
O krok od porcelany
recenzje / ESEJE Agnieszka WaligóraRecenzja Agnieszki Waligóry, towarzysząca premierze książki Połów. Poetyckie i prozatorskie debiuty 2023, która ukaże się 1 lipca 2024 roku.
WięcejRecenzja Agnieszki Waligóry, towarzysząca premierze książki Zmieszane (2000–2025) Joanny Mueller, wydanej w Biurze Literackim 2 czerwca 2025 roku.
Wybór wierszy Joanny Mueller Zmieszane, zbierający jej dorobek twórczy od samych początków aż do jeszcze nieoficjalnej przyszłości (tekstów nowych, niepublikowanych), nie stanowi zwykłego podsumowania pewnego etapu twórczości (w tym wypadku – dwudziestu pięciu lat) czy antologii przekrojowej; wpisuje się natomiast w niezbyt jeszcze popularne, ale zauważalne wśród osób piszących gesty wywracania swoich dawnych utworów i wplatania ich w nowe porządki. Przykładem takich działań byłyby publikacje poetyckie Andrzeja Sosnowskiego, od pewnego czasu zbierające raczej przedruki niż premierowe teksty (jakby w Rimbaudowskim geście odmowy pisania, gdy wali się świat); całkiem niedawno pojawił się też nakładem PIW zbiór wierszy kojarzonej z pokoleniem Nowej Prywatności Anny Janko pod tytułem Załamanie pogody, w którym autorka zdecydowała się wprowadzić alternatywny podział swoich tekstów, stanowiący lakoniczny, ale wyrazisty komentarz wobec ich charakteru.
Podobne działania stają przed zagrożeniem etycznej wątpliwości – sprzedawanie starych formuł pod nowymi szyldami okazać się może łudzące, a poetycki recykling zamiast drugiego życia oferuje czasem upiorną niechęć do akceptacji przemijania. Wskazane książki raczej wymykają się jednak tej pułapce – każda na swój sposób – robiąc konceptualne fikołki, a przy tym stanowiąc także dosyć prostą konsekwencję niedostępności starych tomów poetyckich w księgarniach i okazję do wprowadzenia nasuwających się z dzisiejszej perspektywy poprawek. Stare staje się zatem nowym, niekoniecznie jednak w trybie podporządkowywania poezji nieuchronnym wymaganiom rynku i reklamy, gdzie najbardziej chwytliwa jest innowacyjność; to, co dawne, można odświeżyć czy nawet wskrzesić, jednak nie po to, by wywoływać duchy przeszłości, ale by raz jeszcze krytycznie się mu przyjrzeć i ukształtować ponownie.
W przypadku Joanny Mueller ów mechanizm zadziałał podwójnie: poetka zdecydowała się nie przedrukowywać znanych tekstów w nowym opakowaniu, tylko wykorzystać otwartą przestrzeń do wydobycia tego, co w odbiorze jej twórczości niegdyś umykało. Wiersze autorki zostały tu zatem wrzucone do wspólnego worka (zdaję sobie sprawę, że określenie to zwykle jawi się jako nacechowane negatywnie, ale w tym wypadku pozbawione jest owego wydźwięku), maszyny losującej czy książkowego kalejdoskopu, aby móc nieco nimi potrząsnąć i sprawdzić, jaka w efekcie ułoży się konstelacja. Nie podejrzewam w tym miejscu autorki o przypadkowość doboru: widzę natomiast w Zmieszanych pewien rodzaj zabawy, rozumianej jako swobodne, ciekawskie i otwarte podejście do tekstów, które w innym towarzystwie mają szansę zagrać z odmienną energią i werwą. Wiersze gubią zatem swój wcześniejszy porządek i składają ponownie, teksty z Somnambóli fantomowych wyrastają obok tych z Truli, a Wylinki mieszają się z Histą & her sistą: czasem w nieco zmienionej formie, z liftingiem interpunkcji, dokręconymi śrubkami, podmianą rekwizytu, czasem zaś w tej dobrze znanej, swojskiej, ale jakby z nowym duchem.
