teksty / Esej

Wstrząśnięte. Zmieszane 2000–2025 Joanny Mueller

Agnieszka Waligóra

Recenzja Agnieszki Waligóry, towarzysząca premierze książki Zmieszane (2000–2025) Joanny Mueller, wydanej w Biurze Literackim 2 czerwca 2025 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Wybór wier­szy Joan­ny Muel­ler Zmie­sza­ne, zbie­ra­ją­cy jej doro­bek twór­czy od samych począt­ków aż do jesz­cze nie­ofi­cjal­nej przy­szło­ści (tek­stów nowych, nie­pu­bli­ko­wa­nych), nie sta­no­wi zwy­kłe­go pod­su­mo­wa­nia pew­ne­go eta­pu twór­czo­ści (w tym wypad­ku – dwu­dzie­stu pię­ciu lat) czy anto­lo­gii prze­kro­jo­wej; wpi­su­je się nato­miast w nie­zbyt jesz­cze popu­lar­ne, ale zauwa­żal­ne wśród osób piszą­cych gesty wywra­ca­nia swo­ich daw­nych utwo­rów i wpla­ta­nia ich w nowe porząd­ki. Przy­kła­dem takich dzia­łań były­by publi­ka­cje poetyc­kie Andrze­ja Sosnow­skie­go, od pew­ne­go cza­su zbie­ra­ją­ce raczej prze­dru­ki niż pre­mie­ro­we tek­sty (jak­by w Rim­bau­dow­skim geście odmo­wy pisa­nia, gdy wali się świat); cał­kiem nie­daw­no poja­wił się też nakła­dem PIW zbiór wier­szy koja­rzo­nej z poko­le­niem Nowej Pry­wat­no­ści Anny Jan­ko pod tytu­łem Zała­ma­nie pogo­dy, w któ­rym autor­ka zde­cy­do­wa­ła się wpro­wa­dzić alter­na­tyw­ny podział swo­ich tek­stów, sta­no­wią­cy lako­nicz­ny, ale wyra­zi­sty komen­tarz wobec ich cha­rak­te­ru.

Podob­ne dzia­ła­nia sta­ją przed zagro­że­niem etycz­nej wąt­pli­wo­ści – sprze­da­wa­nie sta­rych for­muł pod nowy­mi szyl­da­mi oka­zać się może łudzą­ce, a poetyc­ki recy­kling zamiast dru­gie­go życia ofe­ru­je cza­sem upior­ną nie­chęć do akcep­ta­cji prze­mi­ja­nia. Wska­za­ne książ­ki raczej wymy­ka­ją się jed­nak tej pułap­ce – każ­da na swój spo­sób – robiąc kon­cep­tu­al­ne fikoł­ki, a przy tym sta­no­wiąc tak­że dosyć pro­stą kon­se­kwen­cję nie­do­stęp­no­ści sta­rych tomów poetyc­kich w księ­gar­niach i oka­zję do wpro­wa­dze­nia nasu­wa­ją­cych się z dzi­siej­szej per­spek­ty­wy popra­wek. Sta­re sta­je się zatem nowym, nie­ko­niecz­nie jed­nak w try­bie pod­po­rząd­ko­wy­wa­nia poezji nie­uchron­nym wyma­ga­niom ryn­ku i rekla­my, gdzie naj­bar­dziej chwy­tli­wa jest inno­wa­cyj­ność; to, co daw­ne, moż­na odświe­żyć czy nawet wskrze­sić, jed­nak nie po to, by wywo­ły­wać duchy prze­szło­ści, ale by raz jesz­cze kry­tycz­nie się mu przyj­rzeć i ukształ­to­wać ponow­nie.

