recenzje / ESEJE

Kanapeczki dla Vērdiņša i Dehnela

Krzysztof Zabłocki

Recenzja Krzysztofa Zabłockiego z książki Niosłem ci kanapeczkę Kārlisa Vērdiņša.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

1. Pupa na okład­ce cien­ką kre­ską

Nio­słem ci kana­pecz­kę – tomik pro­zy poetyc­kiej mło­de­go łotew­skie­go auto­ra Kar­li­sa Vēr­di­ņša (wyda­ny nie­daw­no przez wro­cław­skie wydaw­nic­two Biu­ro Lite­rac­kie) to edy­tor­skie cac­ko, bibe­lot. Jak zresz­tą i inne tomy tej ofi­cy­ny. Na okład­ce Kana­pecz­ki znaj­du­je się poczy­nio­ny deli­kat­ną kre­ską rysu­nek – à la David Hock­ney, czy może Andy War­hol (tak, tak, mało kto wie, jakie pięk­ne deli­kat­ne rysun­ki two­rzył ten arty­sta obok swych puszek zupy pomi­do­ro­wej czy faso­li) – przed­sta­wia­ją­cy dwóch chłop­ców leżą­cych na kra­cia­stej poście­li: jeden leży na brzu­chu, a dru­gi – poprzecz­nie do nie­go – ukła­da gło­wę na dol­nej czę­ści jego ple­ców, tuż nad poślad­ka­mi. Te poślad­ki to nie­ja­ko nie­spo­dzian­ka, uka­zu­ją się w swej peł­nej cien­ko­piór­ko­wej kra­sie dopie­ro po odgię­ciu skrzy­deł­ka. Ów miły dla oka rysu­nek – autor­stwa Ewy Zwa­rycz – zapo­wia­da kli­ma­ty gejow­skie. I fak­tycz­nie, są te kli­ma­ty, ale nie­ja­ko „pod­skór­nie”: homo­ero­tycz­ność tych mikro­utwo­rów to jedy­nie natu­ral­ne pod­gle­bie, oczy­wi­stość: coś, co jest, co w spo­sób natu­ral­ny powsta­ło i jest dobre.

Ksią­żecz­ka zwró­ci­ła na sie­bie uwa­gę przede wszyst­kim dzię­ki jej tłu­ma­czo­wi – zna­ne­mu pisa­rzo­wi i poecie Jac­ko­wi Deh­ne­lo­wi, auto­ro­wi pro­zy (Lala i Bal­za­kia­na), wier­szy oraz felie­to­nów dru­ko­wa­nych w „Poli­ty­ce”; mło­de­mu cele­bry­cie uho­no­ro­wa­ne­mu Nagro­dą Kościel­skich i Pasz­por­tem Poli­ty­ki.

Deh­nel to casus sepa­ra­tus mło­dej pol­skiej lite­ra­tu­ry: ten nie­speł­na trzy­dzie­sto­la­tek już jako stu­dent wzbu­dzał nie­ja­ką sen­sa­cję swo­im ubio­rem – żakiet XIX-wiecz­ne­go dżen­tel­me­na-dan­dy­sa, cylin­der i lasecz­ka. Gdy w latach dzie­więć­dzie­sią­tych po raz pierw­szy ujrza­łem go na uni­wer­sy­tec­kim dzie­dziń­cu, pomy­śla­łem, że oto w sta­rym BUW-ie znów krę­cą jakiś film z epo­ki. A tym­cza­sem był to codzien­ny strój war­szaw­skie­go stu­den­ta na prze­ło­mie wie­ków – tyle że Deh­nel prze­su­nął ten prze­łom o całe sto lat.

