debaty / ankiety i podsumowania

Literatura queerowa i jej pory

Małgorzata Sikora-Tarnowska

Głos Małgorzaty Sikory-Tarnowskiej w debacie „Granice literatury”.

strona debaty

Gdzie dziś kończy się literatura? Wprowadzenie do debaty „Granice literatury”

1.

Myśląc o tym, jakim wyzwa­niem jest dla mnie – kry­tycz­ki lite­rac­kiej, ale też żyją­cej w Pol­sce les­bij­ki, żony mojej żony – pisać o gra­ni­cach i lite­ra­tu­rze queero­wej w kra­ju rok­rocz­nie zaj­mu­ją­cym koń­co­we pozy­cje w ran­kin­gu praw i ochro­ny osób LGBTQ+ w Euro­pie, przy­po­mi­nam sobie roz­mo­wę, któ­rą kil­ka mie­się­cy temu prze­pro­wa­dzi­łam w for­mie wywia­du z poetą Sta­ni­sła­wem Jaglarzem[1].

Umó­wi­li­śmy się na począt­ku czerw­ca z oka­zji Mie­sią­ca Dumy, żeby poroz­ma­wiać o poezji, a zwłasz­cza ostat­nim tomie poety, Zaję­czy żar, w któ­rym język wyra­sta­ją­cy z otwar­cia na natu­rę i mowę zwie­rząt jest nośni­kiem doświad­czeń mię­dzy inny­mi trans­pł­cio­wo­ści i trans­mę­sko­ści. Tego­rocz­ny czer­wiec roz­po­czął się jed­nak nie w atmos­fe­rze świę­ta, ale napię­tym wie­czo­rem wybor­czym, a póź­niej ogło­sze­niem wyni­ków dru­giej tury wybo­rów pre­zy­denc­kich i zwy­cię­stwa Karo­la Nawroc­kie­go. Wyni­ki te w połą­cze­niu z ujaw­nio­nym przez pierw­szą turę sze­ro­kim popar­ciem dla skraj­nej pra­wi­cy zsu­mo­wa­ły się w już wcze­śniej nie­we­so­ły, a teraz real­nie zagra­ża­ją­cy nasze­mu ist­nie­niu, obraz przy­szło­ści osób LGBTQ+ w Pol­sce.

Zgod­nie z usta­le­nia­mi, zdzwo­ni­li­śmy się ze Stasz­kiem tego dnia koło połu­dnia. Zapy­ta­łam, czy czu­je się na siłach, żeby w taki dzień roz­ma­wiać o poezji. „Tak, oczy­wi­ście, czu­ję się na siłach – potwier­dził ku moje­mu spo­re­mu zasko­cze­niu. – Poezja nie­sie w sobie nie­za­leż­ność. Nowy kan­dy­dat i jego wybor­cy nie mają mocy, żeby ją znie­wo­lić czy powstrzy­mać. Ona jest siłą wyra­zu, wol­no­ści, nie­skrę­po­wa­nia. Ma w sobie ulot­ność i jed­no­cze­śnie siłę raże­nia, może być schro­nie­niem – dla mnie i dla czy­tel­ni­ków – lub nieść ze sobą moc prze­mia­ny. Jeśli myślę o poezji w ten ponie­dział­ko­wy pora­nek, to jest w tym dużo nadziei. Bez niej było­by mi znacz­nie trud­niej pomy­śleć, co dalej”[2].