W przy­pad­ku Joan­ny Muel­ler ów mecha­nizm zadzia­łał podwój­nie: poet­ka zde­cy­do­wa­ła się nie prze­dru­ko­wy­wać zna­nych tek­stów w nowym opa­ko­wa­niu, tyl­ko wyko­rzy­stać otwar­tą prze­strzeń do wydo­by­cia tego, co w odbio­rze jej twór­czo­ści nie­gdyś umy­ka­ło. Wier­sze autor­ki zosta­ły tu zatem wrzu­co­ne do wspól­ne­go wor­ka (zda­ję sobie spra­wę, że okre­śle­nie to zwy­kle jawi się jako nace­cho­wa­ne nega­tyw­nie, ale w tym wypad­ku pozba­wio­ne jest owe­go wydźwię­ku), maszy­ny losu­ją­cej czy książ­ko­we­go kalej­do­sko­pu, aby móc nie­co nimi potrzą­snąć i spraw­dzić, jaka w efek­cie uło­ży się kon­ste­la­cja. Nie podej­rze­wam w tym miej­scu autor­ki o przy­pad­ko­wość dobo­ru: widzę nato­miast w Zmie­sza­nych pewien rodzaj zaba­wy, rozu­mia­nej jako swo­bod­ne, cie­kaw­skie i otwar­te podej­ście do tek­stów, któ­re w innym towa­rzy­stwie mają szan­sę zagrać z odmien­ną ener­gią i werwą. Wier­sze gubią zatem swój wcze­śniej­szy porzą­dek i skła­da­ją ponow­nie, tek­sty z Som­nambóli fan­to­mo­wych wyra­sta­ją obok tych z Tru­li, a Wylin­ki mie­sza­ją się z Histą & her sistą: cza­sem w nie­co zmie­nio­nej for­mie, z liftin­giem inter­punk­cji, dokrę­co­ny­mi śrub­ka­mi, pod­mia­ną rekwi­zy­tu, cza­sem zaś w tej dobrze zna­nej, swoj­skiej, ale jak­by z nowym duchem.

Z jed­nej stro­ny obna­ża to mate­rial­ność oma­wia­nej twór­czo­ści: pisa­no o tej cesze tyle razy, że pozwo­lę sobie tyl­ko przy­po­mnieć poję­cie soma­to­po­ety­ki, czy­li bada­nia rela­cji pomię­dzy cia­łem a tek­stem. Pisar­stwo Muel­ler jest soma­tycz­ne w chy­ba każ­dym tego sło­wa zna­cze­niu – wier­sze odwo­łu­ją się do ciał jaw­nie, poprzez pro­ble­ma­ty­kę macie­rzyń­stwa, wyklu­cze­nia kobiet, nie­ustan­nych powro­tów do „ja” jako cen­trum dowo­dze­nia, ale też bar­dziej sub­tel­nie, poprzez swo­je kształ­ty, wygię­cia czy zała­ma­nia. Mate­rial­ność ta bywa kan­cia­sta czy naje­żo­na, tra­fia­ją się w niej ości, igły i kloc­ki lego, na któ­re nastę­pu­je­my gołą sto­pą, cza­sem sło­wa zatrzy­mu­ją nas i spo­wal­nia­ją, defor­mu­jąc i roz­chwie­wa­jąc skład­nię. Ale bywa ona też kru­cha i łagod­na, a tak­że – co w inter­pre­ta­cjach twór­czo­ści pisar­ki raczej się nie poja­wia­ło – zadzi­wia­ją­co opły­wo­wa. Zmie­sza­ne poka­zu­ją tę jej nie­co przy­cza­jo­ną cechę w peł­ni, począw­szy od oce­anicz­nej, wod­nej okład­ki i mary­ni­stycz­ne­go mot­ta cało­ści, zaczerp­nię­te­go z Adrien­ne Rich w prze­kła­dzie Jaku­ba Głu­sza­ka:

Scho­dzę.
Szcze­bel po szcze­blu, a
wciąż zato­pio­na w tle­nie,
nie­bie­skim świe­tle,
przej­rzy­stych ato­mach
ludz­kie­go powie­trza.
Scho­dzę.
Przez płe­twy kule­ję,
speł­zam po dra­bin­ce jak owad,
i nie ma komu
powie­dzieć mi, kie­dy oce­an
się zacznie.