Z jednej strony obnaża to materialność omawianej twórczości: pisano o tej cesze tyle razy, że pozwolę sobie tylko przypomnieć pojęcie somatopoetyki, czyli badania relacji pomiędzy ciałem a tekstem. Pisarstwo Mueller jest somatyczne w chyba każdym tego słowa znaczeniu – wiersze odwołują się do ciał jawnie, poprzez problematykę macierzyństwa, wykluczenia kobiet, nieustannych powrotów do „ja” jako centrum dowodzenia, ale też bardziej subtelnie, poprzez swoje kształty, wygięcia czy załamania. Materialność ta bywa kanciasta czy najeżona, trafiają się w niej ości, igły i klocki lego, na które następujemy gołą stopą, czasem słowa zatrzymują nas i spowalniają, deformując i rozchwiewając składnię. Ale bywa ona też krucha i łagodna, a także – co w interpretacjach twórczości pisarki raczej się nie pojawiało – zadziwiająco opływowa. Zmieszane pokazują tę jej nieco przyczajoną cechę w pełni, począwszy od oceanicznej, wodnej okładki i marynistycznego motta całości, zaczerpniętego z Adrienne Rich w przekładzie Jakuba Głuszaka:
Schodzę.
Szczebel po szczeblu, a
wciąż zatopiona w tlenie,
niebieskim świetle,
przejrzystych atomach
ludzkiego powietrza.
Schodzę.
Przez płetwy kuleję,
spełzam po drabince jak owad,
i nie ma komu
powiedzieć mi, kiedy ocean
się zacznie.
Także dalej pojawia się sporo motywów akwatycznych: przechwycony kilwater („kill-father-land”), wody płodowe i woda nabierana w usta w przymusie milczenia, jesiotry w jesionkach, piraci dobrej roboty (bo w Zmieszanych znajduje się też miejsce dla tekstów kierowanych do dzieci), wiry i przepływy. Tym samym wątki obecne w twórczości autorki od lat, a dostrzeżone stosunkowo niedawno, wypływają tu na powierzchnię i dryfują w bezpiecznej przestrzeni: nagle bowiem okazuje się, że „stara” twórczość Mueller nigdy nie była, jak to czasem sugerowano, eskapistyczna, skupiona wyłącznie na języku i jego szalonych łamańcach. Wręcz przeciwnie: była przede wszystkim nurtem, który doprowadził do tego, jak autorka pisze dzisiaj, nurtem być może cichym, a jednak stałym i rozlewającym coraz szerzej. Zmieszane, łącząc teksty z różnych okresów, pokazują, jak nietrafione było założenie, że poetka dopiero w pewnym momencie wyszła ku światu: była w nim od zawsze, zawsze powracając do ciał i ich różnorodnych uwikłań. Owemu konsekwentnemu ruchowi patronuje zaś idea głębi, pozbawiona jednak pretensjonalnych skojarzeń: w wir rzeczywistości schodziło się po prostu coraz niżej, wciągając w niego to, co było, jest i co dopiero nadejdzie.
Wir-miks wierszy Joanny Mueller jest przy tym absolutnie nieoczywisty, bo chociaż nowo ułożone teksty zostały podzielone na rozdziały czy też tematyczne bloki, ich hasła przewodnie bywają enigmatyczne. Pierwszą z owych części jest „Hierodula/L4” – hierodula to gatunek modliszki: gdzieś w serii objętych tym tytułem tekstów dzwonią wątki feministyczne, pojawia się Joanna d’Arc, jej alter ego „arc d’joan” i inne siłą uciszane podmiotki, którym nieustannie się tu przypomina, że cisza jest tylko jedną z opcji (i że, tu rozszczelniam interpretację akwatyczną, na stosie można spłonąć lub go rozpalić). Otwarcie tomu wydaje się zatem partyturą do galopującej dalej całości – modliszki dopiero szykują się do skoku. W tej części znalazł się jeden z moich ulubionych wierszy autorki, atomówkowa, dziecięco-dorosła „Przebudzanka dla córek (new nursery rhyme/łżetłumaczenie)”, oryginalnie zawarta w Hiście:
What are little girls made of? / Z czego zrobiono dziewczynki małe?
What are little girls made of? / Z czego zrobiono dziewczynki małe?
Sugar and spice and all that’s nice, / Z mocy, wolności, poczucia wartości,
And that are little girls made of. / Z tego zrobione są całe.
