książki / POEZJE

Zwierzęta apokryficzne

Dymityr Kenarow

Magdalena Pytlak

Fragmenty książki Zwierzęta apokryficzne Dymityra Kenarowa w tłumaczeniu Magdaleny Pytlak, wydanej w Biurze Literackim 1 kwietnia 2024 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Pierwszy kamień

Wyłu­pio­ne oczy, wrzu­co­ne do oce­anu. Prze­pięk­ne
prze­zro­czy­ste cia­ła z cie­kłe­go szkła, przez któ­re widać
duszę (albo brak duszy). Nie ma tu nic
ukry­te­go. Nie ma głę­bo­kich tajem­nic, bez­den­nej
pod­świa­do­mo­ści. Niczym otwar­te zega­ry
medu­zy tyka­ją na powierzch­ni, tęt­nią
ich gala­re­to­wa­te ser­ca. Woda w wodzie.

I mimo to: pamię­tam tam­to lato na ska­łach
w pobli­żu Kalia­kry. Wietrz­ne, mato­we nie­bo.
Mewy, któ­re na próż­no wal­czy­ły
z wia­trem; osła­błe kor­mo­ra­ny, usa­dzo­ne
jak krzy­we zęby na brze­gu. A w dole, w gar­dle
Morza Czar­ne­go – medu­zy. Strasz­ne, bez­kształt­ne
stwo­ry. Pamię­tam, jak się w nie wpa­try­wa­łem
bez­li­to­śnie, jak pod­nio­słem naj­więk­szy kamień.

Eks­plo­zja była ośle­pia­ją­ca.


Mucha w samolocie

Dla G.G.

Pierw­szy raz tak wyso­ko,
gdzie ani jed­na mucha
nie lecia­ła i gdzie, gdy­by nie ty,
nikt by nie uwie­rzył

jak swo­bod­nie wspi­nasz się
po bula­ju niczym po wiej­skim oknie
z wido­kiem na nie­do­stęp­ny ogród
i zapew­ne wspo­mi­nasz

kon­fi­tu­rę jago­do­wą ze śmie­ta­ną
albo inne ziem­skie roz­ko­sze
swo­je­go krót­kie­go dzie­ciń­stwa:
roz­kwi­tłe nie­bie­skie śli­wy, bia­łą aka­cję

bzy­cze­nie leni­wym popo­łu­dniem
nad trum­ną sta­rusz­ka,
gdy nadal jesz­cze mogłaś sły­szeć
echo wła­sne­go lotu

i byłaś wystar­cza­ją­co waż­na,
by chcia­no cię zabić na sto­le.
Teraz poru­szasz się szyb­ciej
niż zwy­kle, w jed­nym sezo­nie

okrą­żasz kil­ka kon­ty­nen­tów
i two­je cha­otycz­ne tra­jek­to­rie
roz­cią­ga­ją się na kon­kret­nych tra­sach
z punk­tu A do punk­tu B.

Oczy, te fase­to­we rubi­ny
w skarb­cu gło­wy,
oszli­fo­wa­ne nie do pozna­nia,
jak gład­kie plek­si­gla­so­we szy­by,

przez któ­re widok jest jeden
i ten sam pod każ­dym moż­li­wym kątem:
nie­skoń­czo­ne nie­bo, gdzie­nie­gdzie chmu­ry,
nie­ja­sna paję­czy­na dróg.

Któ­ra z two­ich pra­przod­kiń
wyobra­ża­ła sobie podob­ną przy­szłość:
skła­da­ne sto­li­ki, zawa­lo­ne
pół­fa­bry­ka­ta­mi pod ciśnie­niem

a ty, nie­po­cie­szo­na, odwró­co­na ple­ca­mi
do tego wszyst­kie­go, opa­dła z sił,
wypi­jasz zlęk­nio­ny łyk
jedy­nie kawy z cukrem,

po czym od nowa przy­kle­jasz nogi
do swe­go owal­ne­go okna,
któ­re – uwierz mi – nigdy
się przed tobą nie otwo­rzy.

Mały owad z wątłą ssaw­ką
i nie­po­trzeb­ny­mi krysz­ta­ło­wy­mi skrzy­dła­mi,
nawet Jonasz nie czuł się
tak samot­ny w brzu­chu wie­lo­ry­ba.

I jeśli samo­lot przy­pad­kiem spad­nie
na śro­dek wiel­kie­go oce­anu,
jedy­nie two­je czte­ro­gło­sko­we cia­ło
nie zosta­nie odna­le­zio­ne, mucho.


