debaty / wydarzenia i inicjatywy

Poeta na Ukrainie to ciągle wieszcz narodowy, ale tylko dlatego że innych chętnych do tej roli nie mamy

Andrij Lubka

Głos Andrija Lubki w debacie "Zawsze wolna i zaangażowana".

strona debaty

Zawsze wolna i zaangażowana

We wrze­śniu zeszłe­go roku na Mię­dzy­na­ro­do­wym Festi­wa­lu Poetyc­kim w Czer­niow­cach (Ukra­ina) bra­łem udział we wspól­nym trans­la­tor­skim pro­jek­cie z mło­dym ber­liń­skim poetą Mak­sem Czo­le­kiem. Kie­dy przy­je­cha­łem, on zapro­po­no­wał pój­ście gdzieś wie­czo­rem na drin­ka. Nie­ste­ty, musia­łem odmó­wić, ponie­waż byłem już umó­wio­ny na dwa wywia­dy. Tak też mu powie­dzia­łem: „Od wio­sny nie byłem w Czer­niow­cach, więc obie­ca­łem dzien­ni­ka­rzom, że znaj­dę czas dla nich”. Max na to coś zażar­to­wał i powie­dział, że prze­cież kobie­ty-dzien­ni­kar­ki może­my po pro­stu zabrać ze sobą do baru. Ja na to z kolei, że nie­ste­ty nie da się tego tak po pro­stu zor­ga­ni­zo­wać, ponie­waż nagra­nia są w dwóch róż­nych stu­diach tele­wi­zyj­nych. Max zno­wu coś zażar­to­wał, tym razem na temat tego, że jestem gwiaz­dą, ale wyja­śni­łem mu, iż żad­ną gwiaz­dą nie jestem, kimś wyjąt­ko­wo popu­lar­nym lub zna­nym też nie, ale po pro­stu tutaj roz­ma­wia się docie­kli­wie z każ­dym pisa­rzem, któ­ry tra­fia na festi­wal. Wkrót­ce Max się prze­ko­nał, że tak napraw­dę jest – kie­dy i po jego duszę zgło­si­ła się eki­pa tele­wi­zyj­na ze spe­cjal­nie dla tę oka­zję wyna­ję­tym tłu­ma­czem…

Minę­ły trzy mie­sią­ce, w listo­pa­dzie zaczął się na Ukra­inie Euro­maj­dan. Max Czo­lek dla pew­ne­go nie­miec­kie­go por­ta­lu napi­sał esej, w któ­rym opo­wia­dał o swo­ich prze­ży­ciach na Ukra­inie, o nie­zwy­kłym pozio­mie kul­tu­ry naro­du Ukra­iń­skie­go, o tym, że tam (czy­li na Ukra­inie) spo­łe­czeń­stwo jest na tyle doj­rza­łe, cywi­li­zo­wa­ne i kul­tu­ral­ne, że słu­cha tyl­ko pisa­rzy i poetów.

Nie­źle mnie ten esej roz­ba­wił. Jesz­cze w cza­sie festi­wa­lu pró­bo­wa­łem wyja­śnić Mak­so­wi, że poeci może i są popu­lar­ni w naszym kra­ju, ale nie­ko­niecz­nie ozna­cza to, że są czy­ta­ni. Zwłasz­cza jeże­li mówi­my o poezji, a nie o takiej czy innej upra­wia­nej przez poetów publi­cy­sty­ce. Jed­nak w cza­sie Euro­maj­da­nu też z podzi­wem dostrze­głem, iż pisa­rze i poeci ukra­iń­scy są dla rewo­lu­cji kimś napraw­dę waż­nym, że ogrom­ne tłu­my nie tyl­ko ich słu­cha­ją, ale też im ufa­ją.

To praw­da, że pod­czas naszej rewo­lu­cji z prze­ło­mu tego i poprzed­nie­go roku na Ukra­inie lite­ra­ci bar­dzo czę­sto zabie­ra­li głos, a każ­dy wywiad, wypo­wiedź, list otwar­ty czy nawet wpis na Face­bo­oku był z wiel­ką uwa­gą przyj­mo­wa­ny przez spo­łe­czeń­stwo i poli­ty­ków opo­zy­cyj­nych. Dla­cze­go?

Uwa­żam, że taka sytu­acja – rażą­cej asy­me­trii nakła­dów ksią­żek i wagi posta­wy publicz­nej pisa­rza – jest nie atu­tem, a na odwrót: symp­to­mem pew­ne­go rodza­ju zaco­fa­nia. Czy­li my z Mak­sem dostrze­ga­my jeden i ten sam fakt, ale w róż­ny spo­sób go odbie­ra­my i wyja­śnia­my.

Moja głów­na teza brzmi tak: oczy­wi­ście pisarz, poeta na Ukra­inie jest cią­gle jesz­cze wiesz­czem naro­do­wym, ale to tyl­ko z tego powo­du, że innych chęt­nych do tej roli nie ma, a spo­łe­czeń­stwo jesz­cze nie jest roz­wi­nię­te na tyle, aby wypeł­nić wszyst­kie waż­ne nisze życia codzien­ne­go.