Począ­tek tej roz­mo­wy czę­sto wra­ca do mnie w momen­tach nasi­la­nia się róż­nych nie­po­ko­jów, zbio­ro­wych i oso­bi­stych, zwią­za­nych z byciem oso­bą queero­wą w Pol­sce. A oka­zji do wzmo­żo­nej pra­cy toż­sa­mo­ścią, któ­ra two­rzy dla takich nie­po­ko­jów żyzne pod­gle­bie, było póź­niej w tym roku było nie­ma­ło: od – obec­nie już mozol­nym wspól­nym wysił­kiem pogrze­ba­nej – nie­zbyt pro­duk­tyw­nej „dys­ku­sji” o pro­jek­cie usta­wy o związ­kach part­ner­skich, do zamie­sza­nia wokół wywal­czo­ne­go przez pol­ską parę listo­pa­do­we­go wyro­ku Try­bu­na­łu Spra­wie­dli­wo­ści UE, naka­zu­ją­ce­go trans­kryp­cję aktów mał­żeństw zawar­tych za gra­ni­cą. Te powra­ca­ją­ce momen­ty wywo­ły­wa­nia w publicz­nej deba­cie okre­ślo­nej czę­ści queero­wej toż­sa­mo­ści nie­wie­le mają wspól­ne­go z realia­mi codzien­ne­go życia osób queero­wych w Pol­sce, a jesz­cze mniej z queero­wą lite­ra­tu­rą. Two­rzą jed­nak dość upo­rczy­wy kon­tekst jej czy­ta­nia i two­rze­nia.

Tego­rocz­ny dru­gi czerw­ca upo­rczy­wie nie chce się skoń­czyć, a ja myślę o gra­ni­cach, domu i lite­ra­tu­rze; o wska­za­nym przez Stasz­ka trans­for­ma­cyj­nym poten­cja­le poezji, ale też o poezji – oraz sze­rzej, o lite­ra­tu­rze w ogó­le i o tym, czym się sta­je dla osób piszą­cych i czy­ta­ją­cych queero­wych – jako miej­scu schro­nie­nia. Akty­wuj­my zatem tę jej ochron­ną funk­cję, schroń­my się na chwi­lę w pol­skim les­bij­skim domu i rozej­rzy­my się wokół.

2.

Kie­dy moja przy­szła żona ponad dwa lata temu przy­je­cha­ła do mnie w celu wspól­ne­go zamiesz­ka­nia – reali­zu­jąc popu­lar­ny les­bij­ski ste­reo­typ o szyb­kiej wpro­wadz­ce – pierw­szym wyzwa­niem wspól­nej rze­czy­wi­sto­ści miesz­ka­nio­wej było uwspól­nie­nie księ­go­zbio­ru. Miesz­ka­my w małym miesz­ka­niu w blo­ku, dla­te­go wyma­ga­ło to mię­dzy inny­mi czę­ścio­we­go wybu­rze­nia kuch­ni, któ­rą zastą­pi­ła biblio­te­ka. Bo prio­ry­te­tem były książ­ki, w tym oczy­wi­ście te queero­we, ale nie tyl­ko – przede wszyst­kim przy­wie­zio­na z Pozna­nia pol­ska poezja współ­cze­sna. Teraz już wspól­ne książ­ki queero­we z kolei nale­ża­ły do zbyt wie­lu dzie­dzin i gatun­ków, żeby mia­ło sens wydzie­la­nie dla nich osob­nych półek, zosta­ły więc wymie­sza­ne ze sobą i ze wszyst­ki­mi inny­mi.

