debaty / ankiety i podsumowania

Polska w bardzo długim i czułym obiektywie. Przewodnik dla świata, który się nie skończył

Rafał Gawin

Głos Rafała Gawina w debacie „Zoom Poland”.

strona debaty

Zoom Poland

Myślę, że ktoś powi­nien powie­dzieć to gło­śno: pol­ska poezja pod wzglę­dem naj­bar­dziej bie­żą­cej w niej róż­no­rod­no­ści jest nie­do­re­pre­zen­to­wa­na prak­tycz­nie na całym świe­cie.

(Oczy­wi­ście, w wie­lu przy­pad­kach zakła­dam z góry, nie zna­jąc tren­dów prze­kła­do­wych w Oce­anii czy na Fili­pi­nach lub Antark­ty­dzie; cho­ciaż ist­nie­je duże praw­do­po­do­bień­stwo, że wier­szy Justy­ny Bar­giel­skiej, Toma­sza Bąka czy Bar­ba­ry Klic­kiej nikt tam nie prze­kła­da).

Domi­nu­ją jakieś odgrze­wa­ne kotle­ty z kla­sy­cy­zmem, moral­nym nie­po­ko­jem i kotur­na­mi w for­mie zasmaż­ki. A nawet jeśli tra­fi się w tym bie­da-sosie jakaś ilu­mi­na­cja w posta­ci smacz­ne­go grzyb­ka typu Dariusz Suska, to jest to rodzy­nek, w zakal­cu. Ot, meta­fo­rycz­na i zna­cze­nio­wa tau­to­lo­gia.

(Mogę się tak zapę­tlać, ponie­waż kogo tłu­ma­czy­my my? Potrzeb­ne są pręż­ne oso­by popu­la­ry­za­tor­sko-towa­rzy­szą­ce, jak Zofia Bał­dy­ga w Czechach/Słowacji, Paweł Orzeł i Mar­ta Eloy na obsza­rach hisz­pań­sko­ję­zycz­nych czy wcze­śniej głów­nie Ane­ta Kamiń­ska w Ukra­inie, choć po peł­no­ska­lo­wej inwa­zji Rosji licz­ba prze­kład­ców znacz­nie wzro­sła).

W prze­kła­do­wych wybo­rach tłu­ma­czy pol­skiej poezji na języ­ki obce domi­nu­ją strza­ły na śle­po, opar­te o zna­jo­mo­ści, reko­men­da­cje zna­jo­mych, śro­do­wi­sko­wą wza­jem­ność i skost­nia­ły sys­tem nagród lite­rac­kich. Jak mawiał pewien szef jed­nej z insty­tu­cji lite­rac­kich (oczy­wi­ście w Pol­sce): co mi w tym roku, syn­ku, zaofe­ru­jesz? I potem żyje­my prze­kła­da­mi, będą­cy­mi doku­men­ta­cją wza­jem­nych poby­tów gościn­nych i rezy­den­cyj­nych twór­ców urzęd­ni­ków i twór­ców instruk­to­rów. Nie ma pra­cy u pod­staw, poszu­ki­wań, wyj­ścia poza garst­kę nazwisk, sta­le obec­nych w róż­nych pod­su­mo­wa­niach, dys­ku­sjach i pro­gno­zach.

Jak w tej deba­cie, z całym sza­cun­kiem. I nie narze­kam na poszcze­gól­ne wybo­ry, to prze­cież, naj­czę­ściej, bar­dzo sen­sow­ne oso­by poetyc­kie piszą­ce w spo­sób dyna­micz­ny i wyso­ko­ar­ty­stycz­ny. Cho­dzi o pew­ną powta­rzal­ność, brak reflek­sji, tkwie­nie w bań­kach baniek i kote­riach kote­rii.

Nie daj­my się zwa­rio­wać. Nie inte­re­su­je mnie mię­dzy­na­ro­do­wa repu­bli­ka kole­si i kochan­ków. Chcę upra­wiać lite­ra­tu­rę, nie miłość (tutaj prze­cież, papier nie przyj­mie wszyst­kie­go).

