11/03/19

Śpieszmy się cenić wydawców

Artur Burszta

Strona cyklu

Misje niemożliwe
Artur Burszta

Menadżer kultury. Redaktor naczelny i właściciel Biura Literackiego. Wydawca blisko tysiąca książek, w tym m.in. utworów Tymoteusza Karpowicza, Krystyny Miłobędzkiej, Tadeusza Różewicza i Rafała Wojaczka, a także Boba Dylana, Nicka Cave'a i Patti Smith. W latach 1990-1998 działacz samorządowy. Realizator Niemiecko-Polskich Spotkań Pisarzy (1993-1995). Od 1996 roku dyrektor festiwalu literackiego organizowanego jako Fort Legnica, od 2004 – Port Literacki Wrocław, od 2016 – Stacja Literatura w Stroniu Śląskim, a od 2022 – TransPort Literacki w Kołobrzegu. Autor programów telewizyjnych w TVP Kultura: Poezjem (2008–2009) i Poeci (2015) oraz filmu dokumentalnego Dorzecze Różewicza (2011). Realizator w latach 1993–1995 wraz z Berliner Festspiele Niemiecko-Polskich Spotkań Pisarzy. Wybrany podczas I Kongresu Menedżerów Kultury w 1995 roku do Zarządu Stowarzyszenia Menedżerów Kultury w Polsce. Pomysłodawca Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius. Współtwórca Literary Europe Live – organizacji zrzeszającej europejskie instytucje kultury i festiwale literackie. Organizator Europejskiego Forum Literackiego (2016 i 2017). Inicjator krajowych i zagranicznych projektów, z których najbardziej znane to: Komiks wierszem, Krytyk z uczelni, Kurs na sztukę, Nakręć wiersz, Nowe głosy z Europy, Połów. Poetyckie i prozatorskie debiuty, Pracownie literackie, Szkoła z poezją. Wyróżniony m.in. nagrodą Sezonu Wydawniczo-Księgarskiego IKAR za „odwagę wydawania najnowszej poezji i umiejętność docierania z nią różnymi drogami do czytelnika” oraz nagrodą Biblioteki Raczyńskich „za działalność wydawniczą i żarliwą promocję poezji”.

Łatwo dzi­siaj zostać wydaw­cą, trud­niej pozo­stać nim na dłu­żej. W cyklu „Misje nie­moż­li­we” pierw­szy z dwóch tek­stów o naj­trud­niej­szym z naj­trud­niej­szych – czy­li publi­ko­wa­niu ksią­żek czy­ta­nych przez nie­licz­nych. 

Ilu wydaw­ców naj­waż­niej­szych ksią­żek poetyc­kich z ostat­nich dekad dzia­ła do dzi­siaj? Fun­da­cja „bru­Lio­nu”, dzię­ki któ­rej pozna­li­śmy wier­sze: Bara­na, Jawor­skie­go, Koeh­le­ra, Pod­sia­dły, Sen­dec­kie­go i Świe­tlic­kie­go, zakoń­czy­ła dzia­łal­ność dwa­dzie­ścia lat temu. Przed­świt, gdzie debiu­to­wa­li Pió­ro i Sosnow­ski, a dwie książ­ki wydał Tka­czy­szyn-Dyc­ki, podob­nie. Wydaw­nic­two Dol­no­ślą­skie, regu­lar­nie publi­ku­ją­ce nie­gdyś Her­ber­ta i Róże­wi­cza, od ponad dzie­się­ciu lat nie zaj­mu­je się już poezją. Krót­ki był też żywot Zie­lo­nej Sowy, któ­rej zawdzię­cza­my wie­le waż­nych debiu­tów z począt­ku tego wie­ku (Bar­giel­ska, Deh­nel, Muel­ler). Swo­je zasłu­gi mają tak­że: Czas Kul­tu­ry, Kart­ki, Kre­sy, Lam­pa i Iskra Boża, Świa­dec­two, Pomo­na, a tak­że biblio­te­ki poszcze­gól­nych oddzia­łów SPP z całej Pol­ski. Publi­ko­wa­niem poezji zaj­mo­wa­ło się też wie­le wydaw­nictw z głów­ne­go nur­tu, np. Czar­ne albo cenio­ne dzi­siaj za wspa­nia­łe książ­ki o przy­ro­dzie Mul­ti­co, gdzie debiu­to­wał Darek Foks. Czy­tel­nik, Wydaw­nic­two Lite­rac­kie czy Znak wyda­wa­ły nie kil­ka, lecz kil­ka­na­ście tytu­łów poetyc­kich rocz­nie. Lista strat pol­skiej poezji jest dłu­ga, zaś bilans dłu­go­ter­mi­no­wych zysków nie­wiel­ki. Nie­wąt­pli­wy suk­ces sta­no­wi dzia­łal­ność a5. War­to jed­nak pamię­tać, że chy­lą­ce się ku upad­ko­wi wydaw­nic­two Kry­sty­ny i Ryszar­da Kry­nic­kich ura­to­wał w 1996 roku lite­rac­ki Nobel dla Wisła­wy Szym­bor­skiej.