Na pół­kach zna­leź­li się: Emi­ly Dic­kin­son, Safo­na, Ano­uk Her­man, Adrien­ne Rich, Anna Ada­mo­wicz / Lau­ra Osiń­ska, Anne Car­son, wspo­mnia­ny już Sta­ni­sław Jaglarz, Cri­sti­na Peri Ros­si, Adu Rącz­ka, Łukasz Kaź­mier­czak / Łucja Kut­tig, Opal Ćwi­kła, Zu Wit­kow­ska, Mar­ta Stach­nia­łek, Eile­en Myles, Audre Lor­de, Ire­na Klep­fisz, zbio­ry kry­tycz­ne i anto­lo­gie z taki­mi kla­sy­ka­mi jak wiersz „Chcę les­bę na pre­zy­dent­kę” Zoe Leonard w prze­kła­dzie Joan­ny Kra­kow­skiej, prze­kła­dy queero­wych auto­rek wyda­wa­nych przez Wydaw­nic­two Współ­by­cie. Do tego książ­ki poetyc­kie autor­stwa mojej żony wymie­sza­ne z zina­mi z queero­wą poezją – od poważ­nie wyglą­da­ją­cych publi­ka­cji po wyda­nia zło­żo­ne z kil­ku ręcz­nie skle­jo­nych kar­tek zapeł­nio­nych odręcz­nym pismem. Dalej pro­za: Colet­te, zbin­do­wa­ne wydru­ki Bia­łej róży Nar­cy­zy Żmi­chow­skiej i Przy­go­dy w nie­zna­nym kra­ju Anie­li Gru­szec­kiej, i sta­re piwow­skie wyda­nie Safo­ny Anny Kowal­skiej. Książ­ki Doro­ty Kotas i Alek­san­dry Kasprzak, dalej powieść Olgi Gór­skiej Nie wszy­scy pójdzie­my do raju, sąsia­du­ją­ca z opar­ty­mi na tra­dy­cji lite­ra­tu­ry chłop­skiej opo­wia­da­nia­mi Kin­gi Sabak – dwie róż­ne wer­sje coming of age les­bi­jek z moje­go poko­le­nia. Gor­set, wstyd i kocie uszka J. Szpil­ki – esej o trans­ko­bie­co­ści – obok Kie­dy słoń­ce wypie­ka sny Julii Durzyń­skiej. Do tego współ­cze­sne queero­we bio­gra­fie: Juliu­sza Sło­wac­kie­go, Marii Konop­nic­kiej, Marii Rodzie­wi­czów­ny, Ele­ono­ry Kal­kow­skiej, Zofii Sadow­skiej, Tove Jans­son, Anny Kowal­skiej i Car­son McCul­lers, któ­re czu­wa­ją nad para­pe­tem z rośli­na­mi obok kore­spon­den­cji Kowal­skiej z Marią Dąbrow­ską.

Wymie­niam wszyst­kie te książ­ki oczy­wi­ście nie po to, żeby stwo­rzyć jakiś kata­log lite­ra­tu­ry queero­wej w Pol­sce. Ist­nie­ją od tego wyspe­cja­li­zo­wa­ne miej­sca i publi­ka­cje i w dobie dostę­pu do Inter­ne­tu nie­trud­no się zorien­to­wać w kole­jach jej współ­cze­snej histo­rii i kie­run­kach roz­wo­ju (po tra­dy­cyj­ny, rze­czo­wy histo­rycz­ny prze­krój odsy­łam do anto­lo­gii Dez­orien­ta­cje). Chcę pod­kre­ślić coś inne­go: lite­ra­tu­ra queero­wa w naszym domo­wym zbio­rze ist­nie­je tak, jak mogła­by, ale nie zawsze funk­cjo­nu­je, w świe­cie i w życiu lite­rac­kim, gdzie wciąż trze­ba poję­cie „queeru” od pod­staw tłu­ma­czyć i oswa­jać. W domu, sta­no­wiąc inte­gral­ną część zbio­ru, nie zaj­mu­je osob­nej prze­strze­ni, a jed­no­cze­śnie zawsze jest na wido­ku, nie da się jej pomi­nąć, ale też nie trze­ba jej niko­mu wyja­śniać. Nie nie­sie w sobie cię­ża­ru sta­no­wie­nia „repre­zen­ta­cji”, nie sta­je wobec pre­sji wpi­sy­wa­nia się w tren­dy – opo­wia­da­nia o mozol­nej dro­dze do coming outu, ale też zastę­po­wa­nia real­nych pro­ble­mów poety­ka­mi spod zna­ku queer joy. Oczy­wi­ście, są tutaj też książ­ki, któ­rych oso­by autor­skie mniej lub bar­dziej świa­do­mie pod­po­rząd­ko­wy­wa­ły się wymo­gom ryn­ko­wym, ale nawet one w tym oto­cze­niu wyda­ją się tono­wa­ne mil­czą­cym auto­ry­te­tem kole­ża­nek. Są też luki – na przy­kład po twór­czo­ści inter­ne­to­wej roz­wi­ja­nej wyłącz­nie na por­ta­lach, jak okre­śla­ły je moje poprzed­nicz­ki, „branżowych”[3].

