debaty / ANKIETY I PODSUMOWANIA

Ślady książek

Kamil Nolbert

Głos Kamila Nolberta w debacie "Biurowe książki 2014 roku".

strona debaty

Biurowe książki 2014 roku

1.

I powtarza się sytuacja sprzed roku, kiedy trzeba było jakoś wrócić do tego, co się czytało, spróbować to wszystko ogarnąć i podsumować lektury. Ale książek wydanych przez Biuro znów było sporo, a to przecież nie wszystkie, które wpadają w ręce, trzeba więc wybierać, niesłusznie może skreślając to, co w ostatecznym rozrachunku mogłoby okazać się ciekawe, ważne. Siłą rzeczy opis pozostaje więc fragmentaryczny, ale tak to już jest, nic się z tym przecież nie zrobi, można sobie najwyżej trochę ponarzekać.

2.

Na pewno warto było w tym roku zwrócić uwagę na wybór wierszy Jacka Podsiadły. Pamiętam, że bardzo mnie ta książka ucieszyła, także ze względów czysto praktycznych – dostanie gdzieś któregokolwiek z dwóch wydań poezji zebranych autora Arytmii graniczy z cudem. Któż chciałby się takiej książki pozbywać? Pewnie nikt, dlatego jeśli już się gdzieś książka pojawi, to jej cena jest zawrotna. Ale nie o to przecież chodzi. Dostaliśmy wiersze, dużo wierszy, może nie wszystkie, które byśmy chcieli, może nie tyle, ile byśmy chcieli, ale wystarczająco dużo, by nie mieć do kogokolwiek żalu.

Podsiadły nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, z perspektywy czasu dobrze wiemy, że – jak zauważa Piotr Śliwiński – jego wiersze należą już do historii literatury. Może w tym tkwił ich problem. Historia przecież zawsze zwiększa dystans, oddalając nas od tego, co istotne, tylko czasem, jak chcemy wierzyć, pozwalając nam zobaczyć to, czego wcześniej widać nie było. Jeśli więc nie trzeba przedstawiać, to w każdym razie trzeba przypominać. I takiej właśnie, nostalgicznej lektury domaga się ten tom.

3.

A potem, pamiętam, był nowy Honet. I choć właściwie już do niego nie wracałem, nie wiem nawet dlaczego, to jakoś mnie ta książka dotknęła, coś we mnie poprzewracała i pogruchotała. Trochę nie chcę mu wierzyć, niekiedy zbyt ładnie w tej całej swej makabryczności brzmią te wiersze, ale potem nagle coś się zmienia, w inne struny Honet zaczyna uderzać, nagle staje się liryczny, smutny i melancholijny. I to napięcie między makabrą a mistyką, wizyjnością tej poezji a realnym i wręcz namacalnym bólem wydaje się tu najciekawsze.

4.

Wypada pamiętać o tomie Bohdana Zadury. Kropka nad i to jedna z ciekawszych książek, które autor Ciszy w ciągu ostatnich kilku lat wydał. I o Rytmach jesiennych Jacka Łukasiewicza, książce zgoła nieprzystającej do tego, co się w naszej poezji dzieje, tylko pod pewnymi względami podobnej do jego Stojącej na ruinie, bo jednocześnie pełnej nostalgii, wspomnień, ale także radości, spokoju, pogodzenia ze światem. Można się dziś jeszcze cieszyć i rymem, i rytmem wiersza, jego brzmieniem, zapominając na chwilę o całej tradycji badawczej i lekturowej, która podważa związek języka ze światem. Tu jedno nierozerwalnie wiąże się z drugim: świat zapewnia pretekst, okoliczność do napisania wiersza, potem cała praca odbywa się już w języku.

5.

Jeśli chodzi o Geografie Catellego – tylko jedna uwaga: czytać po jednej prozie dziennie, wielokrotnie.

6.

Na koniec może jedna rzecz, z którą nie do końca się mogę zgodzić. Nie wydaje się być w porządku wobec czytelników wydawanie co dwa-trzy lata kolejnego Wojaczka, za każdym razem zapewniając, że to „najpełniejsze dotąd wydanie jego utworów”. Raz, drugi, to się może zdarzyć, owszem, coś zaginęło, coś się odnalazło, tom można uzupełnić, ale w pewnym momencie takie działania mogą wydać się po prostu niesmaczne. Ale cóż, książki trzeba sprzedawać.

7.

PS. W tym roku Biuro ma do wydania jeszcze dwie książki: tom rozmów z Ryszardem Krynickim oraz nową prozę Filipa Zawady – i obie, trzeba przyznać, zapowiadają się ciekawie.