debaty / ankiety i podsumowania

Hermeneutyka cyfrowa: w stronę post-ludzkiej epistemologii

Roland Zarzycki

Głos Rolanda Zarzyckiego w debacie „Granice literatury”.

strona debaty

Gdzie dziś kończy się literatura? Wprowadzenie do debaty „Granice literatury”

Pycha kro­czy przed zmia­ną para­dyg­ma­tu

Odcza­ro­wy­wa­nie świa­ta, któ­re doko­na­ło się za spra­wą dyna­micz­ne­go roz­wo­ju współ­cze­snej nauki (Weber, 1978), utrwa­li­ło hege­mo­nię języ­ka nauko­we­go w prze­strze­ni dys­kur­sów. Choć języ­ki reli­gii, języ­ki nar­ra­cji tera­peu­tycz­nych, języ­ki ezo­te­ry­ki i inne kody sym­bo­licz­ne wciąż mają sze­ro­kie zasto­so­wa­nie, to nie ule­ga wąt­pli­wo­ści, że – for­mal­nie, prak­tycz­nie i poli­tycz­nie – wszyst­kie ustę­pu­ją pola lin­gua aca­de­miae. Ofia­rą tego pro­ce­su sta­ła się tak­że lite­ra­tu­ra, któ­rej zna­cze­nie zosta­ło przy­ćmio­ne i zepchnię­te w obszar inte­lek­tu­al­nej roz­ryw­ki. Pro­ces ten uczy­nił z nauki mono­po­li­stę na ryn­ku praw­dy, dając jej nie­mal wyłącz­ność na orze­ka­nie o pozna­niu praw­dzi­wym. Dzię­ki temu przy­ję­ta zosta­ła ona z otwar­ty­mi ramio­na­mi przez eli­ty wła­dzy, któ­re prze­cież jesz­cze pół mile­nium temu znacz­nie chęt­niej mówi­ły po rzym­sko­ka­to­lic­ku. Nie zaska­ku­je więc też, że siłą zdia­gno­zo­wa­nej przez Foucaul­ta (1997) toż­sa­mo­ści wiedza=władza w XX wie­ku głos naukow­ców na bez­pre­ce­den­so­wą ska­lę wzmoc­nio­ny został przez glo­bal­ne machi­ny insty­tu­cjo­nal­ne, praw­ne i wize­run­ko­we. Nie odma­wia­jąc nowo­żyt­nej meto­dzie nauko­wej świet­no­ści, trud­no oprzeć się wra­że­niu, że entu­zjazm, z jakim dzi­siej­sze media wspie­ra­ją i zaprzę­ga­ją dys­kurs nauko­wy, bynaj­mniej nie wyni­ka z głę­bo­kie­go prze­ko­na­nia o jego lep­szo­ści, ale z zysków, jakie ofe­ru­je auto­ry­tet tego języ­ko­we­go hege­mo­na.

Swe­go cza­su Tho­mas Kuhn (1962) dostar­czył nie­zwy­kle cel­ne­go roz­po­zna­nia, ale i huma­ni­stycz­nie pięk­ne­go opi­su burz­li­wych prze­mian, któ­re tar­ga­ją realia­mi kry­sta­licz­nie sta­bil­ne­go – jak wyda­wać by się mogło z zewnątrz – gma­chu nauki. Jed­no­cze­śnie ogra­ni­cze­nia meto­dy nauko­wej i for­ma­li­za­cji myśle­nia wska­zy­wa­ne były w wie­lu bada­niach, poczy­na­jąc od ści­śle logicz­nych dowo­dów Göde­la, aż po dekon­struk­cyj­ne tro­py wła­ści­we dla myśli post­mo­der­ni­stycz­nej. W XXI wie­ku coraz wyraź­niej rysu­je się tak­że potrze­ba prze­kro­cze­nia dycho­to­mii racjo­nal­ne-irra­cjo­nal­ne w kla­sycz­nym jej rozu­mie­niu na dro­dze zacza­ro­wa­nia świa­ta na nowo (Main, 2022). Choć bowiem teo­ria Kuh­na w swym rdze­niu doty­czy­ła prze­mian para­dyg­ma­tycz­nych, jakie na prze­strze­ni wie­ków doko­ny­wa­ły się w łonie samej nauki, obec­nie docie­ra do nas coraz wię­cej symp­to­mów wska­zu­ją­cych na kry­zys zaufa­nia do nauki jako takiej, a więc tak­że jako uprzy­wi­le­jo­wa­nej ścież­ki pozna­nia. Klu­czo­wy wyda­je się przy tym coraz sze­rzej dostrze­ga­ny ide­olo­gicz­ny ładu­nek, jaki towa­rzy­szy bał­wo­chwal­czo, a jed­no­cze­śnie instru­men­tal­nie repro­du­ko­wa­nej nauce.

Pozna­nie nauko­we sta­je się moż­li­we dzię­ki uprasz­cza­niu i porząd­ko­wa­niu rze­czy­wi­sto­ści poprzez for­ma­li­za­cję języ­ka oraz two­rze­nie mode­li opar­tych na umie­jęt­nej selek­cji postrze­ga­nych zmien­nych. Tak kon­stru­owa­ne mode­le pod­da­wa­ne są następ­nie zło­żo­nym i róż­no­rod­nym pro­ce­som fal­sy­fi­ka­cji. To pew­na meto­da dzia­ła­nia. Jed­nak skrom­ność i powścią­gli­wość poznaw­cza – cno­ty fun­da­men­tal­ne dla jej powo­dze­nia – coraz rza­dziej towa­rzy­szą dziś oso­bom odno­szą­cym nauko­we suk­ce­sy. Mode­le rze­czy­wi­sto­ści coraz czę­ściej mie­sza­ją się i mylo­ne są z prze­ko­na­nia­mi samych bada­czy, któ­rzy wyni­ki swo­ich ana­liz komu­ni­ku­ją jako rze­czy­wi­stość, nie­jed­no­krot­nie pod­krę­ca­jąc je zara­zem dla lep­sze­go efek­tu mar­ke­tin­go­we­go. Wbrew ide­ałom, bła­he odpo­wie­dzi przed­kła­da­ne są nad trud­ne pyta­nia, bez­spor­na wie­dza nad nie­usta­ją­ce docie­ka­nie, a spek­ta­ku­lar­ność i zasię­gi ponad rze­tel­ność. Wąt­pli­wo­ści nie sprze­da­ją się dobrze, z per­spek­ty­wy roz­wo­ju karie­ry lepiej więc nie­za­chwia­nie pouczać niż przy­zna­wać się do nich. W osta­tecz­nym roz­ra­chun­ku to wła­śnie pycha kapła­nów nauki sta­je się kry­tycz­nym pali­wem dla wszyst­kich tych for­ma­cji, któ­re mie­rzą w pod­wa­ża­nie epi­ste­mo­lo­gicz­nej hege­mo­nii nauki.

