Doba hotelowa

13/09/2012 liryka

Świat Doby hotelowej usytuowany jest na granicy rzeczywistości i oniryzmu, w miejscu, gdzie każdy szczegół nabiera nowego znaczenia, a słowa rozrastają się do paradoksalnych połączeń.

Wydawca
Biuro Literackie
Miejsce
Wrocław
Wydanie
1
Data wydania
2009-09-28
Gatunek
Liryka
Seria
Poezje
Ilość stron
72
Format
162 x 215 mm
Oprawa
miękka
Papier
Munken Print Cream 1.5 90g
Projekt okładki
Nina Łupińska
Projekt opracowania graficznego
Artur Burszta
ISBN
978-83-62006-32-8
spis treści

intro u zatrzaśniętych bram

 

jazgot

 

dobija się do drzwi. wchodzi w otchłań niczym w ciemny las
przychody i rozchody słońca (pokój numer jedenaście)
dezynfekcja
pokój numer jedenaście. kaput amigo
ta zbrodnia mogła się wydarzyć tylko w tym hotelu
szerszenie
przychody i rozchody księżyca

 

szuranie

 

kuna za ścianą
drzazgi
panna młoda czarna panna szurająca w pokoju bez okien
karta się znów odwraca zgniatając dwie muchy
ta rozmowa jest pokiereszowana (11)
baczność na miliony lat
roztopy
ciało które nasiąka lepiącym się deszczem
chciałbym cię przytulić lecz coś zaszurało

 

charczenie

 

kości zostały już rozpakowane i schowane w szafce
tajne ponad poufne – wygrywamy chłopaki
kibicowałem słońcu pięści trzymając w ciemności
ktoś na końcu w ustach tulipana
to już koniec kolego

 

dudnienie

 

szczeliny
o siostro która się przemieniasz
cela numer jedenaście. adios
amigo
sterczące ciało jednak z ziemią cieniem połączone
idąc przez miasto wydłubuję oczy złamanym patykiem
lakmusowe papierki

 


wycie

 

ktoś zatrzasnął książkę na wyblakłej stronie
pokój w którym zapadła decyzja o wojnie
niedopałek niedopiłek
mochito
zachodzący w ciszy. wschodzący w milczeniu
ostatnie akordy przedostatnie chwile
posłaniec

opinie o książce

Hotel Majzla jawi się znacznie szerzej, niż tylko jako miejsce przelotnego spoczynku czy jednorazowego ekscesu. Jest to raczej miejsce pracy, snów i reminiscencji. Hotel staje się całym światem, z wszystkimi jego absurdami i nadrealnymi wydarzeniami. Ważne jest nie to, co się dzieje, ale to, co przez bohatera tych wierszy jest widziane i wypowiadane. A że bohater widzi i słyszy wiele, świadczą choćby tytuły kolejnych części: jazgot, szuranie, charczenie, dudnienie, wycie. Odgłosy dochodzą zewsząd: zza ściany, zza okna, z wnętrza bohatera. Jak w dobrym horrorze, czy raczej kryminale, w książce Majzla źródło dźwięków (a co za tym idzie – strachu) pozostaje nieujawnione. 

Bartosz Sadulski

Podobnie jak w poprzednich tomach autora Biegu zjazdowego, tak i w Dobie hotelowej swoisty hermetyzm składających się nań wierszy łączy się z ich hipnotycznością. Rzeczywistość kreślona przez Majzla jest światem “w zawieszeniu”, światem sytuującym się na granicy realizmu i oniryzmu, profanum i sacrum, życia i śmierci, egzystencji i pisania, swojskości i obcości, wreszcie – tego, co jednostkowe i tego, co uniwersalne. W Dobie hotelowej pojawia się charakterystyczne dla Majzla obrazowanie związane z ciałem oraz skłonności turpistyczne. Ważny jest tu brak, nieobecność, zaś woda, kamień i język to słowa-klucze najnowszego tomiku autora Białej Afryki. Zagęszczona metaforyka i tym razem sprawia lekturową frajdę, dowodząc świetnej kondycji twórczej Bartłomieja Majzla. 

Agnieszka Nęcka

Całkiem dosłownie rozumiany rytm wierszy Majzla, czasem niemal natrętnie powtarzalny, prędki, prawie szaleńczy, wybiega poza symboliczny wymiar języka ku czemuś, co nie podlega nazwaniu. Choć tytuł Doba hotelowa sugeruje przerwę w podróży, to jednak jest to książka co najmniej tak samo dynamiczna, jak poprzednie tomiki tego autora. Trzeba czytać ją w całości, trzeba dać się ponieść i trzeba przeżyć coś, czego nie można wyrazić słowami. 

Julia Fiedorczuk

Poeta zna wartość słów, wie, że mają moc sprawczą, dlatego zawsze otwarty jest na kreacyjną moc języka, dlatego pisze tak, jakby starał się albo zaklinać rzeczywistość jak w “roztopach” albo – z drugiej strony, paradoksalnie – ją odczarowywać jak w utworze “chciałbym cię przytulić / lecz coś zaszurało”. Majzel ucieka w słowa, ucieka w język, zdając sobie sprawę z ryzyka, jakie może ponieść. Rytm jest gdzieniegdzie poszarpany, kaleki, jakby nie nadążający za znaczeniem. To pisanie automatyczne, sprawiające wrażenie ciągłych pomyłek – ze zdziwieniem na przykład zauważamy, że zamiast słów “cztery pory roku” pojawiają się nagle, zupełnie zaskakujące “cztery pory włosów”. Po czym twórca, jakby nie chcąc już zmazywać zapisanych fraz, kontynuuje ot tak, od niechcenia, wciągając zarazem czytelnika w swoją niezwykłą rzeczywistość: “przedziałek. warkocz. / grzywka nad przepaścią / i jeszcze ta czwarta pora: włosy które po wyrwaniu / wydają się być w dłoniach pięknie uczesane”…

Magdalena Boczkowska

Majzel swoimi wierszami wprowadza nas w “stworzony” świat drugiej rzeczywistości. Doskonałym językiem, w którym nie ma żadnego przypadku (no chyba, że założymy iż sam język jest przypadkiem) nakłada na czytelnika uczestnictwo. Majzel stwarza “dobę”, ponieważ sam jest kreatorem. Poddanym kreacji także.

Waldemar Jocher

inne książki autora

teksty i materiały o książce w bibliotece