utwory / premiery w sieci

tajanie

Michał Dziedzic

Premierowy zestaw wierszy Michała Dziedzica tajanie. Wyróżnienie w ramach projektu „Pracownie otwarte wierszem 2023”.

park jurajski

wła­śnie pod­jeż­dża noc­ny z mię­sem
w cen­trum dokła­da­ją świe­żej padli­ny
zapo­wia­da się dłu­ga noc

nie upi­łem się nie prze­ćpa­łem
lecz w jed­nym oku źre­ni­ca w pion
napię­ty brzuch i noz­drza peł­ne mro­zu

stwo­rze­niom wyklu­tym na żer
wymy­ślam śmier­ci czu­ję pod języ­kiem
każ­dą war­stwę soczy­stej tkan­ki
nie mam cier­pli­wo­ści do wzro­ku ssa­ków
oczy pod kła­mi strze­la­ją jak małe pomi­dor­ki

zasłu­gu­je na rzeź każ­dy motor i koło
dziu­ra­wy wydech czy tłu­mik nie od gna­ta
(komp­so­gna­ty to takie małe rap­to­ry)
ewo­lu­cja poszła za dale­ko
skrę­ci­ła w zły zjazd

bawią się i roz­ma­wia­ją o cenach ben­zy­ny
nikt nie pyta skąd leci krew
gdy­by ktoś wykrwa­wił się
w nisko­po­dło­go­wym sola­ri­sie
słoń­ce i tak wsta­nie

jutro rano zabio­rą dzie­ci do zato­ru
wytrzeź­wie­ją dopie­ro w dro­dze
kupu­jąc kaw­kę na orle­nie spraw­dzą czy
już przy­szło zalan­do do pacz­ko­ma­tu
pogłasz­czą psa nakar­mią nie­mow­lę
w tej kolej­no­ści

od małe­go hodo­wa­ny na zabój­cę
odrzu­cam mię­so roz­ród dzie­dzic­two
zada­ję kłam gatun­ko­wi
zga­dza się tyl­ko homo

wita­my na wyspie isla nublar
mir­ra i kadzi­dło sku­tecz­nie odpę­dza­ją koma­ry
lite­ra te na ścia­nie to znak kró­la

ten wiersz to nie­śmiesz­ny mem
wysła­ny w daily pakie­cie od zna­jo­me­go
suchy tekst przy­ku­wa twój wzrok

jeśli życie jest jak park
to moje to park juraj­ski


miałem sen o t‑rexie

pamię­tam go do tej pory
wra­ca do mnie dość czę­sto
moż­na powie­dzieć że wygi­na
powo­li

jecha­ło w nim o rower
nie­bie­ski czte­ro­ko­ło­wiec
miał pod­pór­ki bym się nie wygrzmo­cił
na ramie napis apol­lo na kołach kora­li­ki
zabaw­nie tra­gicz­ne połą­cze­nie

rower został na dro­dze przed domem
nade­szła noc i lało jak z cer­be­ra
po zmierz­chu przy­cho­dzi król
może go nie­chcą­cy zepsuć
jak w przy­pad­ku dachu
któ­ry uchy­lił zaglą­da­jąc do środ­ka
dzia­dek musiał wsta­wić nowe kro­kwie

bałem się jak dia­bli tro­chę kró­la
tro­chę o sie­bie naj­bar­dziej o rower
we śnie wybie­głem boso na pole
przy­pro­wa­dzi­łem go do domu
rex nie poja­wił się tej nocy

w kolej­ne też go nie było
moż­li­we że doko­na­łem wybo­ru
porzu­ci­łem strach
wraz z nim przy­ja­cie­la
wybra­łem koła

głu­pie koła


rytuał nie sakrament

za altan­ką wyla­no reszt­kę beto­nu
cho­dzi­łem tam codzien­nie
na szorst­kim ołta­rzu skła­da­łem
sto­krot­ki oto­cza­ki pla­sti­ko­wy pier­ścio­nek

zawo­łał więc odpo­wie­dzia­łem
oto jestem

dzia­dek kazał dać go dale­kiej kuzyn­ce
miesz­ka­ła trzy wsie dalej
w domu nad sztucz­nym jezio­rem
nie odda­łem

ojciec mej mat­ki na gwoź­dziu
robił zupę i wie­szał
mosięż­ne­go kró­la przy­bi­te­go do
drew­nia­nej lite­ry te

zawisł w małym poko­ju bab­ci
tam gdzie zło­ża lan­dry­nek
te bia­łe jak kły
i hostia przy­ję­ta bez spo­wie­dzi
były naj­lep­sze


lądolód

scho­dzę w pra­do­li­ny
odwie­dzam dru­gą bab­cię
wra­ca wła­śnie przez zaspy z gs‑u
ma oszro­nio­ne brwi i wło­sy
cała w olśnie­wa­ją­cej bia­ło­ści
tak pięk­na któ­rej nigdy nie zna­łem

spod bab­ci­nej kurt­ki bucha para
ona peł­na życia żwa­wa cie­pła
idzie pew­nie przed sie­bie
krok za kro­kiem zosta­wia za sobą mrok
widzi swój dom na wzgó­rzu
sta­ry pgr z kolum­na­dą świa­teł

cze­ka tam na nią pię­cio­ro małych głów
i ta więk­sza zatro­ska­na o jej każ­dy krok
wte­dy zima daje znak
coś wpa­da mi do oka
lód pro­wa­dzi w tań­cu
świat tęże­je pod buta­mi

upa­da po raz pierw­szy
instynk­tow­nie pró­bu­je się pode­przeć
ura­to­wać to co ma naj­cen­niej­sze
leżąc na zamar­z­nię­tej zie­mi
patrzy w gwiaz­dy
widzi je wszyst­kie

pra­wą rękę kła­dzie na brzu­chu
ona wie i ty też już wiesz
jed­na z gwiazd spa­da
bez żad­ne­go życze­nia

powo­li się pod­no­si jest sil­na
na tyle by pogo­dzić się
z tym co się sta­ło


cztery łapki

kró­licz­ki nie spa­da­ją na czte­ry łap­ki
patrząc przez krat­ki dora­sta­ją do męki
cza­sem się je ogłu­sza
gar­dło zawsze pod­ci­na nożem

następ­nie roz­po­ście­ra
na dru­cia­nym ogro­dze­niu
dokład­nie odzie­ra ze skó­ry
zosta­wia czte­ry pucha­te łap­ki

wiszą przez jakiś czas
wdzie­ra­ją się głę­bo­ko w opo­ny
mię­dzy szpry­chy rowe­ru
pod każ­dą kro­kiew ser­ca

may­day may­day may­day
tutaj micha­łek ze stat­ku apol­lo
teraz sły­chać same szu­my

bab­cia zbie­ra je sit­kiem
na obiad poda­je rosół

O autorze

Michał Dziedzic

Urodzony w grudniowy poniedziałek w 1992 roku. Absolwent filologii polskiej. Pochodzi ze wsi Narama pod Krakowem, żyje z pisania różnych rzeczy w Warszawie. Poeta od momentu przejścia mutacji. Nie lubi rosołu z wzajemnością.

Powiązania

Zaproszenie do wspólnej podróży

recenzje / ESEJE Jakub Pszoniak

Impre­sja Jaku­ba Pszo­nia­ka na temat poezji Micha­ła Dzie­dzi­ca, wyróż­nio­ne­go w ramach pro­jek­tu „Pra­cow­nie otwar­te wier­szem 2023”.

Więcej