2. Dotknij­cie się języ­ka­mi, aby ujrzeć Rygę

Tomik Ver­din­sa został napi­sa­ny po łotew­sku i każ­dy, kto bie­rze go do ręki, zacho­dzi w gło­wę, czy tłu­macz, aby prze­ło­żyć tych kil­ka­dzie­siąt stron, nauczył się w tym celu łotew­skie­go (tak jak ponoć Iwasz­kie­wicz nauczył się duń­skie­go, żeby prze­kła­dać Kier­ke­ga­ar­da); otóż nie, Jacek Deh­nel uczest­ni­czył wraz ze swym łotew­skim rówie­śni­kiem w warsz­ta­tach trans­la­tor­skich poświę­co­nych poezji gejow­skiej i ich „pomo­sto­wym” języ­kiem był angiel­ski. A tak­że rosyj­ski. No i ogól­na, języ­ko­wa i eru­dy­cyj­na baza dwóch spad­ko­bier­ców wspól­nej real­ko­mu­ni­stycz­nej tra­dy­cji. (Tak przy oka­zji: byłem trzy lata temu w Rydze: pięk­na han­ze­atyc­ka sta­rów­ka sąsia­du­ją­ca z naj­czyst­szy­mi kli­ma­ta­mi radziec­ki­mi – dwor­cem, baza­rem, a tak­że słod­kim Pała­cem Kul­tu­ry [nie­mal ide­al­na kopia] – ale znacz­nie mniej­szym i posta­wio­nym cał­kiem bez sen­su, na jakiejś bocz­nej uli­cy).

Kie­dy zapad­nie błę­kit­ny wie­czór, możesz się ukryć w cie­niu zaspy śnież­nej albo w dymie z komi­na i gapić się cichut­ko na doty­ka­ją­cych się języ­ka­mi ludzi, któ­rzy widzą Rygę.

To, jak wyja­śnia w przy­pi­sach tłu­macz, alu­zja do szkol­ne­go żar­tu: nabie­ra­nia naiw­ne­go kole­gi, że jak dotknie języ­kiem zamar­z­nię­tej balu­stra­dy czy żela­zne­go słup­ka, to zoba­czy Rygę. Przy­po­mi­na mi to tro­chę żart z moich szkol­nych cza­sów: „Chcesz zoba­czyć Pałac Kul­tu­ry?” Ale to, co dalej nastę­po­wa­ło, nie było już wca­le miłe… W Kana­pecz­ce Ryga jest jed­nak mało obec­na – jedy­nie wzmian­ka o jakiejś dziel­ni­cy czy cmen­ta­rzu tu czy tam. Bo prze­cież nie są to kra­jo­znaw­cze wspo­min­ki. To języ­ko­we gry i zaba­wy. Gry i zaba­wy zna­cze­niem, reje­strem, tra­dy­cją. A tak­że bar­wą sło­wa.

Tak w ogó­le to trud­no jest pisać o poetyc­kiej pro­zie. Tak samo, jak i o poezji. No, o poezji to jesz­cze – poezja to kwin­te­sen­cja, skrót, szyfr, błysk, pomysł, gra­nat czy bom­ba, któ­ry w lek­tu­rze wybu­cha, ale moż­na też ten pocisk roz­bro­ić, powo­li roz­ła­do­wać. Zaś poetyc­ka pro­za? Po to napi­sa­ne jest coś „poetyc­ką” pro­zą, bo wła­śnie „zwy­kłą” pro­zą się nie dało, a eks­pli­ko­wać takie pas­su­sy, to tak jak komen­to­wać sek­su­al­ne dozna­nia – teraz oto autor odczu­wa pewien taki skurcz w człon­ku, a teraz pew­ną taką roz­kosz w pro­sta­cie, a teraz pew­ną taką gład­kość języ­ka – wycho­dzi z tego albo por­no­gra­fia, albo… poetyc­ka pro­za. Tłu­ma­czyć poetyc­ką pro­zę poetyc­ką pro­zą? A na ch… to nam!

3. Łaskocz mnie. Powiedz mi, o czym myślisz

… żebyś miał jesz­cze wyż­szą tem­pe­ra­tu­rę, żebyś już zawsze leżał w naszym sta­rym łóż­ku, bez­rad­ny jak śle­pe szcze­nię. Wsadź sobie ter­mo­metr do ust i śpij.
Bez wred­nych, chy­trych przy­ja­ciół, obcych i odle­głych rodzi­ców, waż­nych zajęć – będę two­ja mat­ką, ojcem, bra­tem, żoną i mężem. Przez całą świn­kę, zapa­le­nie płuc, psy­cho­zę, neu­ro­zę, ospę i odrę.
Mów do mnie. Łaskocz mnie. Powiedz mi, o czym myślisz.