Ale prze­cież sam mam podob­ny pro­blem. Znam pra­wie wszyst­kich. Obiek­ty­wi­zu­ję z subiek­tyw­nej per­spek­ty­wy. Szu­kam klu­cza, któ­ry pomógł­by mi wyjść poza zaklę­ty krąg sym­pa­tii lek­tu­ro­wych. Tak, da się. Tyl­ko jakim kosz­tem?

Testu­ję meto­dy na trans­la­tor­skie gło­dy.

A może by tak spraw­dzić, w jakich języ­kach przyj­mą się dane poety­ki, ponie­waż są na te języ­ki naj­sku­tecz­niej prze­kła­dal­ne?

Jak Anna Dwoj­nych przy­ję­ła się w Danii. Może przyj­mie się tam inny mini­ma­li­sta i (względ­ny) obiek­ty­wi­sta, Paweł Bień? Peł­na książ­ka ostat­nio dłu­go mil­czą­cej Rena­ty Senk­tas? Paweł Sta­sie­wicz w odwró­co­nej per­spek­ty­wie mini­ma­li­zmu, uwzględ­nia­jąc poję­cie wier­sza jako obiek­tu, zre­da­go­wa­ne­go wspól­nie prze­kła­du (szcze­gó­ły wkrót­ce)?

W ogó­le poten­cjał prze­kła­do­wy na języ­ki skan­dy­naw­skie to może być istot­ny punkt odnie­sie­nia dla jako­ści pol­skie­go wier­sza. Zale­ży ona od pozio­mu zawar­to­ści pol­sko­ści, tej nie­prze­tłu­ma­czal­nej i nie­in­te­re­su­ją­cej poza tym kra­jem drza­zgi z drze­wa lokal­ne­go krzy­ża, któ­ra uwie­ra już przed prze­kro­cze­niem gra­nic. A prze­cież gra­ni­ce prze­kra­cza: dobre­go sma­ku, zasad współ­ży­cia spo­łecz­ne­go, trig­ge­ro­wa­nia, kom­for­tu podró­żo­wa­nia i odpo­wied­nio pogłę­bio­nej lek­tu­ry. Wier­sze toną w pro­ble­mach lokal­nych, nie­zro­zu­mia­łych już na pozio­mie trans­gra­nicz­nym, nie wspo­mi­na­jąc o choć­by wycin­ku kate­go­rii w jakiś spo­sób glo­bal­nych. Ocen­ność, brak obiek­ty­wi­za­cji i upo­nad­cza­so­wie­nia pro­ble­mów kon­dy­cji ludz­kiej, świa­do­mo­ści kla­so­wej tudzież pod- i nad­świa­do­mo­ści wsze­la­kich, ode­rwa­nych od wsob­nie oko­licz­nej rze­czy­wi­sto­ści.

W tym kon­tek­ście prze­kor­nie jawi się Piotr Gaj­da, w pol­skość zaan­ga­żo­wa­ny, ale jej umy­ka­ją­cy w kosmos, eko­lo­gię, mał­pę i apo­ka­lip­sę. Dokrę­ca­ją­cy śru­bę dosłow­no­ści na pozio­mie ogól­no­świa­to­we­go kata­kli­zmu. Paso­wał­by i na nie­po­ko­je w świe­cie arab­skim, i na kon­flik­ty afry­kań­skie, i na spo­kój rdzen­nych miesz­kań­ców ostat­nich nie­zur­ba­ni­zo­wa­nych ziem (Ama­zo­nia? Austra­lia Abo­ry­ge­nów?).

Julia Szy­cho­wiak i Kamil Zając, emo­cjo­nal­nie i memicz­nie, pasu­ją mi i do skan­dy­naw­skich porząd­ków, i do Euro­py (zachod­niej) pozba­wio­nej ułań­skiej fan­ta­zji prze­gry­wów uża­la­ją­cych się nad sobą. Z tej pozy­cji dystan­su mogli­by namie­szać.

A resz­ta osób poetyc­kich dla świa­ta na teraz?

