debaty / ANKIETY I PODSUMOWANIA

Rzecz o guzikach, rzecz o litości

Grzegorz Jędrek

Głos Grzegorza Jędrka w debacie "Jaką Pol(s)kę zobaczyli z drugiej strony lustra".

strona debaty

Jaką Pol(s)kę zobaczyli z drugiej strony lustra

0.

Lublin to takie miasto na wschodzie, z którego najlepiej widać Polskę. Pewnie właśnie dlatego z takim trudem przychodzi tu autorowi o tejże Polski kobiecej emanacji pisanie. Bo jak już się człowiek napatrzy na tych studentów zjeżdżających z całego kraju, żeby się trochę ucywilizować, na tych studentów, którzy tak jak i on pochodzą z jakiejś większej-mniejszej wsi niedaleko jakiejś powiatowej mieściny, bo jak człowiekowi paru znajomych wyparuje i nagle wszyscy, okazuje się, zostali zagorzałymi warszawiakami, bo jak człowiek pozna – niechcący – paru działaczy ONR i Antify, jak się człowiek przejdzie po placu, na którym tego samego dnia są dwie różne politycznie demonstracje (a w każdej dostrzeże jakichś swoich znajomych), jak sobie pomyśli o tej mieszaninie prowincji i nie najmniejszego przecież miasta, a jeszcze jak się – nadwrażliwiec – dopatrzy mieszanki światopoglądowo-religijnej i miszmaszu kulturowego (pantofle, kapcie czy chapcie do jasnej cholery!?), to mu się pisać odechciewa do reszty.

A nie daj Boże człowiek się jeszcze po tym wszystkim przejedzie po kraju pociągiem (minimum siedem godzin plus wszystkie te ceregiele związane z gapieniem się z nudy w okno przy każdorazowym przekraczaniu Wisły), odwiedzi Wrocław, Trójmiasto nawiedzi, po Piotrkowskiej przejdzie i o Toruń, i o Rzeszów, i o Kraków, i o Krakowskie Przedmieście zahaczy. Wtedy jest człowiek zgubionym. Nijak mu się te regiony, te historie ludzi napotkanych, te poglądy, wyznania i deklaracje nie układają we wspólną narrację. Nie ma, rozpierzchło się, skłóciło do reszty, spolaryzowało, nie gada ze sobą, albo wściekle warczy. A jak się nie da opowiedzieć o Polsce (koń jaki jest, każdy widzi), to jak tu mówić o Polce?

1.

Można by to zacząć od takiej niewinnej historyjki, której byłem świadkiem: pewną moją znajomą prosi jej dosyć dobry znajomy o przyszycie guzika do spodni. Nie. Nie tak to było. On nie prosi. On sugeruje, że to naturalne, że moja znajoma guzik przyszyje. Gdy ta, przy nikłym wsparciu z mojej strony w postaci zmarszczonych brwi i kretyńsko przekrzywionej ze zdziwienia twarzy delikatnie sugeruje, że taki duży chłopiec na pewno sam sobie może poradzić, ten strzela jak z kałacha, że „on za żadnym genderem to nie jest”.

Tu można by zakończyć, ale moja znajoma to osoba dobrze wychowana, która, mimo że w sprawach zawodowych potrafi postawić na swoim, w życiu prywatnym woli raczej ustąpić ludzkiej głupocie niż z jej powodu zrywać kontakty. I gdzieś tam, wśród jej motywacji, odnajduję litość.

I tej litości, na którą tamten nijak nie zasłużył, kurczowo się trzymam jak ostatniej szansy, bo ta litość zawadza co prawda w osiąganiu celów i psuje szyki na polu walki, ale w literaturze sprawdza się fenomenalnie.

2.

