debaty / WYDARZENIA I INICJATYWY

Widziałem Slamu cień, do góry wznosił się niczym ptak…

Jaś Kapela

Głos Jasia Kapeli w debacie "Slam Poetry".

strona debaty

Slam Poetry

Czytając artykuły Jarniewicza nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że nie o Slam tutaj chodzi. Trudno zresztą, żeby było inaczej. Są rzeczy dużo ważniejsze i ciekawsze, niż Slam. Zanim przejdę do tego, czym właściwie jest Slam w naszym pięknym kraju, pozwolę sobie, tak jak mój poprzednik, na parę słów o poezji i życiu.

Jarniewicz, przede wszystkim, próbuje bronić elitarności poezji, ale zdaje się nie rozumieć, że jest to próba skazana na klęskę. Owszem nie mam pojęcia jak wygląda Celan, ale umiem rozpoznać: Ginsberga, Wojaczka, Świetlickiego, Miłosza, Zagajewskiego, żeby nie wspomnieć o Adamie M., którego naprawdę trudno pomylić ze sławnym polskim narciarzem. Owszem poeci dopominają się o swoje miejsce w “Życiu na gorąco”, ale raczej młodzi poeci i raczej dlatego, że ich starsi koledzy już tam są. Owszem moje zdjęciu było w Filipince, ale zdjęcie Siwczyka znalazło się Bravo Girl. Owszem można zastanawiać się, co jest gorszą skazą na poetyckiej duszy, rozsądniej chyba jednak przejść do porządku dziennego nad konstatacją, że nawet poeta może, od czasu do czasu, znaleźć się w salonie odnowy biologicznej. To, mniej więcej, tyle, jeśli chodzi o masowość poezji. Pragnąłbym jeszcze tylko dodać, że z całego serca popieram Jarniewicza, gdy pisze, że poezja musi przejść próbę czasu. Musi też jednak przejść próbę lasu, to znaczy zostać zauważona w tłumie pozornie nie wyróżniających się elementów. Wiem, bo gdybym jej nie przeszedł pewnie byłbym teraz szczęśliwym sklejaczem modeli samolotów albo innym unihokeistą. Poeta, często wybitnie niepewny własnej wartości, potrzebuje uznania, choćby nawet z rąk tego pogardzanego ludu.

Problem, który porusza autor “Wierszy na ringu” jest dużo poważniejszy, niż zjawisko Slamu. Problemem tym, jak sądzę, jest wizja literatury. Piękna jest ta wizja Jarniewicza, literatury rozumianej jako spotkanie wielu równoprawnych głosów, jako niekończący się dialog. Piękna, lecz boję się, że nieprawdziwa. W literaturze, tak jak w Slamie, są zwycięscy i przegrani, geniusze i grafomani. Wszyscy mogą się kolegować i pić razem piwo, ale tylko niektórzy przetrwają.

Po tym, być może trochę przydługim, wprowadzeniu pragnąłbym przejść od części teoretycznej do praktycznej, czyli prawdzie oblicze Slamu w Polsce. Odpowiadając na postawione mi pytania, jaką wizję poezji lansuje Slam i czy może być zagrożeniem dla tradycyjnie pojmowanej poezji, muszę powiedzieć, że Slam nie lansuje żadnej wizji poezji i nie jest zagrożeniem dla niczego. Przynajmniej ten Slam, który można obserwować w naszym pięknym nadwiślańskim kraju. Zwycięzcy są przypadkowi i przeważnie nie wyrastają powyżej poziomu przegranych. Oczywiście ja, niżej podpisany, jestem chlubnym wyjątkiem. Bo Slam w Polsce jest na razie tym przysłowiowym młodym, dobrze zapowiadającym się. Może za parę lat przy sprzyjających warunkach rozwinie się w coś wartościowego, ale bardziej prawdopodobne, że przy wygasającym zainteresowaniu mediów, a co za tym w dużym stopniu idzie, i publiczności, stanie się kolejną niszą skupiającą znudzonych hobbystów gotowych się wygłupić za sto pln.