recenzje / ESEJE

Kilroy is here, czyli o życiorysach i kadencji w Mimikrze Łukasza Jarosza

Maciej Topolski

Recenzja Macieja Topolskiego z książki Mimikra Łukasza Jarosza.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

1.

Przed lek­tu­rą Mimi­kry Łuka­sza Jaro­sza naj­le­piej wycią­gnąć dowód z port­fe­la i raz jesz­cze zdać sobie spra­wę, jak się ma na imię, gdzie jest się zamel­do­wa­nym i czy jakieś dzie­ci zosta­ły spło­dzo­ne. Zaraz potem obok tego tomu posta­wić małe luster­ko, spraw­ny zega­rek i butel­kę piwa – co by się móc obro­nić, gdy przyj­dzie potrze­ba i przyj­dzie na czte­rech łapach dra­pież­ne, strasz­ne i daw­no zapo­mnia­ne.

2.

„To jest Tu. Czar­no na Bia­łym” – brzmi frag­ment mot­ta roz­po­czy­na­ją­ce­go Mimi­krę. Nie bez powo­du sło­wa Emi­la Laine poja­wia­ją się na począt­ku tego zbio­ru, poezja Łuka­sza Jaro­sza przy­po­mi­na bowiem podró­że Tony­’e­go Hali­ka; jest jak inspek­tor okrę­to­wy, któ­ry spraw­dzał nito­wa­nia i pod­pi­sy­wał się „Kil­roy”; jest jak jeden z żoł­nie­rzy, któ­rzy roz­ło­żyw­szy namiot, zapa­lał papie­ro­sa i przy­glą­dał się napi­so­wi „was here”. Był śmiech i było bez­piecz­nie, nito­wa­nia świa­ta dobrze trzy­ma­ły, moż­na było wyru­szać na pod­bój. Poezja Łuka­sza Jaro­sza jest podró­żo­wa­niem, podró­żą w głąb wła­snej pamię­ci, a jed­no­cze­śnie rela­cją z wypra­wy do dale­kich kra­jów i rów­nie odle­głych cza­sów. Nie ma więc tu miej­sca na roz­pacz­li­we woła­nia i gesty zna­ne z poezji Ryszar­da Kry­nic­kie­go. Czło­wiek Jaro­sza nie sta­wia na murze „gasną­cych hie­ro­gli­fów”, nie musi powta­rzać „bez­rad­nych zaklęć”. On nie jest Nikim, nie „odbi­ja się w ścia­nie” i nie pró­bu­je cza­ro­wać cza­su. Ten czło­wiek mówi:

Mogłem powta­rzać tyl­ko w kół­ko: uświęć sie­bie,
masz w sobie tyle pamią­tek,
o któ­rych się tak szyb­ko zapo­mi­na.

Albo­wiem w tej poezji ścież­ki labi­ryn­tów już wydep­ta­no: pozo­sta­ły śla­dy cięż­kich butów i pla­sti­ko­we butel­ki. Pora tam wró­cić, odczy­tać śla­dy, pod­nieść papier­ki, popa­trzeć tro­chę ina­czej: w innym świe­tle i innym cza­sie. I po raz kolej­ny wspo­mnieć, wywo­łać z pamię­ci – war­te każ­de­go wysił­ku, każ­de­go bólu życie – życie, któ­re­go pochwa­łą jest Mimi­kra. Jarosz pisze histo­rię życia i jego nie­ustan­ne­go trwa­nia, histo­rię prze­są­czo­ną stra­chem przed bez­ru­chem i pust­ką roz­bi­ja­ną bole­śnie i nie­sku­tecz­nie.

3.

Mimi­kra Łuka­sza Jaro­sza to życio­rys spi­sy­wa­ny tu i teraz, „wśród żywych”, spi­sy­wa­ny gło­sem pew­nym i nie­zna­ją­cym sprze­ci­wu, gło­sem bie­gną­cym od tonu naj­wyż­sze­go (naj­dal­sza prze­szłość) do naj­niż­sze­go („nie­zna­ne jezio­ro” – przy­szłość). Jest dzien­ni­kiem i jest opo­wie­ścią czło­wie­ka doświad­czo­ne­go, czło­wie­ka „któ­ry nie spo­cznie. // Któ­ry ma nie spo­cząć.”. Jest to poezja otwar­cia i ruchu. Poezja zmę­czo­na leni­stwem, posze­rza­ją­ca swo­je gra­ni­ce.