Tak­że dalej poja­wia się spo­ro moty­wów akwa­tycz­nych: prze­chwy­co­ny kil­wa­ter („kill-father-land”), wody pło­do­we i woda nabie­ra­na w usta w przy­mu­sie mil­cze­nia, jesio­try w jesion­kach, pira­ci dobrej robo­ty (bo w Zmie­sza­nych znaj­du­je się też miej­sce dla tek­stów kie­ro­wa­nych do dzie­ci), wiry i prze­pły­wy. Tym samym wąt­ki obec­ne w twór­czo­ści autor­ki od lat, a dostrze­żo­ne sto­sun­ko­wo nie­daw­no, wypły­wa­ją tu na powierzch­nię i dry­fu­ją w bez­piecz­nej prze­strze­ni: nagle bowiem oka­zu­je się, że „sta­ra” twór­czość Muel­ler nigdy nie była, jak to cza­sem suge­ro­wa­no, eska­pi­stycz­na, sku­pio­na wyłącz­nie na języ­ku i jego sza­lo­nych łamań­cach. Wręcz prze­ciw­nie: była przede wszyst­kim nur­tem, któ­ry dopro­wa­dził do tego, jak autor­ka pisze dzi­siaj, nur­tem być może cichym, a jed­nak sta­łym i roz­le­wa­ją­cym coraz sze­rzej. Zmie­sza­ne, łącząc tek­sty z róż­nych okre­sów, poka­zu­ją, jak nie­tra­fio­ne było zało­że­nie, że poet­ka dopie­ro w pew­nym momen­cie wyszła ku świa­tu: była w nim od zawsze, zawsze powra­ca­jąc do ciał i ich róż­no­rod­nych uwi­kłań. Owe­mu kon­se­kwent­ne­mu rucho­wi patro­nu­je zaś idea głę­bi, pozba­wio­na jed­nak pre­ten­sjo­nal­nych sko­ja­rzeń: w wir rze­czy­wi­sto­ści scho­dzi­ło się po pro­stu coraz niżej, wcią­ga­jąc w nie­go to, co było, jest i co dopie­ro nadej­dzie.

Wir-miks wier­szy Joan­ny Muel­ler jest przy tym abso­lut­nie nie­oczy­wi­sty, bo cho­ciaż nowo uło­żo­ne tek­sty zosta­ły podzie­lo­ne na roz­dzia­ły czy też tema­tycz­ne blo­ki, ich hasła prze­wod­nie bywa­ją enig­ma­tycz­ne. Pierw­szą z owych czę­ści jest „Hierodula/L4” – hie­ro­du­la to gatu­nek modlisz­ki: gdzieś w serii obję­tych tym tytu­łem tek­stów dzwo­nią wąt­ki femi­ni­stycz­ne, poja­wia się Joan­na d’Arc, jej alter ego „arc d’joan” i inne siłą uci­sza­ne pod­miot­ki, któ­rym nie­ustan­nie się tu przy­po­mi­na, że cisza jest tyl­ko jed­ną z opcji (i że, tu roz­sz­czel­niam inter­pre­ta­cję akwa­tycz­ną, na sto­sie moż­na spło­nąć lub go roz­pa­lić). Otwar­cie tomu wyda­je się zatem par­ty­tu­rą do galo­pu­ją­cej dalej cało­ści – modlisz­ki dopie­ro szy­ku­ją się do sko­ku. W tej czę­ści zna­lazł się jeden z moich ulu­bio­nych wier­szy autor­ki, ato­mów­ko­wa, dzie­cię­co-doro­sła „Prze­bu­dzan­ka dla córek (new nur­se­ry rhyme/łżetłumaczenie)”, ory­gi­nal­nie zawar­ta w Hiście:

What are lit­tle girls made of? / Z cze­go zro­bio­no dziew­czyn­ki małe?
What are lit­tle girls made of? / Z cze­go zro­bio­no dziew­czyn­ki małe?
Sugar and spi­ce and all that’s nice, / Z mocy, wol­no­ści, poczu­cia war­to­ści,
And that are lit­tle girls made of. / Z tego zro­bio­ne są całe.

[prze­kład nie przez kola­no]

