24/01/17

Polskie Ciało i Pogoda

Lynn Suh

Strona cyklu

Wytłumaczenia
Lynn Suh

Urodzony w 1982 roku w Bostonie, USA. Tłumacz współczesnej poezji polskiej. Były redaktor naczelny czasopisma poświęconego współczesnej poezji amerykańskiej i polskiej, WIDMA. Jego eseje, przekłady i wiersze są publikowane m.in. w "Berlin Quarterly", "biBLiotece", "Fence", "Kontencie" i "Versopolis". Obecnie mieszka w Seulu w Korei Południowej i jest doktorantem na Wydziale Polonistyki na Hankuk University of Foreign Studies.

Metylacja (Edward Pasewicz)

Na chwilę przed bólem głowy
śmierdzi psem, później burza
wyjaśnia wszystko i ciało jest normalne,
i dusza nie zrywa się ze smyczy.

Pan neuron chciałby bardzo
żebyś, zamiast spać, wymieniał się tu ze mną:
a to impulsem, a to elementarną cząstką, lub też
po prostu patrzył, gdy się uśmiecham
(tak bardzo, tak bardzo):
ale nie: w pośpiechu ściągasz skarpetki,
myjesz zęby, mówisz o dobrej nocy i
wtedy rozjarzam się najmocniej.

No, cały świecę i burza nie ma nic do rzeczy,
rzeczy spływają wraz ze deszczem.
Błyska, ale to nie moja sprawa,
już wrzeszczy, ale ja nie słyszę.

Methylation (by Edward Pasewicz)

Just before my head hurts,
it stinks of dog, later on a storm
illuminates everything and my body’s normal;
the soul doesn’t break loose from its leash.

Mr. Neuron would really like it if,
instead of sleeping, you exchange with me here
this impulse, or that elementary particle, or also
simply look when I smile
(so wide, so wide):
but no: in a hurry you slip off your socks,
brush your teeth, say good night and
that is when I glow most fervently.

Heck, I completely light up and the storm doesn’t matter;
matter streams away with the rain.
The storm flares, but I don’t care,
by now it’s clamoring, but I don’t hear.

*

Jako cudzoziemiec mieszkający w Polsce muszę powiedzieć, że Polaków cechuje bardzo wyjątkowa wrażliwość na zmiany w pogodzie; ciało nieustannie reaguje na pogodę, to jest na ciśnienie, wiatr (w południowej Polsce zwłaszcza halny), na burzę – niezależnie czy w powietrzu wisi akurat smog, czy nie. Ludzie czują się sennie, słabo, beznadziejnie nawet, kiedy ciśnienie jest niskie. Z kolei przed burzą skarżą się na ból głowy i często powtarzają „głowa mnie boli”, tak jakby głowa stała się złośliwą istotą, która zwróciła się przeciwko nim samym. A jeszcze gorzej jest, kiedy wiatr halny zstępuje niczym Niszczyciel Egiptu, powodując wielkie narzekanie oraz zgrzytanie zębów i trzeba wziąć krew baranka, i pokropić nią odrzwia i progi domu. Po sześciu latach w Polsce mam wrażenie jakbym sam był bardziej wrażliwy na warunki atmosferyczne, wrażenie tym silniejsze, im lepiej posługuję się językiem polskim. Wystarczy, aby ktoś zapytał„Co tam słychać?” i staję się świadomy każdego dyskomfortu w moim ciele oraz wypływu, jaki wywiera na mnie zimne i martwe niebo boleśnie widoczne za oknem, na dodatek gdzieś na horyzoncie już majaczy ciemny wał chmur gnany halnym wiatrem.

Pierwsze linijki wiersza „Metylacja” Edwarda Pasewicza doskonale uchwytują dla mnie taki nastrój, taką cielesną świadomość pogody, taką ledwo znośną ciężkość bytu: „Na chwilę przed bólem głowy / śmierdzi psem, później burza…”.To nie jest opis jakiegoś rodzaju mistycznego doświadczenia. Jak wiadomo, w tej części świata przynajmniej, istnieje bardzo naturalny związek między bólem głowy i zbliżającą się burzą, nie wspominając o tym, że „śmierdzi psem” przypomina mi jeden z moich ulubionych polskich idiomów – „pogoda pod psem”. I kiedy w zeszłym roku tłumaczyłem ten i inne wiersze na spotkanie wokół poezji Edwarda w Krakowie, zacząłem zastanawiać się nad tym zjawiskiem poważnie – nad relacją ciała i pogody – oraz nad objawami fizycznymi (jak ból głowy i łupanie w krzyżu) i psychicznymi (jak obniżenie nastroju, depresja, szaleństwo). Początkowo myślałem, że mam tutaj do czynienia z klasycznym przykładem tego, co po angielsku określa się jako „pathetic fallacy”, czyli rodzajem „dramatycznego przekłamania”, zabiegiem przypisywania naturze, a zatem i pogodzie, ludzkich emocji; stąd chmury bywają ponure, a niebo pełne żalu. Musiałem jednak szybko zrewidować ten pogląd, kiedy pojąłem, że rzecz ma się zupełnie odwrotnie – to my jesteśmy podatni na wpływy chmur i nieba. Więc pojawiło się pytanie, czy między pogodą i ciałem zachodzi zjawisko korelacji czy przyczynowości? Przecież korelacja to nie to samo co przyczynowość, jak donoszą statystycy zza murów swych uniwersytetów. Inne ewentualne pytanie to czy Polacy mają jakiś szósty zmysł? Może niekorzystny biomet jest kolejną (chociaż mniejszą) okazją do celebrowania polskiej martyrologii – w obliczu natury nasze ciało, nastrój i poczucie rzeczywistości jest „znoszony[m] płaszcz[em] na kiju” – mówię oczywiście pół-żartem, pół-serio. Bardziej to drugie pół.

Zresztą kiedy wiatr halny wieje najmocniej, kiedy ciśnienie spada najniżej, a burza grzmi najgłośniej, pozostaje mi życzyć sobie samemu i innym dobrej metylacji, aby mogło być tak, że „burza nie ma nic do rzeczy”, gdy „rzeczy spływają wraz z deszczem”, i abyśmy „rozjarza[li] się najmocniej”, gdy kochanek lub kochanka „mówi o dobrej nocy” i zasypia. Przede wszystkim polecam wiersze Edwarda kiedy biomet jest niekorzystny, polecam czytanie jego znakomicie muzycznych wierszy na głos, bo poezja również dociera do nas przez ciało i na nie wypływa – mam nadzieję, że moje tłumaczenie zachowuje chociaż część tej mocy oddziaływania.