debaty / ankiety i podsumowania

Poezja i jej SPA

Joanna Mueller

Głos Joanny Mueller w debacie „Kroniki osobiste”.

strona debaty

Kroniki osobiste

Gdy w przed­dzień roz­po­czę­cia trzy­dzie­stej edy­cji festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki zaży­wa­łam zasłu­żo­ne­go – po redak­cyj­nym mara­to­nie – odpo­czyn­ku w pię­cio­gwiazd­ko­wych oko­licz­no­ściach hote­lu w Rogo­wie, inten­syw­nie myśla­łam (bo pra­co­ho­lizm nie pozwa­lał mi po pro­stu odpo­cząć), od cze­go by tu zacząć zaję­cia w pra­cow­ni Poło­wu 2025. A że nigdzie nie roz­my­śla mi się tak dobrze jak pod wodą, zatem po godzi­nie base­no­wych nawro­tów wymo­dzi­łam plan.

Plan – w związ­ku z koniecz­no­ścią zapa­mię­ta­nia pomy­słów (bo aku­rat nie wzię­łam ze sobą pod­wod­ne­go note­su) – był iście mne­mo­tech­nicz­ny i zawie­rał się w skró­cie SPA. Nie cho­dzi­ło mi jed­nak o praw­dzi­we źró­dła SPA – choć owszem, po godzi­nie pły­wa­nia poczu­łam się uzdro­wio­na przez wodę („sanus per aqu­am”) – ale o klu­czo­we sło­wa, o któ­rych roz­wi­nię­cie popro­si­łam uczest­nicz­ki i uczest­ni­ków gru­py poło­wo­wej, a z któ­rych teraz posta­no­wi­łam się sama wyspo­wia­dać.

S: start, staw­ka, stłucz­ka

„Kie­dy zaczą­łem pisać, nie wie­dzia­łem jesz­cze” – tym lub nie­co zmie­nio­nym zda­niem Tomasz Różyc­ki otwie­ra kil­ka wier­szy z tomu Kolo­nie. Dla poetyc­kie­go zdro­wia (choć, o czym poeta też wspo­mi­na, pisa­nie jest głów­nie cho­ro­bą) war­to co jakiś czas zada­wać sobie pyta­nie o swój twór­czy start – i odpo­wia­dać na nie wciąż od nowa.

Kie­dy zaczy­na­łam pisać, nie wie­dzia­łam jesz­cze, że poezja, któ­ra wte­dy, u zara­nia, była dla mnie jedy­ną szan­są wypo­wie­dze­nia tego, cze­go nie potra­fi­łam wyra­zić w nor­mal­nym języ­ku – po latach zacznie dopro­wa­dzać do zakłó­ceń w komu­ni­ka­cji. Że moja wer­sja „powiedz praw­dę do tego słu­żysz” – pry­wat­ny impe­ra­tyw szcze­ro­ści, zabie­ra­nie gło­su w imie­niu, ba, narzu­co­na sobie powin­ność – zosta­nie ode­bra­na, i to przez naj­bliż­szych, jako szar­ga­nie świę­to­ści, nie­lo­jal­ność, prze­kro­cze­nie gra­ni­cy, wul­gar­ny abiekt. I że staw­ką poetyc­kie­go star­tu będą róż­ne życio­we spraw­ki, któ­re wytrą­cą mi z lewej ręki miłość, a w pra­wej pod­bi­ją nie­moc.

To są moje staw­ki i stłucz­ki, z któ­rych od lat kru­szę wer­sy. Staw­ki-nie-zdław­ki, bo cho­ciaż wiem, że kosz­ta­mi wier­szy są repry­men­da, nie­chęć i kara, to piszę je i tak, nie zdła­wiam ich w sobie, nie kulę, nie przy­ci­nam im pędu. I ten pęd, impet, roz­mach – nara­ża mnie na kolej­ne koli­zje ze świa­tem, ale też na pięk­ne przy­pad­ko­we spo­tka­nia: wpa­da­nie na ludzi, z któ­ry­mi mogę wejść w czy­tel­ni­cze i życio­we rela­cje.

P: pro­blem, przed­miot, pod­miot

Jakie poetyc­kie przy­go­dy prze­ży­ła moja 25-let­nia pod­miot­ka zamknię­ta teraz w 45-let­nim cie­le autor­ki? Przede wszyst­kim – po latach pra­cy i zma­gań – pozwo­li­ła sobie na bycie pod­miot­ką, a nie pod­mio­tem. Już nie uda­je, że tak jak chło­pa­ki pisać pró­bu­je, teraz szcze­rzy się po swo­je­mu. Głos ma moc­niej­szy, wła­sny. Choć nadal, jak w pierw­szym wier­szu książ­ki (i debiu­tu), pozwa­la sobie nie wie­dzieć: „co wynik­nie co umknie co wyło­wię […] co wemknie się/ co minie mnie”.