Ład­ne, praw­da? Takich deli­kat­nych pere­łek, naszki­co­wa­nych podob­nie jak wspo­mnia­ny rysu­nek cien­ką kre­ską jest w tej ksią­żecz­ce co nie­co…

W dobrym zdro­wiu i przy życiu
Trzy­ma­ją nas poga­dusz­ki, peł­ne świą­tecz­nych pozdro­wień:
„Mam nadzie­ję, że nawet ty będziesz kie­dyś szczę­śli­wy!”.
Job two­ju zosta­wia­ją na Dzień Mat­ki,
Pałę pod cho­in­kę, jaja na Wiel­ka­noc.

No wła­śnie. Cóż czy­ni bowiem poetyc­ka pro­za? Już śpie­szę z odpo­wie­dzią: poetyc­ka pro­za two­rzy pew­ne prze­strze­nie, pew­nie kon­tek­sty i kon­ste­la­cje – autor cze­goś tam dozna­je, a wyra­zić tego w żaden spo­sób się nie da, odczu­wa więc „coś tam, coś tam”, i ma taką płon­ną nadzie­ję, że i czy­tel­nik czy­ta­jąc jego obłęd­ne słow­ne kon­struk­cje „coś tam, coś tam” może podob­ne­go odczu­je… A przy­naj­mniej dozna jakie­goś tam este­tycz­ne­go kopa.

Sie­dzi­my tutaj, jedząc kar­to­fle, a tym­cza­sem Rim­baud z Ver­la­inem daw­no już poje­cha­li do Bruk­se­li. Mówią, że napi­sa­li mnó­stwo nowych wier­szy. (…) Powie­dział Ardżu­na: „Nie trze­ba mi kró­le­stwa ni szczę­ścia, ale jesz­cze jed­ne­go dnia z dala od tego cho­ler­ne­go kom­pu­te­ra”. I zwa­lił się przy sza­rych nagrob­kach.

4. Ale zawsze jest nadzie­ja

Prze­zi­mu­je­my w cie­ple i świe­tle,
Zbie­rze­my w domu ostre, kru­che przed­mio­ty.
Żad­nych nie­ocze­ki­wa­nych zwro­tów, nagłych gestów -
W mięk­kiej ciem­no­ści wśli­zgu­je­my się w sie­bie nawza­jem
By zbu­dzić się rano w łóż­ku peł­nym potrza­ska­nych pro­mie­ni.

Reasu­mu­jąc: Kana­pecz­ka ma pięk­ne i ujmu­ją­ce cel­no­ścią i este­ty­ką frag­men­ty, ogrze­wa­ją­ce ero­tycz­nym uczu­ciem niczym w roz­kosz­nie roz­le­ni­wia­ją­cym, wil­got­nym cie­ple sau­ny – ale są i inne pas­su­sy, któ­re mnie zupeł­nie nie bio­rą, przy któ­rych, chcia­ło­by się powie­dzieć, nie sta­je…

Ale dodaj­my jesz­cze: Jacek Deh­nel prze­ło­żył nie­daw­no wier­sze wszyst­kie Lar­ki­na (też wyda­ne przez Biu­ro Lite­rac­kie, i też świet­na okład­ka). Otóż Phi­lip Lar­kin to bar­dzo wiel­ki poeta – jak dla mnie naj­wspa­nial­szy poeta bry­tyj­ski XX stu­le­cia. A kli­ma­tycz­nie tro­chę taki angiel­ski Szym­bor­ski – ja Wisła­wę oso­bi­ście uwiel­biam, choć na jej temat zda­nia są podzie­lo­ne. Czę­sto sobie myślę, że Lar­kin był lep­szym (czy­li „cel­niej­szym”) poetą od swo­jej pol­skiej rówie­śnicz­ki, tyle że on ćwierć wie­ku temu zmarł; kto wie, może to on Nobla by dostał, nie Wisła­wa. Więc kocham i Szym­bor­ską, i Lar­ki­na, a z tego ostat­nie­go to nawet sam „coś tam, coś tam” prze­ło­ży­łem (uka­za­ły się te moje dro­bia­zgi w auto­bio­gra­fii Doświad­cze­nie Mar­ti­na Ami­sa wyda­nej przez „Czy­tel­ni­ka”).