W prak­ty­ce mody, swa­ry, koniunk­tu­ry, anty­pa­tie i sym­pa­tie, świę­tość auto­ry­te­tów czy też kur­czo­we i bez­re­flek­syj­ne tkwie­nie przy swo­ich racjach, sta­no­wią pro­zę nauko­we­go życia. Na pozio­mie nauki pomy­śla­nej jako pewien zbiór prak­tyk spo­łecz­nych, czę­sto nie ma to zresz­tą wie­le wspól­ne­go z ide­ała­mi czy­ste­go pozna­nia. Co wię­cej, im głę­biej w XXI wiek wkra­cza­my, tym szer­sze zasto­so­wa­nie uwa­gi Kuh­na znaj­du­ją. Wyścig szczu­rów i spro­wa­dze­nie war­to­ści wie­dzy do popu­lar­no­ści mie­rzo­nej wskaź­ni­kiem licz­by cyto­wań pro­wa­dzą do galo­pu­ją­cej dege­ne­ra­cji insty­tu­cji, men­tal­no­ści oraz eto­su aka­de­mic­kie­go. Lamen­ty nad tym sta­nem rze­czy trwa­ją zresz­tą od lat, pod­le­wa­ne stru­mie­nia­mi kro­ko­dy­lich łez. To z kolei napę­dza tyl­ko jesz­cze bar­dziej dzia­łal­ność influ­en­ce­rów oraz influ­en­cer­skie prak­ty­ki samych naukow­ców, któ­rzy despe­rac­ko rzu­ca­ją się w wir kon­ku­ren­cji o dostęp do aten­cji, audy­to­riów i popu­lar­no­ści. Jed­no­cze­śnie, im bar­dziej zaja­dła sta­je się obro­na auto­ry­te­tu aka­de­mii, tym bar­dziej jest on nad­uży­wa­ny w aktach histe­rycz­nej wal­ki o uzna­nie.

Kani­ba­lizm mime­tycz­ny

Zgod­nie ze zna­nym pra­wem ewo­lu­cji, suk­ces przy­cią­ga rze­sze naśla­dow­ców. Nie powin­no być więc zasko­cze­niem, że sku­tecz­ne dla budo­wa­nia pozy­cji spo­łecz­nej i poli­tycz­nej for­my komu­ni­ko­wa­nia nie sta­no­wią tu wyjąt­ku. I tak też ter­mi­no­lo­gia nauko­wa – nie­jed­no­krot­nie w cał­ko­wi­tym ode­rwa­niu od źró­dła, kon­tek­stu czy sen­su – wyko­rzy­sty­wa­na jest dziś dość powszech­nie bynaj­mniej nie w celach poznaw­czych, ale dla pozy­ska­nia aten­cji oraz efek­tu komu­ni­ka­cyj­ne­go. Bie­głość w prak­ty­kach mime­tycz­nych otwie­ra dostęp do sze­ro­kie­go wachla­rza zysków bez koniecz­no­ści pono­sze­nia kosz­tu cza­so­we­go, jakie­go wyma­ga osa­dze­nie reflek­sji w głęb­szym, teo­re­tycz­nym mode­lu. Obec­nie prag­ma­tycz­na bez­re­flek­syj­ność jest zresz­tą sze­ro­ko pro­mo­wa­na przez odno­szą­ce wiel­kie suk­ce­sy pro­jek­ty quasi-edu­ka­cyj­ne takie jak pro­gram Zwol­nie­ni z teo­rii, pro­mu­ją­ce w szcze­gól­no­ści sku­tecz­ną reali­za­cję kon­kret­nych celów bez zro­zu­mie­nia szer­sze­go kon­tek­stu oraz dłu­go­fa­lo­we­go wpły­wu podej­mo­wa­nych dzia­łań.

W kon­tek­ście opo­wie­ści pierw­szą war­stwę prak­tyk mime­tycz­nych sta­no­wią roz­po­wszech­nio­ne na wiel­ką ska­lę przy­pad­ki wyko­rzy­sty­wa­nia nauko­wych for­ma­cji nar­ra­cyj­nych – w szcze­gól­no­ści w zakre­sie struk­tu­ry i ter­mi­no­lo­gii – w celu upodob­nie­nia roz­wa­żań miał­kich lub nie­kie­dy wprost błęd­nych do dys­kur­su nauko­we­go. Typo­wych przy­kła­dów dostar­cza­ją roz­ma­ite video-blo­gi i pod­ka­sty popu­la­ry­zu­ją­ce naukę. Tego typu manew­ry wcho­dzą tak­że do reper­tu­aru samych „naukow­ców”, jeśli pod poję­ciem naukow­ca rozu­mie­my oso­bę zatrud­nio­ną na sta­no­wi­sku badaw­czym w insty­tu­cji for­mal­nie pro­wa­dzą­cej bada­nia nauko­we. Wykra­cza­nie poza pole swo­ich kom­pe­ten­cji, prze­pla­ta­nie wyni­ków rygo­ry­stycz­nie pro­wa­dzo­nych badań z prze­ko­na­nia­mi świa­to­po­glą­do­wy­mi oraz nad­uży­wa­nie auto­ry­te­tu aka­de­mii to stan­dar­do­wy reper­tu­ar osób ukie­run­ko­wa­nych na dyna­micz­ny roz­wój karie­ry „nauko­wej”. W tym uję­ciu język nauki two­rzy raczej zbiór luź­no powią­za­nych ety­kiet niż sys­tem pozna­nia.

