debaty / wydarzenia i inicjatywy

Niebezpieczna zabawa na pograniczu jawy i snu. Refleksja o aktorskiej adaptacji Witkacego

Andrzej Skowron

Głos Andrzeja Skowrona w debacie "Adaptacje literackie".

strona debaty

Adaptacje literackie

Nie­bez­piecz­na zaba­wa na pogra­ni­czu jawy i snu. Tajem­ni­ca. Ciem­na otchłań ludz­kiej duszy i ban­da akto­rów pró­bu­ją­cych wrzu­cić w nią roz­ża­rzo­ną pochod­nię. Chęć zba­wie­nia ludz­ko­ści swo­im kosz­tem. Draż­nie­nie i gnę­bie­nie widza, wycią­ga­nie na wierzch jego ukry­tych wad, sła­bo­ści. Śmia­nie się z nie­go na poważ­nie. Płacz z falą śmie­chu. A to wszyst­ko bez­czel­nie i z drże­niem rąk, nóg, powiek i  z dużą szczyp­tą absur­du, uświa­da­mia­ją­ce­go, pod­śmie­chu­ją­ce­go się i auto­iro­nicz­ne­go. Przy tym świet­na zaba­wa.  Napię­cie i  mak­sy­mal­ne sku­pie­nie.

Chcę, żebyś mnie widział, jak sie­dzę naprze­ciw­ko Cie­bie. Widzisz – cze­szą­cy się chłop­czyk. „On się po pro­stu cze­sze, ale on się tak cze­sze, tak ina­czej cze­sze. Niby nor­mal­nie, ale to jest takie wie­lo­znacz­ne, jakie to jest pięk­ne, ale to jest po pro­stu cze­sa­nie. Nie, teraz to jest miste­rium cze­sa­nia, prze­cież on mówi o swo­jej kochan­ce, widzę two­ją miłość do niej przez grze­bień. Czyż­by grze­bień był two­ją kochan­ką?” Nagle włą­cza ci się zupeł­nie nie­po­trzeb­ny w tym momen­cie mózg i myślisz sobie zno­wu „Jak to, prze­cież grze­bień nie może być kochan­ką. Jakie miste­rium? Co ja bre­dzę?” Moim zada­niem jest dopro­wa­dzić do tego, abyś pozo­stał w pierw­szym typie „rozu­mo­wa­nia” a raczej – odczu­wa­nia. Od cie­bie zale­ży. czy to przyj­miesz, czy nie.