Przez wszyst­kie te lata nie bra­ko­wa­ło chęt­nych do wyda­wa­nia poezji, bo wyda­wa­nie ksią­żek nie jest trud­ne, ale utrzy­ma­nie się na ryn­ku wydaw­ni­czym dłu­żej niż kil­ka, cza­sa­mi kil­ka­na­ście lat sta­ło się misją nie­moż­li­wą. War­to zadać pyta­nie – dla­cze­go?  

Zacznę od dość ogól­ne­go roz­róż­nie­nia, któ­re nie odda­je zło­żo­no­ści nasze­go ryn­ku, ale potrze­bu­je­my takie­go podzia­łu, żeby opi­sać naj­waż­niej­sze zja­wi­ska. Przyj­mij­my, że obec­ne w rodzi­mym obie­gu wydaw­nic­twa moż­na zasad­ni­czo podzie­lić na trzy typy. Nazwij­my je umow­nie: 

a) komer­cyj­ny­mi, 

b) komer­cyj­no-arty­stycz­ny­mi, 

c) misyj­ny­mi. 

Wydaw­nic­two komer­cyj­ne nasta­wio­ne jest na gene­ro­wa­nie zysków. Wyda­je wyłącz­nie książ­ki gwa­ran­tu­ją­ce okre­ślo­ny dochód. Dla wydaw­nic­twa komer­cyj­no-arty­stycz­ne­go rów­nież liczy się zysk, ale publi­ku­je też ambit­ne książ­ki – cza­sa­mi w poczu­ciu jakiejś misji, cza­sa­mi dla celów wize­run­ko­wych, cza­sa­mi po to, by kon­ty­nu­ować współ­pra­cę z wie­lo­let­ni­mi auto­ra­mi lub odwo­łać się do swo­ich tra­dy­cji (naj­czę­ściej z począt­ków dzia­łal­no­ści). Ostat­ni z typów wydaw­nictw nazwa­łem misyj­nym. Tu jedy­nym zyskiem i kal­ku­la­cją jest efekt arty­stycz­ny. Wpły­wy ze sprze­da­ży (jeśli się poja­wia­ją) słu­żą głów­nie reali­zo­wa­nej misji. Pierw­szy typ wydaw­nictw nie jest nasta­wio­ny na suk­ce­sy arty­stycz­ne. Próż­no szu­kać ksią­żek takich ofi­cyn na liście tytu­łów nomi­no­wa­nych do naj­waż­niej­szych nagród, mimo że takie wydaw­nic­twa nale­żą do naj­bar­dziej roz­po­zna­wal­nych na ryn­ku. Dru­gi typ ma na celu suk­ce­sy arty­stycz­ne, ale ze świa­do­mo­ścią, że aby je osią­gnąć, trze­ba w pierw­szej kolej­no­ści zadbać o odpo­wied­nie zaple­cze finan­so­we. Wyda­je więc tak­że książ­ki, któ­re zara­bia­ją na defi­cy­to­we publi­ka­cje. Przed­sta­wi­cie­le trze­cie­go typu wydaw­nictw naj­pierw myślą, że chcą wydać daną książ­kę, a dopie­ro póź­niej mar­twią się o to, jak ją sfi­nan­so­wać. W takiej dzia­łal­no­ści suk­ces arty­stycz­ny jest jak suk­ces finan­so­wy. 