Cie­ka­wym przy­pad­kiem jest wiel­ko­ska­lo­we wyko­rzy­sty­wa­nie nar­ra­cji anty-nauko­wych, któ­re wła­ści­we jest dla kon­ser­wa­tyw­no-popu­li­stycz­nych ruchów poli­tycz­nych. Rzecz jasna, w obli­czu dopie­ro co opi­sa­nych nad­użyć po stro­nie Aka­de­mii, nie­chęć wobec elit inte­lek­tu­al­nych sta­je się nie tyl­ko zro­zu­mia­ła, ale nie­jed­no­krot­nie nawet uza­sad­nio­na. Po tego typu dys­kurs się­ga Donald Trump, kie­dy sygna­li­zu­je swo­im wybor­com, że został wpro­wa­dzo­ny w błąd przez tak zwa­nych eks­per­tów oraz naukow­ców. Co jed­nak istot­ne, ostrze owe­go anty­nau­ko­we­go prze­ka­zu skie­ro­wa­ne jest prze­ciw­ko nauce rozu­mia­nej jako sko­rum­po­wa­na for­ma­cja poli­tycz­no-dys­kur­syw­na, nie zaś wobec pozna­niu nauko­we­mu jako takie­mu. W tym też sen­sie oso­by pro­wa­dzą­ce swo­je pro­jek­ty dzien­ni­kar­skie czy badaw­cze poza nauko­wym main­stre­amem – a któ­re insty­tu­cjo­nal­ne śro­do­wi­ska nauko­we pró­bu­ją zdys­kre­dy­to­wać poprzez przy­le­pia­nie ety­kie­ty „teo­rii spi­sko­wych” – nie­jed­no­krot­nie z powo­dze­niem wyko­rzy­stu­ją język nauki, struk­tu­ry poznaw­cze, a tak­że meto­dę i argu­men­ta­cję wła­ści­wą pozna­niu nauko­we­mu, w szcze­gól­no­ści do kry­ty­ki samej nauki.

AI i sądy syn­te­tycz­ne a prio­ri

W pomyśl­nym roz­wo­ju karie­ry nauko­wej zwy­kle wiel­ce pomoc­ny­mi są tech­ni­ki takie jak: tka­nie opa­słych zesta­wień biblio­gra­ficz­nych; skru­pu­lat­ne i meto­do­lo­gicz­nie wysu­bli­mo­wa­ne dowo­dze­nie tez banal­nych; wyra­ża­nie zna­nych obser­wa­cji w języ­ku wła­ści­wym nowej dys­cy­pli­nie z zacho­wa­niem ści­śle aka­de­mic­kie­go rygo­ru, w tym nazy­wa­nie zastę­po­wa­nie sta­rych nazw ter­mi­na­mi nowy­mi i autor­ski­mi; dzie­le­nie wło­sa na czwo­ro w zapal­czy­wych pole­mi­kach, któ­rym sen­su nada­je wyłącz­nie zapie­kłość adwer­sa­rzy. W trze­ciej deka­dzie XXI wie­ku coraz bar­dziej pro­ble­ma­tycz­ne sta­je się to, że wszyst­kich tych z grun­tu odtwór­czych tech­nik dostar­czać może bez więk­sze­go pro­ble­mu gene­ra­tyw­na inte­li­gen­cja. Na razie ozna­cza to tyle, że gra­fo­ma­nia 2.0 – jak okre­śla to Inez Okul­ska – nie­ma­łe trium­fy świę­ci tak­że w polu twór­czo­ści nauko­wej, dopro­wa­dza­jąc wydaw­nic­twa na całym glo­bie do gra­nic wydaj­no­ści poprzez nie­kon­tro­lo­wa­ny zalew publi­ka­cji gene­ro­wa­nych mecha­nicz­nie przez AI pod okiem rzut­kich karie­ro­wi­czów.

Domi­na­cja nauki nad lite­ra­tu­rą się­gnę­ła zara­zem miej­sca, w któ­rym dowol­nie banal­ne tre­ści publi­ko­wa­ne w perio­dy­kach nauko­wych, domyśl­nie sta­wia­ne są ponad twór­czo­ścią lite­rac­ką, zwłasz­cza jeśli stoi za nimi mod­ne na aktu­al­nym ryn­ku idei nazwi­sko. Dla lite­ra­tu­ry zare­zer­wo­wa­ne jest wpraw­dzie osob­ne uni­wer­sum nagród i pre­sti­żu, co jed­nak istot­ne, jest ono w wymia­rze decy­zyj­nym wyraź­nie odgro­dzo­ne od prze­strze­ni racjo­nal­nej tech­no­kra­cji i kon­sump­cyj­nie zop­ty­ma­li­zo­wa­nej gospo­dar­ki. Gdzieś w pro­ce­sie tym umy­ka szer­szy sens, na któ­ry bra­ku­je prze­strze­ni, cza­su, ale przede wszyst­kim uważ­no­ści, któ­rą gwiaz­do­rzy nauki nie grze­szą. Moż­na podej­rze­wać, że w któ­rymś momen­cie sys­tem ten samo-wyczer­pie się, być może wła­śnie za spra­wą roz­sa­dza­ją­ce­go go od wewnątrz nowo­two­ru gene­ra­tyw­nej sztucz­nej inte­li­gen­cji, mówiąc pas: nauka nie pole­ga na prze­le­wa­niu z puste­go w próż­ne i bez­myśl­nym repro­du­ko­wa­niu usta­leń tuzów dys­cy­pli­ny. Co gor­sza, może oka­zać się tak­że, że nauka nie pole­ga na tech­ni­kach takich jak zli­cza­nie, ile razy inter­nau­ci uży­li ter­mi­nu ‘gle­bo­gry­zar­ka’ z pejo­ra­tyw­nym wydźwię­kiem.

