Rzecz dzieje się w Polsce, to znaczy wszędzie
Jakub Pszoniak
Głos Jakuba Pszoniaka w debacie „Zoom Poland”.
strona debaty
Zoom PolandIlość tomów, które zasługują na przekłady, zapewne przewyższa niestety możliwości zagranicznych wydawnictw specjalizujących się w poezji. Mimo to postaram się pokłócić sam ze sobą nie tylko o to, które konkretnie głosy mogą czytelnikom spoza Polski wydać się szczególnie ważne, odkrywcze i ciekawe, ale też co we współczesnej polskiej poezji jako takiej może być dla nich pociągające. Wymienione kryteria nie zawsze się pokrywają. Warto więc ważyć te racje, szukając książek do przełożenia. Moja intuicja co prawda jest nieco wzmocniona tym, że od dwóch miesięcy przebywam poza Polską i o literaturze rozmawiam głównie z piszącymi osobami z innych krajów, ale pozostaje ona wciąż tylko intuicją.
Myślę, że niezbędne byłoby rozeznanie nie tylko rynków, ale i kultury, problemów i stojącej za nimi historii poszczególnych krajów (czy obszarów językowych). Nie wszędzie bowiem te same tomy mogą okazać się równie atrakcyjne. Dobrym przykładem mogą być tu dwie głośne, siostrzane książki – Chłopki. Opowieść o naszych babkach i Służące do wszystkiego. Ta pierwsza została przełożona na język słowacki, druga na czeski. Decyzja była dyktowana historią tych, jak nam się czasem wydaje, bliźniaczych, choć w istocie bardzo różnych krajów. I choć to przykład spoza pola, o którym rozmawiamy, to ta zasada wydaje się ważna i w poezji. Nie odważę się podjąć suflowania tego, czyja książka na którym rynku mogłaby znaleźć czytelników. Wspominam o tym jako istotnym, jak mi się wydaje, aspekcie podejmowania decyzji. Wyjątek zrobię dla książki, która wydaje mi się bardzo ciekawym przypadkiem. Zestaw do kaligrafii Jakub Sajkowskiego to książka, w której zderzają się codzienne doświadczenia Chińczyków i Polaków, pokazująca, jak głęboko w język wrasta nasz sposób myślenia i postrzegania życia. Jestem ciekaw, czy takie poetyckie lustro mogłoby zaciekawić chińskich czytelników. Niezależnie od tego, polecam tę bardzo interesującą książkę uwadze.
Kolejną kwestią jest to, czy faktycznie zawsze powinniśmy rozmawiać o konkretnych książkach. Jestem przekonany, że w przypadku wielu poetek/ów warto byłoby postawić na wybór wierszy zrobiony z myślą o zagranicznych czytelnikach. To pozwoli uwypuklić te wątki i dykcje, które mogą najlepiej sprawdzić się w przekładzie, a pominąć fragmenty zbyt głęboko osadzone w polskiej specyfice. Mogą być one bowiem zupełnie niezrozumiałe dla osób niezaznajomionych z rodzimą kulturą czy literaturą.
Nie wycofując się z tej uwagi, chcę podkreślić, że specyficznie polski lub głębiej – regionalny kontekst wiersza – powinien być z zasady traktowany jako zaleta, a nie wada propozycji. Pierwszy odruch przy podejmowaniu decyzji podpowiada, by szukać tych utworów, które niosłyby możliwie uniwersalną treść i łatwo przekładalny język. Ale czy popularność literatury południowoamerykańskiej albo japońskiej wynika z pokrewieństwa naszych kultur, czy jest wręcz przeciwnie? U Serhija Żadana, Mahmuda Darwisza, Petera Gizzy czy Kim Yideum nie tylko szukam odpowiedzi na wielkie, uniwersalne pytania, ale również wynikających z dzielących nas różnic zaskoczeń, poruszeń. Chcę znajdować podobieństwa mimo wyraźnych różnic, a nie dzięki ich brakowi. Chcę również skonfrontować się z doświadczeniem, które jest mi obce. Myślę, że więcej osób sięga po literaturę spoza własnego kręgu kulturowego, szukając tego, czego szukam w niej i ja. Dlatego, jak mi się wydaje, warto podjąć ryzyko sięgnięcia po wiersze z jednej strony osadzone w jakimś rodzaju lokalności, w polskiej tradycji i problematyce, a z drugiej nieunikające mierzenia się ze sprawami pierwszorzędnymi, które przez ten lokalny pryzmat są przepuszczane. W świecie, w którym tożsamość staje się jedną z osi myślenia o świecie, warto uznać ją za istotny element propozycji.
Myślę, że warto przyjrzeć się w poruszonym kontekście wierszom – czasem ubranym w zwarte zbiory, czasem w wybory – Justyny Bargielskiej, Anny Adamowicz, Romana Honeta, Konrada Góry, Agaty Jabłońskiej czy Stanisława Jaglarza. Formalina Macieja Filipka wydaje mi się również ciekawą propozycją – to niepozbawiona ironii książka, która opowiada o radzeniu sobie ze skomplikowaną żałobą, z poranionym dorastaniem na wojskowym osiedlu i z pójściem w zawodowe ślady nieobecnego ojca, w końcu o wybaczeniu. Sytuacja międzynarodowa dopisuje do tej książki kolejne znaczenia. Ale jest to też tom bardzo mocno wyrastający z mickiewiczowskiej tradycji obecnej w upiorycznej warstwie tekstu, który nie ma jednocześnie nic z tandetnej stylizacji. Sięgnąłbym również po książkę Jakuba Beliny-Brzozowskiego, ubiegłorocznego debiutanta. Jak mi się wydaje, powinnna być ona wdzięcznym materiałem do tłumaczenie. Na pohybel fałszywej skromności nie omieszkam dopisać do tej listy również Jakub Pszoniaka – w tej kwestii zawieszam spór z samym sobą.
O AUTORZE
Jakub Pszoniak
Urodzony w 1983 r. w Bytomiu. Poeta i grafik, autor książek poetyckich Chyba na pewno (Biuro Literackie 2019), za którą otrzymał Wrocławską Nagrodę Poetycką Silesius, Lorem ipsum (Biuro Literackie 2022) oraz Karnister (Biuro Literackie 2024). Tłumacz tomów Głosy Kateriny Michalicyny (Pogranicze 2022), Oddychaj Oleny Stepanenko (Pogranicze 2023) oraz Tryb Switłany Powalajewej (Pogranicze 2024), autor wyboru wierszy Mirona Białoszewskiego Z dnia robię noc (Biuro Literackie 2022).