Jakub Saj­kow­ski, w mądro­ściach, nie tyl­ko chiń­skich, sku­tecz­nie zastą­pił­by śred­ni i ubo­gi pol­ski wiersz (neo)klasycyzujący, wcho­dząc w tym sil­niej­szy dia­log z cywi­li­za­cją chrze­ści­jań­ską i kon­fu­cja­ni­zmem.

Piotr Przy­by­ła, jeśli dorwie go jakiś rzut­ki i pro­gre­syw­ny fri­staj­ler, Anna Maty­siak, w peł­ni świa­to­wych mate­ria­li­zmów, od mikro- do makro­ko­smo­su. Aga­ta Ludwi­kow­ska, w mię­dzy­na­ro­do­wym języ­ku skał i kamie­ni, pod­czas dro­gi na kolej­ne szczy­ty, zdro­wo afek­tyw­nie ponad podzia­ła­mi. Joan­na Pau­la Okliń­ska, w potę­dze sla­mo­wych roz­k­min na mia­rę zetek z mar­ko­wych metek: przy­go­dy takiej pod­miot­ki sku­tecz­nie wybrzmią na dowol­nej sze­ro­ko­ści geo­gra­ficz­nej, gdzie moż­na robić bio­tech.

Misza Sagi, w feerii świa­ta cią­gle prze­sta­wia­ne­go w pędzie i wirze. Wszyst­ko wszę­dzie, naraz, choć nie jed­no­cze­śnie. W ramach ponadna­ro­do­wej wal­ki z kapi­ta­li­zmem rów­nież poprzez jego gamer­skie i quasi-kon­sump­cjo­ni­stycz­ne wchła­nia­nie.

Prze­my­sław Owcza­rek i jego antro­po­lo­gicz­na pasja, jego ogól­no­le­śny i mokra­dło­wy eko­ton; miste­ria roz­gry­wa­ne u fun­da­men­tów kul­tu­ry euro­pej­skiej i świa­to­wej, jaski­nie peł­ne rysun­ków-zapi­sków, odczy­ty­wal­nych przez Zie­mian i miesz­kań­ców innych pla­net, na któ­rych roz­wi­nę­ło się życie i grzy­by.

Marze­nia ścię­tej gło­wy? Chciał­bym, żeby zna­lazł się tłu­macz, potra­fią­cy oddać migo­tli­wy i wizyj­no-języ­ko­wy idiom Mar­ci­na Mokre­go. Sil­ny sur­re­ali­zmem kon­fe­syj­nym głos Iza­be­li Kaw­czyń­skiej, nie tyl­ko w ramach poetyc­kie­go mia­sta wybu­do­wa­ne­go na pra­wie nie­miec­kim. I arche­lin­gwi­stycz­ny idiom Joan­ny Muel­ler, któ­ry nie sią­dzie na neo­po­lo­ni­zmach, a zacznie pod­ska­ki­wać w chiń­skim tudzież suahi­li, moi mili.

Nie­za­leż­nie i nie­zmien­nie, siląc się na pod­su­mo­wa­nie: bra­ku­je poważ­nych pol­skich anto­lo­gii w liczą­cych się poetyc­ko kra­jach. Takich na sto nazwisk, moż­li­wie naj­śwież­szych. Coś się kroi w Mek­sy­ku (Krzysz­tof Kat­kow­ski), coś zno­wu będzie w Danii, we Fran­cji sza­lał Michał Gra­bow­ski. Za mało! Usku­tecz­niaj­my takie ini­cja­ty­wy, mon­tu­jąc kon­ste­la­cje gło­sów spo­za śro­do­wi­sko­we­go i towa­rzy­skie­go klu­cza!

O AUTORZE

Rafał Gawin

Ur. 1984. Redaktor, korektor, konferansjer, animator, recenzent, poeta i przyszły prozaik. Wydał pięć książek poetyckich, ostatnio Wiersze dla koleżanek (Justynów 2022). Tłumaczony na języki. Prowadzi „Wiersz wolny” i „Liberté!”. Mieszka w Łodzi, gdzie pracuje (jako instruktor) w Domu Literatury i działa (jako skarbnik i wydawca) w oddziale Stowarzyszenia Pisarzy Polskich.