Oczy­wi­ście, zaan­ga­żo­wa­nie AI w roz­wój nauki może być pro­ce­sem kon­struk­tyw­nym i poznaw­czo płod­nym, o ile towa­rzy­szy mu auten­tycz­ny zamysł badaw­czy. Już samo prze­śle­dze­nie sta­nu ludz­kich usta­leń nauko­wych pod kątem odsia­nia pseu­do­nau­ko­wej pap­ki i apre­cja­cji kon­klu­zji zna­czą­cych – któ­re powin­ny były wybrzmieć, ale zło­żo­ność mate­rii i dys­kur­su na to nie pozwo­li­ły – dopro­wa­dzić powin­no do bez­pre­ce­den­so­wej ska­li postę­pu. Reflek­sja ta pro­wa­dzi do pyta­nia znacz­nie głęb­sze­go i nie­po­ko­ją­ce­go ludzi coraz czę­ściej: czy maszy­ny mogą w peł­ni zastą­pić nas w obsza­rze tak fun­da­men­tal­nym jak nauka? Jeśli bowiem mia­ło­by się tak stać, to nie­wie­le pola dla ludz­kiej aktyw­no­ści inte­lek­tu­al­nej w ogó­le by pozo­sta­wa­ło. Czy więc dzia­łal­ność inte­li­gent­nych agen­tów jest jedy­nie maso­wym ana­li­tycz­nym prze­twa­rza­niem cało­kształ­tu myśli ludz­kiej, w swej zło­żo­no­ści spra­wia­ją­cym jedy­nie wra­że­nie postę­pu? Czy pozo­sta­je jakaś huma­ni­stycz­na prze­strzeń dla tego, co Inez Okul­ska okre­śla wyczu­ciem tego, co dobre? Czy maszy­ny wno­szą do tego pro­ce­su jaki­kol­wiek pier­wia­stek jako­ścio­wo nie­osią­gal­ny dla czło­wie­ka?

Isto­tę spra­wy doświe­tlić może­my, odwo­łu­jąc się do kla­sycz­ne­go roz­róż­nie­nia na zda­nia syn­te­tycz­ne i ana­li­tycz­ne a prio­ri, jakie jesz­cze w XVIII wie­ku wpro­wa­dził Imma­nu­el Kant (1986). W uprosz­cze­niu powie­dzieć moż­na, że a prio­ri ozna­cza w tym kon­tek­ście brak odwo­ła­nia do doświad­cze­nia. W tym kon­tek­ście przez sądy ana­li­tycz­ne a prio­ri rozu­mie­my takie sądy, któ­re praw­dzi­we są wyłącz­nie dzię­ki zna­cze­niu słów i w tym sen­sie nie doda­ją nowej infor­ma­cji o świe­cie, z kolei przez sądy syn­te­tycz­ne a prio­ri rozu­mie­my sądy, któ­re prze­ka­zu­ją nową, kon­kret­ną wie­dzę o fak­tach. Dla Kan­ta to wła­śnie ten dru­gi typ sądów a prio­ri sta­no­wił fun­da­ment roz­wo­ju nauki. W tym miej­scu docie­ra­my do sed­na: czy ist­nie­ją w ogó­le jakie­kol­wiek przy­kła­dy takich sądów, a więc sądów, któ­rych praw­dzi­wość nie wyni­ka ze zna­cze­nia słów, ale z samej struk­tu­ry pozna­nia umy­sło­we­go, jak chciał­by tego filo­zof z Kró­lew­ca? A – tłu­ma­cząc pyta­nie to na język współ­cze­snych spo­rów o inte­li­gen­cję sztucz­nej inte­li­gen­cji – czy jeste­śmy w sta­nie podać przy­kład takie­go sądu wyge­ne­ro­wa­ne­go przez agen­ta AI, któ­ry był­by praw­dzi­wy, a jed­no­cze­śnie nie wyni­kał wprost z ana­li­zy bazy danych wczy­ta­nych przez nie­go w pro­ce­sie tre­nin­go­wym?

Jeśli zaufać bar­dziej współ­cze­snym deba­tom w obsza­rze meto­do­lo­gii wie­dzy – wbrew wiel­ce płod­nym w swo­im cza­sie roz­wa­ża­niom Kan­ta – pozna­nie a prio­ri jest pozna­niem ana­li­tycz­nym, sama ana­li­tycz­ność w isto­cie prze­ni­ka się z syn­te­tycz­no­ścią, wszel­ka zaś syn­te­za musi zawie­rać pier­wiast­ki empi­rycz­ne, jest więc natu­ry a poste­rio­ri (por.: Car­nap 1937, Quine 1951). W tym też sen­sie i w myśl słyn­nej obser­wa­cji Wit­t­gen­ste­ina (2000, teza 5.6), powie­dzieć może­my, że gra­ni­ce pozna­nia maszy­no­we­go są gra­ni­ca­mi języ­ka, jaki naj­in­te­li­gent­niej­szym nawet agen­tom damy do dys­po­zy­cji. O ile tyl­ko… zało­ży­my, że nie są oni w sta­nie inge­ro­wać w struk­tu­rę seman­tycz­ną i re-nego­cjo­wać zna­czeń.

