utwory / premiery w sieci

Z RAPTULARZA

Adrian Sinkowski

Premierowy zestaw wierszy Adriana Sinkowskiego

DEPOZYT

1.
Komoda, druga szuflada od dołu. Z prawej
leżą koce, z lewej, pod warstwą z pieluch,
mieszkają splątane, nieczynne od lat światła
na choinkę. Żółte? Przez torbę z trudem

daje się rozpoznać kolor kabla, chyba blady,
wpadający w szary z domieszką zielonego.
Kolor, o którym, gdy ocieplano w lato
budynek za oknem, nasz synek ze wzrokiem

wbitym w robotników – noszących akurat
spodnie z drelichu w tym kolorze – zawołał
bez namysłu: „Kupa”. Głośno. Z uśmiechem,
że zobaczył coś znajomego. Nie mógł

chyba lepiej trafić, prawda? Komoda,
trzecia szuflada od dołu. Magazyn prezentów,
zupełnie chybionych, którymi poza komodą
i warstwą kurzu nikt nie chciał się zająć.

2.
Miałem siedem, osiem lat, kiedy torba z zamszu
otwarta nocą, gdy ktoś wykładał z niej pościel,
połknęła moją siostrę i po trzech godzinach
oddała ją z powrotem, w mroku, który lepił się

do skóry i oczu, pewną, że zrobiła nam
niezły dowcip. Pawlacz z pościelą nad wejściem
po powrocie znad morza – wtedy, przedtem, zanim
porządek na blacie zmienił się w nieporządek

pod oknem, gdzie zbierają się znoszone spodnie
z bielizną niepraną od miesiąca i dresem,
które, jak twierdzisz, nosisz, choć nie widział cię nikt
w nich od roku, dłużej niż kręci się po domu

kot na zwinnych łapach – zmienił się w popiół,
pobladł jak w chorobie, z dnia na dzień przestał
nas słuchać i każda próba otworzenia go
wyrywa ze snu wszystkich, poza siostrą.


SYMETRIA

Syn, po łokcie w ziemi, spojrzał w moją stronę
z wyrzutem, jakbym coś przed nim ukrywał.
Ech, łopata z plastiku, którą mi wsunął
pod rękę i prosił, abym zrobił z niej użytek,
nie twierdzę, że sprawdziła się jak pilot
do telewizora zmieniający niewygodny kanał,
lecz ile trzeba czasu, abyś pojął, że pomoc,
lepsza czy gorsza, tym razem akurat lepsza,

nie zawsze daje o sobie znać w porę,
a już na pewno nie sama. Ziemia pod ręką,
tym razem przesypana z wiaderka do wiaderka –
zresztą, na moje oko, oba nie do odróżnienia –
wydaje się gorąca i pulchna, nieco gorzka.
Tak wynika z opisu. A teraz, siedząc przed bratem,
gdy piasek z twarzy wycierasz o rękaw,
umyka ci, synu, ile zmieniło się od powrotu,

i choć nie chodzi o telewizor – masz rację –
jego rola, z dnia na dzień redukowana
nadludzkim wysiłkiem, wzrośnie odtąd na tyle,
że program Polsat JimJam nie będzie miał
ani przede mną, ani przed tobą nic do ukrycia.
A jeśli, w co nie wątpię, przyjdzie komuś
na myśl, aby wyłożyć mi, jak rodzicielstwo
bliskości jest w stanie wyleczyć rodzica

z agresji, obiecuję, albo wyrzucę go za drzwi,
albo poproszę, aby z uśmiechem na ustach,
z którym mówił do mnie, zrobił dzieciom kolację,
nakarmił je, licząc się z tym, że dopiero
za trzecim podejściem chłopcy, od godziny
głodni i zmęczeni, zgodzą się zjeść posiłek,
posprzątał po nich i wpoił im, że Friheten,
sofa narożna z Ikei, nie nazywa się free het het –

co wolno tłumaczyć: możecie odbijać się
aż do sufitu – lecz jest, nawet niezbyt wytrzymałą,
sofą o dość pospolitym przeznaczeniu. Tak.
Czy jak śpią, nie są piękni? Głos za oknem,
teraz zza przedszkola, chwilę temu
odbił się od sklepu i wpadł do studzienki.
Świat się zmienia, to fakt. Jednak dzieci
zmieniają się w coś, czym ani przed snem,

ani we śnie, nie odróżniają się od bezdomnego.
I tylko ja mam wrażenie, że wiatr na trasie
od podwórka, z wychodzącą na nie bramą,
do parkingu przed sklepem, głos ze skweru,
tężejący z każdą minutą, a także alarm
grają w jednej drużynie? Ciało wsiąka w ziemię
albo ziemia wsiąka w ciało. Jest na to sposób:
pilot do telewizora. Tablet. Płyta DVD.


TCHIBO

Granice odwracają się tyłem do świata –
są, owszem, a mimo to jakby ich nie było
w dniu darmowej dostawy. Portfel otwiera się
sam – prawie sam, mężu – lecz pewnie nie obejdzie

cię informacja, że kawę dodają gratis.
Tak, masz rację. Zamówienie musi być duże,
jednak kto by się martwił ceną czy rabatem,
które na dodatek idą w parze. Okazja

goni okazję, to nic, że nie wolno łączyć
promocji, skoro ciągle jesteśmy w potrzebie.
Organizer, opaska? Nikt nie kupi swetra,
spodni po domu tym bardziej, dresu we wzory

z misiem dla dzieci, szalu z weluru, plandeki.
Nawet po rabacie nazbyt straszą kolorem
bordo lub khaki – oba, równie popularne,
cieszą się wzięciem zimą. Tylko zimą. Wezmę.

O AUTORZE

Adrian Sinkowski

ur. w 1984 roku. Poeta, z wykształcenia bibliotekarz, z zawodu copywriter. Autor tomików Raptularz (2016) i Atropina (2018), wydanych w Bibliotece „Toposu”. Wyróżniony w konkursie Dolina Kreatywna (2008), laureat projektu Połów (2011), otrzymał nominacje do Nagrody Literackiej m.st. Warszawy (2017) i Orfeusza (2019). Debiutował w 2005 r. w „Pograniczach”, od tego czasu publikował m.in. w pismach „Arcana”, „Dwutygodnik”, „Kultura Liberalna”, „Odra”, „Twórczość”, „Więź”, „Zeszyty Literackie”, a także na łamach „Tygodnika Powszechnego” i „Uważam Rze”. Redaktor, z czasem współpracownik kwartalnika literackiego „Wyspa” (2007‒2017) oraz „Frondy Lux” (2013‒2016). Stypendysta m.st. Warszawy (2013) oraz MKiDN (2017) w dziedzinie literatury.

powiązania

Uwaga

dzwieki / RECYTACJE Adrian Sinkowski

Wiersz z antologii Połów. Poetyckie debiuty 2011, zarejestrowany podczas spotkania “Połów 2011” na festiwalu Port Wrocław 2012.

WIĘCEJ

Na rogatkach poznania

recenzje / ESEJE Adrian Sinkowski

Recenzja Adriana Sinkowskiego z książki Folia na wietrze Dariusza Sośnickiego.

WIĘCEJ