Prze­su­wam wzro­kiem po pół­kach i jest w tym prze­glą­da­niu się w domo­wym księ­go­zbio­rze coś wię­cej niż uni­wer­sal­ne uczu­cie czy­tel­ni­cze­go zacie­ka­wie­nia i satys­fak­cji. Coś, co się­ga do mojej queero­wej toż­sa­mo­ści i wywo­łu­je w niej poru­sze­nie Moż­li­wość obco­wa­nia z lite­ra­tu­rą queero­wą jako taką – prze­ży­tą, bli­ską mnie i moim doświad­cze­niom, w któ­rej roz­po­zna­ję źró­dło kul­tu­ro­we­go ima­gi­na­rium pol­skie­go queeru – a jed­no­cze­śnie, w jed­nym ruchu, zoba­cze­nie jej w kon­tek­ście całej lite­ra­tu­ry, moż­li­wie sze­ro­ko trak­to­wa­nej; zoba­cze­nie jej bli­skiej temu, czym jest w isto­cie: jako czę­ści podzie­la­nej przez nas wszyst­kich kul­tu­ry. Kore­spon­den­cja Kowal­skiej i Dąbrow­skiej, cho­ciaż może wola­ła­by się zna­leźć obok listów miło­snych Vir­gi­nii Woolf i Vity Sac­kvil­le-West albo przy­naj­mniej les­bij­skich kla­sy­ków takich jak Źródło samot­no­ści Radc­lyf­fe Hall – stoi obok Zam­ku Kaf­ki, bo w kie­szon­ko­wym wyda­niu Czy­tel­ni­ka z Nike aku­rat on zmie­ścił się na leżą­co na innych książ­kach z serii z gło­wa­mi wawel­ski­mi, wśród któ­rych jest rów­nież dzie­ło Car­son McCul­lers. Kamie­nie milo­we queero­wej pol­skiej pro­zy auto­fik­cjo­nal­nej – dwa tomy Mojej uko­cha­nej i mnie Rena­ty Lis – prze­glą­da­ją się w ese­jach ame­ry­kań­skiej kry­tycz­ki Mag­gie Nel­son, ale też – co zako­rze­nia ich inte­lek­tu­al­ny roz­mach w codzien­nej ruty­nie – w kil­ku wyda­niach Jadło­no­mii.

Książ­ki queero­we sto­ją nie tyl­ko obok ksią­żek kuchar­skich, ale też pol­skiej lite­ra­tu­ry okre­su PRL‑u, któ­rą zaj­mo­wa­łam się nauko­wo, i bli­skiej mojej żonie lite­ra­tu­ry turec­kiej – zarów­no tej queero­wej, jak i nie. Two­rzą przy­god­ny – a jed­nak jakoś przez nas, mnie i żonę, ukie­run­ko­wa­ny – układ, z któ­re­go dopie­ro wyła­nia­ją się dyna­mi­ka i sen­sy prze­kra­cza­ją­ce kon­kret­ne warun­ki i oko­licz­no­ści ich powsta­wa­nia. Moż­na zoba­czyć tek­sty samo­ist­nie two­rzą­ce i nasu­wa­ją­ce nowe powią­za­nia, jakie nie mia­ły­by szan­sę wynik­nąć, gdy­by, jak w księ­gar­ni czy biblio­te­ce, umie­ścić je w jed­nym, wydzie­lo­nym miej­scu i upo­rząd­ko­wać tema­tycz­nie. Nasz zbiór nie słu­ży celom edu­ka­cyj­nym, popu­la­ry­za­cyj­nym ani sprze­da­żo­wym. Jest otwar­ty i eks­pan­syw­ny; nie tyl­ko – jak każ­da biblio­te­ka – zabu­rza ogra­ni­cze­nia cza­so­prze­strze­ni i kon­wen­cjo­nal­ne chro­no­lo­gie pro­ce­sów histo­rycz­no­li­te­rac­kich, ale też ukła­da się w nowe porząd­ki idą­ce w poprzek okre­sów tabu­iza­cji queeru i eman­cy­pa­cji, poszu­ki­wa­nia języ­ka i nowe­go nazy­wa­nia, życia w ukry­ciu i żąda­nia peł­ni życia.