[przekład nie przez kolano]
Tytuły późniejszych części niekiedy dość wyraźnie wskazują, co zacz („Formówka, zgłębnik, wytrawiacz”; „Eskapiki i neurascenki”; „Szwendolino”; „Kiedy stałam się panią Ramsay?” z czytelnym odwołaniem do Virginii Woolf czy „Musimy zamykać system”). Innym zaś razem potrafią kompletnie zafrasować („Wywrotowy potencjał kosmyka”, „Dodatek osłonowy”). Oczywiście, ich motywy przewodnie dają się odszyfrować po wnikliwej lekturze: rzecz jednak w tym, że chyba nie szyfrowanie było tu głównym celem, bo w przypadku podziału tomu mówimy zasadniczo o przeakcentowaniach, nowych połączeniach i podkręceniu danych melodii, nie zaś o radykalnych zmianach kursu i szaleństwie katalogowania. Dla ciekawskich na końcu książki zamieszczono dwa osobne spisy treści – „Rejestr było nie jest (spis z osi czasu)”, zawierający adnotacje, z jakich tomów pochodzą dane wiersze, oraz „Nowe rozdanie (spis po tasowaniu)”.
Zmieszane nie stanowią zatem filologicznej podkładki do studiowania historii literatury polskiej – wiersze bywają zmieniane, uzupełniane, rozbudowywane (choć z pewnością można byłoby się ubawić sprawdzaniem każdego tekstu w kontekście pierwodruku i zastanawianiem, skąd i po co dana zmiana w układzie – byłoby to właściwie świetne ćwiczenie dla osób studiujących rozmaite filologie…). Nie stanowią też klasycznej retrospekcji czy wskrzeszania widm. Określiłabym je raczej – oczywiście w ramach absolutnie czytelnego dla fanek Jamesa Bonda porównania – książką wstrząśniętą, a w pewnym sensie i wstrząsającą.
Dlaczego? Dlatego, że zdają się one – powtórzę – wyciągać na wierzch i jak na dłoni pokazywać to, co było od początku cechą pisarstwa Mueller, a dopiero w pewnym momencie zostało powszechnie dostrzeżone przez krytykę: jest to twórczość niezwykle polityczna, blisko łącząca się ze światem, rozpracowująca język na stu różnych poziomach, zawsze jednak na bazie jego współgrania z rzeczywistością. Odsuwam z pola widzenia kratylejskie utopie i antyutopie: chodzi tu o poetykę, która nie opisuje dyskursu, a go aplikuje, rozgrywa i rozkręca. Zmieszane jasno dają do zrozumienia, że twórczość autorki jest eksperymentatorska i skupiona na rozmaitych uwarunkowaniach podmiotki – dwa krytyczne wytrychy, którymi kiedyś przyjęło się tę poezję podważać, ale tym podważeniom można pokazać „Zamek typu Gerda”. Są to bowiem eksperymenty i skupienia zawsze uwspólniające doświadczenia, głęboko wwiercające się w fundamenty świata, wpływające w jego szczeliny i destabilizujące starą całość na rzecz nowych konstrukcji.
Zmieszane oferują więc wstrząśnięcie porządków krytycznych i lekturowych i ich nową propozycję. Czy zawsze są to teksty ładne? Nie zawsze. Czy są to teksty trudne? Z pewnością bywają i takie. Przede wszystkim jednak pozostają wiecznie wstrząsające. Nie w sensie oferowania taniego dreszczyku emocji, a raczej w trybie naruszania posad, by zbudować je na nowo lub przeciwnie, umocnić. Owymi posadami są zaś u Mueller różnorodnie postrzegane wspólnoty, przez których pola podmiotka przeprawia się tu czasem sama lub z ciałem ze swojego ciała, a czasem ze stadem innych herstoryczek i histeryczek; zawsze jednak ze świadomością, po co i dla kogo idzie.
Przeprawiona przez owe przestrzenie i zaprawiona już w boju podmiotka wieńczy wstrząśnięte Zmieszane wierszem z Histy & her sisty, „Warum”:
ja tylko chciałam
mieć większy udział
w sobie samej
[wypis]
Brzmiałby on może eskapistycznie i egocentrycznie, gdyby nie był podsumowaniem pracy wykonywanej przez tę i inne poetki przez kilka ostatnich dziesięcioleci: streszczeniem nieustającego wysiłku obrony podmiotowości, próbą zbudowania niezależnej wspólnoty z głosami wolnymi i uwalniającymi. Zwracam też uwagę na metaforę udziału: nastawienie bohaterki jawnie opiera się nie tylko bierności, lecz także wyzyskowi, jakkolwiek chcielibyśmy go rozumieć.
