debaty / książki i autorzy

„ ‘Mężowie’ odpowiedzialni za losy świata nie dorośli do swoich zadań”

Leszek Szaruga

Głos Leszka Szarugi w debacie "Czy Nobel zasłużył na Różewicza?".

strona debaty

Czy Nobel zasłużył na Różewicza?

Pisa­łem już o tym przy innej oka­zji, ale wyda­je mi się, że teraz war­to rzecz powtó­rzyć. Otóż po przy­zna­niu Nagro­dy Nobla Wisła­wie Szym­bor­skiej mia­łem sen, w któ­rym pano­wie z Aka­de­mii powia­do­mi­li mnie, że Szym­bor­ska dosta­ła Nobla po raz dru­gi. I wte­dy, roze­źlo­ny, wrza­sną­łem: – Prze­cież nie tak się uma­wia­li­śmy, teraz miał dostać Tade­usz!

Rzecz w tym, iż Róże­wicz winien był dostać tę nagro­dę dużo wcze­śniej. Ale czy rze­czy­wi­ście Noblo­wi taki honor się nale­ży? Wąt­pię. To nagro­da wykal­ku­lo­wa­na, sta­no­wią­ca nie tyle kom­pro­mis gustów arty­stycz­nych, ile, w dużej mie­rze, „sub­tel­nych” racji poli­tycz­nych, a Róże­wicz swą twór­czo­ścią – całą twór­czo­ścią, nie tyl­ko poezją – sytu­uje się poza tymi mia­ra­mi. Choć z dru­giej stro­ny, gdy myślę o awan­tu­rze, jaką wywo­ła­ło­by przy­zna­nie tej nagro­dy auto­ro­wi Do pia­chu, uwa­żam, że Pol­sce (nie Pola­kom) wyróż­nie­nie to bar­dzo by się przy­da­ło. Wyobra­żam sobie te pro­te­sty i obe­lgi, jaki­mi powi­ta­li­by ów wer­dykt licz­ni straż­ni­cy „pol­sko­ści”. Emo­cji było­by co naj­mniej tyle, ile z oka­zji Nobla dla Szym­bor­skiej czy pochów­ku Miło­sza. Myślę, że z tej awan­tu­ry miał­by sam Róże­wicz tyle samo fraj­dy, co z nie­zdol­no­ści poję­cia przez pol­ską „kry­ty­kę lite­rac­ką” sen­su poema­tu „Krysz­ta­ło­we wnę­trze brud­ne­go czło­wie­ka”.

Co do Nobla. Oni – „aka­de­mi­cy” – nale­żą do owych „mężów”, o któ­rych pisze Róże­wicz w swym dzien­ni­ku: „Jesz­cze jed­no: ‘mężo­wie’ odpo­wie­dzial­ni za losy świa­ta nie doro­śli do swo­ich zadań (i na Zacho­dzie, i na Wscho­dzie prze­ma­wia się pry­mi­tyw­nym, ubo­gim języ­kiem. Szko­da). Przy tym ci doro­śli ludzie zacho­wu­ją się jak w złym teatrze”. Dodaj­my: ci „mężo­wie” wciąż jesz­cze nie są w sta­nie pojąć, o czym w swej poezji pisze Róże­wicz, gdy pisze „poezja”. Ale ci mężo­wie prze­cież nie doczy­ta­li poezji Cela­na, o czym zatem z nimi w mate­rii donio­sło­ści arty­stycz­nej dys­ku­to­wać?

Czas powie­dzieć wresz­cie praw­dę dosyć zgrzeb­ną, ale w grun­cie rze­czy oczy­wi­stą: Nagro­da Nobla – w szcze­gól­no­ści lite­rac­ka – obro­sła mitem, któ­ry, gdy przej­rzeć listę lau­re­atów (ilu z nich jesz­cze znaw­cy piśmien­nic­twa pamię­ta­ją?), wyda­je się co naj­mniej wąt­pli­wy. Oto jed­na z wie­lu nagród, jakie się w cią­gu roku na świe­cie przy­zna­je – tyle że wciąż pozo­sta­je ona nagro­dą naj­gło­śniej­szą. Nie zna­czy to wca­le, że ci, któ­rych nią obda­rzo­no, rze­czy­wi­ście są – zwłasz­cza w danej chwi­li – naj­zna­ko­mit­szy­mi pisa­rza­mi glo­bu. Nie­trud­no wszak o stwo­rze­nie para­lel­nej listy auto­rów – od Cze­cho­wa poczy­na­jąc, na Bor­ge­sie i Ajgim koń­cząc (by przy nie­pod­wa­żal­nych wiel­ko­ściach pozo­stać) – któ­rych szwedz­cy aka­de­mi­cy pomi­nę­li. A z pol­skiej per­spek­ty­wy patrząc, nagro­da ta, gdy już któ­re­muś z naszych roda­ków przy­pa­dła, zawsze budzi­ła pro­te­sty i pro­wo­ko­wa­ła do kar­czem­nych kłót­ni – a to, że Rey­mont pija­czy­na i nie powi­nien dostą­pić, a to, że Miłosz nie tak dobry jak Gom­bro­wicz, a to wresz­cie, że socre­alist­ka Szym­bor­ska w miej­sce god­no­ścio­we­go Her­ber­ta. Bodaj tyl­ko przy Sien­kie­wi­czu nie było więk­szych wąt­pli­wo­ści i kwa­sów.

Ale też owym szwedz­kim aka­de­mi­kom nie zazdrosz­czę: pod­da­wa­ni poli­tycz­nym i oby­cza­jo­wym pre­sjom, zasy­py­wa­ni rosną­cą z roku na rok górą papie­ru, są w isto­cie bez­rad­ni jak dzie­ci. Róże­wicz by im pew­nie tro­chę bla­sku przy­dał, ale nie sądzę, by był to aku­rat ten rodzaj oświe­ce­nia, któ­ry by ich mógł satys­fak­cjo­no­wać. Nie poj­mą notat­ki Róże­wi­cza: „Gdy­by­śmy byli ano­ni­ma­mi, było­by wię­cej czy­sto­ści i powa­gi w trak­to­wa­niu tego ‘zawo­du’ ”. Jest gorzej: w wypad­ku Nobla pisa­rze są na dokład­kę „repre­zen­tan­ta­mi” swych nacji.