Czy­ta­my listy Dąbrow­skiej i Kowal­skiej z Vir­gi­nią i Vitą, z Konop­nic­ką, Colet­te i Safo­ną, odwie­dza­my nowo­jor­skie her­ba­ciar­nie z Eve Adams i domy war­szaw­skich ary­sto­kra­tek z masa­żyst­ką Marią Jadwi­gą Strumff, leci­my stat­kiem ufo z Opal Ćwi­kłą. A to wszyst­ko bez oglą­da­nia się na narzu­ca­ne przez straż­ni­ków sta­tus quo, teraz i w prze­szło­ści, gra­ni­ce. Zbli­ża­my się do nich i – jak w tomie Adu Rącz­ki „chcia­ło­śmy” – son­du­je­my ich poro­wa­tość. Podą­ża­my czy­tel­ni­czym tro­pem, któ­ry wyty­czy­ła mię­dzy inny­mi Sel­by Wynn Schwartz w ese­ju Po Safo­nie. Jego autor­ka pisze o sta­wa­niu się poprzez lite­ra­tu­rę czy­tel­ni­cze­go „my” i tak też postrze­gam lite­ra­tu­rę queero­wą: jako narzę­dzie wspól­no­to­twór­cze i włą­cza­ją­ce, pozwa­la­ją­ce nam się zoba­czyć w więk­szej gru­pie, w rodzi­nie z wybo­ru, w kolek­ty­wie, w sta­dzie, jako część boga­tej, nie zawsze oczy­wi­stej, tra­dy­cji kul­tu­ro­wej i histo­rii. O ile jed­nak bry­tyj­ska autor­ka sku­pia się na lite­ra­tu­rze queero­wych kobiet zachod­niej Euro­py, o tyle u nas ramę opo­wie­ści two­rzą gło­sy nam bli­skie – lokal­ne, wyra­sta­ją­ce z doświad­cze­nia życia w gra­ni­cach zabo­rów, w mię­dzy­woj­niu, w PRL‑u, w póź­no­ka­pi­ta­li­stycz­nej demo­kra­cji libe­ral­nej i jej coraz bar­dziej popu­li­stycz­nych odsło­nach. Dzię­ki temu może­my się poczuć czę­ścią zbio­ro­wo­ści – nie tyl­ko spo­łecz­no­ści LGBTQ+ tu i teraz w Pol­sce, ale też innych  kon­ti­nu­ów, opie­rać się na tych gene­alo­giach.

Ten dyna­micz­ny układ, tak jak na tek­sty czy­ta­ne na nowo przez filtr queero­wych bio­gra­fii, sta­le doma­ga się rein­tre­pre­ta­cji, ale też nie­sie nadzie­ję i poka­zu­je stra­te­gie prze­trwa­nia. Rze­czy­wi­stość za oknem dowo­dzi, że fun­da­men­tem poli­tycz­ne­go suk­ce­su w naszym kra­ju na trwa­łe sta­ła się mani­pu­la­cja przy­szło­ścią osób queer – roz­bu­dza­nie nadziei na zmia­nę na lep­sze i mniej lub bar­dziej bru­tal­na, ale zawsze kate­go­rycz­na jej odmo­wa. Naj­istot­niej­szą staw­ką lite­ra­tu­ry w Pol­sce jest przy­szłość: cho­ciaż doty­czy to całej lite­ra­tu­ry jako takiej, to lite­ra­tu­ra queero­wa może dostar­czyć istot­nych wska­zó­wek. Widzia­na nie jako zbiór tek­stów powią­za­nych tema­tycz­nie, ale jako schro­nie­nie i miej­sce swo­iste­go zimo­wa­nia idei, pozwa­la pomy­śleć i wypo­wie­dzieć przy­szłość w mar­twej ciszy, wymy­ślać inne, mniej lub bar­dziej pro­wi­zo­rycz­ne i trwa­łe ukła­dy i powią­za­nia. Zachę­ca, by szu­kać opar­cia w nie­do­mknię­tych, czę­sto pro­wi­zo­rycz­nych kul­tu­ro­wych gene­alo­giach, mieć w sobie wyczu­le­nie na nie­spra­wie­dli­wość i goto­wość na nie­zgo­dę – i na tej pod­sta­wie two­rzyć lep­sze świa­ty, odkry­wać języ­ki i roz­wi­jać wraż­li­wo­ści. Taka lite­ra­tu­ra to coś wię­cej niż tyl­ko schro­nie­nie – to otwar­ty dom z wid­ny­mi okna­mi na kwit­ną­cy ogród.

