01/11/25

Asemic Writing: Short Poems

Grzegorz Wróblewski

Strona cyklu

Matrix
Grzegorz Wróblewski

Ur. 1962 r. w Gdańsku, w latach 1966–1985 mieszkał w Warszawie, od 1985 r. w Kopenhadze. Artysta wizualny, autor książek poetyckich, eseistycznych, prozatorskich i dramatów; m.in. Ciamkowatość życia (1992/2002), Planety (1994), Dolina królów (1996), Symbioza (1997), Prawo serii (2000), Pomieszczenia i ogrody (2005), Hologramy (2006), Noc w obozie Corteza (2007), Nowa kolonia (2007), Hotelowe koty (2010), Pomyłka Marcina Lutra (2010), Dwie kobiety nad Atlantykiem (2011), Wanna Hansenów (2013), Gender (2013), Kosmonauci (2015), Namiestnik (2015), Choroba Morgellonów (2018). Implanty (2018), Miejsca styku (2018), Pani Sześć Gier (2019), Runy lunarne (2019), Tora! Tora! Tora! (2020), Cukinie (2021), Letnie rytuały (2022), Niebo i jointy (2023), Ra (2023), Spartakus (2024), GRZEGORZ (2024). Tłumaczony na kilkanaście języków, m.in. na język angielski, zbiory: Our Flying Objects – selected poems (2007), A Marzipan Factory – new and selected poems (2010), Kopenhaga – prose poems (2013), Let’s Go Back To The Mainland (2014), Zero Visibility (2017), Dear Beloved Humans (2023), I Really Like Lovers of Poetry (2024), Tatami in Kyoto (2024). W Bośni i Hercegowinie: Pjesme (2002), w Czechach: Hansenovic vana (2018). W Danii w ostatnich latach wybory wierszy: Digte (2015) oraz Cindys Vugge (2016), wraz z Wojtkiem Wilczykiem (foto) projekt Blue Pueblo (2021), krótkie prozy Androiden og anekdoten (2023). Udział w licznych wystawach zbiorowych i indywidualnych (malarstwo, mixed media, instalacje) w Polsce, Danii, UK i Niemczech. Książka asemic writing Shanty Town (Post-Asemic Press, USA, 2022), książka-obiekt z poezją wizualną Polowanie (Convivo, 2022), obiekt asemic Asemics (zimZalla, UK, 2024).

Ostat­nio wysia­dło mi mak­sy­mal­nie tzw. opa­ko­wa­nie. Spo­ro przy­ja­ciół powę­dro­wa­ło już na Andro­me­dę. Nie mogę odża­ło­wać Paw­ła Kel­ne­ra, a rok temu odszedł z Zie­mi Piotr Lorek. Z Lor­kiem, podob­nie jak z Kel­ne­rem, mie­li­śmy róż­ne cie­ka­we pla­ny na przy­szłość. Pio­trek był wspa­nia­łym arty­stą, wyko­ny­wał obiek­ty cera­micz­ne. Były to czę­sto potęż­ne wazy, rodzaj podró­ży w cza­sie, koja­rzy­ły się z nie­zna­ną nam cywi­li­za­cją. Z tajem­ni­czą prze­szło­ścią albo jakimś nie­roz­szy­fro­wa­nym prze­ka­zem z przy­szło­ści. Ostat­nio wysta­wia­łem z nim moje akry­le i cykle mixed media w ZPAP w Toru­niu (2023). Więc mnie tak­że dopadł czas szpi­tal­nic­twa, kil­ka poważ­nych cho­rób (kar­dio­lo­gicz­nych, neu­ro­lo­gicz­nych etc.), sła­bo się poru­szam i nie lubię tej szpi­tal­nej bie­li. Zro­bi­łem notę na ten temat:

SZPITAL HVIDOVRE

Przy­go­da. Naj­pierw z rana
tzw. bada­nie nukle­ar­ne.
W szpi­ta­lu, do poło­wy zakry­ta tuba, wpu­ści­li na 5 minut tru­ci­znę
(powia­do­mi­li,
co ze mną robią),

żeby spraw­dzić, czy nie dosta­nę od tego świ­ra.
Gło­wa mi od razu napu­chła
i zabo­la­ło ser­ce,
ale po kil­ku minu­tach wszyst­ko minę­ło.

