debaty / ANKIETY I PODSUMOWANIA

Coś starego, coś nowego, coś pożyczonego

Weronika Janeczko

Głos Weroniki Janeczko w debacie „Biurowe książki roku 2017”.

strona debaty

Biurowe książki 2017 roku

Zdrowy balans, codzienna harmonia, nutka medytacji, uważna spokojność, czerpanie z wielu źródeł naraz ze stosownym umiarem lub z jednego nadzwyczaj obficie to ostatnio modne sprawy. Nie dość, że chcemy praktykować jogę, jeść zdrowo, mamy niesłabnącą ochotę na ciekawe książkowe doznania – bo o czym rozmawiać w gronie ludzi fit, i/lub w firmie w przerwie lunchowej między mikrofalą a lodówką pełną przysmaków? Nie można mówić tylko o biznesie.

Unieśmy się nad lodówkę, nad mikrofalę. Dotknijmy sufitu.

W wolnej chwili ze smartfonem mamy szansę otworzyć w internecie stronę, która nie oferuje jedynie wierszy. Wiersze mogą wydawać się niezrozumiałe, więc i zniechęcające, pisane tylko dla tych, którzy też je piszą lub piszą o nich w rozmaitych (na przykład) debatach. Strona Biura Literackiego, bo o niej tu mowa, ma szansę na niezniechęcanie randomowych czytelników, tzw. czytelników z przypadku. To całkiem prosta rzecz – w biurowej biBLiotece można spotkać cenionych autorów, którzy komentują własne teksty lub tłumaczą się z nich w wywiadach. Ostatnio obserwuję tam przyrost prozaików. Oferta jest bogata. Wszystkiego można spróbować w promocji [weź fragment prozy, weź fragment wiersza] #koniecblokureklamowego #koniecrandomsekcji #przejdźmyjużdowierszy

Czy coś działo się w Biurze? Tak, działo się w Biurze. I to było coś. Zaryzykowałabym napisanie tutaj facebookowym niebieskim słowa „gratulacje” (ryzyko wiąże się z tym, że po dotknięciu go myszką, ekran zasypują confetti i uśmiechnięte baloniki).

Niełatwo lansować trendy w światku tak różnorodnym i wymagającym jak poetycki. Niełatwo, ponieważ jesteśmy (masło maślane) niełatwymi odbiorcami. Nieobce nam polemiki, dosadności wyrażane wprost, nieobce nam niezadowolenie z choćby małych niedociągnięć.  Trendy są jednak lansowane. I przyznam – głównie przez Biuro. Nie chodzi tutaj nawet o wydawnicze „posiadanie” samych autorów (o nich za chwilę), ale o rozmach promocyjny, o rozmach w liczbie, ale zarazem i jakości wydawanych książek oraz wysoki poziom obsługi czytelnika. Jest to ewenement organizacyjny. Mała grupka osób zapatrzonych w pewien rodzaj prozy i wiersze, od lat i z coraz większym impetem toczy pod górkę ciężki głaz – ciężki do wspólnego toczenia, a co dopiero do samotnego dźwigania w całości od czasu do czasu. Czytelnicy i ich obsługa to nie wszystko, oprócz czytelników mamy jeszcze autorów. Każdy wymaga osobnej opieki, osobnego zadbania o estetyczne i finansowe potrzeby, warunki i terminy, w których można występować itd. Żaden z autorów nie powinien się też obrazić. Każdy z autorów powinien być choć trochę zadowolony, żeby chcieć kontynuować współpracę, tworzyć Biuro dalej.

Kto tworzy Biuro dalej? Co tworzy Biuro dalej?

#krótkiepodsumowanie #nibyblurby

# Coś_starego

W rubryce „coś starego” chciałabym wyróżnić kilka kolejnych książek autorów „znanych i lubianych” (lub tylko „znanych” – to już zależy od preferencji).

Marta Podgórnik, Zimna książka. Nie powstało zbyt wiele jej recenzji. Teksty, które udało mi się odnaleźć, pochodzą głownie ze strony wydawcy. Chciałam jednak posilić się czymś dodatkowym, czymś pozabiurowym, żeby zestawić rozmaite opinie z moimi odczuciami. Odnalazłam jedynie negatywną recenzję autorstwa Jakuba Skurtysa zamieszczoną w „Małym Formacie”. Potwierdziła ona tylko moje pierwsze „zimne” przypuszczenia. Postaram się jednak o większą łagodność. Najnowszą publikację Podgórnik postrzegam jako książkę, w której wiersze same przekraczają siebie formą. Gorzkość i chłodna ironia wspomagana doprowadzonym do perfekcji quasi-kiczem to fachowe obrony miękkiego lirycznego środka. „Fantomowe bóle” podmiotki, wspaniale zdefiniowane w wywiadzie Woźniaka z Podgórnik, przebijają się jednak przez naburmuszone mury zamku Królowej Śniegu (której, zapewne jak poezji, na imię Marta). Na takie bóle dostępne jest leczenie. Lustrzana terapia. Ból ma szansę zniknąć.

