doświad­czeń eks­ta­tycz­nych. Podob­ne jak w utwo­rze Rita, sta­ny eks­ta­zy znaj­du­je­my w nie­mal każ­dej pio­sen­ce Popsy­sze. Posłu­chaj­my choć­by utwo­ru Let­ko (3:02, pią­ty na pły­cie):

Zim­ne popo­łu­dnia,
Pięć dni w goto­wo­ści.
Noc­ne połą­cze­nie,
Gasną kolej­ne sta­cje.

Na krót­ką chwi­lę.
W nowe miej­sce.
Let­ko ubra­ny.
Jadę z nim.
Na chwi­lę.
W nowe miej­sce.
Let­ko ubra­ny.

Pod mostem Stań­czy­ka sen.
W nocy deszcz, mokro i mgła.
Hory­zon­tu linia drży,
W pocze­kal­ni kawy brak.

Na krót­ką chwi­lę.
W nowe miej­sce.
Let­ko ubra­ny.
Jadę z nim.
Na chwi­lę.
W nowe miej­sce.
Let­ko ubra­ny.

Idę, idę, idę coraz głę­biej.
Pia­sku, pia­sku, pia­sku coraz wię­cej.

Idę, idę, idę coraz głę­biej.
Pia­sku, pia­sku, pia­sku coraz wię­cej.

Idę, idę, idę coraz głę­biej.
Pia­sku, pia­sku, pia­sku coraz wię­cej.

Idę, idę, idę coraz głę­biej.
Pia­sku, pia­sku, pia­sku coraz wię­cej.

Tak cha­rak­te­ry­stycz­ny dla tek­stów Jaro­sła­wa Mar­ci­szew­skie­go motyw wędrów­ki, podró­ży, ruchu, obser­wa­cji nowych miejsc, aktyw­ność i dyna­mi­ka pozna­wa­nia prze­strze­ni spla­ta się w tej pio­sen­ce z pro­ble­ma­ty­ką odczu­wa­nia cza­su, prze­ży­wa­nia sil­nych emo­cji w zetknię­ciu ze świa­tem, z upo­rem per­cep­cyj­nej goto­wo­ści do orien­ta­cji w skom­pli­ko­wa­nej siat­ce zna­czeń bytu. A przy tym prze­ni­ka­ją­ca ten utwór iro­nia („let­ko ubra­ny”) pozwa­la na zni­we­lo­wa­nie ciem­ne­go nur­tu rze­czy­wi­sto­ści, zdy­stan­so­wa­nie się do Gom­bro­wi­czow­skie­go czar­ne­go Kosmo­su, któ­rym rzą­dzi absurd, gro­te­ska i brak sen­su („pia­sku coraz wię­cej”).

Sta­ny eks­ta­zy i nagło­ści, uważ­no­ści i wita­li­zmu, bacz­nej obser­wa­cji świa­ta i nie­ustan­nej chę­ci pozna­wa­nia zaga­dek życia, wytrwa­ło­ści w pro­wa­dze­niu egzy­sten­cjal­ne­go śledz­twa zna­ko­mi­cie wyśpie­wał woka­li­sta Popsy­sze w pio­sen­ce Notat­ka (3:43, jest to przed­ostat­ni utwór na pły­cie, dwu­na­sty):

Przy­glą­dam się uważ­nie,
Pod­cho­dzę z każ­dej stro­ny,
Nasłu­chu­ję, wytę­żam wzrok.
Na każ­dy dźwięk reagu­ję.

Cze­kam, powo­li mok­nę,
Na świa­tło w oknach patrzę.
Papie­ros za papie­ro­sem,
Leki na uspo­ko­je­nie.

Dziś wró­cę do sie­bie,
Dziś wró­cę cały roze­dr­ga­ny.
Dziś wró­cę do sie­bie,
Dziś wró­cę cały roze­dr­ga­ny.