Bada­nie trwa­ło 40 minut, potem cze­ka­łem na trans­port medycz­ny,
na powrót do miesz­ka­nia. Roz­my­śła­łem wte­dy jak odje­cha­nym,
sza­lo­nym poetą był Micha­el Strun­ge.
Czas to kur­wa. Wysko­czył po kwa­sie
z wie­żow­ca. Nigdy nie spo­tka­li­śmy się, jako biał­ka.

Dwie godzi­ny w pocze­kal­ni, gdyż tego dnia był ścisk huma­no­idów,
zwłasz­cza takich na wóz­kach lub z cho­dzi­ka­mi.
Bud­dyj­skie dusz­ki wie­dzą,
co jest gra­ne.
Teatr zgrzy­bia­łych opa­ko­wań.

I kolej­ny para­doks.

Zja­wił się w koń­cu kie­row­ca, dwu­me­tro­wy, chu­dy jak trzci­na,
męt­ne oczy,
Soma­lij­czyk, dziw­nie mówią­cy po duń­sku. Z tyłu sie­dzia­ły dwie
star­sze panie, a ja obok nie­go, po lewej stro­nie, z przo­du.
Ten kie­row­ca gadał i gadał, nie pamię­tam, o czym.
Pew­nie narze­kał na duń­skie sala­mi.

I przy zjeź­dzie na auto­stra­dę ude­rzył w nas samo­chód.
Stra­ci­łem na kil­ka
sekund przy­tom­ność, nasz pojazd został zma­sa­kro­wa­ny,
sta­rusz­ki żywe i całe,
mnie wzię­to do ambu­lan­su i prze­wie­zio­no z powro­tem do szpi­ta­la.

Poli­cja, leka­rze etc. Oka­za­ło się, że moje mię­so się nie zmie­li­ło.

Epi­zod. Zie­mia.
Każ­dy to prze­cho­dził.
Nawet meta­lo­we czwo­ro­no­gi dosko­na­le wie­dzą,
o czym tu piszę.

Sytu­acja nie była cie­ka­wa, ale jakoś uda­ło się ten mak­sy­mal­ny, dodat­ko­wy brak szczę­ścia zali­czyć. W Kopen­ha­dze, w moim małym miesz­ka­niu-stu­dio, zro­bi­łem sobie spe­cy­ficz­ny reżim. Każ­de­go dnia posta­no­wi­łem wyko­ny­wać tusza­mi wodo­od­por­ny­mi kali­gra­fie ase­mic wri­ting. Pra­ca jak w zako­nie bud­dyj­skim. Spo­kój, myśle­nie Zen. Codzien­na, sys­te­ma­tycz­na aktyw­ność. Wyko­ny­wa­łem je prze­waż­nie na powierzch­niach papie­ro­wych. Podzie­li­łem też na kil­ka cykli. Jeden z nich to SHORT POEMS. Są to bar­dzo mini­ma­li­stycz­ne reje­stry. Wyma­ga­ją dużej kon­cen­tra­cji i jed­no­cze­śnie zde­cy­do­wa­nia, neu­ro­ny muszą być tutaj na miej­scu. Pro­szę spoj­rzeć poni­żej. Wybra­łem czte­ry cha­rak­te­ry­stycz­ne pra­ce z tej wła­śnie serii. W paź­dzier­ni­ku, w Pała­cu Bie­der­man­na w Łodzi odbę­dzie się wysta­wa moich róż­nych ase­mi­ków, jak je potocz­nie w Pol­sce nazy­wa­my. Chy­ba pierw­sza tego typu w Pol­sce. Jej kura­to­rem będzie zna­ny z dzia­łań Biu­ra Lite­rac­kie­go Prze­my­sław Owcza­rek. Z kolei w naj­now­szym wyda­niu pisma „Forum Poety­ki” 1/2025 (Uniw. W Pozna­niu) uka­za­ła się roz­mo­wa dot. ase­mic wri­ting, któ­rą prze­pro­wa­dzi­li ze mną Olga Wyszyń­ska wraz z Ery­kiem Sku­dla­rzem. Tutaj link, napraw­dę war­to się z tym zazna­jo­mić.

Mam nadzie­ję, że kie­dyś uda mi się wydać książ­kę SHORT POEMS. Na razie poszcze­gól­ne moty­wy tego cyklu uka­zu­ją się w róż­nych pismach na świe­cie. Nie­kie­dy towa­rzy­szą moim tek­stom regu­lar­nym. Ale two­rzą one to z pew­no­ścią inte­gral­ną całość.