debaty / ANKIETY I PODSUMOWANIA

Śmierć z kluską

Judyta Gulczyńska

Głos Judytu Gulczyńskiej w debacie "Biurowe książki 2014 roku".

strona debaty

Biurowe książki 2014 roku

Są różne rodzaje przyjemności. I różne rodzaje perwersji. Każdy wybiera taką, jaką lubi. Albo nie wybiera wcale. Brutalne opowieści o życiu, chociaż bardziej o śmierci i o miłości, chociaż bardziej o tej cielesnej – mogą zaspokajać podstawowe potrzeby dość specyficznego czytelnika czy specyficznej czytelniczki. Ci specyficzni odbiorcy mogą czuć się zaspokojeni po lekturze Nudelmana.

Książka Bargielskiej powinna mieć kolor czarny. Czarną okładkę, czarne strony. Litery już czarne są, ale one też powinny zmienić kolor. W całej czarności – bo przecież nie czerni – świata, życia, śmierci, mężczyzn, kobiet, dzieci, drzew i domów, pojawia się czasem światło, chociaż rzadko. Ciągłe okrucieństwo daje dziwne poczucie rzeczywistości, namacalności. Słowa dobitnie malujące obrazy, wydające przeraźliwe dźwięki, jak skrobanie styropianu czy tablicy. To jednak jeszcze bardziej zakorzenia, osadza, zakotwicza. Tematyka wierszy nie jest nieprzewidywalna, ale zadziwia. Zaskakuje, bo nie jest niczym przysłonięta. Nie jest ciastkiem w cukierni, które widać tylko przez szybę. Tym razem można – a nawet trzeba – wejść, bo zdążyło się jeszcze w godzinach otwarcia, można powąchać, dotknąć, a później nawet polizać i połknąć. Nie trzeba się przyglądać, wypada zrobić krok dalej i poznać to wszystko, co wcześniej obserwowało się tylko z odległości. I śmierć jest jeszcze bliżej. „Śmierć jest taka, / i taka, i taka, i taka”. Nie tylko ludzi, ale i zwierząt, relacji, historii – wszystkich tych nitek.

Podmiotka w tych wierszach przyjmuje dość specyficzną i niejednoznaczną pozycję. Jest jednocześnie bitą kobietą, bijącym mężczyzną, a nawet przyglądającym się temu wszystkiemu dzieckiem. Czasem czerpie przyjemność, poddaje się destrukcyjnym fantazjom, czasem się boi. Rzadko pozostaje obojętna. Bargielska jest poetką dość problematyczną, niedającą się łatwo i w sposób oczywisty sklasyfikować. Zwłaszcza w Nudelmanie. Miesza ze sobą wszystkie możliwe – i niemożliwe – świętości, dodaje swoje wersje, wizje i historie. Ale nie po to, żeby wyśmiać, skrytykować czy pochwalić. Po to, by skomplikować, dać do myślenia, zastanowić się. Pomyśleć nad różnymi aspektami życia. Między innymi nad miejscem kobiety, która inaczej patrzy na życie w patriarchalnym świecie. Nie walczy o równouprawnienie, nie strajkuje, nie oburza się – ale chyba tylko pozornie. Podmiotka, mimo tego, że „nienawidzi kutasów”, czerpie przyjemność z tego, jak postrzegają ją i traktują mężczyźni. Perwersyjną przyjemność.

Justyna Bargielska miesza różne języki i tony. Ale dzięki tej mieszance tworzy coś nowego i swojego, rozpoznawalnego. Zgrabne zagrania wyrażeniami religijnymi, reklamowymi, wulgarnymi, ironicznymi, radiowymi czy książkowymi, to nie tylko intertekstualne zabiegi. To również konsekwentne podążanie swoją ścieżką – jednak już dość dobrze znaną. Miasto przez nią stawiane nie jest puste w środku. Ale pustkę może po sobie zostawić, narobić bałaganu, zburzyć, a ocalić tylko fragmenty, wersy, cytaty i sprawić przyjemność. Perwersyjną przyjemność.