Wszyst­kie trzy typy wydaw­nictw łączy jed­no. W każ­dym z wymie­nio­nych przy­pad­ków dzia­łal­ność może być pro­wa­dzo­na przez taką samą licz­bę osób. Nawet duże ofi­cy­ny to dzi­siaj cza­sa­mi led­wie kil­ka osób oraz ludzie zatrud­nia­ni do okre­ślo­nych zadań. W tej bran­ży nie ma więc kor­po­ra­cji. Nawet nie­wiel­kie fir­my zaj­mu­ją­ce się np. pro­jek­to­wa­niem stron inter­ne­to­wych mają bar­dziej roz­bu­do­wa­ną struk­tu­rę. A zatem nie wiel­kość wydaw­nic­twa decy­du­je o tym, do któ­re­go z typów nale­ży je przy­pi­sać, tyl­ko obszar lite­ra­tu­ry, jakim się zaj­mu­je. To on defi­niu­je for­mu­łę dzia­łal­no­ści. Rów­nie trud­no jest być wydaw­cą komer­cyj­nym potra­fią­cym zara­biać na kolej­nych publi­ka­cjach, jak i takim, któ­ry decy­du­je się na współ­pra­cę np. z poetyc­ki­mi debiu­tan­ta­mi. Naj­czę­ściej jest tak, że w jed­nym i dru­gim przy­pad­ku mamy do czy­nie­nia z oso­ba­mi, któ­re bar­dzo dobrze zna­ją uwa­run­ko­wa­nia ryn­ku i świa­do­mie podej­mu­ją decy­zje co do for­my pro­wa­dzo­nej dzia­łal­no­ści. Ci, któ­rzy tych uwa­run­ko­wań nie zna­ją i decy­du­ją się na wyda­wa­nie ksią­żek, naj­czę­ściej koń­czą na publi­ka­cji kil­ku tytu­łów oraz źle roz­li­czo­nych dota­cjach i dłu­gach u bli­skich zna­jo­mych. 

Dzia­łal­ność misyj­na wcze­śniej czy póź­niej (o czym świad­czy cho­ciaż­by lista wydaw­ców, któ­rych wymie­niam na począt­ku tek­stu) albo koń­czy się finan­so­wą kla­pą, albo koniecz­no­ścią porzu­ce­nia lub ogra­ni­cze­nia licz­by ambit­nych tytu­łów, albo wypa­le­niem i rezy­gna­cją osób, któ­re podej­mo­wa­ły się takie­go zada­nia. Pozo­sta­ją ci, któ­rzy z takiej dzia­łal­no­ści czy­nią coś wię­cej niż krót­ko­trwa­ły epi­zod. Naj­czę­ściej dzię­ki kon­se­kwent­nej pra­cy potra­fią oni wytwo­rzyć ponad­stan­dar­do­we zain­te­re­so­wa­nie książ­ka­mi i auto­ra­mi, któ­ry­mi się zaj­mu­ją. Ale też muszą liczyć się z tym, że twór­cy, któ­rych odkry­li albo z któ­ry­mi pra­co­wa­li lata­mi, w pew­nym momen­cie mogą zostać „prze­ję­ci” lub „pod­ku­pie­ni” przez innych. Komer­cyj­ni wydaw­cy z zało­że­nia nie inwe­stu­ją w począt­ku­ją­cych auto­rów, bo wie­dzą, jak dużo to kosz­tu­je. W wydaw­nic­twie misyj­nym każ­dy suk­ces oku­pio­ny jest cięż­ką pra­cą. Szcze­gól­nie trud­ny­mi zada­nia­mi są odkry­cie mło­de­go auto­ra i pra­ca nad pierw­szą książ­ką, w któ­rej towa­rzy­szy mu (cza­sa­mi przez kil­ka lat) odde­le­go­wa­ny przez ofi­cy­nę redak­tor. Im więk­sza bez­in­te­re­sow­na opie­ka nad takim twór­cą (któ­rej finan­so­wo nie zre­kom­pen­so­wał­by nawet wie­lo­ty­sięcz­ny nakład książ­ki), tym więk­sza pew­ność, że mamy do czy­nie­nia z wydaw­cą misyj­nym.      

