Zebrane. Mniej oszukani, Wesela w Zielone Świątki i Wysokie okna

13/09/2012 liryka

Nieufność do języka i kryjących się w nim, lub za nim – mniemań, najlepiej charakteryzuje twórczość Philipa Larkina. Zestaw trzech jego najważniejszych tomów poetyckich to najbardziej dotąd kompletna prezentacja angielskiego poety w przekładzie Jacka Dehnela, według którego Larkin wymyka się wszelkim etykietom.

Wydawca
Biuro Literackie
Miejsce
Wrocław
Wydanie
1
Data wydania
2008-07-21
Gatunek
Liryka
Seria
Poezje
Ilość stron
156
Format
162 x 215 mm
Oprawa
miękka
Papier
Munken Print Cream 1.5 90g
Projekt okładki
Artur Burszta
Projekt opracowania graficznego
Artur Burszta
ISBN
978-83-60602-55-3
spis treści

Całe życie w niedookreśleniach (Jerzy Jarniewicz)
Od tłumacza (Jacek Dehnel)

 

THE LESS DECEIVED (1955)

 

Na młodej damy album ze zdjęciami
/ Lines on a Young Lady’s Photograph Album
Wiatr ślubny / Wedding-Wind
Miejsca, kochanki / Places, Loved Ones
Nadejście / Coming
Powody obecności / Reasons for Attendance
Sucha igła / Dry-Point
Następny, proszę / Next, Please
Nadchodzi / Going
Pragnienia / Wants
Nazwisko panieńskie / Maiden Name
Urodzona wczoraj / Born Yesterday
Wszystko to, co się stało? / Whatever Happened?
Bez drogi / No Road
Druty / Wires
Chodzenie do kościoła / Church Going
Wiek / Age
Myksomatoza / Myxomatosis
Ropuchy / Toads
Poezja odejść / Poetry of Deparatures
Potrójny czas / Triple Time
Wiosna / Spring
Złudzenia / Deceptions
Pomnę, pomnę / I Remember, I Remember
Nieobecności / Absences
Najnowsza twarz / Latest Face
Gdyby moja miła / If, My Darling
Skóra / Skin
Przyjazdy, odjazdy / Arrivals, Deparatures
U trawy / At Grass

 

THE WHITSUN WEDDINGS (1964)

 

Tutaj / Here
Pan Bleaney / Mr Bleaney
Nic do powiedzenia / Nothing To Be Said
Pieśni miłosne na starość / Love Songs in Age
Fundacja oczywiście pokryje Pańskie wydatki
/ Naturally the Foundation will Bear Your Expenses
Transmisja / Broadcast
Uzdrawianie wiarą / Faith Healing
Sidneyowi Bechetowi / For Sidney Bechet
Dom jest tak smutny / Home is so Sad
Ropuchy ponownie / Toads Revisited
Woda / Water
Wesela w Zielone Świątki / The Whitsun Weddings
Człowiek jest dla samego siebie / Self’s the Man
Pani weźmie jedno dla dzieciaków
/ Take One Home for the Kiddies
Dni / Days
MCMXIV
Rozmowa w łóżku / Talking in Bed
Wielki, chłodny sklep / The Large Cool Store
Studium zwyczajów czytelniczych
/ A Study of Reading Habits
O cal czy o milę / As Bad as a Mile
Karetki / Ambulances
Ważność “gdzie indziej”
/ The Importance of Elsewhere
Słoneczny Prestatyn / Sunny Prestatyn
Na pierwszy rzut oka / First Sight
Dockery i syn / Dockery and Son
Niewiedza / Ignorance
Odniesienie do przeszłości / Reference Back
Grzechy młodości / Wild Oats
Istota piękna / Essential Beauty
Nie przysyłajcie pieniędzy / Send No Money
Popołudnia / Afternoons
Grobowiec w Arundel / An Arundel Tomb

 

HIGH WINDOWS (1974)

 

Ku morzu / To the Sea
Współczucie w Biel-dur / Sympathy in White Major
Drzewa / The Trees
Profesje / Livings
Zapomnij, co czynił / Forget What Did
Wysokie okna / High Windows
Piątkowy wieczór w hotelu Royal Station
/ Friday Night in the Royal Station Hotel
Stare durnie / The Old Fools
Odchodzi, odchodzi / Going, Going
Grający w karty / The Card-Players
Budynek / The Building
Potomność / Posterity
Dublineska / Dublinesque
W hołdzie pewnemu rządowi / Homage to the Government
To może taki wierszyk / This Be The Verse
Jak odległe / How Distant
Smutne kroki / Sad Steps
Słoneczna / Solar
Annus Mirabilis / Annus Mirabilis
Vers de Société / Vers de Société
Sobotnie targi / Show Saturday
Pieniądze / Money
Skoszona trawa / Cut Grass
Wybuch/ The Explosion

 

Objaśnienia
Nota o Autorze

opinie o książce

Lubiłem i lubię w Larkinie idee, że skrajnie pesymistyczne, wręcz wywrotowo pesymistyczne obserwacje można zapisać w spokojnym rytmie klasycznego wiersza. Że taki nieomal akademicki rygor powoduje, że brzmią one znacznie mocniej niż krzyki Ginsberga.