3.

Sły­szę głos z tyłu sali, któ­ry przy­po­mi­na, że świat, w któ­rym żyje­my, nie jest les­bij­skim domem (i w dobie kry­zy­su miesz­ka­nio­we­go tym bar­dziej nie z ogród­kiem), a życie lite­rac­kie rzą­dzi się inną logi­ką niż pry­wat­ne księ­go­zbio­ry. Myślę, że nic bar­dziej myl­ne­go. Po pierw­sze, nasz księ­go­zbiór jest tyl­ko jed­nym z warian­tów tysię­cy księ­go­zbio­rów w pol­skich domach two­rzo­nych przez oso­by i rodzi­ny LGBTQ+, a les­bij­ki są spe­cja­list­ka­mi w upra­wie zmy­ślo­nych ogro­dów. Po dru­gie – w momen­cie, gdy świat sta­je się coraz bar­dziej nie­zro­zu­mia­ły i wro­gi, a sztucz­na inte­li­gen­cja i algo­ryt­my wyzna­cza­ją nam gra­ni­ce toż­sa­mo­ści i wraż­li­wo­ści, szcze­gól­nie potrze­bu­je­my prze­my­śle­nia utrwa­lo­nych spo­so­bów bycia w lite­ra­tu­rze i z lite­ra­tu­rą, tego, jak jest ona kształ­to­wa­na przez sto­sun­ki wła­dzy: hie­rar­chicz­ne zależ­no­ści wpły­wa­ją­ce na pro­gra­my finan­so­wa­nia, tego, po jakie się­ga­my spo­so­by jej świę­to­wa­nia i wspól­ne­go prze­ży­wa­nia, tego, z kim i opie­ra­jąc się na jakich podzie­la­nych war­to­ściach, podej­mu­je­my współ­pra­cę. Jako spo­łecz­ność LGBTQ+, wiecz­nie będą­ca na celow­ni­ku wła­dzy, ale też mają­ca wła­sną kul­tu­rę i histo­rię, potrze­bu­je­my z kolei mądre­go sojusz­nic­twa – wśród osób autor­skich, wydaw­ców, osób zaan­ga­żo­wa­nych w pro­mo­cję lite­ra­tu­ry, pod­mio­tów wspie­ra­ją­cych twór­czość lite­rac­ką finan­so­wo i insty­tu­cjo­nal­nie. For­ma­mi wspar­cia mogą być na przy­kład włą­cza­nie do pro­gra­mów festi­wa­li czy do pro­jek­tów lite­rac­kich queero­wych gło­sów i tek­stów powsta­ją­cych poza komer­cyj­nym ryn­kiem książ­ki oraz odda­wa­nie queero­wym oso­bom twór­czym prze­strze­ni na wła­sną ini­cja­ty­wę. Za uda­ne przy­kła­dy takie­go podej­ścia mogą posłu­żyć orga­ni­za­cja blo­ku tema­tycz­ne­go poświę­co­ne­go les­bij­skie­mu moder­ni­zmo­wi na Festi­wa­lu Fabu­ły w Pozna­niu czy – cał­kiem nie­daw­no – dostrze­że­nie (i nagro­dze­nie) przez jury Nagro­dy Lite­rac­kiej Gdy­nia zbio­ru poetyc­kie­go Ano­uk Her­man Sile­sian Gothic, wyda­ne­go przez małą war­szaw­ską ofi­cy­nę Girls and Queers to the Front, wresz­cie – włą­cze­nie wyda­nej w self-publi­shin­gu książ­ki poetyc­kiej Eko­no­mia darów mojej żony oraz pro­wa­dzo­ne­go prze­ze mnie cza­so­pi­sma „Les­Bi­Lans” dla queero­wych kobiet jako peł­no­praw­nej czę­ści pro­gra­mu Festi­wa­lu Lublin Mia­sto Lite­ra­tu­ry. To wszyst­ko przy­kła­dy tego, jak zamiast obsa­dzać lite­ra­tu­rę queero­wą i two­rzą­ce ją oso­by w tra­dy­cyj­nych rolach: plat­for­my rzecz­nic­twa i edu­ka­cji czy zała­twia­nia pro­ble­mu „repre­zen­ta­cji” i „róż­no­rod­no­ści”, moż­na two­rzyć warun­ki, by oso­by i tek­sty prze­mó­wi­ły wła­snym gło­sem, żeby zaist­nia­ły w kon­tek­stach, z któ­rych wyra­sta­ją i w któ­rych funk­cjo­nu­ją na co dzień. Żeby nie lądo­wa­ły w życiu lite­rac­kim zawsze jako zja­wi­ska niby to nie­spo­ty­ka­ne, poje­dyn­cze i osob­ne, przed­sta­wia­ją­ce rze­ko­mo nadal nie­zna­ny „pro­blem” i jed­no­cze­śnie reme­dium nie­spo­koj­ne sumie­nia. Bo sko­ro jest cięż­ka­wo – co pra­wie każ­dy już wie – to prze­cież jesz­cze coś pisze­my, jesz­cze przy­cho­dzi­my, jesz­cze roz­ma­wia­my, pew­nie więc daje­my sobie radę. Cytu­jąc poet­kę: otóż, kur­wa, nie.