Kto dzi­siaj w ramach wydaw­nictw misyj­nych pro­wa­dzi regu­lar­ną dzia­łal­ność? Regu­lar­ną, czy­li taką, któ­ra ozna­cza publi­ka­cję kil­ku lub kil­ku­na­stu tytu­łów rocz­nie. Prym wio­dą insty­tu­cje, któ­re nale­żą do urzę­dów mar­szał­kow­skich (WBPi­CAK, czy­li Woje­wódz­ka Biblio­te­ka Publicz­na i Cen­trum Ani­ma­cji Kul­tu­ry w Pozna­niu) czy samo­rzą­dów miej­skich (Insty­tut Miko­łow­ski, Insty­tut Kul­tu­ry Miej­skiej, Dom Lite­ra­tu­ry w Łodzi, Sta­ro­miej­ski Dom Kul­tu­ry, War­stwy) lub są utrzy­my­wa­ne przez Mini­ster­stwo Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go (Pań­stwo­wy Insty­tut Wydaw­ni­czy). W prak­ty­ce ozna­cza to, że każ­da taka ofi­cy­na ma zapew­nio­ne eta­ty, funk­cjo­nu­je w opła­ca­nym z publicz­nych środ­ków obiek­cie z wła­snym maga­zy­nem ksią­żek, obsłu­gą praw­ną i księ­go­wo­ścią. O tym, jak to wie­le zna­czy, wie­dzą ci, któ­rzy muszą np. nazbie­rać 15 tysię­cy zło­tych na cało­rocz­ny (mini­mal­ny) ZUS dla jed­nej oso­by. W zależ­no­ści od róż­nych uwa­run­ko­wań (o któ­rych napi­szę w kolej­nym odcin­ku), by pozy­skać taką kwo­tę, wydaw­ca musi sprze­dać od 3 do nawet 8 tysię­cy egzem­pla­rzy ksią­żek. Śred­ni nakład książ­ki poetyc­kiej, któ­ry tra­fia do sprze­da­ży, waha się od 350 do 700 egzem­pla­rzy. Nie­trud­no więc zauwa­żyć, ile potrze­ba tytu­łów, by zło­żyć się na taki wyda­tek. A prze­cież to led­wie jeden z kil­ku­dzie­się­ciu kosz­tów, jaki musi taki wydaw­ca ponieść, by móc funk­cjo­no­wać. Ilu w kon­se­kwen­cji jest wydaw­ców misyj­nych pro­wa­dzą­cych regu­lar­ną dzia­łal­ność jako fir­my gospo­dar­cze? W chwi­li obec­nej led­wie kil­ku. Bar­dzo czę­sto wyda­ją oni książ­ki albo za pie­nią­dze auto­rów, albo zdo­by­wa­ją mniej lub bar­dziej sku­tecz­nie róż­ne­go rodza­ju dota­cje, albo zara­bia­ją na wyda­wa­nie publi­ka­cji zupeł­nie inny­mi dzia­ła­nia­mi. Jaki­mi? O tym napi­szę w kolej­nym odcin­ku. 

Wydaw­nic­twa komer­cyj­ne i komer­cyj­no-arty­stycz­ne, by funk­cjo­no­wać, muszą zapew­nić książ­ce pro­fe­sjo­nal­ną dys­try­bu­cję. Publi­ka­cji zde­cy­do­wa­nej więk­szo­ści wydaw­ców misyj­nych próż­no szu­kać w sie­ciach han­dlo­wych, naj­lep­szych księ­gar­niach inter­ne­to­wych oraz w ofer­cie naj­waż­niej­szych hur­tow­ni­ków i dys­try­bu­to­rów. I to jest naj­więk­szy pro­blem, któ­re­go nie moż­na pomi­nąć, gdy mówi­my o plu­sach i minu­sach wią­za­nia się z wydaw­cą misyj­nym. Jed­no­cze­sne prze­bi­cie się ze swo­ją ofer­tą do Azy­mu­tu, Boni­to, Dic­tum, Ole­sie­ju­ka i Pla­to­na okre­śla tak napraw­dę zna­cze­nie wydaw­cy. Ofi­cy­na, któ­rej ksią­żek nie ma choć­by u kil­ku z tych dys­try­bu­to­rów, „nie gra w żad­nej lidze”. Nie ma więk­sze­go dra­ma­tu dla wyróż­nio­nej książ­ki i auto­ra, gdy ta nie może tra­fić do naj­waż­niej­szych księ­garń tyl­ko dla­te­go, że brak jej w „sys­te­mie dys­try­bu­cyj­nym”. Mia­rą suk­ce­su wydaw­nic­twa nie jest więc licz­ba nagród, ale to, czy dzień po otrzy­ma­niu wyróż­nie­nia książ­ka znaj­dzie się w sze­ro­kim obie­gu. Jeśli zatem jesteś auto­rem, któ­ry liczy na suk­ces swo­jej książ­ki (nomi­na­cję albo jakąś zna­czą­cą nagro­dę), to pierw­szym, o co powi­nie­neś zapy­tać swo­je­go wydaw­cę, jest lista dys­try­bu­to­rów. Szcze­gól­nie, gdy książ­ka wyda­wa­na jest za Two­je pie­nią­dze. War­to też wie­dzieć, że wyda­wa­nie ksią­żek w for­ma­cie elek­tro­nicz­nym to dzi­siaj obo­wiąz­ko­wy stan­dard. Tego też powi­nie­neś wyma­gać od swo­je­go wydaw­cy. Co jesz­cze powin­no wzbu­dzić Twój nie­po­kój? Jeśli Two­ja ofi­cy­na prze­ka­zu­je Ci wię­cej egzem­pla­rzy autor­skich książ­ki ani­że­li przy­ję­ta na całym świe­cie licz­ba 10–20 egzem­pla­rzy, to możesz być pew­ny, że nie ma ona pomy­słu na to, co zro­bić z całą resz­tą. Skoń­czysz jako autor, któ­re­go książ­ki roz­da­wa­ne będą biblio­te­kom i przy­pad­ko­wym oso­bom, albo sam będziesz musiał zapew­nić sobie dys­try­bu­cję.   