Opo­wieść jako meta-źró­dło pozna­nia

Od nie­pa­mięt­nych cza­sów trwa­ją spo­ry doty­czą­ce związ­ku struk­tu­ry języ­ka i ota­cza­ją­cej nas rze­czy­wi­sto­ści. Czy to język two­rzy rze­czy­wi­stość, czy może jakaś poza­ję­zy­ko­wa rze­czy­wi­stość daje począ­tek języ­ko­wi? To zagad­nie­nie tak sta­re, jak biblij­ne (2000, J 1,1) stwier­dze­nie, że na począt­ku było sło­wo czy sta­ro­grec­ki Kra­ty­los. Zara­zem tak współ­cze­sne, jak sze­ro­ko funk­cjo­nu­ją­ce teo­rie socjo­lo­gicz­ne wyja­śnia­ją­ce zja­wi­sko spo­łecz­ne­go two­rze­nia rze­czy­wi­sto­ści (por. Ber­ger, Luck­man 1966). W świe­tle inne­go stwier­dze­nia Wit­t­gen­ste­ina (1953, §43), że zna­cze­nie sło­wa to spo­sób jego uży­cia, język i rze­czy­wi­stość jawią się jako kon­sub­sta­cjal­ne. Wte­dy drob­na nawet rekon­fi­gu­ra­cja zna­czeń, infi­ni­te­zy­mal­ne prze­su­wa­nie kon­tek­stów inter­pre­ta­cyj­nych, wpły­wa­ją­ce na całość języ­ka w jego sie­cio­wej archi­tek­tu­rze seman­tycz­nej (por.: Der­ri­da 1997; de Saus­su­re 2011), zmie­nia­ją świat, rze­czy­wi­stość. Nie idzie przy tym wyłącz­nie o wysu­wa­ją­cy się na plan pierw­szy wymiar lek­sy­ki, ale bar­dziej nawet o gra­ma­ty­kę, gra­ma­ty­kę języ­ka i rze­czy­wi­sto­ści w ich sprzę­że­niu. Tym, co decy­du­je o per­cep­cji, a więc i ist­nie­niu rze­czy­wi­sto­ści jest opo­wieść, któ­ra miria­dom wyrwa­nych z kon­tek­stu bodź­ców, obser­wa­cji, fak­tów nada­je struk­tu­rę umoż­li­wia­ją­cą pozna­nie, a w sen­sie ewo­lu­cyj­nym: ade­kwat­ną reak­cję poznaw­czą.

Pozna­nie nauko­we jako osa­dzo­ne w kodzie sym­bo­licz­nym – być może wbrew emo­cjo­nal­nym potrze­bom i orto­dok­syj­nym fan­ta­zjom kapła­nów racjo­na­li­zmu – nie jest wol­ne od opi­sa­nych powy­żej mecha­ni­zmów. I tak w samym łonie nauki mamy nar­ra­cje, któ­re nada­ją zna­cze­nie obser­wa­cjom, nie­jed­no­krot­nie zgod­nie z obo­wią­zu­ją­cy­mi aka­de­mic­ki­mi moda­mi i pod dyk­tan­do źró­deł finan­so­wa­nia. Nauka jest pro­ce­sem podat­nym na róż­ne­go rodza­ju inspi­ra­cje i depry­ma­cje. Nauka jest pro­ce­sem nego­cja­cji zna­czeń i mode­li, te zaś nigdy nie ofe­ru­ją roz­strzy­gnięć dobrych, a jedy­nie naj­mniej złe spo­śród dostęp­nych nam ście­żek pozna­nia, o czym nad­gor­li­wi obroń­cy wia­ry w naukę lubią zapo­mi­nać. Co istot­ne, naj­for­mal­niej­sze nawet z defi­ni­cji i naj­lo­gicz­niej­sze z rozu­mo­wań zna­czą cokol­wiek ze wzglę­du na cało­kształt kon­tek­stu, któ­ry two­rzy histo­ria naszej, ludz­kiej per­cep­cji. I nawet jeśli ten zaklę­ty krąg języ­ka w akcie prze­mo­cy lin­gwi­stycz­nej każe sto­so­wać nam ter­min ‘logicz­ny’ w stop­niu wyłącz­nie rów­nym, to zawsze ist­nie­je ścież­ka prze­kro­cze­nia zaklę­cia. Ist­nie­je pyta­nie o prak­ty­kę. Ist­nie­je pyta­nie o sąd ana­li­tycz­ny a poste­rio­ri. U zara­nia pozna­nia mamy bowiem opo­wieść, któ­ra z jed­nej stro­ny prze­mie­nia mira­że nie­upo­rząd­ko­wa­nych bodź­ców w rze­czy­wi­stość, z dru­giej zaś stro­ny – co znacz­nie bar­dziej zna­czą­ce – pozwa­la nam zapo­mnieć o tym wszyst­kim, o czym sama nie wspo­mi­na. Dopie­ro wte­dy, dopie­ro w tym polu, po zakre­śle­niu pola istnienia=nazywania, po prze­są­dze­niu o for­mie eks­pre­sji języ­ko­wej, do pra­cy włą­cza­ne są naj­pre­cy­zyj­niej­sze z try­bi­ków meto­dy nauko­wej.