Na tym przy­kła­dzie moż­na zauwa­żyć coś, co dla mnie w zaba­wie z Wit­ka­cym jest jed­ną z rze­czy naj­istot­niej­szych, czy­li Jed­ność w Wie­lo­ści, o któ­rej Sta­siu pisał tak czę­sto. Kie­dy wpa­da mi do gło­wy temat, o któ­rym chciał­bym powie­dzieć, sta­ram się go skon­kre­ty­zo­wać. Następ­nie się­gam do dra­ma­tu, któ­ry naj­moc­niej tego wła­śnie tema­tu doty­ka. Szu­kam odpo­wied­nich frag­men­tów, aby opo­wie­dzieć histo­rię. Tekst jest naj­więk­szą trud­no­ścią. Wit­ka­cy posłu­gu­je się bar­dzo roz­bu­do­wa­nym, „gada­tli­wym” spo­so­bem pisa­nia. Nie szczę­dzi sobie w trak­cie dia­lo­gu dywa­ga­cji na tema­ty reli­gij­ne i filo­zo­ficz­ne. Czę­sto wysu­wa­ją się one na pierw­szy plan. Sta­ram się go zaadap­to­wać tak, aby był dopeł­nie­niem tema­tu. Aby był jego kwin­te­sen­cją. Szu­kam odpo­wied­nich frag­men­tów, zmie­niam i dopa­so­wu­ję. Pró­bu­ję ubrać go w róż­ne for­my, któ­re po paru pró­bach i prze­my­śle­niu zaczy­na­ją się two­rzyć, otwie­ram się na tema­ty zawar­te w tek­ście i pró­bu­ję je prze­ło­żyć na moje zacho­wa­nie na sce­nie.  Sta­ram się podejść do tego jak do zawie­ra­nia nowej zna­jo­mo­ści. Oswa­jam się, zabie­ram go na kawę, do łóż­ka, poka­zu­ję mu szko­łę (szcze­gól­nie na prze­rwach), żeby sobie przy­po­mnieć, cze­go ode mnie wyma­ga, cza­sem z nim pole­mi­zu­ję i sta­ram się z nim zaprzy­jaź­nić, co nie­raz zaj­mu­je dużo cza­su, ale kie­dy się już uda i znam każ­de jego sło­wo na wylot, kie­dy mam wra­że­nie, że mi się już nie wymknie, to oka­zu­je się, że jed­nak jest kolej­ny, inny kan­dy­dat na przy­ja­cie­la, tak samo waż­ny. Wte­dy je łączę i powsta­je trze­ci tekst, będą­cy wła­śnie poszu­ki­wa­ną kwin­te­sen­cją. Pod­czas szu­ka­nia i obco­wa­nia z tek­stem obja­wia­ją się nowe sen­sy, o któ­rych po pierw­szym czy­ta­niu nie mia­łem poję­cia. Sta­ram się two­rzyć postać, sytu­acje – tak jak rozu­miem teo­rię Czy­stej For­my. Inte­re­su­je mnie wyżej wspo­mnia­na Jed­ność w Wie­lo­ści. Tekst jest pomoc­ny w zbu­do­wa­niu for­my, któ­ra tak będzie odpo­wia­da­ła wypo­wia­da­nym sło­wom, aby całość two­rzy­ła nowe zna­cze­nia, pro­ste i dosłow­ne. Kie­dy utrzy­ma się widza przez chwi­lę w jed­nym sta­nie, szu­kam takie­go momen­tu w tek­ście, któ­ry by zupeł­nie zmie­nił atmos­fe­rę i wypro­wa­dził go, po raz kolej­ny, z rów­no­wa­gi – poprzez moje świa­do­me dzia­ła­nie, zmia­nę emo­cji. Ponie­waż widz, pozo­sta­ją­cy przez dłuż­szy czas w jed­nej atmos­fe­rze i zmu­szo­ny do obco­wa­nia z jed­nym tema­tem, może się czuć znu­dzo­ny. Nie mogę też go za bar­dzo zmę­czyć, więc w odpo­wied­nim momen­cie pozwa­lam jemu i sobie zła­pać oddech, odpo­cząć, by móc z powro­tem wrzu­cić w nie­go kolej­ną daw­kę sen­nej prze­strze­ni i inne­go toku rozu­mo­wa­nia. Wit­ka­cy nie zno­si nudy. Odczy­tu­ję jego posta­cie jako zja­wy, któ­re są na poły ludź­mi, na poły boha­te­ra­mi snu będą­cy­mi w cią­głym emo­cjo­nal­nym roze­dr­ga­niu i napię­ciu.

To, co mnie fascy­nu­je w tek­stach Wit­ka­ce­go, to jego podej­ście do spo­so­bu two­rze­nia posta­ci, dra­ma­tów i kie­ru­nek w sztu­ce, do któ­re­go dąży. Cenię go za swo­istą auto­iro­nię, dystans do swo­ich „dzie­łek”, jak mie­wa w zwy­cza­ju bły­sko­tli­wie nazy­wać popeł­nio­ne przez sie­bie tek­sty. Był oso­bą, któ­ra nie bała się eks­pe­ry­men­tu. Zachwy­ca­ją mnie jego poszu­ki­wa­nia wyide­ali­zo­wa­nej Czy­stej For­my. A prze­cież w swo­im ostat­nim dokoń­czo­nym dra­ma­cie, w Szew­cach, sam  nazwał sie­bie jedy­nie „zako­piań­skim zagwaz­drań­cem”…

O AUTORZE

Andrzej  Skowron

Urodzony w 1995 roku. Uczeń Liceum Ogólnokształcącego Zakonu Pijarów w Krakowie. Z zamiłowania teatroman, uwielbia czytać poezję, od czasu do czasu sam coś popisze. Niedawno odkrył zamiłowanie do wędrówek po górach. Lubi się szwendać po krakowskim Kazimierzu. Mieszka w Krakowie i chciałby tu zostać.