Za kolej­ny­mi zakrę­ta­mi
Nie­zna­ne kory­ta­rze.
Szu­kam nowe­go szla­ku.
Mało sypiam, obser­wu­ję.
Wytrwa­le sta­wiam kro­ki,
Dowo­dy wszyst­kie zbie­ram.
Papie­ros za papie­ro­sem,
Leki na uspo­ko­je­nie.

Dziś wró­cę do sie­bie,
Dziś wró­cę cały roze­dr­ga­ny.
Dziś wró­cę do sie­bie,
Dziś wró­cę cały roze­dr­ga­ny.

Dziś wró­cę do sie­bie,
Dziś wró­cę cały roze­dr­ga­ny.
Dziś wró­cę do sie­bie,
Dziś wró­cę cały roze­dr­ga­ny.

Dziś wró­cę do sie­bie,
Dziś wró­cę do sie­bie.

Prze­ni­ka rów­nież tę pio­sen­kę – para­dok­sal­nie – aura bólu i melan­cho­lii, upo­rczy­we poszu­ki­wa­nie uśmie­rze­nia cier­pień, pona­wia­nie prób w tera­peu­tycz­nych zma­ga­niach, i ta wybu­cho­wa mie­szan­ka eks­ta­zy i smut­ku sta­no­wi o nie­zwy­kłej mocy tego utwo­ru, któ­ry w wymia­rze muzycz­nym jest sil­nie wita­li­stycz­ny i dyna­mi­zmem obła­ska­wia nie­po­kój, będą­cy jed­nym z tema­tów tego tek­stu. Waż­nym pro­ble­mem poru­szo­nym w tej pio­sen­ce jest rów­nież prze­ży­wa­nie przez boha­te­ra utwo­ru cza­su, to zapis wytę­żo­nej uwa­gi wobec ryt­mów teraź­niej­szo­ści („dziś wró­cę do sie­bie”, „na każ­dy dźwięk reagu­ję”). Podob­ne zagad­nie­nie znaj­dzie­my w koń­czą­cej pły­tę pio­sen­ce Oddy­cham (czas tego utwo­ru wyno­si 4:15, jest to trzy­na­sta pio­sen­ka na pły­cie), z tym, że tu na plan pierw­szy wysu­wa się pyta­nie o czas nad­cho­dzą­cy:

Hej, kolo­nia przy­szłość maja­czy.
Ścież­ka z każ­dym kro­kiem kur­czy się.
Mijam ostat­ni dom.

Hej, w zie­le­ni wąwóz wije się.
Zni­ka mia­sto.
Cze­kam.

Oddy­cham powo­li.
Oddy­cham.
Po wyde­chu wdech.

Hej, poty­kam się o korze­nie.
Tra­wa liście prze­bi­ja.
Wszyst­ko wio­sna.

Hej, cią­gle znaj­du­ję nowy trop.
Nazy­wać, roz­po­zna­wać uczę się.
Szu­kam.

Oddy­cham powo­li.
Oddy­cham.
Po wyde­chu wdech.