Tytu­ły póź­niej­szych czę­ści nie­kie­dy dość wyraź­nie wska­zu­ją, co zacz („For­mów­ka, zgłęb­nik, wytra­wiacz”; „Eska­pi­ki i neu­ra­scen­ki”; „Szwen­do­li­no”; „Kie­dy sta­łam się panią Ram­say?” z czy­tel­nym odwo­ła­niem do Vir­gi­nii Woolf czy „Musi­my zamy­kać sys­tem”). Innym zaś razem potra­fią kom­plet­nie zafra­so­wać („Wywro­to­wy poten­cjał kosmy­ka”, „Doda­tek osło­no­wy”). Oczy­wi­ście, ich moty­wy prze­wod­nie dają się odszy­fro­wać po wni­kli­wej lek­tu­rze: rzecz jed­nak w tym, że chy­ba nie szy­fro­wa­nie było tu głów­nym celem, bo w przy­pad­ku podzia­łu tomu mówi­my zasad­ni­czo o prze­ak­cen­to­wa­niach, nowych połą­cze­niach i pod­krę­ce­niu danych melo­dii, nie zaś o rady­kal­nych zmia­nach kur­su i sza­leń­stwie kata­lo­go­wa­nia. Dla cie­kaw­skich na koń­cu książ­ki zamiesz­czo­no dwa osob­ne spi­sy tre­ści – „Rejestr było nie jest (spis z osi cza­su)”, zawie­ra­ją­cy adno­ta­cje, z jakich tomów pocho­dzą dane wier­sze, oraz „Nowe roz­da­nie (spis po taso­wa­niu)”.

Zmie­sza­ne nie sta­no­wią zatem filo­lo­gicz­nej pod­kład­ki do stu­dio­wa­nia histo­rii lite­ra­tu­ry pol­skiej – wier­sze bywa­ją zmie­nia­ne, uzu­peł­nia­ne, roz­bu­do­wy­wa­ne (choć z pew­no­ścią moż­na było­by się uba­wić spraw­dza­niem każ­de­go tek­stu w kon­tek­ście pier­wo­dru­ku i zasta­na­wia­niem, skąd i po co dana zmia­na w ukła­dzie – było­by to wła­ści­wie świet­ne ćwi­cze­nie dla osób stu­diu­ją­cych roz­ma­ite filo­lo­gie…). Nie sta­no­wią też kla­sycz­nej retro­spek­cji czy wskrze­sza­nia widm. Okre­śli­ła­bym je raczej – oczy­wi­ście w ramach abso­lut­nie czy­tel­ne­go dla fanek Jame­sa Bon­da porów­na­nia – książ­ką wstrzą­śnię­tą, a w pew­nym sen­sie i wstrzą­sa­ją­cą.

Dla­cze­go? Dla­te­go, że zda­ją się one – powtó­rzę – wycią­gać na wierzch i jak na dło­ni poka­zy­wać to, co było od począt­ku cechą pisar­stwa Muel­ler, a dopie­ro w pew­nym momen­cie zosta­ło powszech­nie dostrze­żo­ne przez kry­ty­kę: jest to twór­czość nie­zwy­kle poli­tycz­na, bli­sko łączą­ca się ze świa­tem, roz­pra­co­wu­ją­ca język na stu róż­nych pozio­mach, zawsze jed­nak na bazie jego współ­gra­nia z rze­czy­wi­sto­ścią. Odsu­wam z pola widze­nia kra­ty­lej­skie uto­pie i anty­uto­pie: cho­dzi tu o poety­kę, któ­ra nie opi­su­je dys­kur­su, a go apli­ku­je, roz­gry­wa i roz­krę­ca. Zmie­sza­ne jasno dają do zro­zu­mie­nia, że twór­czość autor­ki jest eks­pe­ry­men­ta­tor­ska i sku­pio­na na roz­ma­itych uwa­run­ko­wa­niach pod­miot­ki – dwa kry­tycz­ne wytry­chy, któ­ry­mi kie­dyś przy­ję­ło się tę poezję pod­wa­żać, ale tym pod­wa­że­niom moż­na poka­zać „Zamek typu Ger­da”. Są to bowiem eks­pe­ry­men­ty i sku­pie­nia zawsze uwspól­nia­ją­ce doświad­cze­nia, głę­bo­ko wwier­ca­ją­ce się w fun­da­men­ty świa­ta, wpły­wa­ją­ce w jego szcze­li­ny i desta­bi­li­zu­ją­ce sta­rą całość na rzecz nowych kon­struk­cji.