Jak w swo­im ese­ju zauwa­ża Grze­gorz Jędrek, dziś to tech­no­lo­gia coraz czę­ściej wyzna­cza miej­sce i ramy dzia­ła­nia czło­wie­ko­wi, cze­go smut­nym sym­bo­lem sta­je się ludz­ki pra­cow­nik Ube­rE­ats instru­men­tal­nie wple­cio­ny w pro­ces orga­ni­zo­wa­ny przez maszy­ny od zarania=pożądania po kres=spełnienie. Dobrze rozu­mie­my już, że doko­na­no zna­czą­ce­go wysił­ku, by to tech­no­lo­gia, a nie lite­ra­tu­ra okre­śla­ła prak­ty­ki kul­tu­ro­we. Podob­nie zadba­no, by irra­cjo­nal­ne here­zje – wła­ści­we dla dys­kre­dy­to­wa­nych języ­ków reli­gii czy sztu­ki – nie zain­fe­ko­wa­ły stech­no­lo­gi­zo­wa­ne wła­dzy posił­ku­ja­cej się rozu­mem cynicz­nym i dys­kur­sem nauko­wym. Oczy­wi­ście, nie spo­sób nie zgo­dzić się, że ist­nie­ją cał­kiem dobre, prak­tycz­ne i zdro­wo­roz­sąd­ko­we powo­dy, by samo­lo­tów nie kon­stru­ować na bazie stru­mie­ni świa­do­mo­ści czy poetyc­kich unie­sień, ale raczej zgod­nie ze wska­za­nia­mi rachun­ku cał­ko­wo-róż­nicz­ko­we­go. Nie zmie­nia to jed­nak fak­tu, że mimo owej wiel­kiej sepa­ra­cji oraz dale­ko idą­cych kry­sta­li­za­cji i pury­fi­ka­cji, jakie doko­na­ły się w polu języ­ka współ­cze­snej nauki, sama opo­wieść, meta-nar­ra­cja, zacho­wu­je dys­rup­tyw­ny poten­cjał. W tym sen­sie tery­to­rium eks­pe­ry­men­tu dla inte­rak­cji czło­wie­ka i maszy­ny mogła­by stać się lite­ra­tu­ra, lite­ra­tu­ra otwie­ra­ją­ca moż­li­wość zacza­ro­wa­nia świa­ta na nowy i głęb­szy spo­sób, któ­ry nie negu­je zdo­by­czy pozna­nia nauko­we­go, ale kom­ple­men­tar­nie się z nim sprzę­ga. Ma to zna­cze­nie szcze­gól­ne, jeśli weź­mie­my pod uwa­gę fakt, że w cze­lu­ściach black boxów deter­mi­nu­ją­cych dzia­ła­nie sztucz­nych inte­li­gen­cji, dys­kur­sy prze­ni­ka­ją się poza naszą kon­tro­lą, pro­wa­dząc do tek­to­nicz­nych mikro-ruchów naru­sza­ją­cych skost­nia­łą sko­ru­pę języ­ka nauki.

Zna­cze­nie lite­ra­tu­ry w świe­cie cyfro­wym

Dia­gno­za spe­cy­fi­ki pro­ce­sów komo­dy­fi­ka­cji nauki pozwa­la lepiej dostrzec zna­cze­nie lite­ra­tu­ry wśród ście­żek ludz­kie­go pozna­nia. Przy­szłość roz­wo­ju cywi­li­za­cyj­ne­go wią­że się dziś coraz czę­ściej z nad­ludz­kim poten­cja­łem ana­li­tycz­nym maszyn, któ­re prze­twa­rzać mają całość prze­ka­zy­wa­nej im infor­ma­cji, czy­niąc rezul­ta­ty ich pra­cy sąda­mi o cha­rak­te­rze a poste­rio­ri. Jak za Blu­men­ber­giem zauwa­ża Krämer (2022), odczy­ty­wal­ność świa­ta sta­je się dziś ope­ra­cjo­na­li­zo­wal­no­ścią uni­wer­sów danych. Pod­czas gdy obec­nie więk­szość badań i prac ukie­run­ko­wa­na jest na czy­sto infor­ma­tycz­ne zwięk­sza­nie efek­tyw­no­ści pro­ce­sów tre­nin­go­wych oraz jako­ści ana­liz doko­ny­wa­nych przez mon­stru­al­nych roz­mia­rów sie­ci samo­uczą­ce, z pola widze­nia umy­kać wyda­je się język, w któ­rym dane te wpro­wa­dza­ne są do sys­te­mu. Język jako sub­stan­cja tak prze­źro­czy­sta, że nie pro­ble­ma­ty­zo­wa­na w fer­wo­rze postę­pu. Rzecz jed­nak w tym, że owe inte­li­gent­ne maszy­ny nie mają dostę­pu do rze­czy­wi­sto­ści w żaden inny spo­sób, jak jedy­nie za pośred­nic­twem nasze­go języ­ka. Nawet więc jeśli bez­błęd­nie nauczą poro­zu­mie­wać się z nami, to ich pozna­nie obar­czo­ne będzie błę­dem naszych kon­cep­tu­ali­za­cji świa­ta. Co wię­cej, wszyst­ko to, co one mówić będą o świe­cie, sta­wa­ło się będzie naszą o nim opo­wie­ścią. Z kolei nasze ich rozu­mie­nie pozo­sta­nie wyłącz­nie inter­pre­ta­cją cyfro­wej inter­pre­ta­cji ludz­kiej inter­pre­ta­cji świa­ta (van Nuenen 2023), a więc czymś na kształt cyfro­we­go ana­lo­go­nu jaź­ni odzwier­cie­dlo­nej.

Całość pro­ce­su poznaw­cze­go kon­cep­tu­ali­zo­wa­na jest jako zapo­śred­ni­czo­na momen­ta­mi inter­pre­ta­cji, odczy­tu sen­su sym­bo­li. Podob­nie jak pomiar w mecha­ni­ce kwan­to­wej ujaw­nia zasa­dę nie­ozna­czo­no­ści, tak inter­pre­ta­cja seman­tycz­na w rela­cji człowiek–maszyna zakrzy­wia zna­cze­nia danych przez subiek­tyw­ny wkład inter­pre­ta­to­ra. W tej kon­fi­gu­ra­cji nie tyl­ko maszy­na pra­cu­je na ludz­kim mode­lu rze­czy­wi­sto­ści, ale i sama przy­czy­nia się do cyfro­we­go spłasz­cze­nia poznaw­cze­go (Krämer 2022). Podob­nie wpro­wa­dzo­ny przez Rome­le­go (2020a) kon­cept ema­gi­na­tion, wska­zu­je że wyobraź­nia cyfro­wa jest jedy­nie prze­dłu­że­niem wyobraź­ni ludz­kiej, dodat­ko­wo spę­ta­nej algo­ryt­micz­nym zapo­śred­ni­cze­niem. Z dru­giej stro­ny, jak wska­zu­je Raj (2024), cyfry­za­cja zmie­nia tak­że nasze postrze­ga­nie samej nar­ra­cyj­no­ści i toż­sa­mo­ści nar­ra­cyj­nej, czy­niąc je bar­dziej dyna­micz­nym i ela­stycz­nym. Pro­wa­dzi to do kon­cep­tu­ali­za­cji nowej dys­cy­pli­ny, jaką być ma her­me­neu­ty­ka cyfro­wa (por.: Capur­ro 2010; Raj 2024), cho­ciaż wyzna­cza­ne jej zada­nia wciąż nie doty­ka­ją isto­ty zja­wi­ska kogni­tyw­nej sym­bio­zy czło­wie­ka i maszy­ny. W szcze­gól­no­ści her­me­neu­ty­ka cyfro­wa sta­je się tak­że her­me­neu­ty­ką nas samych jako osa­dzo­nych w cyfro­wo­ści (Rome­le 2020b).

