debaty / wydarzenia i inicjatywy

Co dał mi udział w portowych warsztatach…?

Joanna Borzęcka

Głos Joanny Borzęckiej w debacie "Kwiatki i czekoladki".

strona debaty

Kwiatki i czekoladki

Z cza­sów, gdy naj­mod­niej­sza w moim mnie­ma­niu była fry­zur­ka z przedziałkiem,którą wień­czy­ły poma­rań­czo­we gum­ki weka odsła­nia­jąc cie­kaw­skim oczom świat, a głów­nym narzę­dziem poznaw­czym były łopat­ka i wia­der­ko, utkwił mi w pamię­ci wier­szyk: „Daj – to jest chiń­ski sprze­daw­ca jaj, co miesz­ka nad rze­ką kup se …”

No, i kupi­łam. W myśl hasła, któ­re przy­świe­ca­ło nam przez te trzy dni „mniej pisz – wię­cej czy­taj”. Parę pach­ną­cych wier­sza­mi ksią­żek. Już w pierw­szy dzień przy­tar­ga­łam je do wyna­ję­te­go poko­iku. Byłam tak zauro­czo­na świe­żo­ścią lek­tu­ry, że nie prze­sta­łam czy­tać nawet wów­czas, gdy upo­rczy­we bur­cze­nie przy­po­mi­na­ło mi o rze­czy­wi­stym cza­sie. Pierw­sza noc minę­ła pod zna­kiem namięt­no­ści do liter. Zakoń­czy­ła się owoc­nie o świ­cie. Szczę­śli­wie dla moje­go brze­mie­nia tego dnia cze­ka­ła nas spo­wiedż. Kon­fe­sjo­nał oka­zał się być chy­ba naj­lep­szą spra­wą, jaka mnie spo­tka­ła w ostat­nim cza­sie. Ulga nie­wy­mow­na po roz­grze­sze­niu za obco­wa­nie ze sło­wem. I zdzi­wie­nie, że jed­nak nie usły­sza­łam odgło­su wybi­ja­nia z głów myśli o pisa­niu…

Co mi dały jesz­cze…?

Dru­gą mło­dość – dosłow­nie. Daw­kę ener­gii na poszu­ki­wa­nie swo­je­go sty­lu. Dzię­ki nim odży­ły moje marze­nia a z nimi wia­ra, że jed­nak war­to pró­bo­wać. Jesz­cze dzień wcze­śniej, idąc wro­cław­ski­mi ulicz­ka­mi wraz z pozo­sta­ły­mi z gru­py, mija­łam w wysta­wach skle­po­wych nasze odbi­cia. I widząc ich buń­czucz­ność – czu­łam się jak wykrzyk­nik za pyta­niem: co ja tutaj robię?! Po dru­gim dniu spo­tkań lite­rac­kich już zna­łam odpo­wiedź. Nadal jestem mło­da… a to dobrze roku­je przy­szłej poezji. Nauczy­łam się też bra­ku skrom­no­ści, cze­go wyra­zem jest poprzed­nie zda­nie (to pro­szę czy­tać z przy­mru­że­niem oka).

Warsz­ta­ty przy­nio­sły mi też nie­sa­mo­wi­te uczu­cia, nie­mal­że meta­fi­zycz­ne prze­ży­cia ze spo­tka­nia z nama­cal­no­ścią poezji – auto­ra­mi wier­szy . Jestem pod wra­że­niem uro­ku oso­bi­ste­go pani Mar­ty Pod­gór­nik. A już zupeł­nie roz­ło­ży­ły mnie poezje czy­ta­ne przez pana Jerze­go Jar­nie­wi­cza. Recy­ta­cja przez same­go auto­ra – odda­je naj­do­sko­na­lej pięk­no wier­sza. Te trzy dni sta­ły się dro­go­wska­zem, któ­re­go nie potra­fi­łam zna­leżć przez ostat­nie szes­na­ście lat. Teraz wiem dokąd podą­żam – ku dosko­na­le­niu języ­ka. Zaczy­nam rozu­mieć zna­cze­nie „rze­mio­sło sło­wa” i będę uczyć się je upra­wiać – czy­ta­jąc. I pisząc od cza­su do cza­su – rzecz jasna 🙂