Sonet dla gołębi

Żywe mar­twe mar­ne brud­ne beto­no­we pta­ki
zma­to­wio­ne pió­ra szkla­ne czer­wo­ne oczy
krót­kie zde­ge­ne­ro­wa­ne para­li­tycz­ne nogi kule­ją bru­dzą
para­pe­ty dachy kana­ły podwó­rza
tar­go­wi­ska pla­ce chod­ni­ki śmiet­ni­ki auto­stra­dy
dzio­bią zjeł­cza­ły sple­śnia­ły chleb poły­ka­ją
pla­stik folię szkło pęk­nię­te pre­zer­wa­ty­wy
cho­ro­by cho­ro­by cho­ro­by cho­ro­by cho­ro­by cho­ro­by
bez­gło­śnie umie­ra­ją roz­dar­te roz­je­cha­ne
jeli­ta ser­ca pió­ra krew mózg kości
zdrę­twia­łe spo­nie­wie­ra­ne tru­py ścier­wo
wszę­dzie widocz­ne nie­wi­dzial­ne jed­no­cze­śnie
jedzą lecą zno­szą sra­ją giną gni­ją
żywe mar­twe mar­ne brud­ne beto­no­we pta­ki


Dziobak

Kie­dy stwa­rzał mnie Bóg, zabra­kło prą­du.

„Boże, cze­mu to zawsze mi przy­tra­fia­ją się
takie rze­czy?” – spy­ta­łem Boga w ciem­no­ści.

Bóg dotknął po omac­ku mojej sier­ści
swo­ją spo­co­ną labo­ra­to­ryj­ną ręką, wyma­cał
mój ogon bobra, bło­nę na moich
nogach, a potem, jak­by prze­czu­wa­jąc
nie­uda­ny eks­pe­ry­ment, roz­trzę­sio­ny

pogła­skał mój pokracz­ny dziób. Jego ręka
odsko­czy­ła prze­ra­żo­na.

Prze­klę­ta elek­trycz­ność! – wymam­ro­tał
w ciem­no­ści. – W tym zapo­mnia­nym przez boga
kra­ju nie mogę nawet zwie­rzę­cia stwo­rzyć
jak czło­wiek. Nie ma prą­du, nie ma wody,
nie ma pie­nię­dzy na naukę i kul­tu­rę”.

Sły­sza­łem, jak Bóg odda­la się pospiesz­nym
kro­kiem. Nastą­pi­ły bły­ska­wi­ce (kru­sze­nie
nie­bie­skich kolb i pro­bó­wek) i hura­gan
wście­kle zatrza­ski­wa­nych drzwi.

Zosta­łem sam w ciem­no­ści. Byłem na gra­ni­cy
pła­czu, ale Bóg zapo­mniał
zro­bić mi kana­li­ki łzo­we. Wysze­dłem
do ogro­du, gdzie blask księ­ży­ca
jak wil­got­ny ręcz­nik odświe­żał
roz­go­rącz­ko­wa­ną skó­rę pej­za­żu. Cisza.
Powy­krzy­wia­ne cie­nie drzew. Pomy­śla­łem
o tych wszyst­kich zwie­rzę­tach uro­dzo­nych
pod nie­szczę­śli­wą gwiaz­dą. O spa­ra­li­żo­wa­nych,
sie­ro­tach, śle­pych, o tych, któ­rzy
nie zoba­czą świa­tła, nawet jeśli znów
kie­dyś pusz­czą prąd. Wyklu­ty z jaja,
ssą­cy mle­ko, wiem, co to zna­czy
nie przy­na­le­żeć. I tu… albo tam…
ten wiersz zosta­nie
niedokończony…_


Undergroundowy wiersz dla pewnego kreta

Spo­glą­dam w czar­ne lustro. Koro­ny z korze­ni
rosną w pulch­nym powie­trzu. W czar­no­zie­mi­stym nie­bie czer­wie
szy­bu­ją swo­bod­nie i śpie­wa­ją czer­wo­na­we pio­sen­ki.
Jest pięk­nie. Gdzie byś się nie obró­cił
nicze­go nie widać i dla­te­go widzisz wszę­dzie
i wszyst­ko: na dnie każ­dej błot­nej dziu­ry
sto­ję ja na dachu dra­pa­cza chmur.
Resz­ta to kłam­stwa: jakaś rze­ka zapo­mnie­nia,
prze­woź­nik, mone­ta za prze­pra­wę, cie­nie
uko­cha­nych ludzi, któ­rzy już nigdy
nie powró­cą. Łzy, łzy, łzy.
Głup­stwa. Pła­czę tyl­ko po to, by zmięk­czyć
zie­mię, by łatwiej kopać. Tune­le
są pępo­wi­ną moje­go szczę­ścia.
A śmierć jest nie tu, jest zawsze tam,
po dru­giej stro­nie tego, co po dru­giej stro­nie, gdzie
łopa­ty są bez­u­ży­tecz­ne. Jest dzieć­mi,
któ­re bawią się w cho­wa­ne­go, lecz znaj­du­ją
kre­ta w otwar­tej trum­nie świa­tła
pośród łąki i świec z dmu­chaw­ców.
„Ojej, mar­twy kret” – mówią mar­twe dzie­ci.