4.

Świat uję­ty został w tym zbio­rze w całej zmien­no­ści, bo, jak to pisze Jarosz: „Świat nas pcha. / Sens jest ukry­ty. List jest pisa­ny.”. Takie otwar­cie, taka zapo­wiedź dopusz­cza więc wszel­kie prze­ciw­no­ści, te codzien­ne „tor­tur­ki” (gole­nie się, śnia­da­nie, prysz­nic), dzię­ki któ­rym, to jest dzię­ki naj­mniej­szym obja­wom życia, dzię­ki naj­bar­dziej pro­za­icz­nym przed­mio­tom i czyn­no­ściom, za któ­ry­mi może kryć się i kry­je się (zatnij się, udław, pośliź­nij, uderz) zagro­że­nie, czło­wiek może być – para­dok­sal­nie – oca­lo­ny. Musi jed­nak odczu­wać, musi odna­leźć sie­bie „Gdy zło się roz­rze­dza. / Gdy leni­wie otwie­ra­ją się pasz­cze kro­ko­dy­li.”, być jak ten chło­piec z wier­sza, któ­ry:

Nie­daw­no był naga­nia­czem zwie­rząt.
Teraz mija mnie dum­ny, wynio­sły.

To wła­śnie jemu pozwo­lo­no dziś po raz pierw­szy
na zmię­tej w rulon gaze­cie prze­no­sić ogień
pod zgra­bio­ne kupy łęcin.

Świat w Mimi­krze toczy się, tłu­cze i roz­pusz­cza, stąd też zmien­ność, „aktyw­ność” tych wier­szy. Jarosz nie wyko­nu­je jed­nak zbęd­nych ruchów i nie posłu­gu­je się zbęd­ny­mi sło­wa­mi, nie pod­no­si „wojen­ki prze­ciw śmier­ci” – mimo nie­prze­rwa­ne­go roz­cie­ra­nia na pył i proch. Czło­wiek musi zosta­wiać „gład­ki, pew­ny krok / w roz­bry­zga­nym bło­cie”, nie może żyć w cie­niu, ule­gać sło­wom i nazwom. On tutaj usta­na­wia i on porząd­ku­je. Nie tak, jak to było w „Bażan­cie” Jac­ka Deh­ne­la, gdzie tytu­ło­wy ptak: „będzie sie­dział / na nasy­pie czy w bruź­dzie, w desz­czu czy w upa­le, // przez wiek wie­ków, w kolej­nych bażan­cich wcie­le­niach. / A ja będę i znik­nę. Znać mnie – żad­na wie­dza, / niko­mu nie­przy­dat­na”.

Czło­wiek ma w Mimi­krze swo­je imię i swo­je (zmien­ne) miej­sce, czło­wiek ten znik­nie – owszem, ale jego krew jesz­cze pły­nie – jesz­cze nogi prze­su­wa­ją cia­ło po chod­ni­kach.

5.

Świa­do­mość, że nad­cho­dzi, że nie­ustan­nie coś pod­pły­wa i jest wiel­kie jak han­gar, ta świa­do­mość w Mimi­krze raz po raz powra­ca – w zde­rze­niu mło­do­ści ze sta­ro­ścią czy tro­sce o dziec­ko (nie­zwy­kle bli­sko tutaj Jaro­szo­wi do Krzysz­to­fa Klesz­cza i jego „Ę”). Jarosz czę­ściej jed­nak pisze, jak to mówi w jed­nym z wywia­dów, „o odcho­dze­niu od mło­do­ści, o bra­ku powro­tu do tam­tych wzru­szeń, unie­sień, fascy­na­cji”. (Sło­wa Roma­na Hone­ta – któ­re­go poezję moż­na w zesta­wie­niu z Mimi­krą posta­wić na prze­ciw­le­głym bie­gu­nie – nie powin­ny niko­go tutaj dzi­wić: „Osta­tecz­ny epi­zod prze­zna­czo­ny dla poru­sza­ją­ce­go świa­ta Łuka­sza Jaro­sza jesz­cze nie nad­szedł. Na razie zapo­wia­da­ją go sny. Nie­po­ko­ją­co wyraź­ne, zmy­sło­we i natu­ra­li­stycz­ne.”). Dla­te­go poja­wia się też komen­tarz „Teraz bym tak nie zro­bił” – porów­na­nie „ja” teraź­niej­sze­go z „ja” prze­szłym, któ­re ukra­dło pier­ścio­nek „by poje­chać nad morze”. Ale tutaj i teraz sku­pia­ją się nie tyl­ko prze­szłe chwi­le, nie tyl­ko to, co poja­wia się nagle, roz­świe­tla się w ciem­no­ściach pamię­ci, wra­ca:

