03/08/15

STUDIUM KONIA DLA DOKTORA MARABUTA

Grzegorz Wróblewski

Strona cyklu

Matrix
Grzegorz Wróblewski

Ur. 1962 r. w Gdańsku, w latach 1966–1985 mieszkał w Warszawie, od 1985 r. w Kopenhadze. Artysta wizualny, autor książek poetyckich, eseistycznych, prozatorskich i dramatów; m.in. Ciamkowatość życia (1992/2002), Planety (1994), Dolina królów (1996), Symbioza (1997), Prawo serii (2000), Pomieszczenia i ogrody (2005), Hologramy (2006), Noc w obozie Corteza (2007), Nowa kolonia (2007), Hotelowe koty (2010), Pomyłka Marcina Lutra (2010), Dwie kobiety nad Atlantykiem (2011), Wanna Hansenów (2013), Gender (2013), Kosmonauci (2015), Namiestnik (2015), Choroba Morgellonów (2018). Implanty (2018), Miejsca styku (2018), Pani Sześć Gier (2019), Runy lunarne (2019), Tora! Tora! Tora! (2020), Cukinie (2021), Letnie rytuały (2022), Niebo i jointy (2023), Ra (2023), Spartakus (2024), GRZEGORZ (2024). Tłumaczony na kilkanaście języków, m.in. na język angielski, zbiory: Our Flying Objects – selected poems (2007), A Marzipan Factory – new and selected poems (2010), Kopenhaga – prose poems (2013), Let’s Go Back To The Mainland (2014), Zero Visibility (2017), Dear Beloved Humans (2023), I Really Like Lovers of Poetry (2024), Tatami in Kyoto (2024). W Bośni i Hercegowinie: Pjesme (2002), w Czechach: Hansenovic vana (2018). W Danii w ostatnich latach wybory wierszy: Digte (2015) oraz Cindys Vugge (2016), wraz z Wojtkiem Wilczykiem (foto) projekt Blue Pueblo (2021), krótkie prozy Androiden og anekdoten (2023). Udział w licznych wystawach zbiorowych i indywidualnych (malarstwo, mixed media, instalacje) w Polsce, Danii, UK i Niemczech. Książka asemic writing Shanty Town (Post-Asemic Press, USA, 2022), książka-obiekt z poezją wizualną Polowanie (Convivo, 2022), obiekt asemic Asemics (zimZalla, UK, 2024).

Przez kil­ka lat (2011–2013) pra­co­wa­łem nad rodza­jem szki­cow­ni­ka. Był to notes, któ­ry odzie­dzi­czy­łem po moim zmar­łym przy­ja­cie­lu, rzeź­bia­rzu Teo­do­rze Boku (1947–2007). Ide­al­ny, nie­wiel­ki for­mat, cie­ka­wy, odpo­wia­da­ją­cy mi papier, polu­bi­łem go jesz­cze zanim roz­po­czą­łem pra­cę nad pierw­szy­mi szkicami/wpisami/rysunkami. Od same­go począt­ku miał być to rodzaj obiek­tu-dzien­ni­ka dla nie­zwy­kle bli­skiej mi oso­by. I tak się rów­nież sta­ło. List z Mgła­wi­cy. Poraż­ki i nie­po­ko­je… Przez trzy lata (w róż­nych bar­dzo oko­licz­no­ściach i sytu­acjach) wypeł­nia­łem stro­ny. Nie cho­dzi­ło mi o seks w epo­ce kamie­nia łupa­ne­go, ani o nawią­za­nie wię­zi z rodza­jem ludz­kim, z dru­giej stro­ny nie odwie­dza­li mnie nigdy rep­ti­lia­nie. Raczej zwy­kły, głu­chy tele­fon, dzia­ła­ją­cy w jed­ną stro­nę. Część mate­ria­łu uka­za­ła się w sie­ci. Poni­żej sześć sekwen­cji z tej cało­ści.

   

   

    

Grze­gorz Wró­blew­ski, Stu­dium konia dla dok­to­ra mara­bu­ta, tusz/długopis, Kopen­ha­ga 2011–2013