4.

 Jak powie­dzia­no, jeste­śmy w domu, pora więc zwró­cić uwa­gę na sło­nia w poko­ju, któ­ry może aktu­al­nie nie jest spe­cjal­nie na wido­ku, ale jeśli poli­ty­ka nie zmie­ni kur­su, nabie­rze cał­kiem real­nych kształ­tów. Nie­wi­docz­ne kosz­ty two­rze­nia lite­ra­tu­ry przez oso­by queero­we, pono­szo­ne są zarów­no przez te oso­by, jak i całą spo­łecz­ność queero­wą na co dzień. Żeby zoba­czyć tę dys­pro­por­cję, wystar­czy wyj­rzeć za okno – kie­dy na naszych oczach pro­jekt usta­wy mogą­cej real­nie zmie­nić życie całych rodzin LGBTQ+ tra­fia do kosza, uli­ce są puste, a oso­by two­rzą­ce lite­ra­tu­rę, o ile nie są bez­po­śred­nio dotknię­te tą spra­wą, nie zabie­ra­ją gło­su w dys­ku­sji, mil­czą. Roz­krę­ca się sezon festi­wa­li i spo­tkań, a życie lite­rac­kie jak gdy­by nigdy nic toczy się dalej, czę­sto z udzia­łem wcze­śniej zapro­szo­nych osób ze spo­łecz­no­ści LGBTQ+, któ­re w lite­ra­tu­rze odsło­ni­ły swój świat i teraz, na dobre i na złe, muszą dys­ku­to­wać o tym na sce­nie, a w prze­rwie oglą­dać rol­ki z pre­zy­den­tem bro­nią­cym „wyjąt­ko­wej i chro­nio­nej kon­sty­tu­cją insty­tu­cji mał­żeń­stwa” (spoj­ler: kon­sty­tu­cja gwa­ran­tu­je co inne­go – rów­ność oby­wa­te­li wobec pra­wa).