Weźmy taką panią Dorotę Masłowską. W samym centrum naszej narodowej Wojny polsko-ruskiej… stawia Silnego. I gdyby nie zrozumienie, z jakim do jego życia podchodzi (fakt, podszyte pewną dozą perwersyjnej zabawy, a nawet znęcania się nad własnym bohaterem), nigdy Silny nie wydałby nam się tak sympatyczny, w filmie Żuławskiego nie zagrałby go Borys Szyc, a miesięcznik „Kino” nie mógłby tryumfalnie zatytułować wywiadu z reżyserem Silnego otaczają wariatki.

I jakby się nie próbowało temu zaprzeczyć, to przed wszystkimi językowymi wojnami polsko-polskimi, była ta (wojna) pod flagą biało-czerwoną opowiedziana przez Masłowską. Litość prowadzi nas czasem w niespodziewane rejony.

A co do Masłowskiej, to nie wiem, czy zapisywać to na karb jakiejś kobiecej natury, której jako mężczyzna nigdy nie podejmę się definiować, czy też po prostu na karb wrodzonej upartości, ale mam do niej wielki szacunek także i za to, że nie dała się rozpisać po którejś ze stron typowo politycznego sporu, nie została honorową posłanką, a wybrała ciężką drogę najbardziej rozpoznawalnej polskiej pisarki. Zainteresowanych odsyłam choćby do tego wywiadu: http://www.rp.pl/artykul/941707-Dlaczego-nie-mam-myslec-Rymkiewiczem-.html?p=4, a także do wszystkiego, co działo się dookoła Między nami dobrze jest, a także wokół Kochanie, zabiłam nasze koty.

3.

Pełna litości jest także postawa Justyny Bargielskiej, tak, tej królewsko kapryśnej Bargielskiej, która potrafi pouczyć: „Chyba sama wiem najlepiej, co jest dla mnie degradujące” (Dwa lusterka, w tym jedno powiększające z tomu Bach for my baby). Tej Bargielskiej, która najpierw Dwoma fiatami zapoczątkowała kobiecą serię zwycięstw w Nagrodzie Literackiej Gdynia (2010) w kategorii poezja, a rok później rozpoczęła takąż serię w tej samej nagrodzie, w kategorii proza (Obsoletki).

Moc jej pisania jest równie mocno zakorzeniona w ironii i dystansie, co i w czułości. Jej Obsoletki otwierają naszą literaturę na tematy, których i publicystyka chętnie nie podejmuje, a czynią to na sposób biblijny, skomplikowany i alegoryczny a jednocześnie płynny i pozbawiony zadęcia. To właśnie balansowanie wyobraźni na granicy znieczulenia i otwartej rany świadczy o odwadze, której mógłby jej pozazdrościć niejeden poeta brulionowy.

Pamiętam też, jak jej czysty i bogaty zarazem styl był dla mojego czytania literatury odświeżający, gdy pojawiły się na półkach księgarni Dwa fiaty. Tu chciałbym jednak przytoczyć w całości wiersz z Bach for my baby:

Inna róża

Urodziłam niesamowicie piękną córkę, jej zęby,
jej włosy są jak z Pieśni nad Pieśniami. I sama
poczułam się piękna, dziękuję. Ale ona
to zupełnie inne piękno,
to jest piękno, które chcę chronić.
Gdybym miała jakieś swoje piękno, wstydziłabym się go,
zresztą pewnie mam jakieś piękno, faceci
nie lataliby tak za mną, gdybym go nie miała,
ale nie lubię swojego piękna, bo faceci
latają za nim. Piękno mojej córki
to co innego. Piękno mojej córki, tak uważam,
jest jedyną nadzieją
tego świata.

4.