War­to zauwa­żyć, że pły­ta Popsu­te jest zna­ko­mi­cie skom­po­no­wa­na – roz­po­czy­na się utwo­rem Nie nadą­żam (3:46), któ­re­go już tytuł infor­mu­je o tema­ty­ce tej pio­sen­ki, jest to zapis pędu współ­cze­sne­go czło­wie­ka w cywi­li­za­cyj­nym roz­gar­dia­szu („Szyb­ko jestem, / Skła­dam syla­by. / Szyb­ko cho­dzę, / Jem i patrzę. / Szyb­ko zmie­niam / Hory­zon­ty. / Szyb­ko prze­łą­czam opro­gra­mo­wa­nie. // Ale nie nadą­żam, / Nie. // Szyb­ko jestem, / Skła­dam syla­by. / Szyb­ko cho­dzę, / Jem i patrzę. / Szyb­ko zmie­niam / Hory­zon­ty. / Szyb­ko prze­łą­czam opro­gra­mo­wa­nie. // Ale nie nadą­żam, / Ale nie nadą­żam. / Plą­czę się i wyplą­tu­ję. // Szyb­ko myślę, / Łapię oddech. / Ser­ce w klat­ce / Bije szyb­ciej. / Jedy­nie wol­no roz­kła­dam się. / Atom po ato­mie. / Azot, wodór, tlen. // Ale nie nadą­żam, / Ale nie nadą­żam. / Plą­czę się i wyplą­tu­ję. // Kie­dyś ode­tchnę. / I wie­ko się zamknie. / Kie­dyś ode­tchnę. / I wie­ko się zamknie.”), koń­czy się zaś krą­żek utwo­rem Oddy­cham, spo­koj­ną kom­po­zy­cją, któ­rej towa­rzy­szy tekst o poszu­ki­wa­niu spo­ko­ju w cha­osie codzien­no­ści, o zwol­nie­niu w bie­gu powsze­dnich dni, wresz­cie – o cią­głym ucze­niu się sen­sów świa­ta. Obie pio­sen­ki łączy rów­nież to, co jest cechą cha­rak­te­ry­stycz­ną utwo­rów zespo­łu Popsy­sze, mia­no­wi­cie reflek­sja nad ruchem, nad szyb­ko­ścią wyda­rzeń, nad mozo­łem czło­wie­ka, by spo­wol­nić upływ cza­su w tych momen­tach, w któ­rych jest nam dobrze, by zna­leźć chwi­le wytchnie­nia i po-wol­no­ści („Plą­czę się i wyplą­tu­ję” – Nie nadą­żam). W tek­stach Jaro­sła­wa Mar­ci­szew­skie­go znaj­dzie­my czar­ny humor doty­czą­cy tych spraw, na przy­kład w utwo­rze Nie nadą­żam mamy fra­zy: „Jedy­nie wol­no roz­kła­dam się. / Atom po ato­mie”, „Kie­dyś ode­tchnę i wie­ko się zamknie”, podob­na myśl wyni­ka z pio­sen­ki W samo połu­dnie (szó­sta na pły­cie, 5:20), mia­no­wi­cie – że pęd czło­wie­ka w życiu może ustać jedy­nie po jego śmier­ci:

W samo połu­dnie
Słoń­ce nagrze­wa skó­rę.
Trzy dni i noce
Leżę nagi i mar­twy.
Cia­ło pęcz­nie­je,
Cze­kam na tłum.

Teraz usły­szysz, co mówię.

Moż­na zoba­czyć,
Moż­na zoba­czyć z bli­ska.
Nie pro­te­stu­ję.
Tak cze­kam nie­ru­cho­my.
Cia­ło pęcz­nie­je,
Cze­kam na tłum.

Teraz usły­szysz, co mówię,
Co mówię, co mówię, co mówię.

Gorz­ki wymiar tego tek­stu wyni­ka z uka­za­nej w nim praw­dy, iż dopie­ro po stra­cie bli­skiej oso­by zaczy­na się ją doce­niać: jej obec­ność, jej sło­wa, spo­sób widze­nia świa­ta i tak dalej. „Teraz usły­szysz, co mówię” – sło­wa te kie­ru­je mar­twy boha­ter utwo­ru do kogoś, a zatem iro­nia pod­kre­śla żal spo­wo­do­wa­ny fia­skiem komu­ni­ka­cji i poro­zu­mie­nia za jego życia, pozo­sta­je jedy­nie sty­gną­ce cia­ło i mil­czą­ce usta.

Ale jest też moż­li­wa inna inter­pre­ta­cja tego tek­stu – to zapis ducho­wej śmier­ci, przej­ścia przez ból i odro­dze­nia się na nowo, odzy­ska­nia wol­no­ści mowy, gło­su, arty­ku­la­cji. Jest to pio­sen­ka o nie­ru­cho­mo­ści jako sta­nie umy­słu, bud­dyj­skim zen, po któ­rym czło­wiek jest oświe­co­ny ducho­wo. Cho­dzi tu o uci­sze­nie wszel­kich doznań docie­ra­ją­cych do nas z zewnątrz i oczysz­cze­nie się wewnątrz nas samych – ten typ doznań moż­na porów­nać do sato­ri, czy­li bud­dyj­skie­go oświe­ce­nia ducho­we­go. W ten spo­sób moż­na zin­ter­pre­to­wać rów­nież utwór Bia­ły szum, o któ­rym wcze­śniej była mowa, jako tekst wła­śnie o tego rodza­ju dozna­niach, podob­nych do sato­ri.