Trze­ba mieć też świa­do­mość, że gdy wyda­wa­nie ksią­żek spon­so­ru­ją samo­rzą­dy woje­wódz­kie i miej­skie, trwa­nie ofi­cyn uza­leż­nio­ne jest od urzęd­ni­ków i poli­ty­ków. Taki model dzia­łal­no­ści wydaw­ni­czej ma też wie­le innych ogra­ni­czeń. Koniecz­ne są prze­tar­gi, zapy­ta­nia ofer­to­we, któ­re cza­sa­mi doty­czą nawet dobo­ru redak­to­rów i korek­to­rów ksią­żek. Czę­sto też prze­pi­sy ogra­ni­cza­ją moż­li­wo­ści zwią­za­ne z dys­try­bu­cją ksią­żek. Taki wła­śnie model reali­za­cji wydaw­ni­czej dzia­łal­no­ści misyj­nej zaczy­na być w Pol­sce domi­nu­ją­cy. Potrze­bu­je­my go oczy­wi­ście, żeby mieć miej­sca, w któ­rych auto­rzy będą publi­ko­wać swo­je książ­ki. Ale nie łudź­my się – gdy przy­cho­dzą trud­ne cza­sy, to kul­tu­ra jest jed­ną z pierw­szych dzie­dzin, gdzie szu­ka się oszczęd­no­ści. Kie­dyś była moda na spon­so­ro­wa­nie cza­so­pism lite­rac­kich i kul­tu­ral­nych. Mia­ło je każ­de więk­sze mia­sto. Dzi­siaj podob­nie jest z nagro­da­mi, festi­wa­la­mi i pro­gra­ma­mi wydaw­ni­czy­mi. Moda na cza­so­pi­sma prze­mi­nę­ła. Podob­ny los pew­nie kie­dyś może spo­tkać inne hoj­nie dzi­siaj spon­so­ro­wa­ne dzia­ła­nia. W tym tak­że te zwią­za­ne z wyda­wa­niem ksią­żek. Nie pal­my więc za sobą mostów. Jesz­cze może się oka­zać, że wró­ci­my do współ­pra­cy z tymi, któ­rych w swo­im cza­sie nie potra­fi­li­śmy dosta­tecz­nie doce­nić.  

Bywa­ją odosob­nio­ne przy­pad­ki. Ini­cja­ty­wy, któ­re wymy­ka­ją się powyż­szym kate­go­riom. To im poświę­cę kolej­ny odci­nek. Prze­ana­li­zu­ję, ile tak napraw­dę kosz­tu­je wyda­nie jed­nej książ­ki, oraz co i kto – poza auto­rem – jest nie­zbęd­ny, by mogła ona tra­fić do dru­ku, a potem do dys­try­bu­cji. Spraw­dzę, jaką kwo­tę z zysków ze sprze­da­ży może otrzy­mać autor, a jaka – po opła­ce­niu wszyst­kich rachun­ków – zosta­nie wydaw­cy. A zatem jeśli mimo tak wie­lu nie­po­wo­dzeń dzie­siąt­ków ini­cja­tyw z ostat­nich trzech dekad wśród czy­tel­ni­ków tego tek­stu jest ktoś, kto myśli o zało­że­niu wydaw­nic­twa, niech zaj­rzy na tę stro­nę za trzy tygo­dnie. Koniecz­nie!