Założenia nosorożca

Załóż­my, że jestem noso­roż­cem.
Załóż­my, że jestem żeń­skim noso­roż­cem.
Załóż­my, że jestem zamknię­ta
w ogro­dzie zoo­lo­gicz­nym w Sofii, w Buł­ga­rii.
Załóż­my, że żywię się sło­mą i lucer­ną.
Załóż­my, że mam osiem lat.
Załóż­my, że lubię się tarzać w bło­cie,
by chro­nić się przed ostry­mi pro­mie­nia­mi
słoń­ca i gry­zą­cy­mi owa­da­mi.
Załóż­my, że na hory­zon­cie widzę górę Wito­szy,
któ­ra męt­nie przy­po­mi­na Kili­man­dża­ro.
Załóż­my, że moi krew­ni żyją
w Indiach i Indo­ne­zji, jak rów­nież w RPA,
wszyst­kich kra­jach, któ­rych nie widzia­łam
i nie mam chę­ci zoba­czyć.
Załóż­my, że jestem zagro­żo­nym gatun­kiem zwie­rząt.
Załóż­my, że uno­szę ogon w nie­bez­pie­czeń­stwie.
Załóż­my, że każ­de­go dnia spa­ce­ru­ję
po pla­cu oddzie­lo­nym od zwie­dza­ją­cych głę­bo­kim rowem.
Załóż­my, że zwie­dza­ją­cy mnie widzą
a ja widzę ich, mimo sła­be­go wzro­ku.
Załóż­my, że moim sąsia­dem jest słoń.
Załóż­my, że słoń jest nie­zno­śnym sąsia­dem.
Załóż­my, że słoń w tajem­ni­cy marzy o uciecz­ce,
myśląc, że ist­nie­je świat lep­szy niż te.
Załóż­my, że nie podzie­lam marzeń sło­nia.
Załóż­my, że zewnętrz­ny świat
jest tak napraw­dę kolej­nym zoo.
Załóż­my, że inte­re­su­ję się filo­zo­fią,
ale nie zno­szę więk­szo­ści filo­zo­fów.
Załóż­my, że inte­re­su­ję się fizy­ką.
Załóż­my, że zie­mia jest okrą­gła
i krę­ci się wokół Słoń­ca, gwiaz­dy typu G2.
Załóż­my, że przy­cią­ga­nie ziem­skie jest rów­ne 9,8 m/s2.
Załóż­my, że zero abso­lut­ne to –273,15°C.
Załóż­my, że śle­dzę sytu­ację poli­tycz­ną,
mimo że noso­roż­ce nie mogą gło­so­wać.
Załóż­my, że 11 wrze­śnia 2001 roku
ter­ro­ry­ści ude­rzy­li dwo­ma rej­so­wy­mi samo­lo­ta­mi
w Świa­to­we Cen­trum Han­dlu w Nowym Jor­ku
i że widział to cały świat.
Załóż­my, że ponad pół milio­na ludzi
zgi­nę­ło w woj­nie w Ira­ku, do teraz.
Załóż­my, że lodow­ce się topią,
a glo­bal­ne tem­pe­ra­tu­ry dra­stycz­nie rosną
w wyni­ku efek­tu cie­plar­nia­ne­go.
Załóż­my, że pusz­cza ama­zoń­ska jest wyci­na­na.
Załóż­my, że buł­gar­skie lasy są wyci­na­ne.
Załóż­my, że nie lubię poezji poli­tycz­nej
i ten wiersz nie jest poli­tycz­ny.
Załóż­my, że jestem głod­na.
Załóż­my, że chło­pak, któ­ry się mną opie­ku­je
idzie do mnie ze sło­mą i lucer­ną.
Załóż­my, że ten chło­pak mnie kocha.


Tygrys ludojad

Z moich ust zwi­sa­ją ludz­kie wnętrz­no­ści. Jestem
prze­ni­co­wa­nym czło­wie­kiem. Ser­ce mi krwa­wi przed oczy­ma,
moje kości bie­lą się na sto­sie przede mną. Tak oto
widzę sie­bie z boku, wycią­gam to, co naj­bar­dziej oso­bi­ste
na pokaz, a potem sam się zja­dam. Czy to dla­te­go

nazy­wa­ją mnie tygry­sem ludo­ja­dem i tak bar­dzo się mnie
boją? Robią tro­fea z mojej wygar­bo­wa­nej skó­ry,
by udo­wod­nić, że w środ­ku jestem cał­kiem pusty, pod­czas
gdy oni prze­cha­dza­ją się wokół mnie jak obdar­te tygry­sy.