W pio­sen­kach Popsy­sze wystę­pu­ją rów­nież inne rodza­je mistycz­nych prze­żyć – są to prze­ży­cia epi­fa­nij­ne, czy­li obja­wie­nia, olśnie­nia (grec. epi­pha­ne­ia), któ­re w utwo­rach Mar­ci­szew­skie­go poja­wia­ją się w więk­szo­ści przy­pad­ków w sytu­acjach, w któ­rych boha­te­ro­wie znaj­du­ją spe­cy­ficz­ną więź z ota­cza­ją­cą ich dooko­ła natu­rą, jak w pięk­nym utwo­rze, o któ­rym mówi­li­śmy – Oddy­cham:

Hej, w zie­le­ni wąwóz wije się.
Zni­ka mia­sto.
Cze­kam.

[…]

Hej, poty­kam się o korze­nie.
Tra­wa liście prze­bi­ja.
Wszyst­ko wio­sna.

Boha­ter tego tek­stu dozna­je obja­wie­nia prze­cho­dząc z tere­nów mia­sta w obręb zie­le­ni, dodat­ko­wo poma­ga mu w tych sta­nach oddech, dozna­nie to moż­na okre­ślić jako zro­zu­mie­nie całym sobą (i nie sobą) wszyst­kie­go, co go ota­cza, prze­ni­ka go i two­rzy jed­ną całość, lecz waż­nym fak­tem jest to, że zja­wi­sko to trwa tyl­ko parę chwil. Moż­na tu przy­to­czyć roz­róż­nie­nie, jakie sto­su­je się w bud­dy­zmie zen: stan ilu­mi­na­cji poprzez swo­ją krót­ko­trwa­łość okre­śla­ny jest w zen mia­nem ken­shō, czy­li nie­trwa­ły, jed­no­ra­zo­wy wgląd we wła­sną natu­rę; roz­sze­rze­nie tego sta­nu, któ­ry trwa nie­prze­rwa­nie w czło­wie­ku, okre­śla­ny jest jako sato­ri. Oczy­wi­ście pio­sen­ka Oddy­cham trak­tu­je rów­nież o doświad­cze­niu eks­ta­tycz­nym, któ­re przy­no­si boha­te­ro­wi utwo­ru ulgę, a więc ma wymiar tera­peu­tycz­ny.

Rów­nie cie­ka­wie stan eks­ta­zy został uka­za­ny w utwo­rze Łasi się (5:52, jest to pio­sen­ka trze­cia na pły­cie) – otóż boha­te­rem tego tek­stu jest pies, któ­ry wybie­ga na spa­cer w peł­ni rado­ści, ale pod posta­cią zwie­rzę­cia kry­je się tak­że meta­fo­ra czło­wie­ka – jako eks­ta­tycz­ne­go i nie­stru­dzo­ne­go zbie­ra­cza wra­żeń i prze­żyć, isto­ty goto­wej na skok w bogac­two ofe­ro­wa­ne przez świat, chłon­nej na walo­ry prze­strze­ni:

Wybie­ga za próg tro­chę wol­niej,
Wącha miej­sca dobrze zna­ne,
Bieg po zdo­bycz już bawi mniej,
Spoj­rze­nia za kotem tro­chę inne.

Coś powo­li się zmie­nia,
Pod łapa­mi ktoś zno­wu łasi się.
Coś powo­li się zmie­nia,
Pod łapa­mi ktoś zno­wu łasi się.

Za pło­tem ten sam nie­przy­ja­ciel
Gry­zie jak zawsze powie­trze.
Na wal­kę chę­ci tro­chę mniej,
Cze­ka miej­sce dobrze zna­ne.