„Warum” ustawia się zresztą w finale Zmieszanych obok dwóch innych wierszy zamykających, zbierających i wypisujących. Ich wypis nie stanowi jednak ucieczki; nie jest też sygnałem fragmentaryczności, lecz stawia kropkę na mecie dotychczasowej drogi. Pierwsza z triady jest „antyfona na wyjście” z najnowszych Truli, dedykowana „sis B.”:
o ile jedną z nas wyprowadzę na światło warto
jeśli rozprężę wdrukowane kraty i wpuszczę oddech warto
kiedy wezmę na tymczas a ty w wers się wciśniesz jak w intimate bag
gdy ci znajdę poszycie w błękicie szczelne ku bezczelnym wyprawom
choć toniesz lub płoniesz w reakcji wiej lub walcz warto
skoro wyrwę cię z wnyków znękaną schron ulepię skundlonej
w sztok sztachniemy się petrichorem wbrew natarciom
choć rozjemczyni co rozłam czyni zarobi fangę
manto i manko pisz klucz to otwartość o tyle warto
Pomiędzy „antyfoną” a „Warum” pojawia się natomiast „niechaj (wszystko jeszcze)” z Wylinek ze znaczącym początkiem: „wciąż jeszcze nie wysnułam snu o zaniechaniu”. Wylinki to, przypomnę, rok 2010. Od wydania tego wiersza mija piętnaście lat i pod kątem idei nie zmienia się nic, choć pod kątem stylu, tematyki i podejścia poetka zmienia się nieustannie, rozbudowując swój projekt oparty na komplementarnych gestach demaskacji i odbudowy. Zaniechań nie ma tu jednak w dalszym ciągu: brak wypisów innych niż te, które pozwalają nam uciec od przemocy. Tylko takim ucieczkom służą kolejne wymyki, łuki i wuefy w omawianej poezji – nigdy nie stronią one od świata. Wręcz przeciwnie: Joanna Mueller wyprowadza nas na otwartą przestrzeń, na otwartą głębię, i sugeruje, że nie musi nas ograniczać horyzont. Dla nas, w naszym imieniu owe ograniczenia piratka dobrej roboty nieustannie ściąga, obnaża i rozmontowuje.
Literaturoznawczyni, krytyczka literacka i tłumaczka. Ukończyła filologię polską i filozofię. W 2022 roku obroniła na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu rozprawę doktorską poświęconą metarefleksyjności polskiej poezji najnowszej. Jej zainteresowania badawcze koncentrują się głównie wokół metodologii badań literackich, liryki XX i XXI wieku (jej kontekstów teoretycznych, filozoficznych i politycznych) oraz przekładoznawstwa. Laureatka Diamentowego Grantu na lata 2018-2022. Redaktorka naukowa książki Nowy autotematyzm? Metarefleksja we współczesnej humanistyce (Poznań 2021). Autorka monografii Nowy autotematyzm? Metarefleksja w poezji polskiej po roku 1989 (Kraków 2023). Teksty naukowe publikowała między innymi w „Porównaniach”, „Forum Poetyki”, „Wielogłosie”, „Przekładańcu” i „Przestrzeniach Teorii” oraz w monografiach wieloautorskich. Jej teksty krytyczne można znaleźć m. in. w „Twórczości”, „ArtPapierze”, „Kontencie”, „Notatniku Literackim” czy „Czasie Kultury”. Stale współpracuje z Wydawnictwem WBPiCAK w Poznaniu oraz angażuje się w poznańskie i ogólnopolskie życie literackie i kulturalne jako animatorka czy prowadząca spotkania autorskie. (Współ)tłumaczyła na polski teksty Elaine Showalter, Emily Apter i Rity Felski.
Recenzja Agnieszki Waligóry, towarzysząca premierze książki Połów. Poetyckie i prozatorskie debiuty 2023, która ukaże się 1 lipca 2024 roku.
WięcejRecenzja Agnieszki Waligóry, towarzysząca premierze książki Czerwony śliski pałac Ievy Toleikytė w tłumaczeniu Dominiki Jagiełki, wydanej w Biurze Literackim 5 lutego 2024 roku.
WięcejRecenzja Agnieszki Waligóry, towarzysząca premierze książki jesteśmy pierwszą ciemnością tego lata Oli Lewandowskiej, wydanej w Biurze Literackim 15 stycznia 2024 roku.
WięcejCzytanie z książki Zmieszane (2020–2025) z udziałem Joanny Mueller w ramach festiwalu TransPort Literacki 30. Muzyka Antonina Car.
WięcejCzterdziesty drugi odcinek z cyklu „Rozmowy na koniec” w ramach festiwalu TransPort Literacki 30.
WięcejRozmowa Agaty Suwalskiej z Joanną Mueller, towarzysząca premierze książki Zmieszane (2000–2025) Joanny Mueller, wydanej w Biurze Literackim 2 czerwca 2025 roku.
Więcej