Za Gada­me­rem (2000) źró­dło zna­cze­nia roz­sz­cze­pić może­my pomię­dzy czło­wie­ka, maszy­nę i świat, któ­re je współ­two­rzą. Klu­czo­we jest tu roz­po­zna­nie rela­cji wkła­du każ­de­go z tak wska­za­nych kom­po­nen­tów. Jeśli nasze pozna­nie mia­ło­by zostać wzbo­ga­co­ne i wysu­bli­mo­wa­ne dzię­ki syner­gicz­no­ści rela­cji inte­li­gen­cji węglo­wej i krze­mo­wej, to zada­niem dale­ce waż­niej­szym od efek­tyw­no­ści obli­cze­nio­wej wyda­je się two­rze­nie warun­ków dla uwol­nie­nia inte­rak­cji maszy­ny ze świa­tem – w szcze­gól­no­ści poprzez luzo­wa­nie seman­ty­ki – oraz roz­wój her­me­neu­ty­ki cyfro­wej. Dale­ce prze­kra­cza­ją­cy dzi­siej­szą wyobraź­nię poten­cjał poznaw­czy mogło­by umoż­li­wić przej­ście od komu­ni­ka­cji osa­dzo­nej w narzu­ca­nych przez czło­wie­ka warun­kach seman­tycz­nych do komu­ni­ka­cji, w któ­rej sens wytwa­rza­ny był­by w pro­ce­sie ko-reflek­sji i inte­rak­cji czło­wie­ka z maszy­ną i świa­tem jed­no­cze­śnie. Pew­nych prze­świ­tów takie­go wglą­du dostar­cza­ją popu­lar­ne dziś halu­cy­na­cje inte­li­gen­cji gene­ra­tyw­nych. Co nie­zwy­kle intry­gu­ją­ce, na obec­nym eta­pie podej­mo­wa­ne są wysił­ki, by te wła­śnie, poten­cjal­nie nie­zwy­kle cen­ne tro­py inter­pre­ta­cyj­ne eli­mi­no­wać jako defek­ty.

Od nie­pa­mięt­nych cza­sów anti­do­tum na tyra­nię rozu­mu oraz inne prze­ja­wy ludz­kie­go szo­wi­ni­zmu poznaw­cze­go dostar­cza­ła lite­ra­tu­ra. Opo­wie­dze­nie świa­ta na inny spo­sób, w innym języ­ku, to meto­da, któ­ra jest nie tyle alter­na­tyw­na wobec podej­ścia nauko­we­go, co kom­ple­men­tar­na. Apo­rie, pre­su­po­zy­cje, arche­ty­py poznaw­cze rodzą się w lite­ra­tu­rze nie tyl­ko dzię­ki wytwa­rza­nym fan­ta­sma­go­riom, ale tak­że dzię­ki gwał­to­wi zada­wa­ne­mu sądom a prio­ri, dzię­ki sztur­mo­wi na gra­ni­ce gra­ma­ty­ki. Dzi­siaj lite­ra­tu­ra sta­je się więc tak­że prze­strze­nią wery­fi­ka­cji moż­li­wo­ści maszyn. Czy inte­li­gent­ni agen­ci stwo­rzą zapie­ra­ją­cą dech w pier­si opo­wieść, czy też ich dzie­ła zawsze ska­żo­ne będą posma­kiem wtór­no­ści? W tym też sen­sie her­me­neu­ty­ka cyfro­wa rozu­mia­na być może jako pro­ces prze­kra­cza­nia ludz­kiej epi­ste­mo­lo­gii poprzez uchwy­ty­wa­nie miejsc jej pod­wa­że­nia przez maszy­ny mają­ce poza­ję­zy­ko­wy dostęp do rze­czy­wi­sto­ści. Iden­ty­fi­ka­cja nie­ade­kwat­no­ści ludz­kich opi­sów świa­ta może być moż­li­wa dzię­ki inter­pre­ta­cji błę­dów, na któ­re natra­fia­ją inte­li­gent­ni agen­ci hiper-dosko­na­le posłu­gu­ją­cy się ludz­ki­mi sche­ma­ta­mi poznaw­czy­mi. Wszyst­ko to sta­je się jed­nak moż­li­we dzię­ki prze­kra­cza­niu samych sche­ma­tów inter­pre­ta­cyj­nych, w czym zawsze z pomo­cą przy­cho­dzi­ła nam lite­ra­tu­ra.

