debaty / WYDARZENIA I INICJATYWY

Wywrotowy potencjał Konrada Góry

Paweł Kaczmarski

Głos Pawła Kaczmarskiego w debacie „Nowy (polski) głos w Europie”

strona debaty

Nowy (polski) głos w Europie

Gdy zostałem poproszony o rekomendację jednej polskiej autorki bądź jednego autora, który zadebiutował między 2006 a 2015 rokiem, od razu do głowy przyszły mi dwa nazwiska – i rozstrzygnąć musiałem właśnie między nimi.

Z jednej strony – Konrad Góra, poeta, aktywista, anarchista, debiutant z 2008 roku, autor (jak dotąd) trzech tomów wierszy. Jeden z tych autorów, których wymienia się zawsze, gdy mowa o „młodej poezji zaangażowanej” czy po prostu „poezji zaangażowanej”. Autor niesłychanie wyczulony na słowa dziwne, przegapiane, zapomniane; anachronizmy, regionalizmy, nietypowe nazwy. W pewnym sensie – kolekcjoner, w innym – złomiarz-hobbysta. Wyróżniany wielokrotnie (m.in. laureat WARTO, nominowany do Silesusa), doceniany przez krytykę. Nade wszystko zaś twórca porywających, nierzadko rozgorączkowanych, wyraziście zaangażowanych wierszy, w których głos otrzymują ci, którzy poza wierszem do głosu dochodzą rzadko. Poeta, który nie obawia się wizyjności ani śmiałych nawiązań do awangardy (zwłaszcza czeskiego poetyckiego undergroundu, sukcesywnie przemycanego przez Górę do polskiej tradycji literackiej). Wreszcie – autor doskonale rozumiejący emancypacyjny charakter arbitralnych wierszowych ograniczeń: procedur, gatunków, konwencji, form; Góra w zawsze zaskakujący sposób nadaje wywrotowy potencjał temu, co dla niektórych mogło jawić się jako forma bardzo klasyczna, jeśli nie – skostniała.

Z drugiej strony – Kira Pietrek, debiutantka z 2011, autorka dwóch książek poetyckich; wyróżniona m.in. Silesiusem za debiut. Znów – jedna z tych, które wymienia się zawsze, gdy mowa o „zaangażowanych”. Poetka od wierszy ciętych, brutalnie zabawnych, anarchicznych; znana też z literackich kolaży i przechwyceń (w sensie détournements), którymi celuje w język prawa, statystyk, korporacji, systemu edukacji. Wierszowa sabotażystka, która z niezwykłą sprawnością (i nieukrywaną fascynacją) porusza się w językach „wroga”. Tropicielka sprzeczności, absurdów, paradoksów. Niesłychanie dowcipna i szalenie poważna zarazem.

Ostatecznie, skoro muszę wybierać między dwojgiem fantastycznych, wywrotowych, przełomowych dla polskiej poezji autorów, rekomenduję Górę. Z kilku przyczyn: większy korpus wierszy oznacza też większą stabilność warsztatu – Góra już na przestrzeni trzech książek udowodnił, że zdolność zmiany i przeobrażenia własnej poetyki nie koliduje u niego z pewną bazową językową sprawnością, pewnym stałym wyczuciem słowa – a jego wierszom nie zdarzają się większe w(y)padki. Jego poezja wydaje się też bardziej bezpośrednio związana z kategorią „polskości” niż twórczość pozostałych „zaangażowanych”; jeśli wybrać mam polskiego reprezentanta do międzynarodowego projektu, to uwikłanie Góry w polskość (sceptyczne, dialektycznie niejednoznaczne, ale jednak wyraźne) wydaje się dużym atutem. A Górę każdy – naprawdę każdy – przeczytać powinien.