Tym­cza­sem prze­cież – tym spo­so­bem prze­cho­dzę do ostat­nie­go postu­la­tu – sprze­ciw i opór wobec nie­spra­wie­dli­wo­ści nie muszą, a nawet nie powin­ny, zawsze wybrzmie­wać gło­sem osób poli­tycz­nie wyklu­czo­nych. Tak samo jak gra­ni­ce lite­ra­tu­ry queero­wej zbie­ga­ją i roz­wi­dla­ją się w domu moim i mojej żony, tak samo wie­le gra­nic nasze­go wspól­ne­go świa­ta od daw­na zbie­ga się i roz­wi­dla w lite­ra­tu­rze queero­wej. Kie­dy dla jed­nych musi ona stać się schro­nie­niem, inni – zarów­no oso­by piszą­ce, jak i czy­ta­ją­ce – mogą wyko­rzy­sty­wać siłę raże­nia, o któ­rej mówił Sta­szek, i ponieść ener­gię dalej. Spraw­dzać pro­gra­my wyda­rzeń, pod­no­sić nie­obec­ność albo toke­ni­za­cję queeru, pro­mo­wać i edu­ko­wać tak, żeby nie powie­lać tych sche­ma­tów. Reago­wać na homo­fo­bię i trans­fo­bię w prze­strze­ni festi­wa­li, spo­tkań lite­rac­kich, dys­ku­syj­ne­go klu­bu książ­ki. Jeśli trze­ba, odma­wiać współ­pra­cy, nie przy­cho­dzić, zabie­rać głos, gło­śno doma­gać się popra­wy. Wkur­wiać się, uży­wać słów „les­bij­ka”, a nie „przy­ja­ciół­ka”, uzu­peł­nić pod­sta­wo­we bra­ki w wie­dzy, żeby wie­dzieć, jak roz­ma­wiać z dru­gą oso­bą i o dru­giej oso­bie z posza­no­wa­niem jej toż­sa­mo­ści i eks­pre­sji. Dawać miej­sce debiu­tu­ją­cym i wydaw­nic­twom spo­za głów­ne­go obie­gu, mieć świa­do­mość ist­nie­nia queero­wej histo­rii lite­ra­tu­ry, nie zga­dzać się na jej wyma­zy­wa­nie. Spraw­dzić, czy w Two­jej oko­li­cy, w Two­im mie­ście, w Two­im regio­nie ktoś two­rzy lite­ra­tu­rę queero­wą – a wte­dy poznać ją, spró­bo­wać zro­zu­mieć i uznać za swo­ją, a jeśli jest orga­ni­zo­wa­ne spo­tka­nie – poja­wić się na nim; to zresz­tą naj­ła­twiej­szy spo­sób, żeby poznać lokal­ną spo­łecz­ność queero­wą.

 

Ktoś zno­wu powie: łatwiej powie­dzieć, niż zro­bić. Odpo­wiem: nie, w lite­ra­tu­rze queero­wej już jest zapi­sa­na wie­lu­set­let­nia histo­ria ucze­nia się goto­wo­ści na zmia­ny i budo­wa­nia przy­szło­ści z nicze­go. Pora mądrze to wyko­rzy­stać.

[1] https://mintmagazine.pl/artykuly/wywiad-ze-stanislawem-kalina-jaglarzem-pride-month

[2] Tam­że.

[3] Pisa­ła o tym Olga Byr­ska: https://www.dwutygodnik.com/artykul/7899-atest-na-lesbijstwo.html

O AUTORZE

Małgorzata  Sikora-Tarnowska

Redaktorka, absolwentka Wydziału Polonistyki UW i Szkoły Doktorskiej Nauk o Języku i Literaturze UAM. W polu jej zainteresowań znajdują się literatura polska XX i XXI wieku, krytyka literacka, nowoczesne dyskursy o cielesności i studia queerowe. Napisała doktorat na temat cielesności awansu społecznego w prozie okresu PRL-u. Redaktorka naczelna magazynu „LesBiLans” dla queerowych kobiet i osób z doświadczeniem kobiecości.