Patrz­cie lustra. Pra­cuj­cie dla nas.
Świe­ci­ły się nam oczy jak do cukru
chcie­li­śmy prze­go­nić lwa z tro­nu. Szu­ka­li­śmy zło­ta.
Brud­ni jak zie­mia. Chu­dzi jak hak.

Tytu­ło­wa mimi­kra sta­je się umie­jęt­no­ścią dosto­so­wy­wa­nia się („Ja na środ­ku roz­cią­gnię­ty”, „napraw­dę jestem lep­ki, gęsty / jak­bym biegł przez las”, „Jestem śli­ski, dokład­nie prze­ta­so­wa­ny”) do płyn­ne­go świa­ta. Jarosz nie pisze jed­nak instruk­cji obsłu­gi pt.: „Jak żyć, żeby prze­żyć” lub „Jak zgar­nąć gru­bą kasę”. Nie ma co szu­kać w tej poezji magicz­nych klu­czy, któ­re otwo­rzą dłu­go zamknię­te drzwi. Nie ma co szu­kać zło­tych środ­ków ani pasty­lek, któ­re sta­ną się anti­do­tum. Nie ma pro­stych odpo­wie­dzi i pro­stych roz­wią­zań. Są pyta­nia, któ­rych nie roz­pu­ści kształt­na fra­za i któ­rych nie sfor­mu­łu­je czło­wiek, bo wciąż powra­ca­ją wąt­pli­wo­ści, jak te w wier­szu „Cie­nie”, jak na tym zim­nym, węglo­wym rysun­ku Ste­fa­na Żechow­skie­go „Sie­ro­ty w kana­le” – wąt­pli­wo­ści, czy war­to i co spra­wia, że war­to krok za kro­kiem, do przo­du – czy­ją jest to zasłu­gą i czy tyl­ko Bóg „nazwie wszyst­ko, oto­czy?”.

Kto poru­sza w nas patycz­kiem,
szar­pie rusz­to­wa­niem? Co robi z nami wiatr,
ogień wple­cio­ny w deski spod sza­lun­ków?

Ból na zmia­nę ze szczę­ściem pod­pa­la­ją nam wło­sy i rzu­ca­ją w nas kamie­nia­mi, gdy już nie mogą dosię­gnąć, gdy strach i przy­pa­dek wyty­cza ścież­kę w labi­ryn­cie. Wte­dy też czło­wiek zdol­ny jest nazy­wać i poka­zać „skąd-dokąd pro­wa­dzi krew”, bo, jak Jarosz pisze, „Wystar­czy sku­pić się i otwo­rzyć, / co wewnątrz”. Czło­wiek już tutaj był, widział „kamien­ne oko Home­ra” i „zgrze­bło do cze­sa­nia tro­jań­skie­go konia”, gdyż wszy­scy „Miesz­ka­my dale­ko, choć nigdy nie chcie­li­śmy opu­ścić domu”. I tyl­ko głód odróż­nia nas od Boga i głód jest w tym tomie naj­gło­śniej­szy, to on pro­wa­dzi nas „do gro­bu pra­dziad­ków” i w dal­sze, nie­zba­da­ne oko­li­ce, wprost mię­dzy nie­zer­wa­ne bzy i nie­po­zna­ne świer­ki, w chłod­ne wody jezior, gdy pęk­nie kra – gdy pożar ogar­nie twarz – zabrak­nie odde­chu.

6.