I to wła­śnie za lar­ki­now­ski prze­kład Deh­ne­lo­wi na ustach zawi­sam (niczym w Bądź­my poważ­ni na serio Wil­de­’a angli­kań­ski pro­boszcz na ustach pan­ny Prism, guwer­nant­ki) – oczy­wi­ście meta­fo­rycz­nie, niczym ów wie­leb­ny zaczerp­nąw­szy figu­rę reto­rycz­ną od psz­czół…

Jak już mówi­łem, jestem zmę­czo­ny: tyl­ko dzi­siaj wycią­gną­łem zebrę z pło­ną­cych zaro­śli i zapa­ko­wa­łem do cię­ża­rów­ki jede­na­ście zatru­tych pin­gwi­nów.

Ale jed­nak. Żeby wyra­zić swo­je uzna­nie przede wszyst­kim za pra­cę nad Lar­ki­nem (a nie­któ­re z prze­kła­dów bar­dzo mi się podo­ba­ją, i myślę, że może nawet na Homi­kach zaba­wię się porów­na­niem prze­kła­du zwłasz­cza jed­ne­go wier­sza z prze­kła­da­mi Barań­cza­ka i Jar­nie­wi­cza), więc żeby wyra­zić Jac­ko­wi Deh­ne­lo­wi swo­je uzna­nie za Lar­ki­na przede wszyst­kim, ale i za Verdinša tak­że, kupi­łem w bar­ku, w przej­ściu pod­ziem­nym przy Rotun­dzie, kana­pecz­kę – a wła­ści­wie dwie kana­pecz­ki (kur­czak cur­ry) w takim wagi­no­po­dob­nym pla­sti­ko­wym opa­ko­wa­niu – i nio­sę Deh­ne­lo­wi ową kana­pecz­kę (a nawet, jak widać, dwie). Meta­fo­rycz­nie, choć szcze­rze, nio­sę…

Ale prze­cież są dwie: yes, yes, yes! Wiec jed­ną i Vēr­di­ņša pode­ślę.

A Iza­bel Mar­cin­kie­wicz nie­chaj się sma­kiem obej­dzie.


Tekst uka­zał się pier­wot­nie w ser­wi­sie homiki.pl. Dzię­ku­je­my Auto­ro­wi i Redak­cji za zgo­dę na powtór­ną publi­ka­cję.

Powiązania

Come to Me

recenzje / KOMENTARZE Jacek Dehnel

Komen­tarz Jac­ka Deh­ne­la do utwo­ru Come to me Kār­li­sa Vēr­di­ņša, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Nio­słem ci kana­pecz­kę, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 3 sierp­nia 2009 roku.

Więcej

Całkiem smaczna kanapeczka

recenzje / ESEJE Marcin Jurzysta

Recen­zja Mar­ci­na Jurzy­sty z książ­ki Nio­słem ci kana­pecz­kę Kār­li­sa Vēr­di­ņša.

Więcej

Kanapeczka Vērdiņša

recenzje / NOTKI I OPINIE Agnieszka Mirahina

Nota Agniesz­ki Mira­hi­ny o książ­ce Nio­słem ci kana­pecz­kę Kār­li­sa Vēr­di­ņša.

Więcej

A co dobrego nam przyniósł?

recenzje / ESEJE Michał Tabaczyński

Recen­zja Micha­ła Taba­czyń­skie­go z książ­ki Nio­słem ci kana­pecz­kę Kār­li­sa Vēr­di­ņša.

Więcej

Pożyczone style

wywiady / o książce Jacek Dehnel Kārlis Vērdiņš

Kār­lis Vēr­di­ņš, autor wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 3 sierp­nia 2009 roku książ­ki Nio­słem ci kana­pecz­kę, w roz­mo­wie z Jac­kiem Deh­ne­lem.

Więcej