A jaki jest głów­ny pro­blem Zmie­sza­nych? Powie­dzia­ła­bym (wal śmia­ło, ali­te­ra­cjo!), że prze­moc, któ­ra z pod­mio­tu czy­ni przed­miot. Poczu­cie uprzed­mio­to­wie­nia popchnę­ło mnie ćwierć wie­ku temu do pisa­nia, choć jesz­cze wte­dy nie uży­wa­łam klu­czo­wych słów na P: patriar­chat, pry­wat­ne jest poli­tycz­ne, pan­ja­śnie­nie, no i prze­moc wła­śnie.

Kie­dy zaczę­łam pisać, myśla­łam, że poezja to pod­glą­da­nie cudze­go szczę­ścia, radze­nie sobie z krak­sa­mi komu­ni­ka­cyj­ny­mi, samot­no­ścią, skraj­ną intro­wer­sją, nie­do­sto­so­wa­niem – z byciem zawsze „nie­do”, jak we wcze­snym wier­szu „A to bio­gra­fia”: „Nie­do­piesz­czo­na woli domyśleć,/ domnie­mać, dopi­sać. […] Specjalistka/ w prze­kła­dzie: biel niedoczczonego/ cia­ła na czcion­kę, któ­rej też nie uczci/ nikt”; i jak potem w kon­so­la­cyj­nej baj­ce „O tym, jak smut­ny Wie­lo­ryb zaak­cep­to­wał w sobie Nie­do­ry­ba”, któ­ra w Zmie­sza­nych sąsia­du­je z „A to bio­gra­fią”.

Dopie­ro po latach pra­cy – poetyc­kiej, życio­wej, myślo­wej, afek­tyw­nej, czy­tel­ni­czej – zaczę­łam przy­glą­dać się z dystan­su źró­dłom i pro­ce­som, któ­re w tam­tej dwu­dzie­sto­lat­ce wyzwo­li­ły impuls do pisa­nia, a potem trzy­ma­ły ją przy kart­ce czy kla­wia­tu­rze przez następ­ne 25 lat. W tym sen­sie Zmie­sza­ne są efek­tem samo­ba­da­nia i rodza­jem auto­dia­gno­zy, ale z sze­ro­kim spo­łecz­no-poli­tycz­nym pro­mie­nio­wa­niem tła.

A: afekt, akcja, akty­wi­za­cja

Afek­tyw­ność wier­sza pozo­sta­je na szczę­ście poza inten­cją autor­ską (team Kuja­wa, nie inten­cjo­na­lizm!). Jasne, że pie­klą się w nas ura­zy, kotłu­je gniew ze wsty­dem, buzu­ją kie­szon­ko­we wul­ka­ny, któ­re doma­ga­ją się ujścia w kon­fe­sji (o czym było pod liter­ką P) – ale wiersz swo­je wie i robi wie­le bez nasze­go udzia­łu. Wiersz wsta­je z kozet­ki i zmy­ka na szwen­do­li­no. Jego akcja to gorącz­ko­wy ruch, akty­wi­zu­je się w błą­dze­niu wśród zna­ków. A potem, taką mam przy­naj­mniej nadzie­ję, akty­wi­zu­je i Cie­bie.

W tym sen­sie nie tra­ci aktu­al­no­ści jeden z moich wier­szy skie­ro­wa­nych „ad bene­vo­lum lec­to­rem” („drą­żel”): „sta­ra­łam się szy­fro­wać czule/ więc ty z ręką moc­ną w pre­cy­zję i skalpel/ strzę­py zwiot­cza­łych masek ujmuj mi powo­li”. Twój ruch, Czy­tel­nicz­ko, Czy­tel­ni­ku: „piszę to tobie bo wiem że zaboli/ ja bywa nad­mia­rem trze­ba mu poru­szeń”. Zmie­sza­ne są chwi­lo­wą metą, przy­stan­kiem i punk­tem wyj­ścia do nowej wypra­wy. Daję nura: „zanim doro­snę do swej wyobraźni/ wyru­szę i pobłą­dzę nie doj­dę do sie­bie”. I Ty – zapra­szam – nur­kuj dalej: wyso­ko, głę­bo­ko!

O AUTORZE

Joanna Mueller

Urodzona w 1979 roku. Poetka, eseistka, redaktorka. Wydała tomy poetyckie: Somnambóle fantomowe (2003), Zagniazdowniki/Gniazdowniki (2007, nominacja do Nagrody Literackiej Gdynia), Wylinki (2010), intima thule (2015, nominacje do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy i do Silesiusa), wspólnie z Joanną Łańcucką Waruj (2019, nominacje do Silesiusa i Nagrody im. W. Szymborskiej) oraz Hista & her sista (2021, nominacja do Silesiusa), dwie książki eseistyczne: Stratygrafie (2010, nagroda Warszawska Premiera Literacka) i Powlekać rosnące(2013) oraz zbiór wierszy dla dzieci Piraci dobrej roboty (2017). Redaktorka książek: Solistki. Antologia poezji kobiet (1989–2009) (2009, razem z Marią Cyranowicz i Justyną Radczyńską) oraz Warkoczami. Antologia nowej poezji (2016, wraz z Beatą Gulą i Sylwią Głuszak). Członkini grupy feministyczno-artystycznej Wspólny Pokój. Mieszka w Warszawie.