Albo zamy­ka­ją mnie w klat­ce, gdzie pcha­ją we mnie
woło­wi­nę w nadziei, że znów zmie­nią mnie w bestię.
Na próż­no. Sko­ro raz spró­bo­wa­łem deli­kat­ne­go ludz­kie­go mię­sa,
na zawszę pozo­sta­nę czło­wie­kiem. Za kra­ta­mi
z żela­za moje kra­to­wa­ne prę­gi przy­po­mi­na­ją im,

że w środ­ku wszyst­ko jest takie samo,
że nie­ba­wem, cał­kiem nie­ba­wem, będą musie­li mnie zjeść.

 

belka_2

O autorach i autorkach

Dymityr Kenarow

Urodził się w 1981 roku. Bułgarski dziennikarz, poeta, pisarz i tłumacz. Wychowany w Sofii, absolwent Middlebury College oraz Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. Autor dwóch nagradzanych i komentowanych tomów poetyckich: Podróż do kuchni (2004) oraz Zwierzęta apokryficzne (2010). Swoje teksty publicystyczne, reportaże oraz dzienniki z podróży publikował m.in. w „Esquire”, „Nation”, „Foreign Policy”, „New York Times”, „New Yorker”, „Boston Review”, „The International Herald Tribune”. W 2023 roku w Bułgarii ukazał się jego zbiór reportaży z krajów byłej Jugosławii: Dyktatorzy, traktory i inne przygody. Autor jest członkiem bułgarskiego oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Europejskich (AEJ) oraz amerykańskiego PEN Clubu.

Magdalena Pytlak

Urodziła się w 1981 roku. Bułgarystka, slawistka, doktorka literaturoznawstwa, tłumaczka literacka. Na co dzień pracuje w Instytucie Filologii Słowiańskiej UJ, gdzie wykłada współczesną literaturę i kulturę bułgarską oraz translatorykę. Ma na swoim koncie kilka nominacji oraz nagród za przekład, m.in. nominacje do Nagrody Literackiej Gdynia (2018 i 2019), nagrodę „Literatury na Świecie” oraz Literacką Nagrodę Europy Środkowej Angelus. Należy do Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury.

Powiązania

Pozwalam każdemu z języków by mnie poprowadził

wywiady / o książce Dymityr Kenarow Magdalena Pytlak

Roz­mo­wa Mag­da­le­ny Pytlak z Dymi­ty­rem Kena­ro­wem, towa­rzy­sza­ca pre­mie­rze książ­ki Zwie­rzę­ta apo­kry­ficz­ne Dymi­ty­ra Kena­ro­wa w tłu­ma­cze­niu Mag­da­le­ny Pytlak, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 1 kwiet­nia 2024 roku.

Więcej

Zwierzęta apokryficzne (1)

utwory / zapowiedzi książek Dymityr Kenarow Magdalena Pytlak

Frag­men­ty książ­ki Zwie­rzę­ta apo­kry­ficz­ne Dimi­ty­ra Kena­ro­wa w tłu­ma­cze­niu Mag­da­le­ny Pytlak, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 1 kwiet­nia 2024 roku.

Więcej

Wieloryb jako katedra

recenzje / ESEJE

Recen­zja Syl­wii Sie­dlec­kiej, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Zwie­rzę­ta apo­kry­ficz­ne Dymi­ty­ra Kena­ro­wa w tłu­ma­cze­niu Mag­da­le­ny Pytlak, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 1 kwiet­nia 2024 roku.

Więcej

Pozwalam każdemu z języków by mnie poprowadził

wywiady / o książce Dymityr Kenarow Magdalena Pytlak

Roz­mo­wa Mag­da­le­ny Pytlak z Dymi­ty­rem Kena­ro­wem, towa­rzy­sza­ca pre­mie­rze książ­ki Zwie­rzę­ta apo­kry­ficz­ne Dymi­ty­ra Kena­ro­wa w tłu­ma­cze­niu Mag­da­le­ny Pytlak, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 1 kwiet­nia 2024 roku.

Więcej

Zwierzęta apokryficzne (1)

utwory / zapowiedzi książek Dymityr Kenarow Magdalena Pytlak

Frag­men­ty książ­ki Zwie­rzę­ta apo­kry­ficz­ne Dimi­ty­ra Kena­ro­wa w tłu­ma­cze­niu Mag­da­le­ny Pytlak, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 1 kwiet­nia 2024 roku.

Więcej

Wieloryb jako katedra

recenzje / ESEJE

Recen­zja Syl­wii Sie­dlec­kiej, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Zwie­rzę­ta apo­kry­ficz­ne Dymi­ty­ra Kena­ro­wa w tłu­ma­cze­niu Mag­da­le­ny Pytlak, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 1 kwiet­nia 2024 roku.

Więcej