Zmie­sza­ne ofe­ru­ją więc wstrzą­śnię­cie porząd­ków kry­tycz­nych i lek­tu­ro­wych i ich nową pro­po­zy­cję. Czy zawsze są to tek­sty ład­ne? Nie zawsze. Czy są to tek­sty trud­ne? Z pew­no­ścią bywa­ją i takie. Przede wszyst­kim jed­nak pozo­sta­ją wiecz­nie wstrzą­sa­ją­ce. Nie w sen­sie ofe­ro­wa­nia tanie­go dresz­czy­ku emo­cji, a raczej w try­bie naru­sza­nia posad, by zbu­do­wać je na nowo lub prze­ciw­nie, umoc­nić. Owy­mi posa­da­mi są zaś u Muel­ler róż­no­rod­nie postrze­ga­ne wspól­no­ty, przez któ­rych pola pod­miot­ka prze­pra­wia się tu cza­sem sama lub z cia­łem ze swo­je­go cia­ła, a cza­sem ze sta­dem innych her­sto­ry­czek i histe­ry­czek; zawsze jed­nak ze świa­do­mo­ścią, po co i dla kogo idzie.

Prze­pra­wio­na przez owe prze­strze­nie i zapra­wio­na już w boju pod­miot­ka wień­czy wstrzą­śnię­te Zmie­sza­ne wier­szem z Histy & her sisty, „Warum”:

ja tyl­ko chcia­łam
mieć więk­szy udział
w sobie samej

[wypis]

Brzmiał­by on może eska­pi­stycz­nie i ego­cen­trycz­nie, gdy­by nie był pod­su­mo­wa­niem pra­cy wyko­ny­wa­nej przez tę i inne poet­ki przez kil­ka ostat­nich dzie­się­cio­le­ci: stresz­cze­niem nie­usta­ją­ce­go wysił­ku obro­ny pod­mio­to­wo­ści, pró­bą zbu­do­wa­nia nie­za­leż­nej wspól­no­ty z gło­sa­mi wol­ny­mi i uwal­nia­ją­cy­mi. Zwra­cam też uwa­gę na meta­fo­rę udzia­łu: nasta­wie­nie boha­ter­ki jaw­nie opie­ra się nie tyl­ko bier­no­ści, lecz tak­że wyzy­sko­wi, jak­kol­wiek chcie­li­by­śmy go rozu­mieć.

„Warum” usta­wia się zresz­tą w fina­le Zmie­sza­nych obok dwóch innych wier­szy zamy­ka­ją­cych, zbie­ra­ją­cych i wypi­su­ją­cych. Ich wypis nie sta­no­wi jed­nak uciecz­ki; nie jest też sygna­łem frag­men­ta­rycz­no­ści, lecz sta­wia krop­kę na mecie dotych­cza­so­wej dro­gi. Pierw­sza z tria­dy jest „anty­fo­na na wyj­ście” z naj­now­szych Tru­li, dedy­ko­wa­na „sis B.”:

o ile jed­ną z nas wypro­wa­dzę na świa­tło war­to
jeśli roz­prę­żę wdru­ko­wa­ne kra­ty i wpusz­czę oddech war­to
kie­dy wezmę na tym­czas a ty w wers się wci­śniesz jak w inti­ma­te bag
gdy ci znaj­dę poszy­cie w błę­ki­cie szczel­ne ku bez­czel­nym wypra­wom
choć toniesz lub pło­niesz w reak­cji wiej lub walcz war­to
sko­ro wyrwę cię z wny­ków znę­ka­ną schron ule­pię skun­dlo­nej
w sztok sztach­nie­my się petri­cho­rem wbrew natar­ciom
choć roz­jem­czy­ni co roz­łam czy­ni zaro­bi fan­gę
man­to i man­ko pisz klucz to otwar­tość o tyle war­to

Pomię­dzy „anty­fo­ną” a „Warum” poja­wia się nato­miast „nie­chaj (wszyst­ko jesz­cze)” z Wyli­nek ze zna­czą­cym począt­kiem: „wciąż jesz­cze nie wysnu­łam snu o zanie­cha­niu”. Wylin­ki to, przy­po­mnę, rok 2010. Od wyda­nia tego wier­sza mija pięt­na­ście lat i pod kątem idei nie zmie­nia się nic, choć pod kątem sty­lu, tema­ty­ki i podej­ścia poet­ka zmie­nia się nie­ustan­nie, roz­bu­do­wu­jąc swój pro­jekt opar­ty na kom­ple­men­tar­nych gestach dema­ska­cji i odbu­do­wy. Zanie­chań nie ma tu jed­nak w dal­szym cią­gu: brak wypi­sów innych niż te, któ­re pozwa­la­ją nam uciec od prze­mo­cy. Tyl­ko takim uciecz­kom słu­żą kolej­ne wymy­ki, łuki i wuefy w oma­wia­nej poezji – nigdy nie stro­nią one od świa­ta. Wręcz prze­ciw­nie: Joan­na Muel­ler wypro­wa­dza nas na otwar­tą prze­strzeń, na otwar­tą głę­bię, i suge­ru­je, że nie musi nas ogra­ni­czać hory­zont. Dla nas, w naszym imie­niu owe ogra­ni­cze­nia pirat­ka dobrej robo­ty nie­ustan­nie ścią­ga, obna­ża i roz­mon­to­wu­je.