Robert Rybicki, Dar Meneli. Trzysta siedemdziesiąt dwa polubienia samej zapowiedzi książki. „Powrót Ryby” był bardzo oczekiwany. Cieszę się, że miałam okazję obserwować wiele krakowskich ekstatyczno-surrealistycznych czytań autora sprzed wydania i po wydaniu książki oraz brać udział w organizowanych przez niego wydarzeniach poetyckich, których jako krakowski wierszowy mag-szaman, stał się sterem, żeglarzem i okrętem. Czytając Dar, odtwarzam sobie w głowie tę specyficzną, tak niemainstreamową melodię i rytm (sparafrazujmy Rybę) poetyckiego „stogu słów”, który działa jak „pioruny między synapsami”. Przez to energetyczne przyspieszenie nie wiesz już, którym ośrodkiem mózgowym należy Rybickiego odtwarzać, więc ląduje raz tu, raz tam i nigdy nie masz pewności, czy na ten moment jest to właściwe miejsce.

Roman Honet, ciche psy. Patrzenie w nic i patrzenie w coś. Optyczny bieg do blasku, który dają jedynie umarli. Im więcej jednak dają blasku, czyli im jesteś bliżej, im mocniej uciekasz od cieni, tym dłuższy staje się twój żywy cień. Robisz się bezsilny. Dookoła cisza, bo cóż można powiedzieć, jeżeli „bliżej” zaczyna znaczyć „dalej”. Ani zrównanie perspektyw ani pełne ich oddzielenie – właściwe pożegnanie z wszechobecną u Honeta zmarłą – nie wydaje się możliwą do zastosowania i zarazem skuteczną metodą na zamieszkanie „tu” albo „tam” – w tym albo na tamtym świecie.

#Coś_nowego

Od kilku przedgrudniowych tygodni w różnych miejscach internetu napotykałam pewną okładkę z nabojami. Biurowy dział promocji, o ile taki istnieje, dwoił się i troił, żeby zademonstrować swoją najświeższą książkę grupie potencjalnych zainteresowanym. OK, zaciekawiłam się (mimo tego, że po kilku dniach promocji miałam już serdecznie dosyć podobnego literackiego spamu). W związku z tym reklamowym znudzeniem i z rozmaitymi obowiązkami wynikającymi z aktywności nieliterackiej ominęłam krakowskie spotkanie z autorką Raportu wojennego Agatą Jabłońską. Dopiero kilka dni później przeczytałam książkę i zaczęłam żałować felernej nieobecności. W skrusze, oznaczonej gwiazdką w kwadratowych nawiasach, poświęcam autorce moją rubrykę dotyczącą nowości.

Debiut Jabłońskiej niesie ogromny ciężar tematyczny i zdaje się, że jest to ciężar wyróżniający się na tle innych wierszowych, ciężar dość nowy. Zastanawialiśmy się w grupie znajomych, czy forma liryczna może pomieścić i okazać się skuteczna w prezentacji takich tematów, z jakimi mamy do czynienia w Raporcie, na przykład w tekście „Mówienie NIE. Instruktaż”. Jabłońska w niektórych wierszach posługuje się obrazami traumatycznymi, które wymagają czytelniczej obrony. Obrazami ukazującymi zjawiska, które – by je znieść – musimy opatrzeć przeintelektualizowanym komentarzem, albo wymyślić alternatywę dla opisywanej sytuacji, wersję „jak to wyglądać powinno” czy też „jak chciałbym/chciałabym, żeby to wyglądało / nie wyglądało”. Jednakże (oczywiście) nie wszystkie teksty zbudowane są na tej zasadzie, w tomie można odnaleźć jedynie i na szczęście kilka budzących skrajne odczucia utworów. Pozostałe, również wycyzelowane technicznie, mogą ułożyć się w kilka podstawowych dla zrozumienia tej książki pytań: jaki rodzaj wojny tam się odbywa, czy ta wojna już trwa i – jeśli trwa – to do czego prowadzi, bo na pewno nie tylko do ostatniej w tomie „Bajki w proszku”.

#Coś_pożyczonego

Najbardziej „pożyczony” był w tym roku Pułka, któremu nigdy (wcześniej) nie udało się wydać książki w Biurze. Wybieganie z raju – obszerny, pomarańczowy tom (więcej o moich zmaganiach z tym kolorem tutaj) – można uznać za słuszne zadośćuczynienie niepublikowanemu wcześniej przez Biuro, a wyłowionemu w „Połowie” twórcy. W jednym miejscu zostały zebrane niemal wszystkie jego wydawane i niewydawane dotąd wiersze, których z uporem szukało się przez ostatnie lata w „Liternecie”.  Dodatkowo, dzięki kilku strońskim rozmowom o autorze, temat Pułki zyskał miano bardziej publicznego, otwartego, nieprzeznaczonego jedynie do szeptania w ucho tym, którzy mitycznego Tomasza nie poznali, a chcieli się o tym mitycznym Tomaszu czegoś jednak dowiedzieć.

#Coś_na_koniec

Hashtag na koniec dotyczy elementu pominiętego w tytule. Po czymś starym, nowym i pożyczonym, zgodnie z tradycją, wypadałoby opisać #coś_niebieskiego. Z niebieskiego zróbmy szybką końcową metaforę tegorocznych biurowych książek, o których można by jeszcze napisać, ale nie wystarczy czasu i miejsca na stronie (#choinka, #pierniki, #zakupy_prezentowe, #różne_prace, poza tym nie chcemy dla tekstu określenia TL;TR) Wylewam więc kilka całkiem niebieskich łez nad nieopisanym niebieskim Kacprem Bartczakiem i pustonocnym Jerzym Jarniewiczem.