Wer­sy Mimi­kry łączą napię­te do gra­nic, wysta­wio­ne na wiatr i kości­ste cie­nie, stru­ny. Jeden nie­pew­ny krok i zosta­je błysk sprzącz­ki, skra­wek koszu­li, pest­ka. Z tych cięć i skraw­ków, ze stra­chu i zara­zem pew­no­ści Jarosz skła­da wier­sze, z nie­win­no­ści, któ­ra może się stać gnie­wem, z rys na gład­kiej tafli, z bły­sków pamię­ci, wspo­mnień. Poezję Jaro­sza wypeł­nia głos czło­wie­ka, któ­ry scho­dzi ze wzgó­rza – któ­ry wra­ca i wie, że to jesz­cze nie koniec, że jesz­cze głód i strach się poja­wią, że piąst­ki syna zmie­nią się w pię­ści, że nie raz jesz­cze spi­sy­wać będzie w pustym poko­ju „Dzien­nik roz­bit­ka”:

Tak. Byłem tam.
[…]
Tak. Dotar­ło do mnie. Dopa­dło. Przy­po­mnia­łem sobie
tę nie­na­wiść. Czło­wiek roz­rzu­cił piach
na całej sze­ro­ko­ści.

Jest tutaj i jest „w trak­cie”, był tam i jesz­cze będzie, nie­raz prze­ra­żo­ny, bo nie war­to, bo mówią „z całym sza­cun­kiem, ale”, bo powta­rza­ją „to typo­we”. Ale nadal wśród żywych – pisze na ścia­nie moc­no przy­ci­ska­jąc mar­ker: „Jestem tutaj”. I swo­je imię. Duży­mi lite­ra­mi.

O autorze

Maciej Topolski

Urodzony w 1989 roku, eseista, tłumacz, redaktor. Mieszka w Krakowie.

Powiązania

W otwartych drzwiach. Bez końca, bez tytułu

recenzje / IMPRESJE Maciej Topolski

Esej Macie­ja Topol­skie­go towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze alma­na­chu Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2011.

Więcej

Kameleon & wstążka. Rzecz o poezji Justyny Bargielskiej

recenzje / IMPRESJE Maciej Topolski

Recen­zja Macie­ja Topol­skie­go towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze dru­gie­go wyda­nia książ­ki Justy­ny Bar­giel­skiej Bach for my baby.

Więcej

Bowiem brzeg nadal rozbrzmiewa moim odważnym przedsięwzięciem

recenzje / IMPRESJE Maciej Topolski

Recen­zja Macie­ja Topol­skie­go z książ­ki Kro­ni­ka zakłó­ceń Mariu­sza Grze­bal­skie­go.

Więcej

Wstępne oczywistości, czyli o oczekiwaniach wobec rozmowy o literaturze

debaty / ankiety i podsumowania Maciej Topolski

Głos Macie­ja Topol­skie­go w deba­cie „Jak roz­ma­wiać o poezji”.

Więcej

Wystarcza, bo musi, czyli o Mariusza Grzebalskiego Ulicy gnostyckiej

recenzje / IMPRESJE Maciej Topolski

Recen­zja Macie­ja Topol­skie­go z książ­ki Uli­ca Gno­styc­ka Mariu­sza Grze­bal­skie­go.

Więcej

Bezpańskie kundle, czyli o Mariusza Grzebalskiego Negatywie

recenzje / IMPRESJE Maciej Topolski

Recen­zja Macie­ja Topol­skie­go z książ­ki Nega­tyw Mariu­sza Grze­bal­skie­go.

Więcej

Wymuszony powrót do natury. O Mimikrze Łukasza Jarosza.

recenzje / ESEJE Mateusz Kotwica

Recen­zja Mate­usza Kotwi­cy z książ­ki Mimi­kra Łuka­sza Jaro­sza.

Więcej

„Mimikra” – instrukcja obsługi

recenzje / KOMENTARZE Łukasz Jarosz

Czy jest to wiersz w jakimś sen­sie spo­łecz­ny? Nie wiem. Nie wiem tak­że, czy poeta powi­nien takie pisać, czy powi­nien zaj­mo­wać się taki­mi spra­wa­mi. A może jest to wiersz reli­gij­ny?

Więcej