Inna Polka, najmłodsza z tej trójki, której litość i literatura mają szansę zbawić świat, to Ilona Witkowska. Trzeba przyznać, że ma tupet. Bo kiedy się odbiera prestiżową nagrodę literacką za debiut, kiedy się ją odbiera na salonach, to to jest przecież okazja do manifestacji własnego ego, do upajania się własną wspaniałością. A Witkowska mówi w czasie rozdania Poetyckiej Nagrody Silesius: „Mam nadzieję, że nagroda dla tej książki [splendida realta – gj] sprawi, że docenią państwo to, co jest także elementem kultury Wrocławia: koczowisko romskie przy Kamieńskiego i targowisko przy Świebodzkim”. Nie tego, by była wyrzutem sumienia, spodziewa się człowiek po laureatce.

Dużo ciekawsze zaś w Witkowskiej jest to, czego się po niej czytelnik nie spodziewa. Te miniatury, w których emocje wyładowują się w oszczędne metafory, niedopowiedziane sytuacje, przedłużone tytuły, które próbują ocalić jak najwięcej, te „proste czynności bez ognia” (gdybym znalazła nitkę, poszłabym za nią, Aniu) w które każe nam się zaangażować. Nieustannie nam powtarza:

jesteśmy wspaniałą rzeczywistością

wybrażam sobie, jak go bili, bo bili na pewno.
i, że dostawał kakao na wodzie, nie na mleku.
zadajesz mi pytania. nie chcę ich. nie wiem.

5.

A są przecież inne: niestrudzona krytyczka i poetka Mueller, od której wciąż uczę się mocy słowotwórczej, nagrodzona Nike Bator, Solistki i ich antologia, krytyczki, pisarki…

6.

W jasnym świetle tych kobiet incydent z guzikiem wygląda jeszcze paskudniej.

Boję się i właściwie z lęku tego powstał niniejszy tekst, że rację ma Inga Iwasiów, pisząca o polskiej prozie: „Jeśli chcemy zdiagnozować na podstawie tych narracji (a lista jest nieskończona) Pol(s)kę, trzeba powiedzieć otwarcie: kapitalistyczna rzeczywistość, utkana wezwaniami do tradycji z jednej, obietnicami równości z drugiej strony prowadzi do samotności, uzależnień i śmierci. Przy bohaterkach tej prozy, inaczej niż przy postaciach kreowanych w popkulturze, nie pojawiają się wspierający mężczyźni. Nie ma domów w miłej okolicy, rozkoszy macierzyństwa, harmonijnego rozwoju duszy i ciała. Jest strasznie, bo taki mamy etap.”

I tylko z jednym się nie zgadzam. Z tym prostym i przerażającym: „Jest strasznie, bo taki mamy etap.”. Myślę, że jest strasznie, bo impuls idący przez popkulturę nie idzie z miejsca, z którego najwięcej by czerpał, to znaczy ze świata artystycznego. Idzie natomiast z rynku z jego standardowymi opakowaniami i instant karmą.

Myślę, że gdy pani Inga mówi, że literatura ma dziś ograniczony zasięg, to jest to jakieś nasze straszne zaniedbanie. Że jakoś odmówiliśmy ostatnio naszej literaturze jej gatunkowego ciężaru. Nie bez powodu wybrałem te trzy nazwiska Polek, bo nie ma chyba w Polsce pisarek, które wśród przeciętnych czytelników-recenzentów traktowane byłyby z większą pobłażliwością.

7.

Niedawno oglądałem film Bruno Dumonta Camille Claudel o cudownej rzeźbiarce, której życiowym partnerem był przez pewien czas Rodin, i którą to Rodin okropnie skrzywdził. Claudel potrzebowała jedynie spokoju, by tworzyć i akceptacji, by móc zbudować swą niezależność. Jednak nie było to jej dane. Dziś już niezależnych kobiet nie umieszcza się w zakładach psychiatrycznych, a ich bracia nie trzymają ich tam do końca życia w imię przerażająco źle zrozumianych wyższych wartości. Jednak dzisiejsze lekceważenie bywa czasem równie przerażające.

8.

Mój Boże, sam bym ten guzik przyszył, gdybym tylko dzięki temu mógł się mniej wstydzić za tamtego guzikowca.