Tomasz Majeran

W ocenie twórczości Larkina podnosi się, że “była szeroko ceniona za wrażliwość, uczciwość, doskonałą swobodę wypowiedzi oraz rzadką zdolność konsekwentnego podniesienia obserwacji do poziomu poważnych wniosków bez niezrozumiałości”. W tych ostatnich dwu słowach cytatu mieści się zasadnicze wymaganie, jakie w latach pięćdziesiątych stawiano poezji. Wymaganie to Larkin spełniał, podobnie zresztą jak i inni poeci należący do The Movement.

Henryk Zbierski

Larkin tylko udaje, że zapisuje świat wielości i zmiany, bo tak naprawdę nieustannie szuka w swoich wierszach dróg wyjścia poza niego – ku morzu, to jest ku temu, co jest pierwotną jednością i zmianie nie podlega. Przywołuje obrazy niepokojącej go fragmentarycznej rzeczywistości, żeby tym dobitniej, jak w pierwszych dziesięcioleciach ubiegłego wieku czynili to Eliot, Yeats i inni moderniści, mówić, choćby na stronie, o jej niewystarczalności.

Jerzy Jarniewicz

Oto facet, któremu życie zalazło za skórę swoją obmierzłą banalnością. Oto facet, który szczerze nie znosił nudy przemysłowych przedmieść, albumów ze zdjęciami leżących na telewizorze, matek i ich dzieci przesiadujących na placach zabaw, mężczyzn w garniturach, którzy co miesiąc z dumą sprawdzają stan konta. A jednocześnie – oto facet, który, dopięty po ostatni guzik, solennie wysiadywał obowiązkowe godziny na urzędowym etacie. A potem miał czelność całą swoją wściekłość i cały smutek egzystencji ładować w ramy wierszy o tak klasycznej budowie, że niektórych mogło to zamroczyć bardziej niż nokautujący lewy sierpowy. Bez potu, krwi i krzyku. Uzbrojony w dyskretną ironię ten łysielec w nienagannym ubraniu elegancko rozprawił się ze światem. Zakradł się na tyły wroga, nie zostawił śladów, nie wziął zakładników. Czysta robota. Wiersze Philipa Larkina to arcydzieła poetyckiej dywersji.

Maciej Robert

Larkin – zabójca czułostkowości. Larkin – podejrzliwy filozof kultury. Larkin – prowokator. Larkin – subtelny dokumentalista. Larkin – żartowniś, cynik, ironista i autoironista. Zapewne trzeba także powiedzieć: Larkin – mędrzec. Jaka korzyść z takiego poety po polsku, a mówiąc konkretniej, jaka korzyść z Larkina po polsku w przekładach Jacka Dehnela? Taka może, że oto – w translatologii rzadko spotyka się cuda tego rodzaju, więc tym bardziej cudu owego nastanie wypada wszem i wobec głosić, skoro żadnego z głosów Larkina w przekładzie nie stracono, będzie mógł stać się ów poeta dla czytelników wreszcie tak bardzo doskonały i nieoczywisty, jak doskonały i nieoczywisty w istocie był. Chciałbym podkreślić: tym razem naprawdę żadnego Larkina nie amputowano, nie dekapitowano, żadnych wąsów czy bródki w szpic żadnemu Larkinowskiemu wcieleniu nie dorobiono i dzięki tej arcywierności tłumacza wobec przenoszonego do polszczyzny dzieła prawie wszystkie tony tej niebywałej liryki zostały w przetłumaczonych wierszach zachowane, więc ocalone, nie tylko ten intensywnie smutny, do tej pory u nas najczęściej z Philipem Larkinem kojarzony. A to jest naprawdę coś. (Powiedzieć, że to jest naprawdę coś, to jakby nic nie powiedzieć).

Jakub Winiarski

Już dla samej przedmowy skreślonej lekkim wartkim piórem Jerzego Jarniewicza warto się obkupić w tę wspaniałą książkę. Już dla samego posłowia skreślonego słynnym, wysublimowanym piórkiem Jacka Dehnela koniecznie należy ją mieć. A jeszcze Larkin…

Agnieszka Wolny-Hamkało

Znakomite, treściowo przystające do oryginału, wyzbyte retorycznych ozdób tłumaczenia tych wierszy, dokonane przez Jacka Dehnela, godne są najwyższego szacunku, zważywszy na stopień ich, nie tylko syntaktycznego, skomplikowania.

ks. Jan Sochoń

inne książki autora