Coś powo­li się zmie­nia,
Pod łapa­mi ktoś zno­wu łasi się.
Coś powo­li się zmie­nia,
Pod łapa­mi ktoś zno­wu łasi się.

Powtórz­my to: czło­wiek w pio­sen­kach zespo­łu Popsy­sze to ktoś szu­ka­ją­cy zachłan­nie wła­snej toż­sa­mo­ści, wycho­dzą­cy czę­sto gorącz­ko­wo, ale rów­nie czę­sto z namy­słem i nie­spiesz­nie, za to nie­ustan­nie, z zaj­mo­wa­ne­go przez sie­bie miej­sca i wkra­cza­ją­cy w nie­od­gad­nio­ny nurt wła­snej egzy­sten­cji. Pod­sta­wo­wym warun­kiem egzy­sten­cjal­nym w świe­cie tek­stów Mar­ci­szew­skie­go jest pod­da­wa­nie się nie­ustan­nej prze­mia­nie, czy­li „zdol­ność do eks­ta­zy” oraz zdol­ność do przy­ję­cia wtar­gnię­cia nagło­ści. Spójrz­my, jak to przed­sta­wio­ne zosta­ło w pio­sen­ce Miej­sca (2:25, jest to utwór dru­gi na pły­cie):

Wszę­dzie o tym gło­śno,
Wyje­chał wcze­śnie rano.
Nie wró­ci teraz pręd­ko,
Auto­stra­da wiel­ką rze­ką.

A miał już swo­je pal­to,
Cho­dził tą samą tra­są,
Swo­je miej­sca i podwór­ka,
Zakrę­ty, przej­ścia.

Trzy dni nie ma go w mie­ście,
Miesz­ka­nie stoi puste,
Bez świa­tła wie­czo­ra­mi,
Zosta­wił swo­ją ścież­kę.

A miał już swo­je pal­to,
Cho­dził tą samą tra­są,
Swo­je miej­sca i podwór­ka,
Zakrę­ty, przej­ścia.

Teraz nowe twa­rze, nowy strój.
Mia­sto wchła­nia i uli­ce dwie.
Teraz inne miej­sca, kolo­ry.
Ser­pen­ty­ny i sztucz­ne ognie.

A miał już swo­je pal­to,
Cho­dził tą samą tra­są,
Swo­je miej­sca i podwór­ka,
Zakrę­ty, przej­ścia.

Boha­ter tej pio­sen­ki – podob­nie jak i pozo­sta­łych utwo­rów gru­py Popsy­sze – otwar­ty jest na żywioł doświad­czeń eks­ta­tycz­nych, goto­wy na przy­ję­cie świa­ta i pod­ję­cie sił wita­li­zmu, któ­re poma­ga­ją mu w star­ciach z rze­czy­wi­sto­ścią. Zapis ruchów doznań, poru­szeń emo­cji, dzia­ła­nia języ­ka w śpie­wie – te jako­ści budu­ją arty­stycz­ne oraz este­tycz­ne war­to­ści nie­zwy­kłych tek­stów pio­se­nek Jaro­sła­wa Mar­ci­szew­skie­go z muzy­ką zespo­łu Popsy­sze.

Afekt efek­tu słu­cha­nia płyt gru­py, któ­rą two­rzą prócz śpie­wa­ją­ce­go gita­rzy­sty: Sła­wo­mir Dra­czyń­ski (gita­ra baso­wa) oraz Kuba Świą­tek (per­ku­sja), to poczu­cie roz­ry­wa­nia zna­ne­go nam hory­zon­tu i wpro­wa­dza­nia słu­cha­cza w stan eks­ta­zy.


Tekst został wygło­szo­ny na sesji „Kul­tu­ra roc­ka. Twór­cy – tema­ty – moty­wy”, Uni­wer­sy­tet Miko­ła­ja Koper­ni­ka, 23–25 kwiet­nia 2015 roku. Publi­ka­cja w tomie: Kul­tu­ra roc­ka, red. P. Tań­ski et al., Toruń 2015.