Co mam na myśli? Tyl­ko to, że w ramach nie­roz­wi­nię­te­go pań­stwa i zaco­fa­nej infra­struk­tu­ry kul­tu­ral­nej osią­gnąć suk­ces mogą tyl­ko ci, któ­rzy liczą na wła­sne siły. W sztu­ce – ci, któ­rzy mogą roz­wi­jać się bez wspar­cia pań­stwa. Na przy­kład pisa­rze, poeci, mala­rze.

Za lat nie­pod­le­gło­ści Ukra­iny nie powsta­ła żad­na waż­na ukra­iń­ska ope­ra, sła­wy nie zdo­był ani jeden balet (teatrów mamy kil­ka). Wszyst­ko przez to, że radziec­kie w isto­cie pań­stwo wspie­ra­ło nie uta­len­to­wa­nych, a lojal­nych; skut­kiem tego na sta­no­wi­skach w tych teatrach byli nie nowo­cze­śni mene­dże­ro­wie, a rze­sze krew­nych i zna­jo­mych mini­stra kul­tu­ry i jego zastęp­ców. Nie powsta­ła na Ukra­inie pręż­nie dzia­ła­ją­ca sce­na muzycz­na, ponie­waż nie dzia­ła pra­wo autor­skie i muzy­cy nie otrzy­mu­ją pie­nię­dzy za swo­je utwo­ry. Za trans­mi­sje radio­we, za poka­zy­wa­nie kli­pów w tele­wi­zji – nic, ani gro­sza. Pły­ty też się nie bar­dzo sprze­da­ją, bo na następ­ny po pre­mie­rze dzień już moż­na sobie za dar­mo ścią­gnąć je z inter­ne­tu. Więc muzy­cy zamiast two­rzyć, muszą pra­co­wać w innych bran­żach aby mieć z cze­goś żyć. A to z kolei ozna­cza, że nie mogą ani swej twór­czo­ści, ani karie­rze muzycz­nej poświę­cić odpo­wied­nio dużo cza­su i wysił­ku. Dodaj­my, że więk­szość pio­sen­ka­rzy na tym lub innym eta­pie swo­jej karie­ry zaczy­na śpie­wać po rosyj­sku, myśląc że tym spo­so­bem zaist­nie­ją na ogrom­nym rosyj­skim ryn­ku, skut­kiem cze­go prze­sta­je ich słu­chać spo­łe­czeń­stwo ukra­iń­skie. Typo­wa kolo­nial­na sytu­acja.

Więc w takich warun­kach – w któ­rych pań­stwo kom­plet­nie nie dba o kul­tu­rę – szan­se na suk­ces mają tyl­ko ci, któ­rym dla pra­cy twór­czej potrze­ba nie­du­żo: kart­ki papie­ru, lap­to­pa czy pędz­li. No i lite­ra­tom zawsze jest łatwej pra­co­wać ze sło­wem – pisać, wystę­po­wać, uza­sad­niać swo­ją pozy­cję i wyja­śniać sta­no­wi­sko. Plus to, że nie są oni zepsu­ci ani wiel­ki­mi pie­niędz­mi, ani skan­da­la­mi publicz­ny­mi, jak więk­szość innych „gwiazd” pop-kul­tu­ry. Nie­zwy­kle waż­na jest jesz­cze w tej spra­wie nasza środ­ko­wo- i wschod­nio­eu­ro­pej­ska tra­dy­cja ogrom­nej roli poetów i pisa­rzy w pro­ce­sie sta­no­wie­nia toż­sa­mo­ści naro­do­wych.

Przy­pusz­czam, że w przy­szło­ści rola lite­ra­tów na Ukra­inie w życiu publicz­nym będzie mala­ła – odpo­wied­nio do roz­bu­do­wy i uspraw­nia­nia insty­tu­cji pań­stwa. Może dojść do tego, że kie­dyś, tak jak dzi­siaj Niem­cy, będzie­my podzi­wiać poezję w bar­dziej mar­gi­nal­nej prze­strze­ni, któ­rej bene­fi­cjen­ta­mi będą prze­waż­nie ludzie star­si. No a na razie powie­dzia­łem swe­mu ber­liń­skie­mu kole­dze Mak­so­wi Czo­le­ko­wi, że jestem gotów pisać publi­cy­stycz­ne tek­sty na poli­tycz­ne tema­ty, ale będę się sta­rał nigdy nie dopu­ścić publi­cy­stycz­nych wąt­ków do swej twór­czo­ści poetyc­kiej lub pro­za­tor­skiej. Bo myślę, że od bez­po­śred­nie­go kon­tak­tu z poli­ty­ką lite­ra­tu­ra tyl­ko się degra­du­je.

O AUTORZE

Andrij Lubka

Urodzony w 1987 roku w Rydze. Ukraiński poeta i tłumacz. Autor tomów wierszy "Osiem miesięcy schizofrenii" (2007), "Terroryzm" (2008), "Czterdzieści baksów plus napiwek" (2012). Jako prozaik debiutował tomem opowiadań "Killer" (2012). Laureat literackiej nagrody „Debiut” (2007) i „Kijowskie laury” (2011). Był stypendystą kilku europejskich programów literackich (w tym dwukrotnie Gaude Polonia), uczestniczył w wielu ukraińskich i europejskich akcjach i festiwalach literackich. Ukończył szkołę wojskową w Mukaczowie i ukrainistykę na Narodowym Uniwersytecie w Użhorodzie. Obecnie studiuje bałkanistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Mieszka w Warszawie.