O autorze

Agnieszka Waligóra

Literaturoznawczyni, krytyczka literacka i tłumaczka. Ukończyła filologię polską i filozofię. W 2022 roku obroniła na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu rozprawę doktorską poświęconą metarefleksyjności polskiej poezji najnowszej. Jej zainteresowania badawcze koncentrują się głównie wokół metodologii badań literackich, liryki XX i XXI wieku (jej kontekstów teoretycznych, filozoficznych i politycznych) oraz przekładoznawstwa. Laureatka Diamentowego Grantu na lata 2018-2022. Redaktorka naukowa książki Nowy autotematyzm? Metarefleksja we współczesnej humanistyce (Poznań 2021). Autorka monografii Nowy autotematyzm? Metarefleksja w poezji polskiej po roku 1989 (Kraków 2023). Teksty naukowe publikowała między innymi w „Porównaniach”, „Forum Poetyki”, „Wielogłosie”, „Przekładańcu” i „Przestrzeniach Teorii” oraz w monografiach wieloautorskich. Jej teksty krytyczne można znaleźć m. in. w „Twórczości”, „ArtPapierze”, „Kontencie”, „Notatniku Literackim” czy „Czasie Kultury”. Stale współpracuje z Wydawnictwem WBPiCAK w Poznaniu oraz angażuje się w poznańskie i ogólnopolskie życie literackie i kulturalne jako animatorka czy prowadząca spotkania  autorskie. (Współ)tłumaczyła na polski teksty Elaine Showalter, Emily Apter i Rity Felski.

Powiązania

O krok od porcelany

recenzje / ESEJE Agnieszka Waligóra

Recen­zja Agniesz­ki Wali­gó­ry, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Połów. Poetyc­kie i pro­za­tor­skie debiu­ty 2023, któ­ra uka­że się 1 lip­ca 2024 roku.

Więcej

Serce poezji

recenzje / ESEJE Agnieszka Waligóra

Recen­zja Agniesz­ki Wali­gó­ry, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Czer­wo­ny śli­ski pałac Ievy Tole­iky­tė w tłu­ma­cze­niu Domi­ni­ki Jagieł­ki, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 5 lute­go 2024 roku.

Więcej

Słodycz mroczna i zabójcza. „jesteśmy pierwszą ciemnością tego lata” Oli Lewandowskiej

recenzje / ESEJE Agnieszka Waligóra

Recen­zja Agniesz­ki Wali­gó­ry, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki jeste­śmy pierw­szą ciem­no­ścią tego lata Oli Lewan­dow­skiej, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 15 stycz­nia 2024 roku.

Więcej

Zmieszane (2020–2025)

nagrania / transPort Literacki Antonina Car Joanna Mueller

Czy­ta­nie z książ­ki Zmie­sza­ne (2020–2025) z udzia­łem Joan­ny Muel­ler w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 30. Muzy­ka Anto­ni­na Car.

Więcej

Rozmowy na koniec: odcinek 42 Joanna Mueller

nagrania / transPort Literacki Antonina Tosiek Joanna Mueller Laura Osińska

Czter­dzie­sty dru­gi odci­nek z cyklu „Roz­mo­wy na koniec” w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 30.

Więcej

Wywrotowy potencjał kosmyka

wywiady / o książce Agata Puwalska Joanna Mueller

Roz­mo­wa Aga­ty Suwal­skiej z Joan­ną Muel­ler, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Zmie­sza­ne (2000–2025) Joan­ny Muel­ler, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 2 czerw­ca 2025 roku.

Więcej