debaty / ANKIETY I PODSUMOWANIA

Przenikanie

Michał Domagalski

Głos Michała Domagalskiego w debacie „Zmiana warty”.

strona debaty

Zmiana warty

Zmiana warty? Brzmi mocno. Żołniersko się kojarzy. I chyba już przez same skojarzenie stawia sprawy na ostrzu noża. Takie hasło narzuca myślenie o zastępowaniu starego nowym. Ale raczej nie na zasadzie przechodzenia jednego w drugie, jakiejś sinusoidy rodem z zamęczanego na lekcjach języka polskiego pomysłu Krzyżanowskiego, który sugerowałby powolne zmiany, tylko – o wiele gwałtowniejszego.

Czyżbyśmy ten agresywny wymiar zawdzięczali owym zmiennikom? Tym, którzy mają przyjść? Skoro tak, to nowe zdominowało nawet tytuł debaty. I zapewne nie tyle nadchodzi, co jest. Kręci się gdzieś koło nas. Próbuje zastąpić stare.

Tylko czy poezja potrzebuje nowych wartowników? Czy dzięki zrzuceniu z piedestału kogokolwiek zyskamy cokolwiek? A może właściwie powinniśmy zadać pytanie, czy gdy już dojdziemy do wartowni, staniemy przy cokole, to kogoś spotkamy? Może od dawna nie ma tam nikogo?

Nie jest konieczna zmiana warty, ponieważ w budce wartowniczej – pustka. Nie trzeba usuwać pomnika, bo od dawna na cokole żadnego pomnika nie ma. Nie było zainteresowanych staniem na nim, ponieważ nie dostrzegano takiej potrzeby. Nie uważano za słuszne pełnienia warty.

Odnoszę wrażenie, że polskie poetki i poetów na długo zajęły inne sprawy. Czasami ktoś pewnie kogoś próbował tu lub tam obdarzać peanami. Z takiej lub innej okazji umieszczano tu lub tam podobizny. Najczęściej z nietrwałych materiałów. Żadnych tam spiżów, żadnych metali. Prędzej plastik.

Bardziej niż budka wartownicza kusiły bary lub ogrody.

Nawet Jarosław Marek Rymkiewicz, który przecież dziś chętnie funkcje wartownika by objął, a pierwsze wiersze polityczne smarował w latach 50. minionego wieku, zdawał się jeszcze w poprzedniej dekadzie zainteresowany czymś zupełnie innym. Wystarczy sobie przypomnieć przemówienie, które wygłosił, odbierając w 2003 roku Nagrodę Literacką NIKE.

Jeżeli więc ktoś chce narzucić obecnej poezji jakiś kierunek, to będzie to przypominało przejmowanie pustostanu. Nie trzeba nikogo wyganiać, nie trzeba nikogo zmieniać. Wystarczy tylko wejść. No, warto też pamiętać o posprzątaniu budki. I może o przebudowie. Ale takie zajęcie zda się mniej efektowne niż przejęcie. Zaczyna się więc chyba budować atmosferę. I w sumie można na szybko wepchnąć jakiegoś poetę na cokół tylko po to, aby go efektownie zepchnąć. Wmówić komuś, że jest wartownikiem, aby za chwilę go z budki przegonić. Dobrze się na to patrzy? Rzecz gustu.

Zdawałoby się jednak, że z jakąś zmianą mamy do czynienia. Nie jest to na pewno zmiana pokoleniowa. Zmienia się głównie to, co otacza poetów i krytyków. W wyniku czego inaczej brzmią wiersze, inaczej komentarze do nich.

Dla przykładu…

…od kilku lat staje się bardziej politycznie. Takie też stają się wiersze. I nie tyczy się to ostatnich dwóch, trzech lat. Nie tyczy się to młodych poetek/ów. A przynajmniej nie tylko. Znamienne, że wspomniany już wcześniej Rymkiewicz w 2010 roku wydał kompilację – nomen omenWiersze polityczne, w której to umieścił posłowie „Czego uczy nas Mickiewicz?” I to właśnie tam opowiadał o poezji zaangażowanej, o jej polskiej tradycji, do której miał nadzieję się swymi wierszami wpisać. I może nawet na swój szaleńczy sposób przejąć wartę. Kto czytał Do Jarosława Kaczyńskiego wie, że próba ta okazała się zupełnie nieudana. Ale sama kompilacja się pojawia. U poety, który – jak się wspomniało wyżej – jeszcze siedem lat wcześniej bardziej kojarzony był z pisaniem o kotach w ogrodzie w Milanówku.

Inni poeci/poetki zaliczane/zaliczeni do grona zaangażowanych (choćby zamieszczeni w Zebrało się śliny), raczej nie wydają się zainteresowani przejmowaniem warty. Choć od lat próbuje się ich uczynić antagonistami wcześniejszych pokoleń (zajrzyjcie chociażby tutaj; ciekawie czyta się dziś nie tyle sam artykuł z 2012 roku, ile komentarze m.in. Konrada Góry czy Szczepana Kopyta). Wbrew tym próbom poetki i poeci różnych pokoleń zdają się trwać równolegle. I dla mnie – jako czytelnika – taka sytuacja jest najciekawsza. Pozawala na ogląd z różnych perspektyw, przesiany przez różne wrażliwości i różne poetyki. Do tego dochodzą ciągle nowe głosy. Nawet te jeszcze do wyłowienia.

Kiedy zastanowię się, które tomiki ostatnio przeczytałem z prawdziwym (czytelniczym) zaangażowaniem (pod kreską wymieniam kilka dla zobrazowania), to okaże się, że trudno tu o jednolitość. Zarówno pokoleniową, jak i tematyczną. O poetyce już nie wspomnę. Zmiana warty? Dlaczego tak ostro? Nie wystarczy nam przenikanie?


Robert Rybicki, Dar Meneli; Łukasz Jarosz, Stopień pokrewieństwa; Jerzy Jarniewicz, Woda na Marsie; Jacek Podsiadło, Włos Bregueta; Marcin Orliński, Środki doraźne