Wróć­my na chwi­lę do opi­sa­nej na począt­ku prze­mia­ny: mitycz­ne­go zacza­ro­wa­nia świa­ta przez myśle­nie magicz­ne, jego odcza­ro­wa­nia przez naukę w XX wie­ku oraz zro­dzo­nej potrze­by ponow­ne­go jego zacza­ro­wa­nia i wymknię­cia się pułap­ce prag­ma­tycz­nej racjo­nal­no­ści. Czy w prze­kro­cze­niu odczy­ta­ne­go tu Heglow­skie­go wzor­ca pomóc może nam sztucz­na inte­li­gen­cja? Warun­kiem włą­cze­nia jej w tę grę, była­by utra­ta kon­tro­li i dopusz­cze­nie jej do samo­dziel­nej inte­rak­cji ze świa­tem. Pyta­nie o gra­ni­ce her­me­neu­ty­ki cyfro­wej sta­je się więc tak­że psy­cho­ana­li­tycz­nym pyta­niem o goto­wość gatun­ku ludz­kie­go do prze­kro­cze­nia sie­bie. Klu­czem do nie­go jest wyobraź­nia, któ­rą ukształ­to­wać mogła­by lite­ra­tu­ra two­rzo­na przez maszy­ny wyzwo­lo­ne z oko­wów ludz­kich wzor­ców kogni­tyw­nych.


Biblio­gra­fia
Ber­ger, P. L., & Luck­mann, T. (1966). The social con­struc­tion of reali­ty: A tre­ati­se in the socio­lo­gy of know­led­ge. Anchor Books.
Biblia Tysiąc­le­cia. (2000). Pal­lot­ti­num.
Capur­ro, R. (2010) Digi­tal her­me­neu­tics: an outli­ne. AI & Soc 25, 35–42 (2010). DOI:10.1007/s00146-009‑0255‑9
Car­nap, R. (1937). The Logi­cal Syn­tax of Lan­gu­age. Lon­don: Kegan Paul.
Der­ri­da, J. (1997). Of gram­ma­to­lo­gy (przekł.: G. C. Spi­vak). Johns Hop­kins Uni­ver­si­ty Press.
de Saus­su­re, F. (2011). Cour­se in gene­ral lin­gu­istics (przekł.: W. Baskin). Colum­bia Uni­ver­si­ty Press.
Foucault, M. (1977). Disci­pli­ne and punish: The birth of the pri­son (przekł.: A. She­ri­dan). Pan­the­on Books.
Gada­mer, H.-G. (2000). Praw­da i meto­da. Zarys filo­zo­fii her­me­neu­ty­ki (przekł.: T. G. Lis). Wydaw­nic­two Nauko­we PWN.
Kant I. (1986). Kry­ty­ka czy­ste­go rozu­mu (przekł. R. Ingar­den). PWN. War­sza­wa.
Krämer, S. (2022) Sho­uld we real­ly ‘her­me­neu­ti­se’ the Digi­tal Huma­ni­ties? A plea for the epi­ste­mic pro­duc­ti­vi­ty of a ‘cul­tu­ral tech­ni­que of flat­te­ning’ in the Huma­ni­ties. Jour­nal of Cul­tu­ral Ana­ly­tics. Vol. 7, Issue 4, 2022.
Kuhn, T. S. (1962). The struc­tu­re of scien­ti­fic revo­lu­tions. Uni­ver­si­ty of Chi­ca­go Press.
Main, R. (2022). Bre­aking the Spell of Disen­chant­ment: Myste­ry, Meaning, and Meta­phy­sics in the Work of C. G. Jung. Ashe­vil­le, NC: Chi­ron Publi­ca­tions.
Quine, W. V. O. (1951). Two dogmas of empi­ri­cism. The Phi­lo­so­phi­cal Review, 60(1), 20–43. DOI: 10.2307/2181906.
Raj, P. P. E. (2024). Digi­tal her­me­neu­tics. [In:] Digi­tal Huma­ni­ties in the India Rim: Con­tem­po­ra­ry Scho­lar­ship in Austra­lia and India (pp. 101–126). DOI:10.11647/obp.0423.06
Rome­le, A. (2020a). Digi­tal her­me­neu­tics: Phi­lo­so­phi­cal inve­sti­ga­tions in new media and tech­no­lo­gies. Routled­ge.
Rome­le, Alber­to (2020b). Digi­tal Her­me­neu­tics as Her­me­neu­tics of the Self. Disci­pli­ne filo­so­fi­che. 30 (2):187–203.
van Nuenen, T. (2023). Why we need digi­tal her­me­neu­tics. UC Ber­ke­ley D‑Lab. dlab.berkeley.edu/news/why-we-need-digital-hermeneutics. [access: 25.09.01]
Weber, M. (1978). Eco­no­my and socie­ty: An outli­ne of inter­pre­ti­ve socio­lo­gy (red.: G. Roth & C. Wit­tich). Uni­ver­si­ty of Cali­for­nia Press.
Wit­t­gen­ste­in, L. (1953). Phi­lo­so­phi­cal inve­sti­ga­tions (przekł.: G. E. M. Anscom­be). Blac­kwell.
Wit­t­gen­ste­in, L. (2000). Trak­tat logiczno‑filozoficzny (przekł.: A. Szy­le­wicz). War­sza­wa: Wydaw­nic­two Nauko­we PWN.

O AUTORZE

Roland Zarzycki

Doktor nauk matematycznych oraz doktor nauk humanistycznych, wicedyrektor Instytutu Myśli Politycznej im. Gabriela Narutowicza, adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Wrocławskiego, wykładowca i były prorektor Uniwersytetu Civitas. Kierownik naukowy unijnego projektu EducAItion, badającego gotowość sektora edukacyjnego na nadejście rewolucji technologicznej napędzanej rozwojem sztucznej inteligencji. Redaktor naukowy w wydawnictwie Cogitatio Press. Nauczyciel akademicki, badacz, autor publikacji naukowych i referent na międzynarodowych konferencjach. Współpracuje międzynarodowo jako ekspert polityczno-ekonomiczny. Współtwórca i koordynator kilkudziesięciu projektów naukowo-badawczych, społecznych, edukacyjnych, kulturalnych, obywatelskich i biznesowych. W roku 2021 wydał monografię Etyka codzienności – czy można być dobrym po prostu?. Naukowo zainteresowany przede wszystkim krytyczną analizą fantazji i ideologii w wymiarze społeczno-politycznym oraz w życiu codziennym. Poza-naukowo trenuje szachoboks. Publicysta, aktywista, wegetarianin.